ML- Nic nie trwa wiecznie.pdf

(1694 KB) Pobierz
Lee Maureen
Nic nie trwa wiecznie
Prolog
Diana
Wrzesień 1999
- No więc widzisz, Di, moja kochana - smętnie mówiła Michelle
0'Sullivan - naprawdę już czas, żebym odpoczęła. Kiedy cię urodziłam,
miałam raptem dwadzieścia lat. Potem przyszedł na świat nasz
Damian, po nim Jason, wreszcie Garth... A niedługo po tym, jak Garth
się urodził, wasz tata pozwolił sobie prysnąć z domu.
Mówiąc tak, matka wyrządzała ojcu Diany wielką krzywdę.
Rozwiódł się z żoną zupełnie oficjalnie z powodu nieodwracalnego
rozkładu ich małżeństwa. W dokumentach rozwodowych nie było
jednak ani słowa o tym, że ów rozkład był rezultatem jej cudzołożnych
związków z czterema różnymi mężczyznami.
Doszło do tego, że tata nie był wcale pewny, czy któreś z dzieci -z
wyjątkiem Diany - było jego.
Wtedy to Jim 0'Sullivan przepadł jak kamień w wodę.
- Masz już osiemnaście lat i wcale ci nie zaszkodzi, jeżeli weźmiesz
na siebie trochę odpowiedzialności, żeby twoja biedna mama mogła,
powiedzmy, odpocząć - ciągnęła Michelle nieco drżącym głosem. - A
ten mój Warren to naprawdę miły gość... co prawda troszeczkę ode
mnie młodszy.... Tak czy owak, nie byłoby w porządku, gdybym go
poprosiła, żeby się tu wprowadził i utrzymywał dzieciaki innego
faceta.
Dianie nawet w snach nie przyszłoby do głowy, by powiedzieć, że
przecież Warrenowi cały czas zabiera utrzymywanie samego siebie
-częściej bywał bezrobotny niż zatrudniony.
Michelle przerwała na chwilę, żeby nabrać tchu. Zaciągnęła się
głęboko papierosem i błagalnie spoglądała na córkę wielkimi,
niebieskimi oczyma, mokrymi teraz od łez.
W czarnych dżinsach i czerwonej koszulce z sercem z cekinów na
piersi ta trzydziestoośmioletnia kobieta mogłaby uchodzić za o wiele
młodszą, niż była naprawdę. Na nogach miała sandałki na
dziesięciocentymetrowych obcasach; czerwony lakier częściowo już
oblazł z paznokci na palcach jej stóp.
- A więc, kochanie - mówiła dalej, okraszając przemówienie
teatralnym westchnieniem - pomyślałam, że będzie najlepiej, jeżeli to
ja się stąd na jakiś czas wyprowadzę. W ten sposób razem z Warrenem
będziemy mogli spędzić trochę czasu tylko we dwoje, a ty tymczasem
zajmiesz się braciszkami. Moglibyśmy sobie znaleźć jakieś małe
mieszkanko dla nas dwojga... Prawdę mówiąc, Warren już wie o takim
jednym miejscu w Melling Village, bardzo blisko Liverpoolu: to taka
mała chałupka, tylko z jedną sypialnią. Och, ale wiesz, Di, tam w
ogrodzie rośnie fantastycznie piękne drzewo. Warren mówił mi, że to
czereśnia. - Wrzuciła na wpół wypalonego papierosa do kominka i z
niesmakiem spojrzała przez okno, wychodzące na malusieńkie
podwórko na tyłach domu, którego mury prosiły się o pomalowanie,
odkąd Diana sięgała pamięcią. Rząd domów za podwórkiem był
oddalony najwyżej o kilka metrów, z frontu zaś wychodziło się wprost
na chodnik. - Drzewo, Di! Możesz to sobie wyobrazić: wyglądasz
przez okno i widzisz drzewo?
Diana tylko współczująco się uśmiechnęła.
Jej matka nigdy dotąd nie wyrażała chęci oglądania pól, drzew,
jagniątek, kwiatków czy czegokolwiek związanego z przyrodą, jednak
wrodzona słodycz i ufność Diany sprawiły, że nawet przez myśl jej nie
przeszło powiedzenie matce prawdy.
- Więc kiedy wyjeżdżasz, mamo? - spytała.
- Myślę, że się wybiorę dziś po południu - odparła matka od
niechcenia, jakby informowanie na kilka godzin wcześniej, w sobotę
po południu, o tym, że za chwilę porzuci nie wiadomo na jak długo
czwórkę swoich dzieci, było czymś zupełnie rozsądnym. - Zanim
wyjadę, zrobię wam gulasz, żeby chłopaki miały coś do jedzenia,
kiedy wrócą z meczu. Jutro pewnie będziesz musiała zrobić jakieś
zakupy w supermarkecie. Jak się tylko z Warrenem urządzimy,
postaram się załatwić, żebyś dostawała zasiłek na chłopaków.
Wszyscy trzej jeszcze chodzili do szkoły.
Sięgnęła po torebkę.
- Zostawię ci parę szylingów na zakupy, co?
- Nie trzeba, mamo. Mam dość własnych pieniędzy.
Oczy Michelle przez moment zalśniły szczerymi łzami: dobrze
wiedziała, że wykorzystuje miękkie serce Diany.
Niewiele osiemnastoletnich dziewcząt zgodziłoby się tak chętnie
zaopiekować trójką niesfornych chłopaków, i to zupełnie nie wiadomo,
na jak długo. Jej córka nie wahała się jednak ani chwili.
Poza tym Diana nie po raz pierwszy musiała znosić matczyne
ekscesy. Tak było od czasu, kiedy miała najwyżej dwanaście lat.
Michelle nie wiadomo który już raz prosiła Boga, żeby jej córka nie
wdała się w ojca. Jim był takim niezdarą! Stale się potykał o wszystko
albo wpadał na drzwi. Di była do niego bardzo podobna: wysoka i
patykowata, z ogromnymi stopami i długimi, białymi rękami. Urodziła
się w dniu ślubu księcia Karola z Dianą, stąd jej imię.
Myśląc teraz o tym, Michelle stwierdziła, że jej Diana bardziej niż
kiedykolwiek przypomina nieżyjącą już księżnę Walii, niech ją Bóg
błogosławi. Obie nawet miały tak samo miękkie serce.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin