Crowe Evelyn A. - Dwie rzeki, dwa serca.pdf

(1149 KB) Pobierz
EYELYN
A.CROWE
DWIE RZEKI,
DWA SERCA
Jason van der Bollen odchylił się na dwóch nogach krzesła, aż
oparcie dotknęło
ściany
w kuchni, po czym zamknął oczy i
westchnął z ukontentowaniem. Najadł się do syta. Na wyśmie-
nite
śniadanie
złożyły się fura chrupiącego bekonu, naleśniki
pływające w maśle i syropie klonowym,
świeży
sok z pomarań-
czy, trzy filiżanki mocnej, gorącej, czarnej kawy oraz domo-
wego wypieku bułka z jagodami, duża jak pięść. Teraz pragnął
już tylko zanurzyć się niczym w słodkim
śnie
w porannej po-
gawędce prowadzonej przez brata, bratową w zaawansowanej
ciąży i bratanka.
Czując się jak rozleniwiony, zadowolony kocur, otworzył jedno
oko i z uśmiechem przyglądał się Ginny, która z trudem wsta-
wała z krzesła. Wierzyć się nie chce,
że
znają ją niewiele dłużej
niż rok i spotkali się w tak dziwacznych okolicznościach. Tyle
się wydarzyło. Ale najważniejsze,
że
brat miał wielkie szczęście
ożenić się z Ginny.
R
S
1
Jason, zapatrzony w Ginny, uświadomił sobie,
że
ją kocha.
Zdumiało go odkrycie,
że
darzy miłością kogoś prócz siebie.
Ach, nie chodzi o seks. Chryste, Matt obdarłby go
żywcem
ze
skóry i przybił to
żałosne
trofeum do bramy winnicy, aby
ostrzec każdego przed podobnymi zakusami. Nie, nie. On kocha
Ginny jak siostrę.
Życie
jest piękne, pomyślał. No, może nie zawsze.
Uśmiechnął się szerzej, a w jego niebieskich oczach zamigotał
psotny błysk, który wzbudzał nieufność Ginny.
-Przestań się tak głupio uśmiechać, Jason - powiedziała z roz-
drażnieniem, machinalnie rozcierając sobie
krzyż. Potem założyła ręce na okrągły brzuch i postukała
nogą w podłogę, obrzucając go groźnym spojrzeniem.
Wyszczerzył się w uśmiechu. Nieodłączny jak cień towarzysz
Ginny, brzydki kundel o imieniu Pies, który ostatnio coraz
ostrzej bronił swej pani, warknął i kłapnął zębami.
-Właśnie myślałem, jacy jesteście szczęśliwi, ty,
Matt i Austin - rzekł Jason.
Spodziewała się jak zwykle usłyszeć kąśliwą uwagę, ale nostal-
giczna nuta w jego głosie zbiła ją z tropu. Nagle zdała sobie
sprawę,
że
Jason jest samotny, i do oczu napłynęły jej gorące
łzy,
które zmąciły wzrok.
Uprzątający stół Austin i Matt znieruchomieli, popatrzyli na
siebie porozumiewawczo, po czym uciekli spojrzeniem w bok,
żeby
się nie roześmiać.
-Widzisz, coś narobił - powiedział Austin. - Tłumaczyłem ci,
że
kobiecie wariują hormony, kiedy spodziewa się dziecka. To
trochę jak napięcie przedmiesiąćzkowe,
tylko sto razy gorsze. - Austin pogłaskał macochę po
ręku. - Nie zwracaj uwagi na wujka Jasona, Ginny, Sta
rzeję się i sam ma kłopoty z hormonami. Pewnie odezwał
się w nim instynkt gniazdowania.
R
S
Ginny strasznie zachciało się
śmiać.
Najbliżsi mężczyźni okazy
wali jej taką opiekuńczość,
że
nie miała serca pomniejszać ich
dobrych intencji ani uczuć.
-Potrzebna mu kobieta, z którą-uwiłby gniazdko -rzekła.
Jason zmarszczył brwi. Docinali mu tak od czasu, gdy sprzedał
to, w co zainwestował, czyli sieć sklepów z winami i serami w
Austin oraz inne interesy, i postanowił przejąć ziemię, którą
dostał w spadku po ojcu. Ziemia tą leżała na wprost rodzinnej
winnicy, po drugiej stronie drogi, i zamierzał zamienić ją w ran-
czo. No, może nie ranczo w tradycyjnym znaczeniu tego słowa.
Zaskoczył ich w każdym razie, pokazując,
że
potrafi wyremon-
tować kamienną stodołę i urządzić w niej dom;
-Z kobietami - rzekł, machając lekceważąco ręką - nigdy nie
miałem problemu. Zawsze jest z czego wybierać, kiedy trzeba.
Ginny już otwierała usta, ale spojrzawszy na Matta, zacisnęła je.
Chciała zapytać Jasona, czy nie czuje potrzeby miłości, ale
błysk w ciemnych oczach męża i przeczący ruch głową przy-
pomniał jej
że
lepiej nie zaczynać na nowo starego sporu.
Jason był bardzo przystojnym mężczyzną, wysokim, dobrze
zbudowanym, o jasnoblond włosach i
śmiejących
się, niebie-
skich oczach. Ale nawet gdyby nie przyciągał wzroku męską
urodą kobiety i tak lgnęłyby do niego. Był człowiekiem, dla
którego nikt nie jest obcy; miał charyzmatyczną osobowość,
uwielbiał
śmiać
się i dobrze bawić. Poza tym szczerze lubił ko-
biety. Ciekawiły go i przyjemnie się czuł w ich obecności. Nig-
dy więc na brak towarzystwa nie narzekał.
R
S
- Potrzeba mi siły mięśni. Kogoś do pomocy przy
szafkach w kuchni - powiedział.
Rozczarowało go,
że
Ginny nie docięła mu jak zwykle, gdy wy-
głosił swoje zdanie na temat kobiet. Często między nim a bra-
tową dochodziło do gorącej, lecz pozbawionej złośliwości dys-
kusji, która działała na niego pobudzająco. Przypomniał sobie
jednak o jej odmiennym stanie i skłonności do wybuchania pła-
czem, rosnącej wraz ze zbliżaniem się terminu rozwiązania. Tak
się cieszył na poranki w rodzinnym gronie,
że
wolał nie zaczy-
nać niczego - ani z Ginny, ani z Austinem - za co brat mógłby
go wyrzucić z domu.
Uśmiechnął się czarująco, wyrównał krzesło, stawiając je znów
na czterech nogach, i wziął do ręki jedną z książek przywiezio-
nych przez Austina. Bratanek, jedenastoletni geniusz, uczęszczał
na Uniwersytet Teksański, gdzie studiował kierunek o trudnej
do wymówienia nazwie i mieszkał z rodziną dziekana, a do do-
mu przyjeżdżał na weekendy i wakacje. Letnia przerwa waka-
cyjna sprowadziła Austina do domu na dwa miesiące i Jason z
radością myślał o tym,
że
spędzi więcej czasu z bratankiem.
-A to co, Einsteinie? - spytał, pukając w stertę ksią
żek.
- Przecież nie będziesz uczył się latem. Liczyłem na
twoją pomoc.
Austin przysiadł na krześle, wyciągnął książkę ze sterty i poka-
zał okładkę.
-Poradnik na temat porodów w domu. Ponieważ
Ginny postanowiła urodzić moją siostrę tutaj, uznałem,
że
trzeba uświadomić tatę, co go czeka i co ma robić.
Mart zbladł, a jego oczy wydały się przez to większe i ciem-
niejsze. Drżącą ręką przeciągnął po długawych, czarnych wło-
sach.
R
S
Zgłoś jeśli naruszono regulamin