Żeromski Stefan - Kara.pdf

(2235 KB) Pobierz
STEFAN
ŻEROMSKI
Kara
HENRYKA
SIENKIEWICZA
Ta trzecia
(fragment)
Wydział Opieki nad Żołnierzem
J WWB
902419407.002.png
-3-
Zdawało mu się, że Laskawicz zleciał za ziemię z wy­
sokości...^ c z ty,Lasek,siedzisz w ciemności -
spytał, zapalając lampę i oglądając apartament szyb-
kim i spojrzeniami.
Do rozpoczęcia starań o nowy lokal zawsze
- inicjatywę dàwal Dzierzyniecki«Mie było wypadku,żeby
w jakim kolwiek -apartamencie siedział pół roku. Już
po upływie miesiaea od chwili wprowadzenia się do ja­
, . -. .
• *._ —^a
y
_ siedź i ty po ciemku, jeżeli ci to spra-
M
kiegoś " kawalerskiego mieszkania' 1 ze wspólnym kory­
tarzem, samowarem i " usługą" dostrzegał pierwszą wa­
dę kardynalną, vkrotee potem rzucała mu się w oczy
druga, trzecia, - zaczynał systeraatychnie roztrząsać
-i przekładać je Łaskawie z owi, trapić go tak umiejęt­
nie i dopóty, aż ten stawiał odrazu kwestię "kantem"
- i wideł się dla badania lokalów od bramy do bramy.
Na Smolnej "rzeczy poszły zupełnie innyn trybem. Od
daty wynajęcia salonu pani Mundartowej minęło trzy
"kwartały.. Dzierzyniecki bardzo często rozpalał się
do białości i pienił na dzwonek elektryczny, trzesz--
czący przeraźliwie tuż nad ścianą nad wezgłowiem je­
go pościeli,na monstrualne,jedyne w dziejach rozlu-
towanie samowara,na jakąś "twardą" wodę do mycia obli
cza,na złe uprzątanie pokoju na brzydotę koczkodanika
z grzywka,nastawiaj ącego samowar i t .d .,a laskawicz
mimo wszystko ani myślał o wekslowaniu "penatow".
Przez czas bardzo długi Dzierzyniecki głęboko się za­
stanawiał, jak a może być przyczyna tego uporu i kon­
serwatyzmu. Dopiero niesłychanie baczna i systematycz
na obserwacja naprowadziła go na ślad prawdy. Łaska­
wicz od pewnego czasu tale manewrował,ażeby ''szlafka-
.iirata'' o" godzinie dziesiątej wieczorem w mieszkaniu
nie było,a sam o tej porze regularnie był na miejscu.
Z knajpy,z wieczorku karcianego u kolegów żonatych,
ze spaceru,nawet z teatru,wymykał się przed dziesią­
tą i szybkim krokiem zdążał na Smolną. Kilkakrotnie
Dzierzyniecki krok w krok szedł za nim,usiłując zba­
dać przyczynę, - i nadaremnie. laskawicz biegł szybko
przez podwórze,wpadał na schody i siedział w mieszka­
niu bez światła. Dzierżyniockiego c lok awość poproś tu
zjadała. Pewnej niedzieli wyszedł od Czerskiego pra­
wic równocześnie z Łaskawiczem, tuż .za nim wstąpił do
sieni, i gdy tylko drzwi mieszkania się zamknęły, otwo­
rzył kluczom zatrzaski szybko wfc roc z ył do pokoju.
wia przyj emnosc. ^.^.^
si ę
v ^ voł5Avani em Johna
F in »a i lewitacjami...IIożebym ci przeszkadzał?
Ain ö a
Le Łaska 4 ic z zaczą ł
-rrzez zęby i wygwizdał słowo dosyć niesmaczne, oso­
bliwie Idvbv jfzastosować do współlokatora,ten je-
dnï nifdał za wygraną i odtąd syst etycznie P rze-
bywał wieczorami w ^omu, szczególnie za, pilne zaję
cia miał tam około godziny dziesiątej . łas,,avacz
równanie wydalał°się nigdzie. Przechadzał si|
zazwyczaj po saloniku z miną tygrysa,ktory Lilka
dni nie iadł,i od niechcenia pogwizdywał.
dn
o d niechcenia świstać
3 Mieszkanie pani Mundartowej, od które- ci
i
dwaj kav^lerowie/Łaskawicz,kolejarz z Zarządu Dro­
gi Wiedeńskiej i Dzierzyniecki urzędnik biura ubez
pieczeń na życie/ odnajmowali duży pokój,- składa­
ło się z kilku izb mniejszych. Drzwi z sali wynaję­
tej, pro wadzące do mieszkania wdowy,były z jej stro­
ny zabarykadowane szafą,niedosięgaj ącą wszakże ich
szczytu. I pokoju kawalerów mieścił się pod tymi
drzwiami stolik do pisania. W bliskości stolika, ja­
ko na j znale orni tsza ozdoba lokalu, sterczał na drew­
nianym słupie gipsowy biust Arichimedesa, Alcybiade¬
sa, czy kogoś wogóle z tamtych czasów. Z drugiej
strony stolika,pod piecem,figurowało łóżko. Między
oknami tkwiła urocza kanapka,wyszczerzająca spiral­
ne sprężyny. Dalej była szafa i łóżko Dzierzyniec¬
kiego, równie dobrze znanego pod mniej długą nazwą
Dzierzy, albo całkiem odmienną.- Zgryzoty. Usilne
przesiadywanie obydwu lokatorów w domu trwało bar­
dzo długo. Fareszcie pewnego wieczoru tajemnica
wyjaśniła się raptownie,kiedy panna Zofia,młodsza
córka pani I-iundartowej ,nauczycielka uganiająca się
za lekcjami po całych dniach i wieczorach, zjawiła
się o dziesiątej,wypiła herbatę,! jak zwykle,nucąc
półgłosem,jęła zabierać się do snu w pokoju,do któ-
902419407.003.png
-5-
wieczór podglądanie-z najzupełniejszą bezczelnością.
Z oz asem wygotował całkowitą metodę i zupełny sys-
temat. Drzwi z korytarza zamykał na klucz,kładł
miękkie pantofle, spuszczał firanki i t .d. Obadwaj
lokatorowie rzadko kiedy chodzili z wizytą do pani
Kundart owej . Była to wdowa nie zamożna, utrzymuj ąca
się z jakiejś emerytury i z pracy córek. Starsza
była retuszerką, i jakkolwiek miała robotę w jednym
z najpierwszych zakładów fotograficznych,to prze­
cież zarabiała daleko mniej,niż młodsza. Właściwie
utrzymywała dom panna Zofia. Była to panienka mło­
da jeszcze bardzo,ładna, cicha. Lliała w dużych lazu­
rowych oczach znamię umysłowego utrudzenia, ów sygnał
wiecznie pracuj ąc ej "pamięci, która okruch wiedzy,po­
trzebnej niezbędnie, trzyma w ciągłej świeżości.
Ten zasób nigdy-nie może się stępić, gdyż nim zdoby­
wa się kawałek chleba, jak górnik zdobywa go kilo­
fem, jak szwaczka igłą...
Panna Zofia włosy miała ciemne,a tale
dziwnie lśniące, że Łaskawicz był w stanie myśleć
o tym ich połysku w ciągu całych dni, a nawet w cią­
gu całych nocy. I on wszykże wyraźnie stronił od
tych panien, lękając się,żeby czasem nie przyszło
-4-
rego wejście było zasłonięte szafą. Łaskawicz wej­
rzał na Dzierzynieckiego wzrokiem tygrysa głodnego,
zranionego i rozbestwionego,przez chwilę się wahał,
a następnie,powziąwszy widocznie śmiałą decyzję, lek­
ko wskoczył na krzesełko,a stamtąd na stolik przy
drzwiach... Dzierżą,siedzący na fotelu obok swego
łóżka,przymrużył lewe oko i z lekkim osłupieniem
spoglądał"na uczynki współlokatora. Łaskawie z prze­
zornie a mocno nacisnął obiedwie połowy drzwi,otwie­
rających się do sypialni panny Zofii,uformował w gó­
rze szparę dosyć szeroką i przystosował do niej swe
oko...
- Czy śmiertelnikowi wolno będzie również .
- szepnął Dzierzyniecki z uczuciem.
łaskawie z nie odpowiedział, wykonał nato­
miast ręką pewien gest zrozumiały. Za drzwiami sły­
chać było głuchy stuk zzutyeh bucik ów, naj wyraź niej -
sze urywanie tasiemek, zawiązanych widocznie na moc­
ne węzły i całą gamę suchych szelestów, jakie wydają
porzucone szaty. Łaskawicz tak przylgnął do drzwi
zatarasowanych, że możnaby go było wziąć za płasko­
rzeźbę oprawioną w drewniane ramy. Panienka widocz­
nie czytała w łóżku, gdyż dopiero około godziny 11-ej
zlazł ze stołu. Zaraz też przybiegł na palcach do
Dzierzynieckiego i w sposób jaknajbardziej katego­
ryczny wyrecytował:
- Jeżeli piśniesz jedno słowo przed kimkol
wiek, odważysz się na jeden dwuznacznik,no - jeżeli
wogóle parę z ust o tym puścisz,to po pierwsze -
nie mieszkam z tobą, a po wtóre - zatrzymuję ten lokal
dla siebie.
- Ba,- rzekł tetryk - nie pisnę,ale ja bę­
dę właził na stół co drugi dzień...
- Gdybym zauważył,że na serio żywisz ten
nędzny zamiar,to również nie mieszkam z tobą.
- Nędzny zamiar... - szydził Dzierzyniec­
ki, wyciągając swe długie nogi aż na środek stancji.
Po chwili przekręcił się w fotelu na bok i z miną
wzgardliwą mówił:
- Nędzny zamiar. À patrz sobie,patrz . . .
"wdepnąć w sakrament' 7 z osobą,której całym posagiem
były źrenice jak głębia niebios i modny kapelusik,
czyniący z niej śliczne widziadło. Tale stały rze-
czy,kiedy zaraz na początku karnawału zaprojektowa­
no u pani aundartowej wieczorek tańcujący. Rozumie
się,że lokatorów poproszono przede wszystkim. Sys­
tematyczny Dzierzyniecki już od godziny piątej z po­
łudnia majstrował około swej garderoby, wkręcał spin­
ki w gorsy koszul, twarde, jak płyty marmur owe, mył
benzyną rękawiczki, czyścił fraie, i próbował za po­
mocą piruetów tęgości swych lędźwi. Łaskawicz zja­
wił się dopiero przed dziewiątą i z iphałasem rzucił
się do bielizny i kostiumu balowego. Co chwila spo­
strzegał jakieś braki,wypadał na miasto,pędził po
schodach i r/racał niebawem, lełłomyślnie przeskakując
całe dziesiątki schodów. 0 jedenastej,kiedy Dzierzy­
niecki był już prawie gotów i siedząc na łóżku ma­
rudził nad swym' frakiem, łaskawicz mył się dopiero.
nie jestem
wcale fiksatem,ani czymś w tym guście...
Od tej chwili Łaskawicz praktykował co
902419407.004.png
- 6 -
Gości już było dosyć. W pokoiku za drzwiami,milczą
cym z wyk le, słychać było rozkoszny gwar koleżanek
i znajomych panny Zofii,w przedpokoju dzwonek od­
zywał się co chwila. Łaskawicz umył się nareszcie,
włożył bieliznę, cienkie balowe obuwie, i z włosa­
mi roztrzepanymi niby wiązka grochowin,wlazł we­
dług swego zwyczaju na stolik i mocno przycisnął
drzwi, żeby zobaczyć, jakie białogłowy już są i jak
też wygląda panna Zofia...
Hagle stała się rzecz straszliwa.
Drzwi, od których dla rozszerzenia na ten
wieczór pokoju odsunięto szafę,roztwarły się
z trzaskiem. Dobrzyniecki ujrzał nagle w przestwo­
rzu białe nogi Łaskwicza. Pieszczę śliwy podglą­
dacz runął z wysokości stolika do apartamentu,peł­
nego dziewie;wsparł się wyciągniętymi'rękami na
posadzce, odbił,pędem poleciał aż do przeciwległej
ściany i z całej mocy, jale taranem uderzył głową
w kanapę . Panny,które tam właśnie siedziały, z krzy
kiem rozpierzchły się na wsze strony, a kilka
z nich bezradnie stanęło w otwartych drzwiach,
i prowadzących do kawalerskiego mieszkania. Łas­
kawicz zerwał się na równe nogi w przeraźliwym
ogłupieniu i, oszołomiony upadkiem, oraz białością
swego kostiumu,rzucił się na oślep z miejsca.
Zamiast wszakże skierować' się do mieszkania opu­
szczonego przed chwilą - wpadł we drzwi, prowadzą­
-7-
schroniły się za komin i z krzykiem chwyciły, co by­
ło do obrony pod ręką. Więc jedna -patelnię, druga po­
grzebacz. Tymczasem łaskawicz piorunującym ruchem
ściągnął z łóżka Marysi perkalową kapę w ogromne
ponsowe kwiaty, zarzuć ił j ą na ramiona, j ale arabski
burnus, skoczył we drzwi i znalazł się na schodach
kuchennych. Wielkimi susami zbiegł na dół,przebył
po dwór ze, wdarł się na schody główne, prowadzące do
przedpokoju i mieszkania. Stanąwszy u drzwi na dru­
gim piętrze, z całej siły przycisnął dzwonek i rap­
tem oderwał pal ce, usiłując dać znać tale im sposobem
Dzierzynieckiemu. Tymczasem Zgryzota siedział nie_
ubrany na łóżku z rękoma wspartymi o poręcz i nie-
bardz o roztropnie patrzał na drzwi, za którymi zgi­
nął mu Łaskawicz. Panna Zofia, usłyszawszy dzwonek,
i sądząc,że to przybywa gość nowy, wybiegła do przed­
pokoju i prędko drzwi otwarła. Z krzykiem odskoczy­
ła w tył, zobaczywszy przed sobą figurę w kapie róż­
nobarwnej . Łaskawicz także uciekać zaczął na wyższe
piętro. Dopiero po chwili, zauważywszy, że drzwi są
otwarte, wsunął głowę do przedpokoju i jął wołać gło­
sem rozpaczliwie stłumionym?
- Dzi erz ynie oki . . ,Dzierzyniecki
Tetryk ocknął się z zadumy, ubrał szybko
i wybiegł na schody.
- Dawjże mi ubranie,mumio, gapo, zgryzotoJ
- wołał na niego łaskawicz
ce do sali balowej - . Jak bystronogi jele-i,P r 2 cle-
ciał między osłupiałymi matkami i ciotkami, roz -
.trącił grono mężczyzn-, w misternych podskokach
biegł przez pokój stołowy i, straciwszy najwyraź­
niej wyobrażenie, gdzie jest i co się z nim dzie­
je, rozwarł na oścież drzwi do kuchni. Tam czci
Mundartowa zajęta była przygotowywaniem ie mi s-
nej wieczerzy. Miała właśnie umiAŚ-erfć* w rondlu
świeży kawał mięsa,kiedy Marysia z grzywką,obej­
rzawszy się na drzwi,wrzasnęła na całe gardło:
"Jezus Maria .. .Józef . » .Pan łaskawicz przez srpcd-
niówi" Pani Kundartowa obróciła się .raptem i mię­
so wypadło jej z ręki na podłogę. Przed nią stał
Łaskawicz z wytrzeszczonymi oczyma,w biołiźnie
i z głową okropnie rozczochraną. Wylękniona kobie-
j-.. _
- Ubranie. - Po to chdź
do pokoju.
- Hie, nie chcę, za nic w świecie nie wejdę .
- Ho te już zupełnie zwariowałeś.
- Tyś zwariował Czynie widzisz,że mnie
"pech goni" i' Dawaj ubranie codzienne•:surdut,palto,
kal o sz e, okuł ary.
Dzierzyniecki przyniósł żądane odzienie
i łaskawicz, ws t jpj aay r i i chody trzeciego piętra,
w mrocznym kąciku szybko się ubrał, Włożył palto,
nastawił b ar anko wykołnierz, wdisnął czapkę na oczy
i uszy,założył okuł .ry.u" cał sio w kalosze i ruszył
w świat kolosalnymi krokami. Dzieża wrócił do mie­
szkania, ochłoną] ze st2 eh
i począł cieszyć
się
w duchu z niedoli biz' ' (go.
W&xûpçe cz
r ała sio muzyka i .ktoś z kory-
902419407.005.png
- 8-
- 9-
tarza zastukał do pokoju.
- Panowie gotowi? - Spytała panna Zofia,
gdy Zgryzota we drzwiach stanął.
- Ja tylko 3*este%.gotôw, gdyż kolega mój
właśnie .. .zasłabł.. .ból głowy.. .
- Ach,dzieciństwo,panie łaskawicz! - za­
wołała głośniej. - Fas z pierwszy kontredan&j
Dzierzyniecki upewnił ją,że tamtego nie
ma i, wstydząc się mocno, jakby to jego samego spotka
la przygoda, wszedł do sali balowej. Wkrótce rozpo­
częto tańce,i dla zatarcia złego początku,hulano
co się zowie. Wesołość nastrojona w pierwszej chwi­
li wieczoru tak górnie - poprostu kipiała. Mężczyzn
było niewielu, to też Dzierzyniecki stańczył się na
zabój . Kiedy wrócił do siebie około godziny piątej
nad ranem, zdawało mu się, że ma piszczele do kolan
upiłowane. Ledwo zdołał rozebrać się i dowlec ziem­
ską powłokę do łiożka... Przez chwilę marzył, że tań­
czy, widz iał piękne twarze, oczy, ramiona, sz epnął do
kogoś czuły wyraz i ...usnął jak pień" wierzbowy.
.Tśród twardego snu poczęła go naraz męczyć ciężka
zmora . Pie był w stanie otworzyć oczu,unieść gło­
wy, a czuł, że dzieje się dokoła niego jalias scena
awanturnicza. Przez sen, na pół przytomny, z zamknię­
tymi ocz;ia, wołał - " łaskawicz.... Henryku .. .łaska-"
wicz . .." Fikt mu nie odpowiedział i to go nieco
bardziej rozbudziło, usiadł na łóżku i dopiero po
chwili zorientował się, że to słychać dzwonek elek­
tryczny. "Henryku - jęknął Dzierżą - idźno tam
o twórz, bo mnie się ...ja nie mogę .. .Henryku . . ."
Znowu nie otrzymał żadnej odpowiedzi,wtedy dopiero
zrozumiał, że to właśnie łaskawicz dzwoni. Z furią
wysunął nogi z pod kołdry, zanurzył je w pantofle",
i, szukając szlafroka, jęczał i
- Cóż to za nędznik,żeby przecie tak nie­
ustannie dzwonić ...
Potykając się,tłukąc o gzymsy i kanty, o
-lamki i odrzwia,wyszedł na korytarz,odciągnął za­
suwkę i cofnął się do stancji. Zdziwiło go,że łas­
kawicz nie wchodzi, a dzwonek wali swoje bez przer­
wy. Jeszcze raz wszedł do sionki,uchylił drzwi na
schody i zawołał:
- Łaskawicz... to ty...
- Ja - odparł głos bardzo ponury.
- 'tfłaźże już nareszcie. Czegóż u licha dzwo
nisz?
- To nie ja dzwonię
- Nie ty?
- A któż to dzwoni ?
- Mojra.
- Co zaMojra ?
- No, Mojra...
- Cóż ty masz w głowie,żeby się po nocy
z Zydovsfcami włóczyć?
Łaskawicz milczał i nie wchodził. Dzierzy­
niecki wrócił się jeszcze do mieszkania,znalazł łam-
pę, zapałki - i ze światłem wyszedł na schody,mocno
postanowiwszy wyrzucić ową Mojrę. Za drzwiami stał
łaskawicz, oparty plecami o mur,z rękami wiszącymi
bezwładnie i czapką wsuniętą na oczy. Dzworek wciąż
trzeszczał jednostajnym głosem,który wśród nocr^j
ciszy rozlegał się, jak gwałtowne wzywanie pomocy.
- Czegóż ty dzwonisz ? - rzekł bolesnym,
szeptem Dzierzyniecki. - Raz mi powiedz,niech się
przynajmniej dowiem ...
- Jesteś tale bajecznie głupi,że nawet ':ego
nie możesz zrozumieć. Wepchnąłem guzik dzwonka i te­
raz to zwierzę będzie oczywista ryczało przez całą
noc .
- Po co go tak mocno przyciskałeś ?
- Rzeczywiście
? Po co ja go tek mocno
przeciskałem ?
- NO, a czemuż nie wydobywasz ter>o guzika ?
- Dlatego nie wydobyałem tego gaziki., że
juzem sobie napróżno ułamał trzy paznokcie .
- Cóż tu robić ? Może jakim nożem 1
- Pewno, że jakim nożem...- krzyknął Łas­
kawicz - a, wątrobo siarczana. .. - wrzasnął nagle,
chwytając się za głowę, - cóż ja dnia dzisiejszego
wyprawiam, w tym budynku ?
Tymczasem na głos dzwonka, bijącego nieu­
stannie, zaczęły z mieszkania pani Llundartowbj wysu¬
wać
902419407.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin