Slowianie wciaz tajemniczy - Artykul.pdf

(205 KB) Pobierz
Ten artykuł napisałem dla tygodnika "Gwiazdy Mówią". Nie zawiera on szczególnie
rewelacyjnych doniesień, ale dla kogoś, kto chce jeszcze raz przeczytać o swoich ulubionych
Słowianach i ich pogańsko-szamańskiej kulturze, może to być interesujące... (WJ)
Słowianie wciąż tajemniczy
Każdy słyszał o prehistorycznym grodzie w Biskupinie i o świętokrzyskich dymarkach,
starożytnych hutach żelaza. Co roku w Biskupinie i w Nowej Słupi pod Świętym Krzyżem są
organizowane archeologiczne festiwale i niejeden ze zwiedzających jest przekonany, że
ogląda prasłowiańskie zabytki. Kilka pokoleń Polaków uczyło się z podręczników historii, że
między Karpatami a Bałtykiem jesteśmy tubylcami i to od paru tysięcy lat. Tymczasem... były
to tylko patriotyczne złudzenia. Naprawdę nasi przodkowie przywędrowali nad Wisłę i Odrę
dopiero około 500 roku naszej ery, czyli niedługo po upadku zachodniej połowy Cesarstwa
Rzymskiego.
Skąd Słowianie przyszli? Skąd wyroili się w tak wielkiej liczbie, że zasiedlili połowę
Europy? Jaka kulturę stworzyli, jaką wyznawali religię? Na te pytania niełatwo
odpowiedzieć; być może wielu rzeczy o naszych przodkach nie dowiemy się nigdy.
Słowianie, gdy przyjrzeć się ich najwcześniejszej historii, okazują się najbardziej
tajemniczym ludem Europy.
Co było przed Słowianami?
W starożytności, w czasach rozkwitu cywilizacji Grecji i Rzymu, o Słowianach nikt nie
słyszał. Tak jakby ich nie było. Na pewno zaś nie było ich nad Wisłą i Odrą, podobnie jak nie
było ich na Bałkanach ani nad Morzem Czarnym. Starożytni geografowie wyliczają różne
ludy żyjące gdzieś na północ od Karpat, ale ich nazwy - różni Agatyrsowie, Androfagowie
(czyli "ludożercy"), Gelonowie, Scirrowie, Hirowie brzmią dla nas obco i trudno w nich
dopatrzyć się Słowian. Gród w Biskupinie wzniesiono w roku 736 pne., z pni dębów
wyciętych w ciągu jednej zimy, ale kim byli jego budowniczowie, jakim językiem mówili -
nie wiemy. Archeologowie nadali temu ludowi umowną nazwę "kultury łużyckiej". Ten sam
lud odprawiał obrzędy na Ślęży, ale to działo się 1200 lat przed przybyciem Słowian.
W czasach Cesarstwa Rzymskiego, kiedy rzymskie legiony stały nad Renem i Dunajem,
większość naszych ziem zamieszkiwał lud, który archeologowie po swojemu nazwali "kultura
przeworską", a rzymski historyk Tacyt znał pod imieniem Lugiów. Nazwa Lugiów jest
celtycka, znaczyła "Sprzysiężeni", ale w czasach rzymskich zmienili oni język na germański i
nosili germańskie imiona. W przeciwieństwie do innych Germanów - Kwadów i
Markomanów, którzy toczyli z Rzymianami zaciekłe wojny, Lugiowie rozwinęli na wielką
skalę hutnictwo żelaza i bogacili się sprzedając wojowniczym sąsiadom miecze, groty do
strzał i obręcze do kół. To ich dziełem były świętokrzyskie dymarki i drugie wielkie zagłębie
hutnicze, na Mazowszu koło obecnego Milanówka i Błonia. Śladem ich udanych interesów są
setki kilogramów srebrnych i złotych rzymskich monet, które zainkasowali i... zakopali, ku
uciesze archeologów.
Jaki był dalszy los Lugiów? Znaczna ich cześć przeniosła się na południe, do obecnych
Węgier. Przybrali tam nowa nazwę: Wandalów. Niektórzy służyli w rzymskim wojsku. Jeden
z nich, imieniem Stylicho, był przez wiele lat faktycznym władcą cesarstwa. Aż w roku 407
zebrali się w "grupę uderzeniowa", przełamali opór legionistów na Renie i najechali rzymskie
państwo. Złupili Galię (czyli obecną Francję) i Hiszpanię, przeprawili się do Afryki i tam
założyli państwo na terenie obecnej Tunezji. W 534 roku rozbił ich i rozproszył cesarz
Justynian - ten sam, który zbudował gigantyczny kościół Hagia Sophia w swojej stolicy,
Konstantynopolu.
Zanim to się stało, na Pomorzu wylądowali Goci. Chociaż mówili pokrewnym
wschodnio-germańskim językiem, byli zaciekłymi nieprzyjaciółmi Wandalów, zarówno nad
Wisłą, jak i wiele lat później, kiedy już Wandalowie władali Afryką, a Goci Italią. Goci na
Pomorzu pozostawili po sobie trwałe zabytki: słynne kamienne kręgi w Odrach i Węsiorach.
Archeologowie nazwali ich "kulturą wielbarską". "Wielbarscy" Goci wyparli "przeworskich"
Wandalów z Mazowsza i wzdłuż Bugu ruszyli na południe. W ciągu kilku pokoleń
skolonizowali Ukrainę i pod wodza króla Hermanaryka z rodu Amalów stworzyli wielkie
państwo, które swoimi handlowymi agendami sięgało aż do Uralu, skąd Goci sprowadzali
złoto.
"Złoty wiek" wschodnich Germanów trwał jednak krótko. Z głębi Azji szedł już nowy
lud konnych łupieżców, przed którym zarówno Goci jak i Wandalowie uciekli w panice.
Nadciągali Hunowie... Zatrzymał ich dopiero rzymski wódz Aecjusz na Polach
Katalaunijskich pod obecnym Paryżem. W straszliwej bitwie po obu stronach, rzymskiej i
huńskiej, walczyli głównie Germanie. Obie potęgi, Rzym i Hunowie, nie wytrzymały tego
wysiłku. Zachodnia część Cesarstwa Rzymskiego upadła; Hunowie zaś, zdziesiątkowani,
poszli na służbę do cesarzy wschodnich. Po stu kilkudziesięciu latach nieustannej wojny
wszystkich z wszystkimi środkowa i wschodnia Europa stała się bezludziem. I w tę pustkę
wkroczył...
Lud nowy i dotąd nieznany
...mówiący językiem "niesłychanie barbarzyńskim", jak pisał o Słowianach bizantyjski
historyk Prokopiusz z Cezarei, kronikarz wojen za cesarza Justyniana. Bo właśnie w czasach
tego władcy, na początku lat pięćsetnych, Słowianie niespodziewanie pojawili się nad
Dunajem, na granicy państwa wschodniorzymskiego, z jednoznacznym zamiarem: bić, grabić,
rabować. Wrogiem byli trudnym, gdyż nie byli "centralnie sterowani": nie mieli królów,
decyzje podejmowali na wiecach, czego Grecy nie mogli zrozumieć: jak można tak się
kłócić? Ten ustrój okazał się jednak ich atutem: mimo że gorzej uzbrojeni od wschodnich
Rzymian (czyli Greków-Bizantyjczyków), regularnie ich zwyciężali, a w razie porażki
uciekali na bagna, gdzie chowali się... pod wodą i oddychali przez rurki z trzciny.
Słowianie podbijali ówczesną Europę z niesłychanym rozmachem: około 500 roku,
kiedy zaczeli dokuczać Bizancjum, zajęli też nasze ziemie, czyli dorzecze Wisły i Odry, cały
kraj między Karpatami i Dunajem, Kotlinę Czeską; wyszli nad Bałtyk u ujścia Odry, założyli
osady w środku obecnych Niemiec: pod Hamburgiem, nad Menem i w Bawarii, kolonizowali
doliny alpejskie i dzisiejsze północne Włochy. W przeciwieństwie do innych najeźdźców ze
wschodu - Hunów, Awarów, Bułgarów (tzn. tych starych Bułgarów, którzy byli plemieniem
tureckim) - chętnie porzucali wojenno-koczowniczy tryb życia, osiedlali się na stałe i brali się
za uprawę roli. Zasiedlili w końcu Bałkany, formalnie bizantyjskie czyli wschodnio-rzymskie;
w pewnym momencie po słowiańsku mówiła cała obecna Grecja, włącznie z Peloponezem i
wyspą Kretą. Pewna grupa Słowian dała się namówić Arabom, aby porzucić służbę u
wschodniorzymskich cesarzy i osiedlić się w... Syrii, gdzie założyli osadę Saqalabiya, czyli
"Słowiańska". Nie zatrzymało ich nawet Morze Śródziemne, gdyż we wczesnym
średniowieczu słychać było o słowiańskich osadach aż w górach Maroka!
Skąd się wzięli?
Skąd przybył ten tak liczny naród? Gdzie była jego "kolebka"? Najstarsze zabytki
słowiańskie wykopano w środkowej Ukrainie, na zachód od Kijowa, ale ten kraj był wówczas
zbyt słabo zaludniony, by dać początek takiej masie ludzi. Przypuszczano nawet, że przybyli -
jak wiele ludów przed nimi i po nich - ze stepów środkowej Azji; ale tak być nie mogło, gdyż
Słowianie nie byli stepowymi koczownikami: trzymali się terenów wilgotnych, ich byt
związany był z rzekami. Bardzo możliwe, że przed swoim "wyrojeniem się" mieszkali jeszcze
dalej na wschód: w pasie żyznych liściastych lasów nad rzekami Oką, środkową Wołgą i
Kamą, aż pod Ural. Zapewne ruszyli na zachód widząc, jak w tę strone idą (po łupy) ich
stepowi sąsiedzi: najpierw Sarmaci-Alanowie, później Hunowie.
Zaginiona cywilizacja
Przyjście Słowian odbyło się "przy świadkach": ich najazdy odnotowali dwaj ówcześni
dziejopisarze: wspomniany już Prokopiusz, oraz żyjący w Italii Jordanes. Potem jednak
nadeszły "ciemne wieki", kiedy mało wiadomo, co się działo nawet w bardziej
cywilizowanych częściach Europy. Jej wschodnią rubieżą żaden pisarz się przez całe wieki
nie interesował. Po roku 600 n.e. przez prawie 300 lat o Słowianach nie ma niemal żadnych
wzmianek. Żyli, karczowali lasy, budowali grody, wojowali ze sobą i z sąsiadami, urządzali
sanktuaria, czcili bogów, wróżyli z lotu ptaków, śpiewali pieśni na cześć bohaterów - i z tej
ich "złotej epoki" nie zachowało się NIC! Niewiarygodne, ale tak właśnie się stało.
Cywilizacja Słowian przepadła niby legendarna Atlantyda.
Dlaczego tak się stało? Słowianie przed przyjęciem chrześcijaństwa nie używali pisma,
nie pozostawili więc ksiąg ani zapisanych kamiennych tablic. Swoje domy i twierdze
budowali z drewna, które łatwo płonęło i niszczało. Podobnie drewniane były posągi ich
bóstw. Z jednym wyjątkiem: kamiennego słupa, który przeleżał do naszych czasów na dnie
rzeki Zbrucz, ale o nim wspomnę później. Swoich zmarłych nie składali do grobów wraz z
wyposażeniem na drogę w zaświaty - jak czyniły to inne starożytne ludy, choćby germańscy
Lugiowie i Goci, po których zostało na naszych ziemiach dużo więcej zabytków niż po
Słowianach. Słowianie nieboszczyków palili na stosach, prochy zaś albo rozsiewali w
świętych miejscach, bądź umieszczali w kapliczkach na słupach na rozstajach dróg. Z jednego
i drugiego obyczaju archeolog nie ma żadnego pożytku. Nasi przodkowie jakby celowo
zmówili się, aby archeologom utrudnić życie!
Z tym brakiem pisma u Słowian to nie jest do końca jasne. Ich sąsiedzi: Germanowie,
Grecy, Turcy ze stepu, byli piśmienni. We wszystkich słowiańskich językach przechowały się
stare słowa pisać , czytać , księga i bukwa czyli litera. Do czego potrzebne byłyby te słowa,
gdyby to był naród samych analfabetów? A kiedy powstał pierwszy słowiański alfabet, zwany
głagolica (czyli "mówiące znaki"), zawierał on wiele liter nie występujących w żadnym
innym piśmie. Więc może jednak Słowianie mieli własne litery i umieli się nimi posługiwać?
Może jeszcze kiedyś znajdziemy przechowane gdzieś w torfie paski brzozowej lub bukowej
kory z pradawnymi runami-bukwami?
Nieznani bogowie
Kiedy około osiemsetnego, dziewięćsetnego, tysięcznego roku Słowianie zaczęli
przyjmować chrześcijaństwo, i na ich ziemie zaczeli przybywać czarno ubrani kapłani nowej
religii, ich rodzima kultura nie miała żadnych szans. Była "pogańska" - czyli podejrzana o
konszachty z diabłem i skazana na zagładę. Średniowieczni misjonarze zwykle nie zapisywali
imion obalanych bogów - zapewne brzydziliby się umieścić je w swych księgach! Wzmianki
o słowiańskich bóstwach zachowały się tylko z dwóch odległych punktów Słowiańszczyzny:
z Kijowa, gdzie autor staroruskiej kroniki, mnich Nestor zapisał imiona "bałwanów" które
ustawił nad Dnieprem kniaź Włodzimierz, zanim przyjął chrzest. Stąd dowiadujemy się, że w
Kijowie czczono "Peruna ... z głową srebrną i wąsem złotym, i Chorsa, Dadźboga i
Strzyboga, i Simargła, i Mokosza." Ale z tejże kroniki wynika, że był to kult nowy,
państwowy, odgórnie zarządzony przez Włodzimierza. W jakich bogów naprawdę wierzyli
kijowianie? - nie wiadomo.
Drugi kraniec ziemi Słowian - nad Łabą i Bałtykiem - był wtedy podbijany przez
Niemców. Towarzyszący wojom mnisi zapisali niektóre imiona połabskich bóstw, przy okazji
przekręcając je nie do poznania, tak że do dziś naukowcy często nie wiedzą, co która zbitka
liter mogła oznaczać. Kim był Zcerneboch ? "Czarny Bóg"? A może to tylko jakieś złośliwe
chrześcijańskie przezwisko, każące w starych bóstwach widzieć "czarnego" czyli diabła?
Albo rzekomy bóg Goderak ? Albo Redigast ? - To brzmi jak imię człowieka, jakiegoś woja
Radogosta, nie zaś boga. A Gerowit, Jutrybog, Podaga, Porenut, Pizamar, Pripegela,
Tjernaglafi? - nawet nie wiemy, jak naprawdę brzmiały te imiona, i czy również nie były to
tylko jakieś chrześcijańskie wyzwiska. Kim był (była? było?) Prowe - a może Prone? Albo
Siwa? Przynajmniej o imieniu Zautevith lub Zuantevitz wiemy, że należy je czytać
Świętowit, choć dawniej odczytywano je również "Światowid". Kiedy zaś w 1848 roku z
rzeki Zbrucz na Podolu wyłowiono kamienny słup z wizerunkami bóstw i czterema twarzami
na szczycie, ówcześni historycy uznali, że to właśnie "Światowid", bo przecież patrząc w
cztery strony widzi cały świat. Ale naprawdę dawni Słowianie nie znali bóstwa o tym
imieniu, zaś konna postać na jednej ze stron słupa ze Zbrucza zgadza się z tym, co wiadomo o
Perunie, i zapewne właśnie jego wyobraża.
Bogowie Słowian byli zapewne dużo bardziej nieuchwytni, mgliści, niż bóstwa
starożytnych ludów znad Morza Śródziemnego. Aby pewne bóstwo nabrało wyrazistości,
musi mieć świątynie, posągi - najlepiej trwałe i kamienne, swoje czyny i księgi. Do obsługi
tego wszystkiego potrzeba jest cala kasta kapłanów. Słowianie tego nie mieli. Nie mieli
kapłanów. Nie budowali świątyń. (Nie wierzmy w ich gontyny czy kąciny - to dopiero
Połabianie z obecnej Meklemburgii w ostatniej fazie wojen z Niemcami, tuz przed swoją
klęską, zaczęli stawiać świątynie swym bóstwom na wzór chrześcijański. Oryginalne kulty
Słowian odbywały się w świętych miejscach - w gajach, nad rzekami, na wzgórzach i u
źródeł, ale zawsze pod gołym niebem. Wiemy że jedna z modlitewnych pozycji polegała na
kładzeniu się na wznak i patrzeniu w niebo - żaden inny naród tak się nie modlił...
Bóg, czart, bies...
Słowianie wierzyli w pewną liczbę boskich mieszkańców niebios - dawców światła,
deszczu i pomyslności, ale chyba nie wysilali się, aby ich wszystkich przeliczyć. Niemal
pewne jest, że pierwsze miejsca, jako Bóg Najwyższy zajmował Perun, Bóg Burzy, znany
także pod imionami Świętowit i Jarowit. Słowo bóg znaczyło "budzący lęk (z powodu swej
potęgi)". Słowo o podobnym znaczeniu - gad - czyli "straszny, wstrętny" stało się u Słowian
nazwą węża, zaś u ich sąsiadów Germanów - właśnie określeniem boga ( gott u Niemców, god
po angielsku). Inną nazwą istot nadprzyrodzonych był kyrtu , później czrtu , czyli "potężny".
Nie wiadomo dlaczego tym mianem chrześcijanie zaczęli nazwać nie Boga lecz... diabla,
czyli czarta.
Inne diabelskie imię, bies, pierwotnie oznaczało coś zupełnie innego: środek
rozjaśniający umysł, a więc napój z halucynogennych grzybów i jagód, którym słowiańscy
wróże-szamani raczyli się podczas biesiady czyli, dosłownie "jedzenia biesów". Ponieważ
starą nazwą szamana-czarownika był wołchw , takie czarnoksięskie zebranie nazywano
wołchwotą , czyli - w obecnej polszczyźnie - ochotą . Cóż, pod wpływem grzybów- biesów nasi
wołchwowie zdrowo sobie podochocili ! W ułamkach starych słów i nazw przechowały się
inne miana słowiańskich "świętych mężów", pośredników miedzy ludźmi i bogami-duchami.
Szaman uzdrowiciel nazywał się lekarz . Jakimś innym rodzajem uzdrowiciela-zaklinacza był
choroman . Był też kołud - i zapewne przepowiadał przyszłość. Były też mądre niewiasty
wilchwy lub wilchy . Czynność wróżenia z lotu ptaków nazywała się kobiti , ptak wróżebny -
kobiec , mistrz wróżenia tym sposobem - kobieł a może kobacz . Przede wszystkim zaś
szaman-wróżbita nazywał się bak - czyli ten, który pilnie baczył na wieszcze znaki.
Klątwa Galla-Anonima
Skoro Słowianie przybyli ze wschodu, aż spod granic szamańskiego matecznika -
Syberii, to jasne się staje, że ich religijno-kulturowe pojęcia były kompletnie obce dla
ówczesnych chrześcijan z zachodniej i południowej Europy. Swoim sposobem myślenia,
swoimi wierzeniami za bardzo różnili się nie tylko od chrześcijaństwa, ale i od tego, co
wyczytano o dawnych "poganach", czyli wyznawcach Zeusa, Marsa i innych starych bóstw
śródziemnomorskich. Zapewne również wyobrażenia Słowian w niczym nie przypominały
dawnej mitologii germańskiej - żadnych wojen bogów, żadnych końców świata czyli
"ragnaroków".
Chrześcijańscy misjonarze przychodzili do ludu, który był dla nich zagadką - którego nie
rozumieli i rozumieć nie chcieli. A jego kulturę uważali za tak głęboko pogańską, diabelską
wręcz, że zasługującą jedynie na jak najszybsze zapomnienie. Nikt inny jak nasz pierwszy
kronikarz, zapewne Frank (a może Irlandczyk?) znany pod umownym imieniem "Gall
Anonim" - bo zapomniał się pod swoja kronika podpisać - takimi oto słowy przeklął naszą
słowiańską przeszłość:
"Lecz dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w
niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa..."
Ta klątwa okazała się skuteczna. Dzięki Gallowi i jemu podobnym dawnych Słowian
rzeczywiście pochłonęła "niepamięć wieków". Choć może jakieś wspomnienia trwają do dziś:
w wykopaliskach naszej ziemi i w naszych genach.
Wojciech Jóźwiak
8 kwietnia 2001
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin