Krzysztof Szmagier - 07 zgłoś się cz. 19 - Zamknąć za sobą drzwi.pdf

(1617 KB) Pobierz
1041725986.001.png
Zamknąć za sobą drzwi
07 zgłoś się
Kolekcja książek
o poruczniku Borewiczu
Krzysztof Szmagier
Zamknąć za sobą drzwi
Czarny cadillac z sześcioma pulsującymi lampami na dachu powoli przejechał
zatłoczoną Czterdziestą Drugą Ulicą w stronę siedziby ONZ. Paweł odprowadził go
spojrzeniem, gestem pozdrawiając policjantów, i wolno ruszył w stronę Piątej Alei.
Szczupły, w swetrze i sztruksowych spodniach, nie wyglądał na swoje pięćdziesiąt lat.
Kopiński, przez kolegów zwany Copy. Dwadzieścia sześć lat w Policji Metropolitarnej
Nowego Jorku. Polak z pochodzenia. Jeden z licznych cudzoziemców w policji tego
miasta, członek Klubu Pułaskiego - organizacji policjantów szczycących się polskim
pochodzeniem. Jeden z asów brygady do walki z narkotykami. Od paru lat pracujący dla
Interpolu. Od sześciu tygodni na emeryturze.
Wściekły Kojot - mówili o nim handlarze narkotyków. Dwukrotnie ranny, z
dwukrotnym wyrokiem śmierci wydanym przez mafię, ogarnięty obsesyjną nienawiścią
do białego proszku. Dziewięć lat temu gang handlarzy opium zgwałcił i zamordował mu
żonę.
Nagły atak bólu wykrzywił twarz Pawła. Oparty o załom muru, z trudem łapał
powietrze. To drugi już w tym tygodniu tak silny atak. Rozpoznanie: nowotwór trzustki.
Werdykt lekarzy nie pozostawia złudzeń: trzy, cztery miesiące życia. Jedyny ratunek
przed bólem to morfina. Życie bywa przewrotnie okrutne. Jeszcze nie próbował. Nosi
przy sobie strzykawkę i ampułki.
Powoli wracał mu swobodny oddech. Otarł z czoła gęste krople potu. Z trudem dotarł
do ławki okalającej rozłożyste drzewo. Ból mijał. Tu przechodnie Kie interesują się
losem obcego. Siedzący obok czarnoskóry mężczyzna spojrzał obojętnie i dalej czytał
gazetę.
Copy wolno ruszył chodnikiem. Przeszedł przez jezdnię. W tle pulsował życiem
ruchliwy Times Square.
Jutro jedzie do Polski. Zostawił tam jedyną bliską sobie osobę. Siostrę. Dankę
Matrasik. Wyszła za leśnika, mieszka nad jeziorem, w leśniczówce w pobliżu
Augustowa. W dzikim ostępie, gdzie woda jest tak czysta, że można spotkać bobry, a w
lesie jelenie.
Paweł wyjechał z kraju trzydzieści pięć lat temu. Precyzyjniej - uciekł. Był w AK.
Postrzelił dwóch oficerów NKWD w Szczecinie. Aresztowany, uciekł z transportu.
Wieziony zatłoczoną więźniarką, rozkołysał z pozostałymi samochód. Na zakręcie
więźniarka przewróciła się. Wylądowała w rowie. Część więźniów strażnicy wystrzelali
w czasie pogoni. Paweł, mimo że skuty kajdankami, wspiął się na drzewo i przeczekał
pościg. W pobliskiej wsi kowal rozkuł mu kajdanki. Pamiętał maksymę dziadka
legionisty: „Nigdy nie rezygnuj. Na to jest zawsze czas".
Pierwszy raz w Polsce był w pięćdziesiątym szóstym. Od razu jak tylko otwarto
granicę. Potem przyjeżdżał często. Teraz jedzie do kraju po raz ostatni.
Ból minął. Paweł odetchnął głęboko, lekki uśmiech pojawił mu się na twarzy. Ruszył
szybciej. Tuż za rogiem mieściło się duże biuro podróży Lufthansy. Spojrzał na witrynę i
wszedł do środka. Położył na ladzie amerykański paszport:
- Mam rezerwację na pierwszego sierpnia do Frankfurtu na nazwisko Paweł
Kopiński. I prosiłem o wynajęcie samochodu.
Czerwona kula słońca wolno odrywała się od horyzontu. Pierwszy brzask oświetlił
drzewa. Paweł energicznie robił pompki. Wokół na liściach widać było krople rosy.
Kiedy kolejny raz opadł na dół, spojrzał na szosę. Na zakręcie stał czerwony citroen.
Przez chwilę przyglądał mu się uważnie. Zamyślony, podniósł się, parę razy wciągnął
głęboko powietrze. Podszedł do swojego samochodu. Odpalił silnik, spojrzał w lusterko.
Citroen stał nadal w tym samym miejscu. Copy wrzucił bieg i ostro ruszył z pobocza.
Skontrolował w lusterku: citroen ruszył w tym samym momencie.
Oba samochody z tą samą prędkością minęły dwa kolejne zakręty. Paweł ponownie
spojrzał w lusterko. Citroen ciągle trzymał się w tej samej odległości. Zmienił więc bieg i
przyspieszył.
Citroen podążał za nim. Silnik zawył na zwiększonych obrotach. Za kierownicą
siedział łysy jak kolano mężczyzna. Żując gumę, wpatrywał się intensywnie w samochód
Pawła. Obok siedział i głupkowato się uśmiechał młody chłopak.
Paweł zjechał w zatokę i zatrzymał się przy niewielkiej restauracji. Zgasił silnik i
wszedł do środka.
Kiedy kelnerka postawiła przed nim kawę, ostrożnie obejrzał się za siebie. Kierowca i
pasażer citroena sadowili się przy barze.
- Ciekawe - odezwał się łysy ostentacyjnie głośno - czy nasz przyjaciel jest na
urlopie, czy jedzie służbowo zatrudnić się u bolszewików. A może to dawne kontakty z
sowieckimi kolegami? Ale podobno raz już na tym źle wyszedł.
- A może się mylimy. Może to nie jest nasz przyjaciel Paul Copy. Bo skąd on tu?
Może go zapytam?
- No!
- Przepraszam - podszedł do Pawła - czy mamy przyjemność z naszym
przyjacielem, porucznikiem Paulem Copym?
- Masz. - Paweł odwrócił się na moment w ich stronę.
- Czy może jedziemy w tę samą stronę? - zapytał młodszy.
- Jadę na wschód.
- Nadzwyczajny zbieg okoliczności. Nie uważasz?
- Uważam - odpowiedział Paweł, nie patrząc w ich stronę. Zrobiłeś się, Savalas,
zbyt towarzyski. Zajmij się swoją kawą, bo ci wystygnie.
- Okay, Copy. Zapomniałem, że pytania to twoja specjalność. Spotkanie z tobą tyle
mil od Nowego Jorku rozkleiło mnie trochę. Prawda, Adolf, że wyglądam na
wzruszonego? - zagadnął kolegę.
Paweł rzucił na stolik dwa dolary i wychodząc ostentacyjnie z lokalu, potrącił swego
rozmówcę.
Podszedł do samochodu i obejrzał się. Mężczyźni stanęli w drzwiach. Paweł sięgnął
do bagażnika, wyjął z futerału sztucer, włożył nabój do lufy i umieścił broń w
specjalnych zaciskach. Sprawdził, czy łatwo wychodzi. Uruchomił silnik i powtórnie się
obejrzał. Mężczyźni wsiadali do citroena.
Ruszył ostro, nabierając od razu prędkości. Kierowca citroena ruszył za nim.
Paweł zatrzymał się przy oficerze WOP-u, podał mu dokumenty i deklarację celną.
Funkcjonariusz spojrzał na broń:
- Pan jest myśliwym?
- Czasami.
- To znaczy?
- Czasami strzelam.
- Do czego? Do ludzi czy do zwierząt?
- To zależy od sytuacji.
- Pan sobie żarty stroi.
- Nie. Pan pyta, więc odpowiadam. Szczerze.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin