Margot J.S. - Mazel tow. Jak zostałam korepetytorką w domu ortodoksyjnych Żydów.pdf

(1407 KB) Pobierz
J.
S.
Margot
Mazel tow
Jak zostałam korepetytorką w domu ortodoksyjnych Żydów
Przełożyła Małgorzata Diederen-Woźniak
Wszelkie powielanie lub wykorzystanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż autoryzowane pobranie
w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz
karnej.
Tytuł oryginału niderlandzkiego
Mazzel tov: Mijn leven als werkstudente bij een orthodox-joodse familie
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl
Fotografia na okładce © by Fabrik Studios / Getty Images
Copyright © 2017 by Margot Vanderstraeten
Originally published by Uitgeverij Atlas Contact, Amsterdam
J. S. Margot is the international pseudonym for Margot Vanderstraeten
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2018
Copyright © for the Polish translation by Małgorzata Diederen-Woźniak, 2018
Redakcja Magdalena Petryńska
Konsultacja merytoryczna Agnieszka Podpora
Korekta Sylwia Paszyna / d2d.pl, Kamila Zimnicka / d2d.pl
Redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Skład Małgorzata Poździk / d2d.pl
This book was published with the support of Flanders Literature (flandersliterature.be).
ISBN 978-83-804 9-723-8
Część
I
1987–1993
Rozdział 1
To musiał być początek miesiąca. Nowy rok akademicki jeszcze się nie rozpoczął,
kiedy po egzaminie poprawkowym z gramatyki języka hiszpańskiego
maszerowałam z ulgą przez korytarz gmachu uniwersyteckiego. Na ławkach pod
ścianami siedziały gromadki studentów, rozmawiali i palili papierosy, a ja szłam
prosto do stołówki. Ta wędrówka była o wiele ciekawsza od wielu wykładów. Na
ścianach wisiały tablice z interesującymi ogłoszeniami: „Kto zamieni się ze mną
gospodarzem mieszkania?”, „Czy ktoś wybiera się do Barcelony? Mam jedno
miejsce, ale pod pewnymi warunkami. Zadzwoń do mnie” i „Darmowy śpiwór dla
kogoś, kto zgodzi się spać w nim ze mną”.
Jeden róg był zarezerwowany na ogłoszenia o pracy, w ramach usług działu
socjalnego uniwersytetu. Jeśli kogoś zainteresowała jakaś oferta w zamykanej
plastikowej witrynie, musiał pójść z numerkiem danego ogłoszenia kawałek dalej,
do działu socjalnego. Urzędniczka, marszcząc boleśnie czoło, udzielała wszelkich
niezbędnych informacji. Sprowadzało się to do podania nazwiska, adresu i numeru
telefonu pracodawcy. Pani wzdychała pod ciężarem nudnej pracy i życzyła sukcesu
na rozmowie kwalifikacyjnej.
Tablica zapewniła mi w ostatnich dwóch latach kilka czasowych zleceń. Byłam
pokojówką, hostessą markowego proszku do prania, asystentką headhuntera
i strażniczką w muzeum.
Kiedy znalazłam ogłoszenie: „Poszukiwany/a student/tka do pomocy czwórce
dzieci (w wieku od ośmiu do szesnastu lat) w odrabianiu lekcji i korepetycjach,
codziennie”, natychmiast zapisałam numer na dłoni. Godzinę później pracownica
udzieliła mi informacji na temat rodziny, którą będę nazywała tutaj Schneider.
W rzeczywistości nazywają się inaczej, ale ich nazwisko brzmi trochę z niemiecka.
Pani z działu socjalnego wiedziała, że Schneiderowie są Żydami, nie powinno to
jednak stanowić problemu, a jeśliby się pojawił, miałam się zwrócić do niej
ponownie, żebyśmy się razem zastanowiły nad rozwiązaniem, chociaż nie mogła
mi obiecać, że się uda, bo z tymi ludźmi nigdy nic nie wiadomo. To akurat
wiedziała, podobnie jak to, że Schneiderowie płacili sześćdziesiąt franków za
godzinę, stawka nieduża, ale też niemała. Żydzi, poinformowała mnie jeszcze, są
Zgłoś jeśli naruszono regulamin