Młodzi rycerze Jedi 1 - Spadkobiercy Mocy - Anderson Kevin J.pdf

(644 KB) Pobierz
1035905113.002.png
KEVIN J. ANDERSON, REBECCA MOESTA
SPADKOBIERCY MOCY
C YKL : S TAR W ARS TOM 144
T OM I SERII MŁODZI RYCERZE JEDI
P RZEKŁAD ANDRZEJ SYRZYCKI
T YTUŁ ORYGINAŁU HEIRS OF THE FORCE
1035905113.003.png
Naszym rodzicom
Dorothy i Andrew Anderson
oraz Louisie i Louisowi Moesta
którzy nauczyli nas kochać książki
1035905113.004.png
ROZDZIAŁ 1
Jacen Solo dopiero po mniej więcej miesiącu przebywania u akademii Jedi, prowadzonej przez
jego wuja, Luke’a Skywalkera, zdołał urządzić swoją komnatę tak, jak pragnął.
Pomieszczenia uczniów, znajdujące się w starożytnej świątyni na Yavinie Cztery, były mroczne i
wilgotne, a w dodatku zimne, zwłaszcza w nocy. Jacen i jego siostra, Jaina, poświecili sporo czasu,
by doprowadzić sąsiadujące ze sobą komnaty do obecnego stanu. Bliźnięta zdrapały mech
porastający kamienne mury, a potem wstawiły panele jarzeniowe i przenośne piecyki, żeby
ogrzewały chłodne kąty.
Syn Hana Solo i księżniczki Leii stał teraz w swojej komnacie, skąpany pomarańczowym
światłem poranka, przedostającym się przez wąskie szczeliny w grubych ścianach świątyni. Od
strony dżungli dobiegało skrzeczenie jakichś dużych ptaków, zapewne walczących o poranne porcje
owadów.
Jacen, jak zwykle każdego ranka, zanim udał się na zajęcia, prowadzone przez wujka Luke’a,
nakarmił wszystkie dziwaczne i egzotyczne stworzenia, znalezione w niezbadanych gąszczach
dżungli, porastającej niemal całą powierzchnię czwartego księżyca Yavina. Pobieżnie sprawdził
także, czy żadnego nie brakuje. Bardzo lubił zbierać nowe okazy.
Cała przeciwległa ściana jego małej komnaty była zastawiona skrzynkami i klatkami,
przezroczystymi terrariami i akwariami, wypełnionymi wodą z bąbelkami powietrza. Wiele
pojemników zostało zaprojektowanych i wykonanych przez siostrę Jacena, Jainę, wykazującą
prawdziwy talent w dziedzinie konstruowania różnych urządzeń i mechanizmów. Jacen doceniał
wynalazki siostry, ale nie potrafił pojąć, dlaczego bardziej interesowały ją same klatki niż
stworzenia, które w nich przebywały.
Ze środka jednej ze skrzynek dobiegały wrzaski dwóch stintarilów; mieszkających na drzewach
gryzoni o długich, ostrych zębach i wyłupiastych oczach. Gromady tych zwierząt biegały bardzo
szybko po drzewnych szlakach i żywiły się wszystkim, co na tyle długo siedziało na gałęziach, by
można to było pochwycić. Jacen pamiętał, że bawił się doskonale, kiedy łapał swoje dwa okazy.
W innym wilgotnym, przezroczystym akwarium niewielkie pływające kraby lepiły z mułu
skomplikowane gniazda, pełne miniaturowych wież i zaokrąglonych blanków. W cylindrycznym
wiwarium z mętną wodą pływały różowe śluzowate salamandry, ustawicznie zmieniające kształty.
Dopiero kiedy wypełzały na częściowo zanurzony kamień, twardniały i przemieniały się w miękką,
gąbczastą galaretę, pełną wypustek i nibynóżek. Otwór gębowy umożliwiał im chwytanie owadów
kryjących się w gąszczach trzcin i chwastów.
W klatce, zaopatrzonej w solidne grube kraty, spacerowały opalizujące niebieskie piraniożuki.
1035905113.005.png
Klekocząc ostrymi zębami, nie przestawały ponawiać prób wydostania się na zewnątrz. Jacen
wiedział, że w dżungli roje dzikich piraniożuków opadały ofiary z przeciągłym, mrożącym krew w
żyłach, świstem. Kiedy żuki były bardzo wygłodzone, potrafiły w ciągu kilku minut pozostawić z
dużego stworzenia same kości. Jacena rozpierała duma na myśl o tym, że są to jedyne stworzenia,
które musi trzymać w zamknięciu.
Bardzo często najtrudniejsze zadanie chłopca nie polegało na utrzymaniu wszystkich egzotycznych
stworzeń w ich klatkach lub pojemnikach, ale na zorientowaniu się, czym się żywią. Zwykle ich
pożywieniem były owoce albo kwiaty.
Czasami podopieczni Jacena połykali kawałki świeżego mięsa. Zdarzało się też i tak, że większe
stworzenia wychodziły z pudełek i pojemników i żywiły się innymi, mniejszymi stworzeniami - co
niezmiennie doprowadzało Jacena do rozpaczy.
Bliźnięta spędziły większość życia na Coruscant, planecie, której niemal całą powierzchnię
zajmowało miasto. W przeciwieństwie do ich poprzednich nauczycieli, Luke Skywalker nie
prowadził zajęć według sztywnego, rygorystycznego planu. Zawsze mówił, że jeżeli ktoś pragnie
zostać rycerzem Jedi, musi rozumieć wiele elementów tworzących galaktyczną łamigłówkę, a nie
tylko podążać przetartymi przez innych ludzi szlakami.
Tak więc Jacen otrzymał zgodę na spędzanie większości wolnego czasu w dżungli, gdzie mógł
przedzierać się przez gąszcze, rozsuwając na boki łodygi chwastów i kwiatów. Zbierał okazy
pięknych owadów i niespotykanych, niezwykłych roślin. Od najmłodszych lat czuł dziwny pociąg do
wszystkiego co żywe, podobnie jak jego siostra zawsze wykazywała talent do rozumienia zasad
działania różnorakich urządzeń i mechanizmów. Jacen, posługując się Mocą, przywabiał stworzenia
do siebie, żeby oglądać je i badać.
Niektórym spośród innych uczniów Jedi, a szczególnie rozpieszczonemu i wiecznie kapryszącemu
Raynarowi, nie podobało się, że Jacen urządził w swojej komnacie małe, lecz prawdziwe zoo. Brat
Jainy jednak troszczył się o zwierzęta, karmił je i obserwował, dzięki czemu ciągle dowiadywał się
o nich czegoś nowego.
Z niewielkiego zbiornika, który Jaina urządziła we wnęce kamiennej ściany, zaczerpnął chłodnej
wody i napełnił nią umieszczone w klatkach poidła. Ruch jego ręki spłoszył rodzinę skaczących
purpurowych pająków. Rozbiegły się we wszystkie strony, a potem zaczęły podskakiwać i obijać się
o siatkę, którą była przykryta ich klatka.
Jacen przesunął palcami po cienkich drutach pojemnika, po czym szepnął:
- Uspokójcie się. Nie dzieje się nic złego.
Pająki natychmiast przestały podskakiwać. Zgromadziły się wokół poidła i zaczęły zasysać wodę
przez długie, wydrążone w środku kły.
W innej klatce siedziały szepczące ptaki, nieruchome i ciche, zapewne głodne. Jacen wiedział, że
musi wyprawić się na drugi brzeg rzeki, żeby zebrać trochę świeżego nektaru z lejkowatych kwiatów
dzikiej winorośli, porastającej kamienne ściany rozsypującej się świątyni.
Tymczasem zbliżał się czas porannych lekcji. Jacen przesunął palcami po bocznych ściankach
kilku klatek, żegnając się z ulubieńcami. Zanim jednak wyszedł na korytarz, przystanął na krótką
chwilę. Zajrzał w głąb niemal bezdennego pojemnika, w którym zwykle zwinięty na posłaniu z
suchych liści mieszkał prawie przezroczysty kryształowy wąż.
Był niemal całkowicie niewidoczny, a Jacen potrafił go dostrzec tylko wówczas, kiedy patrzył
pod odpowiednim kątem. Teraz jednak, bez względu na to, w którą stronę przekrzywiał głowę, nie
1035905113.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin