Dla Leonie – ponownie
W tunelu było ciemno, duszno i wilgotno.
Chociaż Halt nie był wysoki, musiał się garbić podczas marszu, a jego ramiona zaczepiały o surowe ściany z nieoszalowanej gliny. Migocząca lampa trzymana przez prowadzącego ich górnika świeciła słabym żółtym światłem, które rzucało groteskowe cienie.
– Jak głęboko pod ziemią jesteśmy? – zapytał idący z tyłu Crowley. Gęste i ciężkie powietrze w tunelu wydawało się tłumić jego głos, Halt słyszał w nim jednak nerwową nutę. Crowley, podobnie jak Halt, nie lubił ciasnych, zamkniętych przestrzeni, takich jak ta, wolał czyste powietrze lasów i pól na powierzchni ziemi. Nie potrafił pojąć, jak górnicy mogą pracować w takich warunkach.
Górnik odwrócił się do nich.
– Jakieś pięć metrów – powiedział. – Schodzimy w dół od wejścia do tunelu. Już niedaleko.
Jego słowa sprawiły, że Halt poczuł przytłaczający ciężar ziemi i gliny nad sobą.
Pierś zacisnęła mu się, miał trudności z oddychaniem. Poczuł, że serce zaczęło mu bić szybko, więc zwolnił, oddychając powoli i głęboko, żeby zmusić spięte kończyny i ciało do odprężenia się. Im szybciej się stąd wydostaną, tym lepiej dla niego.
Crowley, który nie zauważył, że Halt się zatrzymał, wpadł na niego od tyłu i mruknął przeprosiny.
– Uważajcie na szalunek – powiedział szorstko górnik, wskazując drewniane podpory, które podtrzymywały ściany i sklepienie korytarza. – Jeśli przewrócicie którąś z tych belek, wszystko może nam spaść na głowy.
Dwaj zwiadowcy ruszyli dalej, aż do przesady pilnując, by nie potrącić żadnej drewnianej belki. Haltowi wydawało się, że w oddali słyszy ciche stukanie metalu o skałę. Przez chwilę myślał, że to tylko jego wyobraźnia, ale górnik potwierdził jego przypuszczenia.
– Chłopcy pracują – powiedział. – Słyszycie to? Poszerzają komorę pod murami.
Ruszył dalej, a oni pospiesznie podążyli za nim, by nie pozostać poza niewielkim kręgiem światła lampy. Stukanie stało się głośniejsze. Nie brzmiało to jednak, jakby ktoś przykładał się energicznie do pracy, i Halt wspomniał coś o tym.
Górnik roześmiał się ponuro.
– Nie można tak po prostu walić kilofem – oznajmił – bo spowoduje się osunięcie ziemi. Pracujemy powoli i równo.
Halt dostrzegł mały krąg żółtego światła. W miarę jak szli, światło stawało się coraz większe i jaśniejsze. W końcu znaleźli się w poszerzonej komorze, której ściany rozchodziły się pod kątem prostym do tunelu. Była gęsto podparta drewnianym szalunkiem i ciągnęła się jakieś cztery do pięciu metrów ...
renfri73