Anderson Poul - Zaklęty miecz.pdf

(833 KB) Pobierz
1048705699.001.png
ANDERSON POUL
Zaklety miecz
POUL ANDERSON
The Broken Sword Przełożyła Ewa Witecka
Przedmowa
Pod koniec roku pańskiego 1018 Sighwat syn Thordara podróżował przez Gotlandię w misji
zleconej mu przez norweskiego króla Olafa. Większość Gotlandczyków nadal oddawała cześć
dawnym bogom. W pewnej samotnie stojącej zagrodzie gospodyni nie przyjęła na nocleg
Sighwata i jego przyjaciół, gdyż szykowano tam Alfarblót, czyli biesiadę kulturową. W owych
czasach mężczyzna, który otrzymał staranne wykształcenie, umiał ułożyć pieśń o każdej porze
dnia i nocy, a Sighwat był skaldem. Powiedział więc:
Trzymaj się z dala, byś nie rozgniewał Odyna – rzekła niewiasta. Jesteśmy poganami i
obchodzimy Święty wieczór, ty nikczemniku! Gospodyni, która nie po chrześcijańsku Wyrzuciła
mnie z zagrody, Zdradziła się, ze tego wieczoru Zamierzają uczcić Elfów.
Tak opowiada o tym Heimskringla Snorriego Sturlasona. Inne źródła podają, że gdy okręty
wojenne Wikingów zbliżały się do domu, z ich dziobów zdejmowano smocze głowy, bo w
przeciwnym razie Elfowie mogliby się obrazić. W ten sposób postrzegamy owe istoty takimi,
jakimi były na początku, to znaczy bogami.
Oczywiście w czasach, kiedy mieszkańcy Północy zaczęli pisać księgi, Elfowie stali się
zwykłymi bóstwami opiekuńczymi, takimi jak greckie driady czy kami z jakiejś japońskiej
rzeki. Starsza i Młodsza Edda * umieściły wielu z nich w Asgardzie jako sługi Asów. Lecz
mianem tym określano dwa różne ludy władające dwoma spośród Dziewięciu Światów. Alfheim
należał do wysokich, pięknych, jasnych Elfów. I chociaż nie jesteśmy tego całkiem pewni, ale
Swartalfheim, która – to nazwa oznacza ojczyznę ciemnych Elfów, zamieszkują Niziołkowie.
Nasuwa się tu interesujące spostrzeżenie: ci ostatni są znacznie ważniejsi w opowieściach,
które do nas dotarły.
Później w folklorze Elfowie jeszcze bardziej tracą na znaczeniu. Uczyniono z nich jedynie
duszki, zmniejszając ich rozmiary i zapominając o pokrewieństwie z wciąż jeszcze potężnymi
Niziołkami. Mimo to duch Alfheimu nawiedzał Wieki Średnie i Renesans w postaci Krainy
Czarów, której mieszkańcy byli ludzkiego wzrostu – posiadali wszakże nieziemską urodę i
magiczny kunszt.
W naszych czasach J.R.R. Tolkien w pewnym stopniu przywrócił Elfom dawną postać w
zachwycającym cyklu powieściowym Władca Pierścieni. Ale zdecydował się uczynić ich nie
tylko pięknymi i wykształconymi; są także mądrzy, poważni, honorowi, dobrzy, przyjaźnie
nastawieni wobec wszystkiego co żywe. Krótko mówiąc, jego Elfowie bardziej należą do kraju
Gloriany * niż do tamtej zagrody w pogańskiej Gotlandii. Nie trzeba dodawać, że nie ma w tym
niczego niewłaściwego. Wręcz przeciwnie, było to niezbędne dla zamysłu profesora Tolkiena.
Jakieś dwadzieścia kilka lat temu pewien młody człowiek, który nazywał się tak samo jak ja,
cofnął się jeszcze dalej w czasie – aż do dziewiątego wieku – i przekonał się, że zarówno
Zbiory islandzkich sag (wszystkie przypisy w tej książce są dziełem tłumacza). Królowa
Elfów.
Elfowie, jak i bogowie mają zupełnie inne usposobienie. IX wiek nie należał do
najłagodniejszych, przynajmniej w Europie. Szerzyły się wtedy okrucieństwo, zachłanność i
rozpasanie. Zbrodnie dokonane przez Wikingów w Anglii i Francji nie były wcale mniejsze od
tych, które Karol Wielki popełnił na Saksończykach, czy tych, których pierwsza krucjata miała
się dopuścić w Jerozolimie. Wprawdzie cywilizacja dwudziestego wieku bez wątpienia wypadła
z łask humanistów, ale bardzo daleko jej do absolutnego dna, które może mimo wszystko być
normą w historii.
Ponieważ ludzie mają tendencję do kształtowania bogów i półbogów na swój obraz i
podobieństwo, więc pisarz ów przedstawił Elfów i Asów jako istoty amoralne, które, gdy są
rozgniewane, stają się całkiem bezlitosne. Pasowało to do tego, co możemy o nich wyczytać w
obu Eddach i sagach.
Pisarz postanowił zabawić się i zracjonalizował przyjęte założenia. Wydawało mu się zupełnie
naturalne, że mieszkańcy Krainy Czarów będą technicznie bardziej zaawansowani od
współczesnych im ludzi. Drodzy czytelnicy, przyjmijcie, jeżeli zechcecie to uczynić, że
naprawdę istniały kiedyś rasy, które władały mocą czarodziejską – to znaczy kontrolowały
zjawiska zewnętrzne za pomocą nie znanych dotąd naszej nauce zdolności psychicznych.
Załóżcie, że istoty te mogły żyć nieskończenie długo, zmieniać postać itd. Taki obcy metabolizm
miałby jednak sobie tylko właściwe ułomności, jak niemożność wytrzymania blasku i aktywności
promieni słonecznych, czy katastrofalne reakcje elektrochemiczne wywołane przez zetknięcie
z żelazem. A czyż ci upośledzeni nieśmiertelni nie byli w stanie zrekompensować swych słabych
stron poprzez odkrycie metali kolorowych i właściwości ich stopów? Czy elfowe statki nie
mogły „mknąć na skrzydłach wiatru”, dlatego że ich kadłuby praktycznie nie wytwarzały
tarcia? Wprawdzie ten rodzaj kamiennego zamku, o jakim dzisiaj zwykle myślimy, nie istniał w
Europie za czasów króla Alfreda, ale ludy Krainy Czarów mogły budować je od dawna. W ten
sposób wszystkie widoczne w tej powieści anachronizmy po prostu okazałby się osiągnięciami
ras starszych niż ludzka. Natomiast arystokratyczna kultura wojowników, konserwatywna z
powodu długości życia, raczej nie miałaby większych osiągnięć naukowych. Dlatego nie
powinniśmy szukać prochu strzelniczego ani maszyn parowych w ruinach Krainy Czarów.
Co do dalszych losów postaci pozostałych przy życiu pod koniec tej książki, miecza i samej
Krainy Czarów – która najwidoczniej już nie istnieje na Ziemi – jest to całkiem inna historia i
może kiedyś ją opowiem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin