Lockey Mercedes & Ellen Guon - Rycerz duchów i cieni.pdf

(931 KB) Pobierz
1048736823.001.png
LACKEY MERCEDES I
ELLEN GUON
Rycerz duchow i cieni
MERCEDES LACKEY I ELLEN GUON
Tłumaczyła Katarzyna Krawczyk Tytuł oryginału Knight of Ghosts and Shadows
Wszystkie postaci i zdarzenia występujące w tej książce są fikcyjne i jakiekolwiek
podobieństwo do autentycznych osób i zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.
Dla Russella Galena, który jest klejnotem wśród agentów, dla Christy Marx –
prawdziwej perły wśród kobiet oraz dla muzyków, tancerzy i aktorów California
Renaissance Faires z życzeniami wiatru w żagle
TOM O’BEDLAM
–Samolubny, lekkomyślny, nieodpowiedzialny – głos Maureen był coraz wyższy;
teraz sięgnął dźwięku A nad wysokim C i mogli go usłyszeć wszyscy w Faire. Eryk
Banyon skrzywił się; miał nadzieję, że Maureen dojdzie wkrótce do sedna sprawy. On
w każdym razie nie zdołał dotąd odgadnąć, czym zawinił. „Chryste, byłoby miło,
gdyby wreszcie raczyła mnie poinformować, jakie przestępstwo popełniłem tym
razem.” Maureen przestąpiła z nogi na nogę, coraz bardziej wściekła brakiem reakcji
drugiej strony.
–Cholera, Eryk, mam tego dość! Ty, ty, ty – to wszystko, co cię obchodzi! Dokąd ty
chcesz pójść, co ty chcesz robić, kiedy ty chcesz iść do łóżka, ciągle ty, ty, ty! I
teraz to… to… „Chwileczkę” – jej oskarżenia zdumiały go i rozgniewały…O czym ona
gada? Nigdy jej do niczego nie zmuszałem, jeśli nie miała ochoty. Zawsze pytałem ją
o zgodę! Na razie jestem tutaj, w Fair – w końcu to mój zawód, jestem muzykiem i
ona też, do cholery! O co ta awantura, o kilka koncertów?” Długie, rude włosy
Maureen rozsypały się luźno i ich kosmyki spadały jej na twarz, kiedy gniewnie
wskazywała na zagracone kulisy elżbietańskiego Faire. Jednym ruchem ręki niemal
ogarniała cały teatr.
–Mam dość! – krzyknęła całą siłą swego operowego głosu. – Mam dość twojego
egoizmu, tej zakurzonej budy i ciebie!
–Ale… – powiedział słabo, niezdolny konkurować z głosem, który mógłby wypełnić
grecki amfiteatr, nawet gdyby nie wzmacniał go gniew, jak w tej chwili.
–Zabierz sobie ten głupi koncert i całą resztę i udław się tym! – wrzasnęła,
prawdopodobnie tłukąc wszystkie szyby w okolicznych barach i kawiarniach. –
Odchodzę!
Z tymi słowy zdarła z siebie kostium, do włożenia którego Eryk namówił ją rano,
odwróciła się i odeszła, czerwona z gniewu na całym ciele – a krótkie spodenki i
skąpa bluzka pozwalały dojrzeć całkiem duże jego fragmenty.
Niemal wpadła na jedną z Cyganek, obładowaną naręczem kostiumów. Eryk
spodziewał się, że zbeszta dziewczynę, ale nawet jej nie zauważyła: przemaszerowała
obok, zostawiając zapach spalenizny i dymiące popioły tam, gdzie przed chwilą stał
winowajca.
Eryk chciał za nią pobiec, ale na drodze stała Beth i musiałby ją odepchnąć, żeby
dogonić Maureen; zakładając, iż Maureen nie zmieszałaby go z błotem przy pełnej
widowni, nawet gdyby ją dogonił.
–O co, u licha, poszło? – Ciemnowłosa tancerka odłożyła stroje do magazynu i
spojrzała z niedowierzaniem na Eryka. – Co to za wariatka, Banyon?
Mężczyzna westchnął i podniósł rzucone przez Maureen rzeczy, otrzepując je z
pyłu.
–To konflikt osobowości – rzekł, dobierając starannie słowa.
–Przypuszczam, że w połowie ja zawiniłem. Druga połowa zaś to Maureen Taylor.
–To twoja dziewczyna? Ludożerczy sopran we własnej osobie?
–Moja była dziewczyna – odpowiedział z goryczą Eryk. – Przynajmniej w tej chwili.
Właśnie mi to z całą jasnością wytłumaczyła. Nie podoba jej się Faire w
szczególności i mój nieustabilizowany styl życia w ogóle.
–Przecież wszyscy wiedzą, jaki jesteś.
–Może wprowadzając się do mnie, miała nadzieję, że mnie zmieni? Nigdy tego nie
powiedziała, ale może miała nadzieję, że się ustabilizuję, znajdę stałą pracę. – Mówiąc
to, sięgnął za kurtynę i rzucił kostium na stertę ubrań. Odwrócił się na czas, by
dojrzeć wyraz twarzy Beth. – Nie krępuj się, mów, co chcesz.
–Czy słowa „piramidalny pech” oddają właściwie sens tego, co się stało? –
zapytała. – Odkąd cię znam, grywasz na ulicach. Jesteś świetnym facetem, Banyon,
ale nie zdecydowałabym się na ciebie, nawet gdybyś został jedyny w całym Eire.
Jezu, jesteś prawdziwym włóczęgą i nie oddałabym ci nigdy mego panieńskiego
serduszka, nie wspominając o mych innych panieńskich częściach.
–Zrób przerwę – skrzywił się lekko. – Po prostu lubię swobodę.
–No właśnie. Ja zaś lubię od czasu do czasu wiedzieć, gdzie podziewa się mój
mężczyzna. – Jednak jej ironiczne spojrzenie złagodniało. Błysnęła w nim litość. Lub
przynajmniej odrobina współczucia. Pogłaskała go po ręce. – Przykro mi. To
rozstanie z pewnością wyglądało bardzo dramatycznie. Mówiłam bzdury. Nie
chciałam z ciebie szydzić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin