Balogh Mary - Aria namiętności.pdf

(1115 KB) Pobierz
 
MaryBalogh
Arianamiętności
1
W BoŜe Narodzenie śnieg nigdy nie pada. JeślijuŜ,to pada
przedświętami,kiedyludziepróbujądotrzećnarodzinnespotkania
lubdomoweprzyjęcia,albodługopoświętachalewtedyjuŜtylko
utrudniacodzienneŜycie.Takwięcwsameświętanigdyniepada.
Aszkoda,bośniegdodałbyGwiazdceurokuimagii.
Takwłaśniewyglądasmutnaangielskarzeczywistość.
TenroknieróŜniłsięodinnych.Przezcałeferieniebouparcie
pozostawałoszare,niecozłowieszcze.Byłochłodnoiwietrznie.Na
ziemięniespadłnawetjedenbiałypłatek.
Szczerzemówiąc,tobyłyponureświęta.
śebydotrzećdoswoichdwóchciotekmieszkającychwpobliŜu
wsi Mickledean w Somersetshire, Frances Allard musiała prawie
cały dzień podróŜować z Bath gdzie pracowała w szkole dla
dziewczątpannyMartin,naroguulicSuttoniDaniel.Aspiesznojej
byłoznaleźćsięnawsi.Marzyłaodługichspacerachiwdychaniu
rześkiego powietrza, o czystym niebie i o wyprawach po
zaśnieŜonychdrogachdokościołainawieczorkiwmiejscowejsali
spotkań.
A jednak, kiedy przybyła juŜ na miejsce, z powodu złej,
wietrznejpogodymusiałaograniczyćspacery,acodosalispotkań,
totaprzezcałeświętabyłazamknięta.Wyglądałonato,Ŝetego
roku wszyscy zadowalają się spędzaniem BoŜego Narodzenia w
gronierodzinyiprzyjaciółiwcaleniemająochotynaprzyjęciai
bale.
Francesczułasięlekkozawiedziona.
Wprawdzie wraz z ciotkami, panną Gertrudę Driscoll i jej
owdowiałą siostrą, panią Marthą Melford które mieszkały w
małymdomuwWimfordGrangespędziłapierwszydzieńświątw
głównej rezydencji Wimford na zaproszenie jej obecnego
właściciela,baronaCliftona,jednakpozatymnigdziewięcejsięnie
wybrała.Ciotkinieskorzystałyzlicznychzaproszeń,wymawiając
się pogodą, twierdziły przy tym, Ŝe zupełnie wystarcza im
931349837.002.png
towarzystwoulubionejbratanicy.Acodokuzynaijegorodziny,
mogąichprzecieŜodwiedzićkaŜdegoinnegodniaroku.Nadodatek
ciotkaGertrudęniezbytdobrzesięczułaichoćniemiałaŜadnych
szczególnych dolegliwości, wolała nie oddalać się od ciepłego
kominka.
Niktniezainteresowałsiętym,czegopragnieFrances.
Dopiero kiedy przerwa świąteczna dobiegła końca, gdy obie
damy ze łzami w oczach ściskały i całowały bratanicę na
poŜegnanie, odprowadzającją dowysłuŜonegopowozu,przyszło
imdogłowy,ŜebyćmoŜepostąpiłysamolubnie,pozostającprzez
całeświętawdomu.Powinnypamiętać,ŜedrogaFrancesmatylko
dwadzieściatrzylataiprawdopodobniezchęciąwybrałabysięna
kilkaprzyjęć,byzabawićsięwtowarzystwieosóbwswoimwieku,
zamiast nudzić się przez całe BoŜe Narodzenie z dwiema
staruszkami.
Franceswyściskałaserdecznieciotki,teŜtrochępopłakując,po
czymzapewniłajeniemalwtowierzącŜeichtowarzystwobyło
wszystkim,czegopotrzebowała,abyświętasięudały.Dziękowała
za moŜliwość odpoczynku po długim szkolnym semestrze a w
zasadzie po dwóch semestrach, bo na prośbę panny Martin
pracowała takŜe w czasie przerwy letniej, opiekując się
biedniejszymi wychowankami szkoły, których nie stać było na
wyjazd na wakacje. Zresztą sama teŜ nie miała gdzie wtedy
pojechać.
I tak, niestety, w BoŜe Narodzenie nieźle się wynudziła.
Niemniejspokójpanującywdomuciotekstanowiłmiłąodmianępo
szkolnymharmidrze.Pozatymbardzolubiłaciotki,oneotworzyły
przedniąsweramionaisercaodpierwszejchwili,gdyprzybyłado
Anglii jako dziecko pozbawione matki, z ojcem, francuskim
uchodźcą,któryuciekłzFrancjiprzedrządamiterroru.Oczywiście
nie pamiętała tamtych czasów, wiedziała, Ŝe ciotki, gdyby tylko
ojciecnatoprzystał,zabrałybyjądosiebienawieś.Aleojciecsię
na to nie zgodził. ZatrzymałjąprzysobiewLondynieiotoczył
niańkami, guwernantkami oraz nauczycielami śpiewu, obsypując
wszystkim, co tylko da się kupić za pieniądze. A Ŝe bardzo ją
kochał,zapewniłjejszczęśliwe,dostatnie,bezpiecznedzieciństwoi
wczesnąmłodośćaŜdojegonagłejśmierci.Miaławtedydopiero
osiemnaścielat.
Ajednakciotkiodegrałypewnąrolęwlatachjejdorastania.
Zapraszały ją do siebie na wakacje, często teŜ zjawiały się w
Londynieizabierałybratanicęnazakupyilody.Odchwili,gdytylko
nauczyłasiępisaćiczytać,comiesiącwymieniałasięznimilistami.
Szczerzelubiłaswojeciotkiibyłanaprawdęszczęśliwa,Ŝemogłaz
nimispędzićBoŜeNarodzenie.
MimoŜeniespadłwtedyśnieg.
Zatoniezabrakłogopóźniej.AnawetbyłogozaduŜo.
Zaczęłosięwchwili,gdypowózznalazłsięjakieśdwanaście
kilometrów za Mickledean. Frances zastanawiała się, czy nie
931349837.003.png
zapukaćwdachiniekazaćstarszemuwoźnicyzawracać.Uznała
jednak,ŜeśniegniesypieaŜtakintensywnie,ajejprzecieŜspieszy
się do szkoły. I rzeczywiście przez jakąś godzinę lekko tylko
prószyło,leczkiedybyłojuŜzapóźno,Ŝebyzawrócić,płatkizrobiły
się większe i grubsze, a potem, w alarmująco krótkim czasie,
okolicapokryłasięgrubąbiałąpierzyną.
PowózpodąŜałpowoli,aFrancesprzekonywałasięwduchu,Ŝe
nie powinna się denerwować i nic jej nie grozi, zwłaszcza Ŝe
Thomas, woźnica, jedzie bardzo ostroŜnie. Wkrótce śnieg
przestaniepadaćirozpuścisię,takzawszejestwAnglii.
Postanowiłaskupićmyślinaszkoleiczekającychjązajęciach.
Zastanawiałasięnadwyboremutworudlachóru,którytworzyły
uczennice starszych klas. To powinno być coś swobodnego,
wesołegoielŜbietańskiego.IniecotrudniejszegoniŜdotychczas,
choćdziewczętamogąmiećztymkłopoty.
Nawspomnienieuczennicuśmiechnęłasię.
Miałanadzieję,Ŝezgodząsięnatrochęwięcejwysiłku.
PonastępnejpółgodziniedokoławidziałajuŜtylkobiałezaspy.
NiepotrafiładłuŜejmyślećanioszkole,anioniczyminnym.Śnieg
sypałterazbezprzerwy,grubyigęsty.Kiedyprzycisnęłatwarzdo
szyby,nieumiałanawetodróŜnićdrogiodrowówipólnapoboczu.
Ogarnęłająpanika.
CzyThomaswidzicośzeswojegomiejscanakoźle?Śniegpada
mu zapewne prosto w twarz. Musi być dwa razy bardziej
zmarzniętyodniej.Wcisnęładłoniewfutrzanąmufkęgwiazdkowy
prezent od ciotki Marthy. Pomyślała, Ŝe oddałaby majątek za
filiŜankęgorącejherbaty.
I co jej przyszło z tęsknoty za śniegiem? Jak nazywał się
mędrzec,któiypowiedział,ŜetrzebauwaŜać,czegosiępragnie,bo
marzeniamogąsięspełnić?
Usiadła wygodniej, ufając, Ŝe Thomas jakoś sobie jednak
poradzi.Wkońcuchybaodzawszepracujeuciotekjakowoźnica,a
przynajmniej tak długo, jak daleko sięga jej pamięć. Nigdy nie
słyszała, Ŝeby miał jakiś wypadek. Tak czy inaczej tęsknie
wspominałaprzytulnydomciotekiswojągwarnąszkołę.Claudia
MartinjuŜpewnienaniączeka.AnneJewelliSusannaOsbourne,
dwie inne, mieszkające w szkole na stałe nauczycielki, teŜ jej
prawdopodobnie wyglądają. Kiedy tylko dotrze na miejsce,
wszystkieudadząsiędoprywatnegosalonikuClaudiiispędząw
nimmiływieczórprzykominkuigorącejherbacie,wymieniającsię
wspomnieniamizeświąt.Wtedyopowieimzeszczegółamiotej
śnieŜnej zawierusze. Upiększy opowieść i wyolbrzymi zagroŜenie
orazwłasnystrach,iwszystkiebędąsięztegośmiałyaŜdobólu
brzucha.
Naraziejednakwcaleniebyłojejdośmiechu.Wcaleawcale.
Powóz zwolnił i się zachwiał. Koła ślizgały się naoblodzonej
nawierzchni. Frances wyrwała jedną dłoń z mufki i chwyciła
skórzanypasekprzyoknie,przekonana,Ŝezachwilęwylądująw
931349837.004.png
rowie.CałeŜycieprzepłynęłojejprzedoczami,zaczęłamamrotać
słowamodlitwy.Zdusiłakrzyk,ŜebyniewystraszyćThomasa,który
mógłbyzupełniestracićkontrolęnadkońmi.Zatoondarłsięza
dziesięciu.
Wkońcuzamiastzacisnąćoczyiczekaćnaśmierć,spojrzaław
oknoiujrzałakoniebiegnąceniezprzodu,atuŜobok.Pochwili
minęłyjejpowóz.
Mocniejzacisnęłarękęnaskórzanympaskuisiępochyliła.To
nie były ich konie. Wielkie nieba, ktoś ich wyprzedzał w taką
pogodę!Nakoźle,niskopochylony,siedziałwoźnica;wyglądałjak
zgarbiony bałwan. Wykrzykiwał głośno przekleństwa
prawdopodobniepodadresembiednegoThomasa.
Niebieski powóz minął ich wreszcie. Frances zdąŜyła dojrzeć
sylwetkę pasaŜera męŜczyzna w grubym płaszczu i bobrowej
czapie na głowie rzucił jej krótkie spojrzenie pełne wyniosłej
pogardy.Jednąbrewmiałwysokouniesioną.
CzyŜbyśmiałmiećdoniejocośpretensje?!
Wkońcujegopojazdpomknąłwdal.PowózFrancesjeszczeraz
czy dwa zachwiał się, a potem, odzyskawszy równowagę, znów
wolnopotoczyłsięprzedsiebie.
FrancesjuŜsięniebała,byławściekła.Gotowałasięzezłości.
Jak moŜna postępować w tak ryzykowny, nieprzemyślany,
samobójczy,niebezpieczny,głupisposób!NaBoga,przecieŜnawet
kiedyprzyciskatwarzdoszyby,niewidzidalejniŜnapółtorametra.
Ajednaktenzgarbionywoźnicaijegozarozumiałypanoarogancko
uniesionejbrwitaksięspieszyli,Ŝezanicmieliniebezpieczeństwo,
na jakie naraŜali siebie, ją i Thomasa, tylko po to, Ŝeby ich
prześcignąć?
Kiedy się nieco uspokoiła, przypomniałasobie,Ŝejestsama,
otoczonamorzembieli.Znówpoczuła,Ŝezestrachukurczysięjej
Ŝołądek.Puściłaskórzanypasekiwsunęładłońdomufki.Niema
sensutragizować.Lepiejwierzyć,ŜeThomassobieporadzi.
BiednyThomas. NiejestjuŜ najmłodszy.Pewniekiedydotrą
wreszcienamiejsce,zchęciąnapijesięczegośgorącegoaraczej
mocnegoigorącego.
Nucącpodnosem,palcamiprawejrękizaczęławygrywaćna
lewejdłonitaktymelodiimadrygałuWilliamaByrda,jakbyjejdłoń
byłaklawiaturąpianina.
Nagleznowupoczuła,Ŝepowózchwiejesięiślizga,szybkowięc
chwyciłazaskórzanypasek.Wyjrzałaprzezokno,przekonana,Ŝe
niczegoniezdołazobaczyć,ajednakcośdojrzała:ciemnąsylwetkę
powozu.Stałwpoprzek,blokującdrogę.Pomyślała,Ŝetotensam
powóz,któryjakiśczastemuichmijał.
MimoŜeThomasnatychmiastpowściągnąłkonie,powóznieod
razusięzatrzymał.Pochyliłsięlekkonajpierwnajedenbok,potem
nadrugi.AponiewaŜkołoocośzahaczyło,juŜsięniewyprostował,
tylkoopadałnapoboczedrogi.
931349837.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin