Christine Feehan - Mroczna Seria 05 - Mroczne wyzwanie.pdf

(1694 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Mroczne wyzwanie
1
858694194.003.png 858694194.004.png
Francis i Eddiemu Vedolli seniorowi
którzy nauczyli mojego syna Briana i moją córkę Denis
jak ważny jest taniec... Jesteście wielcy
Szczególne podziękowania składam personelów
Konocti Harbor Resort and Spa - wspaniałym ludziom
zawsze gotowym pomóc
i urządzającym wspaniałe koncerty
2
858694194.005.png
Rozdział 1
P rzed drzwiami zatłoczonego baru Julian Savage się zawahał. Przybył do tego miasta,
żeby wykonać ostatnie zadanie, zanim wybierze wieczny spoczynek. Był jednym z najstar-
szych przedstawicieli swojej rasy, znużonym setkami lat życia w pustce, w świecie
pozbawionym barw i emocji, których doświadczali młodzi albo ci, którzy znaleźli życiową
partnerkę. Nim jednak ze spokojnym sercem będzie mógł wyjść na spotkanie śmiertelnego
brzasku, musi wypełnić jeszcze jedną misję, którą zlecił mu jego książę. Rzecz nie w tym, że
był bliski utraty duszy i przemiany w wampira. Gdyby chciał, mógłby do tego nie dopuścić. To
perspektywa wiecznej beznadziei sprawiła, że podjął taką decyzję.
Nie mógł jednak nie przyjąć zadania. Miał poczucie, że przez długie stulecia niewiele
dał swojej wymierającej rasie. Był co prawda łowcą wampirów, jednym z najpotężniejszych, a
to wśród jego współplemieńców uchodziło za rzecz wielką. Ale wiedział, że większość
łowieckich sukcesów zawdzięczał instynktowi karpatiańskiego zabójcy, to nie żaden talent
sprawił, że tak znakomicie wywiązywał się ze swojej roli. Gregori, uzdrowiciel jego ludu,
potęgą ustępujący tylko księciu, ostrzegł go, że kobieta, której właśnie szukał, pieśniarka,
znalazła się na celowniku ludzkich łowców wampirów, fanatyków, którzy w swoich
morderczych zapędach często omyłkowo polowali na zwykłych śmiertelników tak jak na
Karpatian. Ludzie mieli prymitywne wyobrażenie o wampirach, tak jakby samo unikanie
dziennego światła albo żywienie się krwią sprawiało, że ktoś jest pozbawiony duszy, zły i
nie-umarły. Julian i jego pobratymcy stanowili żywy dowód na to, że trudno o pogląd dalszy
od prawdy.
Julian dobrze wiedział, dlaczego kazano mu ostrzec i chronić pieśniarkę. Gregori z całych
sił starał się nie dopuścić, żeby wyszedł na spotkanie brzasku. Uzdrowiciel potrafił odczytać,
co kryje się w umyśle Juliana, i zorientował się, że łowca postanowił zakończyć swoje puste
życie. Wiedział też jednak, że jeśli Julian da słowo, iż będzie chronił kobietę przed zabójcami,
zrobi wszystko, żeby śmiertelniczka była bezpieczna. Gregori starał się kupić dla niego czas,
Ale to na niewiele się zda.
Stulecie za stuleciem Julian żył z dala od swojego ludu, z dala od brata bliźniaka. Nawet
w tej rasie samotnych mężczyzn był samotnikiem. Jego współplemieńcy, Karpatianie,
wymierali, a ich książę ze wszystkich sił starał się znaleźć sposób, żeby dać swemu ludowi
nadzieję. Żeby zapewnić mężczyznom życiowe partnerki. Żeby utrzymać przy życiu
karpatiańskie dzieci i powstrzymać spadek ich liczebności. Julian jednak nie miał wyboru.
Musiał pozostać samotny, przemykać razem z wilkami, wzbijać się w niebo z drapieżnymi
3
858694194.006.png
ptakami i polować z panterami. Tych kilka razy, kiedy powracał między ludzi, robił to po to,
żeby wziąć udział w ważnej wojnie albo swą niezwykłą siłą przysłużyć się słusznej sprawie.
Większość czasu spędzał jednak samotnie, niewidzialny dla przedstawicieli swojej rasy.
Przez kilka sekund stał nieruchomo, sięgając pamięcią do tego strasznego wydarzenia,
które na zawsze odmieniło jego życie.
Miał raptem dwanaście lat. A mimo to już wtedy czuł ogromny, niezaspokojony głód
wiedzy. Z bratem bliźniakiem Aidanem byli nierozłączni, tego dnia jednak usłyszał dalekie
nawoływanie. Wezwanie, któremu nie potrafił się oprzeć. W tym czasie odkrywanie
nieznanego sprawiało mu ogromną radość, nie potrafił się oprzeć niewypowiedzianej
obietnicy. Pod wzgórzem odkrył labirynt jaskiń. A w nich najniezwy-klejszego
czarnoksiężnika - ujmującego, przystojnego, gotowego podzielić się swoją ogromną wiedzą z
młodym, pełnym zapału uczniem. W zamian prosił tylko o dochowanie tajemnicy. Dla
dwunastolatka była to podniecająca zabawa.
Patrząc w przeszłość, Julian zastanawiał się, czy przypadkiem nie zależało mu na wiedzy
tak bardzo, że rozmyślnie zlekceważył znaki ostrzegawcze. Zdołał opanować wiele nowych
umiejętności, lecz w końcu nadszedł dzień, gdy poznał ohydną prawdę. Zjawił się w
jaskiniach wcześniej i słysząc krzyki, popędził w głąb labiryntu, żeby odkryć, że jego przy-
stojny przyjaciel był obmierzłą kreaturą, prawdziwym potworem, bezlitosnym zabójcą -
Karpatianinem, który wyzbył się duszy i zamienił w wampira. Dwunastolatek nie miał dosta-
tecznej mocy ani umiejętności, żeby ocalić nieszczęsne ofiary, z których wampir wypił całą
krew nie po to, żeby pożywić się jak Karpatianin, ale żeby zadać im śmierć.
To wspomnienie wryło się w pamięć Juliana na zawsze. Lejąca się krew. Straszliwe
wrzaski. Horror. A potem wampir pochwycił niegdyś uwielbiającego go ucznia i przyciągnął
tak blisko, że Julian poczuł cuchnący oddech i usłyszał szyderczy śmiech. Zęby, które
zamieniły się w kły, zatopił w ciele chłopca, zadając mu koszmarny ból. Julian pamiętał, jak
nieumarły stwór przeciął swój nadgarstek i siłą przytknął mu do ust, zmuszając chłopca, żeby
napił się skażonej krwi, żeby wymienił krew z najbardziej nikczemnym potworem i znalazł się
w jego mocy. W ten sposób wampir chciał uczynić z Juliana niewolnika i związać go ze sobą
po wsze czasy.
To nie koniec hańby. Wampir natychmiast zaczął wykorzystywać chłopca wbrew jego woli
jako szpiega wśród swoich niegdysiejszych pobratymców, których zamierzał zniszczyć. Mógł
teraz podsłuchiwać księcia albo uzdrowiciela, kiedy chłopiec znalazł się w ich pobliżu.
Naśmiewał się z Juliana, że gdyby zechciał, mógłby dzięki niemu zniszczyć też Aidana.
Julian wiedział, że to możliwe. Za każdym razem, kiedy wampir spoglądał na świat jego
4
858694194.001.png
oczami, czuł, jak w jego wnętrzu rozlewa się ciemność. Kilka razy Aidanowi o włos udało się
uniknąć pułapek, które Julian - jak się później zorientował - nieumyślnie sam na niego
zastawiał, działając pod wewnętrznym przymusem zaszczepionym mu przez wampira.
Tak więc stulecia temu Julian poprzysiągł sobie, że będzie wiódł życie samotnika, by
uchronić swój lud i tych, których kochał, przed wampirem i samym sobą. Dlatego trzymał
się na obrzeżach karpatiańskiej społeczności, póki nie zyskał prawdziwej siły, nie zgromadził
wiedzy i nie dorósł na tyle, by móc odejść i żyć w pojedynkę. Krew jego ludu wciąż tętniła
mu w żyłach, toteż robił, co mógł, żeby prowadzić życie honorowe, walczyć z nadciągającą
ciemnością i nieustannymi atakami, jakie przypuszczał na niego wampir. Zdołał uniknąć
dalszych wymian krwi z nieumarłym, udało mu się upolować i zgładzić nieprzebrane
zastępy innych wampirów. Ten jednak, który w niezwykle okrutny sposób ukształtował jego
życie, wciąż mu umykał.
Julian był wyższy i bardziej muskularny niż przedstawiciele jego rasy. O ile większość
Karpatian miała ciemne włosy i oczy, on przypominał Wikinga - długie jasne pukle związywał
na karku rzemykiem, a tlący się w bursztynowych oczach ogień często wykorzystywał, by
hipnotyzować zdobycz. Teraz jednak, rozejrzawszy się po ulicy, nie dostrzegł niczego, co
mogłoby wzbudzić niepokój. Ruszył naprzód niczym drapieżnik, którym w istocie był -
płynnie, z mięśniami prężącymi się pod błyszczącą skórą. Kiedy było trzeba, potrafił znieru-
chomieć jak skała i stać się jak ona nieugięty. Potrafił być szybki jak wiatr, jak rwący
strumień. Miał niezwykły dar -umiał mówić wieloma językami. Ale zawsze był samotny.
W młodości wiele czasu spędził we Włoszech. Ostatnio mieszkał w Nowym Orleanie, w
Dzielnicy Łacińskiej, gdzie otaczająca go aura tajemniczości i mroku nie wzbudzała
niczyjego zainteresowania. Niedawno jednak porzucił tamtejsze mieszkanie, wiedząc, że
nigdy już do niego nie wróci. Jeszcze tylko wykona to jedno zadanie, a uzna, że dopełnił
swojej powinności. Nie widział powodu, żeby przedłużać swą egzystencję.
Słyszał dobiegające z baru rozmowy. Czuł podniecenie ludzi w środku. Byli fanami
zespołu, który najwyraźniej cieszył się niezwykłą popularnością. Firmy fonograficzne zabijały
się o umowy z muzykami, ci jednak nie chcieli podpisać żadnego kontraktu. Podróżowali od
miasta do miasta niczym dawni minstrele i trubadurzy. Nigdy nie zatrudniali żadnych
instrumentalistów i techników z zewnątrz, zawsze wykonywali wyłącznie własne piosenki.
Niezwykły, samotniczy styl życia grupy w połączeniu ze zjawiskowo pięknym, hipnoty-
zującym, niemal magicznym - jak go opisywano - głosem liderki wzbudził niepożądane
zainteresowanie łowców wampirów.
Julian zaczerpnął głęboko powietrza i wyczuł woń krwi. Gwałtowny atak głodu
5
858694194.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin