Jośka pamiętnik maturzystki - Baniecka Ewa.pdf

(796 KB) Pobierz
BANIECKA EWA
Jośka
Dla Ani
*
Rozdział I
O mnie samej, o niektórych przyjaciołach i o tym, jak nie radzę
sobie z pewnym uczuciem
1 września
No i stało się. Rozpoczął się ostatni rok w liceum. Ostatni, zanim rozejdziemy się, każdy
w swoją stronę. Wraz z jego rozpoczęciem postanowiłam zacząć pisać pamiętnik. Może kiedyś,
przy okazji jakiegoś spotkania klasowego po latach, gdy będziemy sobie opowiadać o naszych
wielkich karierach, zagranicznych podróżach albo genialnych dzieciach, przeczytam moim
kumpelkom i kumplom z klasy fragmenty tych zapisków i przypomnimy sobie zdarzenia, które
już dawno zatarły się w naszej pamięci...
Najpierw powinnam chyba napisać coś o sobie. Mam na imię Joanna. Tak przynajmniej
zwraca się do mnie moja mama, kiedy chce ze mną poważnie o czymś pomówić: „Joanno,
musimy porozmawiać”. Brr! W szkole i wśród znajomych jestem po prostu Jośka. Tak się
przyjęło, zamiast Aśka albo Joaśka, a wymyśliła to moja naj, naj, najlepsza psiap-siuła z ławki,
Monika, czyli Monia. Siedzimy w tej naszej ostatniej ławce w środkowym rzędzie od samego
początku, od pierwszej klasy ale o tym, jak do tego doszło, napiszę później. Teraz po kolei...
Mieszkam z mamą Krystyną, na którą zwykle mówię pieszczotliwie „mamutką” (to pozostałość z
czasówwczesnego dzieciństwa), i z postrzelonym kerry blue terierem Bonim w czterorodzinnym
przedwojennym domu na pierwszym piętrze. Z okna mojego pokoiku, przerobionego z loggii
balkonowej, kawałka łazienki i kawałka przedpokoju, widać okno Izki, której mieszkanie
znajduje się dokładnie naprzeciwko. Z Izką znamy się co najmniej od czasów, kiedy siedząc w
wózkach spacerowych, wymieniałyśmy poglądy na temat piękna otaczającego nas świata. A
brzmiało to mniej więcej tak:
- Uaaa, ggaaaa!
- Oooo, grrrrrrr!
Izka jest tak samo naj, naj, naj jak Monia, a może jeszcze bardziej. To dwie bratnie dusze.
Izka też mieszka tylko z mamą, ale zamiast postrzelonego psa mają postrzelonego kota Fikusa,
który od czasu do czasu przyprawia mnie niemal o palpitacje serca, gdy nagle podczas mojej
wizyty z dzikim piskiem skacze mi nad głową i zjeżdża w dół po firance.
Tatuś nie mieszka z nami, od kiedy skończyłam pięć lat. Wtedy to mamusia - niestety, w
mojej obecności - kazała mu spakować walizkę. Mieszkaliśmy wówczas w bloku, na ostatnim
piętrze. Tatuś jeszcze ze trzy godziny stał na klatce, oparty o poręcz, w którą skrobał rytmicznie
palcami. W końcu jednak odszedł, przekonawszy się, że skrobanie w poręcz nic nie da.
Spotykam się z nim w weekendy Moim zdaniem to całkiem sensowny gość, no ale trudno
oceniać układy z czasów, gdy miałam pięć lat.
Coś tam bardzo musiało nie grać.
Z mamutką przeniosłyśmy się z bloku na naszą małą uliczkę o wdzięcznej nazwie
Urokliwa (odchodząca od Cza-rownej). Wcześniej mieszkali tu moi dziadkowie i dlatego od
najmłodszych lat mogłam bawić się z Izką, która mieszka tu od zawsze. Tatuś Izki też musiał
spakować walizkę. Stało się to mianowicie, kiedy mama mojej psiapsiuły - niezwykle prawa i
dobra kobieta - odkryła jego drugie życie, czyli drugą, nieoficjalną rodzinę na drugim końcu
miasta.
Czy tak ma wyglądać dorosłe życie? Może lepiej w nie nie wchodzić? Mama pociesza
mnie, że nie wszyscy faceci są tacy - zdarzają się chlubne wyjątki.
Gdy byłyśmy jeszcze z Izką małe, razem z nami bawił się na strychach i w piwnicy
Paweł, starszy od nas o cztery lata. Przezywałyśmy go „Budyń”, ale już nie pamiętam
dlaczego. Jak schodziłyśmy do naszego klubu w piwnicy pod schodami, już tam na nas czekał i
mówił: „Chodźcie, dziewczyny, dziś będziemy się bawić w doktora”. To były naturalnie tylko
takie rubaszne żarty. Tak naprawdę - wyznam w tajemnicy przed mamutką, chociaż ona i tak się
pewnie domyśla - popalaliśmy tam pierwsze papierosy nie zaciągając się oczywiście. Budyń był
w porządku. Zalecał się co prawda na zmianę, raz do mnie, raz do Izki, przezywając nas „piękna
Meri” i „piękna Suzi z domu starców”. Widocznie nie mógł podjąć ostatecznej decyzji. Potem
razem z rodzicami wyjechał do Szwecji i tyle go widziano. Od tej pory na Urokliwej mieszkają
już tylko dziewczyny oprócz Izki jeszcze Mariolka i Попка. Stanowimy dość zgraną paczkę i do
dziś chętnie urządzamy sobie posiadówki na którymś ze strychów, chociaż przeganiają nas
stamtąd sąsiedzi, bo jak się rozgadamy, to trochę hałasujemy.
W szkole, jak już pisałam, przyjaźnię się z Monia. W pierwszej klasie liceum
zorganizowano nam wycieczkę integracyjną i wtedy podeszłam do Moni, widząc, że stoi sama.
Po krótkim czasie coś mnie naszło na zwierzanie się i opowiedziałam jej o pewnym niezwykle
przystojnym chłopaku, z którym kiedyś chodziłam, ale się rozstaliśmy, tylko że jakoś nie
mogłam o nim zapomnieć. Jednym słowem, miałam złamane serce i potrzeba mi było
pocieszyciela. Ta moja szczerość rozbroiła Monie i od tamtej pory przyjaźnimy się na śmierć i
życie, zwierzając się sobie ze wszystkiego. Często nocujemy u siebie i jest to prawdziwe święto -
wtedy możemy gadać do białego rana. Bardzo interesuje nas przyszłość” kim będziemy, jak się
ułożą nasze losy, a przede wszystkim kiedy wreszcie spotkamy na naszej drodze tego jedynego
wymarzonego. Póki co mamy siebie nawzajem i to jest piękne. Czy ta nasza przyjaźń przetrwa,
kiedy juz me będzie szkoły? Zobaczymy.. Zrobiło się późno, a jutro trzeba wstać do szkółki z
samego rana Koniec laby Idę spać, jeszcze tylko ogłuszę młotkiem Boniego, jeśli zaraz nie
przestanie szczekać jak opęta-y
2 września
Wracam ze szkoły i natychmiast siadam do pisania parni mika Nie wiedziałam, że to takie
wciągające. Dobrze mzelewaćmyśli na papier, tyle rzeczy się przypomina... Belfry już straszą
maturą, ale z zakuwaniem to ja sobie)eszcze trochę poczekam, bez przesadyzmu! Aha, Boni
szczekał wczorajszej nocy nie bezprzyczyny Okazało się, że
Fikus dał drapaka i znalazł się na naszej klatce. Nie upilnuje się tego towarzystwa, jak
Boga kocham!
Z Izką uwielbiamy długie spacery po pobliskim parku. Zabieramy ze sobą Boniego, żeby
się wybiegał, i chodzimy, chodzimy gadamy gadamy.. Kiedyś z krzaków wyszedł nam naprzeciw
dziwny facet w długim płaszczu. Nie musiał go nawet rozchylać, a ja już wiałam w popłochu. Po
prostu boję się zboczeńców, ale Izka stała, śmiała się i krzyczała za mną: Tośka nie uciekaj, jemu
właśnie o to chodzi, żebyś dostała ietra!” To mnie jednak nie przekonało. Pobiłam chyba
wte-dyrekord świata w sprincie, a z moją przyjaciółką spotkałam się dopiero przy wyjściu z
parku. Czasem myślę, że Izka - niezwykłej urody dziewczyna, o ciemnych oczach i włosach,
śniadej cerze - jest za odważna. Trochę się o nią boję, bo kręci się koło niej mnóstwo facetów
starszych od niej, którzy wiadomo, czego chcą, a ona, jakby tego było mało, zawiera dziwne
znajomości przez internet. Próbuję ją ostrzegać, kochamy się przecież jak siostry i bardzo nie
chciałabym, żeby stała się jej krzywda. Od pewnego czasu Izka chodzi często na dyskoteki w
jakieś nowe, nieznane mi miejsca. Zaciąga ją tam nowo poznany facet, moim zdaniem
podejrzany gość, ale ona ma do takich ciągoty, chociaż to bardzo mądra dziewczyna. Nie wiem,
co z tego wyniknie, oby nie jakaś afera. Jedna moja kumpelka z klasy poznała raz przez internet
gościa - przedstawił się jako młody nieśmiały, przystojny Umówili się na randkę u niego w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin