Collin Forbes - Bez litości (cykl Tweed t.21).pdf

(1776 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
844200202.001.png
Od Autora
Wszystkie występujące w tej książce postacie są wytworem wyobraźni autora i
nie kryją się za nimi żadni prawdziwi ludzie.
Autor pozwolił sobie w kilku miejscach na swobodne potraktowanie geografii
zachodnich hrabstw Anglii, a występujące w książce nazwy wsi i domów są
fikcyjne. To samo dotyczy firm oraz niektórych ulic i budynków - one również
nie istnieją w rzeczywistości.
844200202.002.png
Prolog
Tego dnia Tweed, wicedyrektor SIS, nie miał akurat nic do roboty, co trafiało się
niezwykle rzadko. Gdyby jednak był zajęty, być może nigdy nie zostałby
wciągnięty w awanturę, która potem zdobyła złą sławę jako sprawa Volkaniana -
ani nie musiałby uczestniczyć w dramatycznym rozwoju wypadków. Siedział za
biurkiem w swoim gabinecie na pierwszym piętrze gmachu przy Park Crescent i
z nudów bazgrał po leżącej przed nim kartce.
Obok oparty o ścianę stał Marler, jeden z najlepszych pracowników Tweeda w
SIS, rządowej agencji wywiadowczej. Marler wyglądał przez wysokie okno na
londyński Regent's Park. Prawa ręka Tweeda, Paula Grey, siedziała za swoim
biurkiem i obserwowała szefa. Musi się strasznie nudzić po zakończeniu tej
sprawy szpiegowskiej, pomyślała. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę wejść - zawołał Tweed, szybkim ruchem przewracając kartkę na drugą
stronę.
Był dobrze zbudowanym mężczyzną w nieokreślonym wieku.
Miał szybkie ruchy i rzucał przenikliwe spojrzenia zza okularów w rogowej
oprawce.
Do gabinetu wszedł nadinspektor Roy Buchanan, stary kumpel Tweeda z
czasów, kiedy razem pracowali w Scotland Yardzie.
Uśmiechnął się do Pauli i stanął przed biurkiem Tweeda. Ten wysoki, chudy,
energiczny mężczyzna przekroczył już czterdziestkę, ale jego czarne włosy i
przycięte wąsy nie zaczęły jeszcze siwieć.
Miał na sobie elegancki granatowy garnitur.
- Witam. Proszę, usiądź, Roy. - Tweed wskazał mu miejsce.
- Nie, nie mam czasu. Wpadłem na Boba Newmana, biegnąc do samochodu na
Victoria Street. Powiedział mi, że nie masz nic do roboty. A jesteś mi winien
przysługę.
- O co chodzi?
- Mam taką dziwną sprawę. Chciałbym, żebyś ją przejął. Jak zapewne wiesz,
czasowo przekazano mi dowództwo nad brygadą antyterrorystyczną. Po prostu
urwanie głowy. A teraz...
- A teraz co? - przerwał Tweed.
- Kilka dni temu natknąłem się w Whitehall na dziwnego faceta. Siedział na
stopniach przed gmachem ministerstwa. Powiedział tylko: „Byłem świadkiem
morderstwa", nic więcej. Cierpi na amnezję. Całkowity zanik pamięci. Nie
odezwał się już potem ani słowem. Wziąłem go do Scotland Yardu na
przesłuchanie, ale to nic nie dało. Tego zagadkowego zdania nie powtórzył.
Zabrałem go więc do Belli Ashton, która jest jednym z najlepszych psychiatrów
w kraju, i zostawiłem na badania...
- Roy - znów przerwał Tweed - wciąż nie wiem, do czego zmierzasz.
- Chcę, żebyś zajął się tym facetem i zobaczył, czy można coś z niego wyciągnąć.
Ma na imię Michael.
- Zapominasz chyba, że jestem zastępcą dyrektora SIS! - zaprotestował Tweed.
- W zeszłym roku, kiedy pracowałeś nad tą okropną sprawą związaną z
wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych, musiałeś się znów zamienić w
detektywa. Pokazałeś wtedy, że na wiele cię jeszcze stać i że nie zapomniałeś o
starych, dobrych czasach w Scotland Yardzie.
- No tak - odezwała się Paula. - Stałeś się gwiazdą, kiedy w czasie pobytu w
Stanach wyjaśniłeś trzy zagadkowe morderstwa.
- Paula - burknął Tweed. - Masz wiele talentów, między innymi zawsze potrafisz
się odezwać w najbardziej niewłaściwym momencie.
- Zostawiam więc tego Michaela w twoich rękach - powiedział
szybko Buchanan. Na biurku Tweeda położył wyjętą z kieszeni kopertę i
elegancką wizytówkę. -To wszystko, co będzie ci potrzebne.
- Skąd wiesz, że ma na imię Michael, skoro nic nie mówi?
- Nie wiem. Musieliśmy go jakoś nazwać, a Michael pasowało mi do niego. Nie
miał przy sobie żadnego dokumentu tożsamości.
Portfela też nie, nic. Z jego kosztownych ubrań ktoś usunął
wszystkie metki. Muszę już iść.
Kiedy Buchanan zamknął za sobą drzwi, Tweed walnął pięścią w biurko.
- Niech mnie diabli!
- Całkiem sprytnie zwalił to na twoją głowę - zauważyła sekretarka Monica,
siedząca za komputerem przy drzwiach. Miała około pięćdziesięciu lat i
pracowała z Tweedem nie wiadomo od jak dawna. Jej brązowe włosy były spięte
w kok.
Tweed otworzył niezaklejoną kopertę, którą zostawił na jego biurku Buchanan.
Znalazł w niej krótki list polecający do doktor Arabelli Ashton. Na jej
obramowanej złotem wizytówce widniał
adres na Harley Street, ekskluzywnej ulicy wziętych lekarzy. Tweed westchnął,
kiedy nagle drzwi się otworzyły i jeszcze raz pojawił
się w nich Buchanan.
- Aha, zapomniałem ci powiedzieć. Twarz Michaela nie jest normalna. Żebyś się
nie zdziwił.
- Wielkie dzięki - chciał odpowiedzieć Tweed, ale Buchanana już nie było. List i
wizytówkę podał Pauli, która stała już przy jego biurku. Odczytała głośno adres
kliniki.
- Lepiej chyba zadzwonić do tej Arabelli, zanim ją odwiedzimy - zaproponowała.
- Nie, po prostu pojedziemy do niej - odpowiedział Tweed.
- Dziś jest świetny dzień na przejażdżkę.
Mówiąc te słowa, wyglądał przez okno, za którym luty skuwał
mrozem ulice. Niebo nad Londynem przykrywały ciężkie, szare chmury i było
wyjątkowo zimno. Paula ubrała się odpowiednio do pogody, miała na sobie
zimowe buty, kurtkę na futrze i dżinsy.
Kiedy Tweed z trudem wbijał się w swój ciężki płaszcz, Paula poszła przekazać
Monice adres, pod który zamierzali się udać, ale okazało się, że ta zdążyła już go
sobie zapisać, kiedy Paula przeczytała wizytówkę na głos.
Paula, wieloletnia asystentka Tweeda, była szczupłą, niezbyt wysoką kobietą po
trzydziestce. Na jej ramiona opadały kruczoczarne włosy. W twarzy o
regularnych rysach uwagę zwracały wyraziste niebieskie oczy i stanowczo
wysunięty podbródek. W całym SIS była znana jako osoba niezwykle energiczna.
Podbiegła do szafy, z której wyciągnęła dwa nesesery. Były w nich piżamy,
bielizna i przybory toaletowe przeznaczone dla niej i jej szefa. Tweed popatrzył
Zgłoś jeśli naruszono regulamin