Ivy Alexandra - Strażnicy Wieczności 03 Odwieczna Ciemnosc (64,117,139,236).pdf

(1532 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
858725597.001.png
Ivy Alexandra
Strażnicy Wieczności 03
Odwieczna ciemność
Kobieta uwikłana w odwieczną walkę nieśmiertelnych.
Dwóch mężczyzn, z których jeden pożąda jej miłości, drugi - jej krwi…
Są potężni i wieczni. I spragnieni smaku krwi. Lecz przeznaczeniem każdego z nich jest strzec niezwykłej kobiety. W jej obronie
Strażnik Wieczności nie zawaha się przed niczym. I nie ulęknie się niczego - poza miłością…
Darcy zawsze wiedziała, że jest inna niż wszyscy inni ludzie – nie wiedziała jednak, jak bardzo inna. I nie przeczuwała, że jej
tajemnica uczyni ją pionkiem w morderczej walce i odkryje zupełnie nowy świat przepełniony ekstazą i mroczną
namiętnością…
Porwana przez nieśmiertelnego Styxa Darcy ulega grozie… i pożądaniu, jakie wzbudza w niej ów potężny i seksowny
przywódca wampirów. Jednak Styx nie jest jedynym niebezpiecznym mężczyzną w jej życiu. Chroni ją przed stokroć bardziej
przerażającym swym zbuntowanym poddanym.
Któremu z nich Darcy może zaufać? Pewne jest tylko to, że jeden krwawy pocałunek może ją skazać na życie w wiecznej niewoli
– lub w wiecznej rozkoszy…
Rozdział 1
Viper Pit należał do najdroższych, najelegantszych i najbardziej ekskluzywnych klubów nocnych w
Chicago.
I, o dziwo, był też najmniej znany.
Na próżno byłoby go szukać w książce telefonicznej. Nie reklamowały go też krzykliwe billboardy.
Nie było neonów wskazujących drogę do Viper Pit.
A jednak każdy, kto coś znaczył, wiedział, jak tam trafić. Tyle że wśród tych ważnych person nie było
ludzi.
Między marmurowymi kolumnami a tryskającymi fontannami przechadzały się demony różnych
rodzajów. Wszystkie szukały nieprzyzwoitej rozrywki. Uprawiały hazard, piły, tańczyły i
uczestniczyły w orgiach. Robiły to dyskretnie lub wręcz przeciwnie.
Za luksus i rozrywkę trzeba było słono płacić.
To niewątpliwie wspaniały sposób na spędzanie wolnego czasu, niemniej owego zimnego
grudniowego wieczoru wampir znany jako Styx nie był zainteresowany atrakcjami, jakie klub
oferował, ani też demonami, które widząc go, nisko się kłaniały.
Całą uwagę Styxa pochłaniał jego towarzysz, którego obserwował ze zrezygnowaną miną.
Obaj panowie na pierwszy rzut oka wydawali się zupełnie różni.
No może nie aż tak bardzo, bo w końcu obaj, jak wszystkie wampiry, byli wysocy i muskularni. Obaj
też
mieli ciemne oczy i charakterystyczne kły. Na tym jednak ich podobieństwo się kończyło.
Młodszy wampir, Viper, pochodzący z północnych krain słowiańskich, odziedziczył po przodkach
srebrne włosy i jasną cerę. Styx zaś, urodzony w Ameryce Południowej, nawet po transformacji
zachował ciemny odcień skóry oraz azteckie rysy.
Tego wieczoru nie był, jak zazwyczaj, w habicie. Miał na sobie czarne skórzane spodnie, obcisłe
wysokie botki i czarną jedwabną koszulę; uznał, że w tym stroju będzie się mniej rzucał w oczy na
chicagowskich ulicach. Niestety, prawie dwumetrowy przystojny wampir o kruczoczarnych włosach
związanych w sięgający kolan warkocz nie mógł nie przyciągać uwagi. Zwłaszcza uwagi śmier-
telnych kobiet, które nie umiały oprzeć się urokowi wampirów. Co najmniej tuzin zauroczonych
niewiast szło za nim i dlatego, pragnąc uniknąć zamieszania, w końcu postanowił przenieść się na
dachy.
Najchętniej jednak Styx po prostu pozostałby w swojej kryjówce, w której, gdy chronił Anassa,
przywódcę wampirów, przez setki lat żył jak mnich. Kiedy jednak Anasso zmarł, Styx został
zmuszony do zajęcia jego miejsca, przekonując się przy tym, iż jako przywódca nie może się już
dłużej ukrywać. Musiał rozwiązywać konflikty, które wybuchały nieustannie między wampirami.
Taka sytuacja zdenerwowałaby każdego, także najbardziej opanowanego demona.
- Jak zawsze jestem zachwycony, widząc cię, Styxie - odezwał się śpiewnym głosem Viper. - Ale
muszę ci zwrócić uwagę, że twoja obecność ogromnie denerwuje członków mojego klanu, zwłaszcza
że tak wrogo na mnie łypiesz. Pewnie myślą, że za chwilę stracą przywódcę.
Zamyślony Styx dotknął bezwiednie kościanego medalionu, który miał na szyi.
Był to symbol jego ludu. A nawet coś więcej. Wierzono, że medalion pomaga przechodzić duchom z
jednego pokolenia w następne.
Oczywiście jako wampir Styx nie pamiętał swojego życia sprzed transformacji. To jednak nie
powstrzymywało go przed przestrzeganiem tajemnych tradycji jego przodków.
- Wcale na ciebie nie łypię. Viper uśmiechnął się posępnie.
- Zapominasz, że jestem w związku, a to oznacza, że rozpoznaję wrogie spojrzenia. - Uśmiech na
twarzy wampira zbladł, gdy ten popatrzył uważnie na gościa. - Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co
cię trapi?
Styx ciężko westchnął, wiedząc, że będzie musiał to zrobić. Choć wolałby, żeby go wychłostano,
obdarto ze skóry lub wyrwano mu kły, będzie musiał wyznać, że potrzebuje pomocy.
Jako przywódca chicagowskiego klanu, Viper znał miasto lepiej niż jakikolwiek inny znajomy Styxa.
Byłoby najwyższą głupotą nie skorzystać z jego wsparcia.
- Chodzi o Wilki - wypalił.
- Wilki? - Viper syknął cicho. Podobnie jak fani Cub-sów i Cardinalsów, również wampiry i szakale
nie darzyły się wielką miłością. - A co one znowu knują?
- To nie są zwykłe kłopoty. Wilkołaki opuściły dotychczasowe tereny łowieckie i przeniosły się do
Chicago. - Styx zacisnął pięści. - Zdążyły już zabić kilkoro ludzi. I nie usunęły zwłok.
Viper tylko lekko się wzdrygnął. Żeby wystraszyć potężnego wampira, trzeba czegoś więcej niż stada
kundli.
- Dochodziły mnie plotki o dzikich psach szwendających się po zaułkach Chicago i nawet się
zastanawiałem, czy nie chodzi o Wilki.
- Mają nowego przywódcę. Młodego Wilka, który się nazywa Salvatore Giuliani i pochodzi z Rzymu.
Rodowodowy Wilk, zbyt ambitny, żeby mu to wyszło na dobre.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin