średnia ocena: 5.4 ilość głosów: 5
Niewielu w Polsce wie, iż spośród wszystkich zakątków kraju, ziemią najpłodniejszą w legendy, podania i ludowe przekazy, jest ziemia wielkopolska. Tu zrodziło się państwo polskie, tu praojciec Lech zachwycał się majestatem orlego gniazda. Tu dzielny Bolko, dzięki pomocy króla kruków, wzywał mieszkańców Poznania do obrony przed nieprzyjacielskimi hordami. To tutaj wreszcie nieszczęsna księżniczka Halszka zawodzi w baszcie szamotulskiego zamku. Ale i to nie wszystko.
Trzeba bowiem wiedzieć, że lat temu sto i pięćdziesiąt, a może i jeszcze dawniej, gdy Rzeczypospolitej nie było na mapie, a nad Polakami panowali trzej obcy monarchowie, przybył król pruski Fryderyk Wilhelm do Poznania. Miał zamiar poruszyć sprawy wagi państwowej w rozmowie z naczelnym prezesem Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Edwardem Flottwellem. Po uroczystym przyjęciu w mieście, przeglądzie wojsk i oficjalnych spotkaniach z urzędnikami, zapragnął Jego Królewska Mość udać się na polowanie.
– Panie Flottwell – rzekł do naczelnego prezesa. – Jakże tu u was ze zwierzyną łowną? Przyznam szczerze, że dawno nie polowałem poza moim domkiem myśliwskim w Karkonoszach.– W Karkonoszach? – uśmiechnął się Flottwell. – Spotkał więc Wasza Królewska Mość Liczyrzepę?
Na wzmiankę o mitycznym Duchu Gór, królowi zabiło mocniej serce.
– Och, nie. Niestety jeszcze nie. Ale to jedno z moich najskrytszych marzeń. Ojciec opowiadał mi o nim, gdy byłem mały. Każdego roku jeździliśmy na lato do dworku w Schmiedebergu.
I Fryderyk Wilhelm zamyślił się. Lecz nie trwało to długo. Po kilku minutach rozpromieniony uniósł lekko głowę, uderzył pięścią w stół i zawołał:
– A więc, panie Flottwell, ruszamy na sarny!
***
Przy wrocławskim trakcie, na południowy zachód Poznania, znajdowała się osada Łazarz. Jadąc jeszcze dalej, docierało się do Górczyna – typowo rolniczej wioski, wypełnionej wszędobylskim gęganiem, kwakaniem i gdakaniem. Jak okiem sięgnąć wszędzie niebo było czarne od dymu z kominów, a w powietrzu unosił się zapach obornika i końskiej sierści. Jednym słowem – nic specjalnego.
Istotne jest jednak, że mijając czterdziestomorgowe gospodarstwo pana Macieja Palacza, wyjeżdżało się na bitą drogę, prowadzącą prosto do odległego o dobre trzy mile Junikowa. A między Górczynem a Junikowem nie było nic prócz gęstego lasu. I do tego właśnie lasu wybrał się na polowanie król Fryderyk Wilhelm Trzeci wraz z prezesem Edwardem Flottwellem i generałem Ferdinandem von Rohrem z szóstego pułku piechoty.
Dzień był piękny, wrześniowy. Słońce przygrzewało pierwszymi promieniami jesieni, a delikatny wiatr podwiewał poły królewskiego płaszcza. Skarogniady koń generała von Rohra rżał głośno, tworząc idealną harmonię z unoszącym się nad sosnowymi czubkami krakaniem wron.
Mijały godziny, ale szczęście nie dopisywało łowcom. W końcu król ruszył na niewielkie wzgórze, gdzie chwilę przedtem mignęła mu między drzewami młoda, śmigła sarenka. Fryderyk Wilhelm zsiadł z konia i zaczaił się za krzakiem. Po dłuższej chwili sarna wyszła na dróżkę rozglądając się niespokojnie. Król Prus chwycił muszkiet, złożył się, wycelował i w tej chwili powietrze przeszył huk wystrzału. Ale sarna nie padła martwa, tylko spłoszona uciekła. Za to muszkiet wysunął się z rąk monarchy i uderzył miękko o omszałe podłoże.
– Hände hoch! – rozległ się obco brzmiący głos. – Odwróć się, tyranie, morderco, wyzyskiwaczu!
Fryderyk Wilhelm odwrócił się i ujrzał wychudzonego chłopa w białej sukmanie i wypłowiałej krakusce z piórkiem na głowie. Nie ulegało wątpliwości, że to Polak. Stał w pewnej odległości od króla i mierzył doń z muszkietu, a na jego twarzy malowała się najczystsza nienawiść.
– Morderco! – odezwał się znowu łamaną niemczyzną – Za to, coś uczynił mej ojczyźnie, zginiesz teraz z mojej ręki.
Władca nie miał w tej chwili głowy, żeby cokolwiek tłumaczyć. Że on nie jest niczemu winien, że to stryj jego ojca podpisał rozbiór Polski, że on nie czyni Polakom nic złego. Chciał to wszystko powiedzieć, ale nie mógł. Palec chłopa spoczął na spuście muszkietu.
– Giń! – zawołał.
Ale w tej chwili groźnie zaszumiały drzewa, rozpętał się wicher, uderzyły grzmoty, a z wnętrza rosnącego naprzeciw dębu rozległ się odległy głos.
– Człowiecze, nie tak naród twój o wolność walczył! Nie godzi się, abyś króla mordował w lesie z ukrycia, ostawał skrytobójcą i zbirem na hańbę i pogardę całemu szczepowi piastowemu. Nie pomoże to tobie ani ojczyźnie twojej. Jeśli krew tę przelejesz, zmyje ona wszelką płodność ze mnie – ziemi, która jest ci matką, i nigdy już nie obrodzę. Lepszy przyjdzie dzień na pomstę, a i bez twej zbrodni Orzeł Biały na powrót rozwinie skrzydła nad tym umęczonym narodem! Zważ me słowa.
I zapadła cisza, podmuchy wiatru ustały, drzewa znów zaczęły szumieć cicho i sennie, jak przedtem. Fryderyk Wilhelm wpatrywał się oniemiały w chłopa, który rzucił muszkiet, upadł na kolana i modlił się. Zdawało się, że czas stanął w miejscu.
Po chwili niedawny napastnik wstał, ściskając w ręku czapkę. Twarz miał pogodną, nie było już na niej śladu zaciętości. Emanowała tylko spokojem.
– Idź z Bogiem, królu – rzekł cicho. – I chodź nie jesteś moim prawowitym władcą, to nie mam prawa odbierać ci życia. Idź i nie czyń krzywdy mojemu narodowi, który nie pragnie niczego więcej, jak tylko wolności.
Z tymi słowami odwrócił się i miarowym krokiem zszedł ze wzgórza. Król stał jeszcze przez jakiś czas w milczeniu. Po chwili usłyszał tętent kopyt – to Flottwell i von Rohr szukali swego monarchy.
– Wasza Królewska Mość! Niepokoiliśmy się.– Zdybałem sarnę. – rzekł Fryderyk Wilhelm. – Ale nie poszczęściło mi, chybiłem i uciekła.
Na obliczu generała pojawił się wyraz niezmiernej ulgi.
– Bogu dzięki, Wasza Królewska Mość. Byłem pewien, że coś złego się stało. Pogoda się pogorszyła. Przed chwilą zerwał się straszliwy wiatr.
Król wsiadł na swojego konia, którego Flottwell przyprowadził. Pogłaskał go pieszczotliwie po grzywie.
– Ma pan rację, generale. Myślę, że pora wracać do Berlina.
I nucąc „Prinz Eugen, der edle Ritter” ruszył w stronę bitej drogi.
Po powrocie do Berlina, przemyślawszy sobie to i owo, postanowił król w miejscu tego niesamowitego zdarzenia wykarczować las i wznieść bunkier oraz strażnicę. Miała to być demonstracja siły i przestroga dla niepokornych Polaków z okolicy. Komendantem strażnicy mianował król generała von Rohra. Po latach, gdy Prusy były już częścią zjednoczonej na nowo Rzeszy, na polecenie cesarza Wilhelma strażnica rozrosła się do rozmiarów wielkiej fortecy, która otrzymała nazwę Fort Rohr.
Dziś, choć nie ma już Rzeszy, królów pruskich ani cesarzy niemieckich, fort ten nadal stoi. I stać będzie jeszcze przez wiele, wiele lat, przypominając potomnym o przygodzie jaka spotkała najjaśniejszego Fryderyka Wilhelma podczas polowania na sarny.
ANEKS
FRYDERYK WILHELM III (1770-1840) – król Prus i Wielki Książę Poznański z dynastii Hohenzollernów, syn Fryderyka Wilhelma II. Panował od roku 1797.Edward FLOTTWELL (1786-1865) – polityk pruski, naczelny prezes (nadprezydent) Wielkiego Księstwa Poznańskiego w latach 1830-40, później minister finansów i minister spraw wewnętrznych Prus.LICZYRZEPA (niem. Rübezahl) – zwany także Duchem Gór, legendarny demon zamieszkujący rzekomo obszar Karkonoszy.SCHMIEDEBERG (obecnie Kowary) – miasto na Dolnym Śląsku, w powiecie jeleniogórskim, u podnóża Karkonoszy. Umiejscowienie tam letniej rezydencji dynastii Hohenzollernów to czysta fantazja autora.Maciej PALACZ (1806-85) – chłop ze wsi Górczyn, w latach 1836-46 jej sołtys. Stał na czele nieudanego powstania chłopskiego w marcu 1846, walczył także w powstaniu wielkopolskim 1848 roku. Później był posłem do pruskiego parlamentu. Naprawdę miał czterdzieści morgów ziemi.Ferdinand VON ROHR (1783-1851) – generał pruski, w latach 1847-48 minister wojny. Wcześniej komendant 6. Pułku Piechoty w Głogowie (Glogau). Fort Rohr naprawdę otrzymał swoją nazwę na jego cześć.GÓRCZYN i ŁAZARZ – wsie podpoznańskie, w roku 1900 włączone do miasta. FORT ROHR (Fort VIIIa, Fort Sokolnickiego)Jeden z sieci osiemnastu fortów obronnych Twierdzy Poznań, zbudowany przez Niemców w latach 1887-1890 w pobliżu obecnych ulic Rembertowskiej i Promienistej. Fort pośredni, nie mający specjalnego znaczenia. Autor postanowił wybrać go na temat swojej legendy, gdyż zna fort od wczesnych lat dziecięcych i widzi go z okna swojego mieszkania.
kwiatek_1998