Księżniczka na szklanej górze i inne baśnie norweskie - Peter Christen Asbjornsen, Jorgen Engebretsen Moe.txt

(77 KB) Pobierz
Peter Christen Asbjornsen Jorgen Engebretsen Moe
Księżniczka na szklanej górze i inne baśnie norweskie
Przełożyła z norweskiego Beata Hłasko
Wydawnictwo Poznańskie Poznań 1987
Opracowanie graficzne: Adam Kilian Tytuł oryginału: Norske Folkeeventyr
~
 Cop>right by Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1987 ISBN 83-210-0672-8
i
Zamek Soria Moria
\L^S ^^j^   yło raz małżeństwo,   które  miało   syna  imieniem HaWor. Chłopiec od maleńkości nie chciał się brać do żadnej pracy, tylko siedział i grzebał w popiele. Rodzice posyłali go na naukę różnych zawodów, jednakże HaWor nigdzie dłużej nie popasał, pozostał najwyżej parę dni i uciekał z terminu do domu i znowu siedział, i grzebał w popiele. Aż któregoś dnia zjawił się pewien szyper, który zapytał, czy HaWor miałby ochotę popłynąć z nim na morze i poznać obce kraje. Owszem, na to HaWor miał ochotę, toteż nie kazał na siebie długo czekać.
Dokąd pożeglowali, tego nie wiem, ale w końcu zerwała się
straszna burza, a kiedy przeminęła i morze znowu się uspokoiło,
nie wiedzieli, gdzie się znajdują; zniosło ich ku obcym brzegom,
których nikt z załogi nie znał.
Kiedy zaś nastała taka cisza, że i piórko by nie drgnęło, a oni
stali w miejscu, HaWor poprosił szypra o pozwolenie zejścia na ląd,
bo wolał się przejść, niż leżeć lub spać.
— Czy sądzisz, że możesz pokazać się ludziom, nie mając nic
innego prócz tych łachmanów, które nosisz na grzbiecie? — spytał
szyper.
HaWor jednak uparł się przy swoim i w końcu uzyskał pozwolenie, miał jednak wrócić na pokład, gdy tylko wiatr znowu powieje. Poszedł więc, a ląd ten był piękny, wszędzie gdzie chłopak się obrócił, widział rozległe pola i łąki, ale nigdzie ani jednego człowieka. Nagle wiatr powiał, lecz HaWor uznał, że za mało widział, miał ochotę pójść dalej, przekonać się, czy spotka ludzi. Po chwili doszedł do szerokiej drogi, tak równej, że można by po niej toczyć jajko. HaWor poszedł tą drogą, a gdy wieczór zapadał, ujrzał daleko, daleko wielkie zamczysko, od którego biła łuna światła. Szedł cały
I
dzień, ale nie zabrał z sobą jedzenia, toteż był porządnie głodny; a im bardziej zbliżał się do zamku, tym większy strach go ogarniał. Ogień płonął w zamkowej kuchni, Halvor wszedł do środka, i dopiero ujrzał, jak była wspaniała, nigdy tak wspaniałej kuchni nie widział; naczynia były ze złota i srebra, ale człowieka ani śladu. Halvor czekał chwilę, a kiedy nikt się nie zjawił, podszedł do jakichś drzwi i otworzył je; w komnacie siedziała księżniczka i przędła na wrzecionie.
—  Niemożliwe! — zawołała. — Czyżby zjawiła się tutaj chrześcijańska dusza? Oddal się jednak, jeśli nie chcesz, żeby troll cię pożarł, bo tu mieszka troll o trzech głowach.
—  Dla mnie niechby miał i cztery, chętnie go zobaczę — powiedział chłopak — nie zrobiłem nic złego, ale daj mi jeść, bo straszniem głodny.
Kiedy Halvor pojadł do syta, księżniczka prosiła, aby spróbował zamachnąć się mieczem, który wisi na ścianie; nie, Halvor nie tylko nie potrafił nim wywijać, ale nawet udźwignąć go nie mógł.
—  W takim razie wypij łyk z tej butelki, która wisi obok niego, bo tak robi troll, zanim użyje miecza.
Halvor wypił łyk i natychmiast wywijał mieczem jak piórkiem. Teraz troll mógł przyjść!
Tak się też stało, troll nadszedł głośno sapiąc; Halvor stanął za drzwiami.
—  Uff, uff, tu pachnie chrześcijańska krew! — powiedział troll i wsunął łeb przez uchylone drzwi.
—  A żebyś wiedział — powiedział Halvor i uciął mu wszystkie trzy głowy.
Księżniczka była uszczęśliwiona, że ją uwolnił, zaczęła tańczyć i śpiewać, aż przypomniała sobie siostry i rzekła:
—  Ach, gdyby moje siostry też zostały wyzwolone!
—  A gdzież one są ? — spytał Halvor.
Opowiedziała mu wtedy, że jedna jest uwięziona przez trolla w zamku położonym o sześć mil stąd, a druga w zamku oddalonym od tamtego o dziewięć mil.
—  Tymczasem jednak musisz mi pomóc i wywlec trollowe padło.
Halvor był silny, wyrzucił trolla, wszystko migiem sprzątnął i wyczyścił. Potem odpoczął sobie godnie, a następnego ranka
0  szarym świcie ruszył dalej; gnał go niepokój, cały dzień to szedł, to biegł. Gdy ujrzał zamek, trochę znowu się uląkł; a ten był dużo wspanialszy od poprzedniego; ale i tutaj człowieka ani widu, ani słychu. HaWor wszedł do kuchni, ale się nie zatrzymał, poszedł dalej.
—  Czyżby zjawiła się tutaj chrześcijańska dusza? — zawołała księżniczka. — Nie wiem, od jak dawna tu jestem, ale przez cały ten czas nie widziałam zacnego człowieka. Lepiej postaraj się stąd wydostać, bo tu mieszka troll o sześciu głowach.
—  Nie odejdę — powiedział Halvor — choćby miał i sześć dodatkowych.
—  On cię pożre żywcem — powiedziała księżniczka.
Nie pomogło, Halvor nie chciał odejść, nie bał się trolla; ale chciał jeść i pić, bo wygłodzony był po drodze.
Dostał tyle, ile chciał; ale potem księżniczka znowu prosiła, aby odszedł.
—  Nie — powiedział HaWor — nie odejdę, bo nic złego nie zrobiłem, więc nie mam czego się bać.
—  On o to nie pyta — powiedziała księżniczka — on cię pożre, nie bacząc na prawo i słuszność; ale skoro nie chcesz odejść, spróbuj, czy zdołasz zamachnąć się tym mieczem, z którym troll chadza na wojnę.
HaWor nie mógł udźwignąć miecza, wtedy księżniczka kazała mu wypić łyk z butelki wiszącej obok, a kiedy to uczynił, mógł walczyć mieczem.
I na to właśnie przyszedł troll; był tak olbrzymi i opasły, że musiał bokiem przeciskać się przez drzwi. Kiedy troll wsunął do komnaty pierwszą głowę, zawołał:
—  Uff, uff, tu pachnie chrześcijańską krwią!
W tejże chwili HaWor odrąbał pierwszą głowę, a za nią wszystkie pozostałe. Księżniczka tak się uradowała, że nie wiedziała, co począć, ale potem wspomniała swoje siostry i wyraziła życzenie, aby i one zostały uwolnione. HaWor sądził, że znajdzie się na to sposób.
1 zaraz chciał wyruszyć w drogę, ale wpierw musiał pomóc księżniczce
W ..sumccm padła trolla, dopiero naStepneg„ ranka uda1 się w da!Szą
a jak żadna inna na świecie. Tak samo jak jej dwie siostry powiedziała, że odkąd tutaj
 tak
żywcem; ,e„ miai
 dziewC Z
go
—  Gdyby prócz tych dziewięciu miał dodatkowych dziewięć, też nie odejdę — powiedział Hałvor i stanął pod piecem.
Księżniczka bardzo pięknie prosiła, aby odszedł, ale Hałvor uparł się i rzekł:
—  Niech tu przyjdzie, jeśli zechce.
Wtedy ona dała mu miecz trolla i prosiła, aby wypił łyk z butelki, bo wtedy dźwignie miecz.
W tejże chwili nadszedł troll, sapał głośno, a ziemia pod nim stękała; był jeszcze większy i potężniejszy niż dwa poprzednie i także musiał bokiem przeciskać się przez drzwi.
— Uff, uff, tu pachnie chrześcijańską krwią! — powiedział.
I wówczas Halvor odrąbał pierwszą głowę, a potem wszystkie pozostałe, ale ostatnia była najbardziej oporna, toteż Halvor okrutnie się napracował, nim ją ściął, choć uważał siebie za silnego człeka.
Teraz wszystkie trzy księżniczki spotkały się w zamku, cieszyły się
jak nigdy jeszcze w życiu i pokochały Halvora, a on też je pokochał i mógł pojąć tę, która mu się najbardziej podobała; jednakże najmłodsza kochała go najgoręcej.
Halvor pozostał z nimi, ale był trochę nieswój, jakiś smętny i cichy; zapytały go wreszcie księżniczki, za czym tak tęskni i czy nie jest mu z nimi dobrze. Owszem dobrze mu było, bo żyli dostatnio i pod każdym względem czuł się znakomicie, ale tęsknił ogromnie za domem, rodzice jego żyli, więc pragnął ich ujrzeć. Księżniczki podamy, że to nic trudnego:
—  Jeśli posłuchasz naszej rady, bezpiecznie dostaniesz się do nich i wrócisz do nas! — zapewniały.
Halvor obiecał, że uczyni wszystko, co zechcą. Ustroiły go zatem niczym królewicza, włożyły mu na palec pierścień,, który miał taką właściwość, że dzięki niemu mógł przenosić się z miejsca na miejsce, ale nie wolno mu było tego pierścienia zgubić ani wymienić imion księżniczek, wtedy bowiem czar pryśnie i Halvor nigdy więcej ich nie ujrzy.
—  Gdybym mógł znaleźć się w domu, a dom tutaj! -— powiedział Halvor i zaraz spełniło się to, czego pragnął: ani się obejrzał, kiedy stał przed chatą rodziców. Zmierzch właśnie zapadał, gdy ujrzeli przybysza tak wspaniale i bogato odzianego, że aż się przerazili i pokłonili mu się w pas,
Halvor zapytał, czy mógłby u nich pozostać i zanocować. Odparli., że nie, że to niemożliwe.
—  U nas za ubogo, nie mamy czym takiemu panu usłużyć; lepiej udać się do dwora niedaleko stąd, nawet widać komin, a tam wszystkiego jest w bród.
Halvor nie miał na to ochoty, chciał zostać; oni natomiast upierali się przy swoim, niechaj pójdzie do gospodarza, tam dostanie jeść i pić, a oni nawet stołka nie mieli, by spoczął.
—  Nie — rzekł Hałvor —¦ nie pójdę tam wcześniej aż rankiem; pozwólcie mi zostać tutaj na noc, posiedzę sobie na przypiecku.
Nic już na to rzec nie mogli, usiadł więc Halvor przy kominie i grzebie w popiele jak wówczas, kiedy mieszkał u rodziców i nic robić nie chciał.
Pogadywali o tym i o owym, Halvor niejedno opowiadał, aż w końcu spytał czy nigdy nie mieli dziecka.
Owszem, mieli syna imieniem Halvor, ale nie wiedzieli, dokąd powędrował, nie wiedzieli nawet, czy zmarł, czy żyje.
—  A może ja tym synem jestem — spytał Halvor.
—  O, na pewno nie — powiedziała kobieta unosząc się z ławy — Halvor  był próżniakiem  i niedojdą,  nigdy niczego palcem nie tknął, a chodził obdarty, ledwo łachmany na nim się trzymały, z niego nigdy nie byłby taki człek jak wy, panie.
Po chwili kobieta zbliżyła się do komina i przegarnęła ogień,
a wtedy odblask płomienia padł na Halvora jak w owe czasy, gdy był w domu i grzebał w popiele, i matka zaraz go rozpoznała.
—  Niemożliwe, to ty, Halvor! — powiedziała i starzy rodzice ucieszyli się bez miary, Halvor zaś musiał opowiadać, jak mu się wiodło; matka z wielkiej radości chciała go natychmiast prowadzić do gospodarza, żeby pokazał się dziewczynom, które zawsze nosiły się dumnie.
Poszła tedy przodem, a Halvor za nią. Kiedy zaszła do dworu, opowiedziała, że Halvor wrócił do do...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin