Dąbrowska, Dzienniki.doc

(108 KB) Pobierz

DZIENNIKI 

Maria Dąbrowska

 

1926

 

              Dąbrowska pisze o swym bolesnym usposobieniu, dni są szaro-ponure. Chmielewski proponuje jej pracę zarobkową w administracji czasopisma rolniczo-spółdzielczego. Wieczorem odwiedza ją Tadzio Rzymowski.  Potem Wacek i Józek, następnie Waryński.

              Zachwycona Conradem (czyta „Opowieści niepokojące”).  „Szalenie ponury wyraz twarzy”. Odwiedzają ją Mortkowiczowe. Jest chora i znużona.

              Noc pełna natchnienia, dalej czyta Conrada – „Wielki etyk”. Była u  Chmielewskiego, dostała mechaniczna prace biurową.  Wieczorem u Erazmów.

              Tydzień w Białymstoku u Mamusi i Jadzi. Było jej tam dobrze. Wiele gości odwiedziło ja w niedziele, m.in. Kaden. Wstaje o 6:00.

              Ogromny śnieg, dostała alpejskie fiołki od Minkiewiczowej.

              Kolacja u Minkiewiczowej z Wackiem, Rzymowskim, Józkiem i Skotnickim. Była smutna. Przypomniał jej się Mireczek, wspomnienie, kiedy szukali papierośnicy dla Minkiewicza, dwa dni po otrzymaniu przez Dąbrowską „nagrody wydawców” za „Uśmiech dzieciństwa”. Mir całował ją i pytał czy go lubi. Na kolacji patrzyli na siebie.

              Zdenerwował ją Iwaszkiewicz w „Wiadomościach”. Mówi do Mirusia, że dla niego to było takie nieważne to wszystko, a jego serce tak dosłownie pękło.

              U Wacków. „Szalona depresja”.

              Mir nigdy nie śni się jej zdrowy, zawsze chory. Raz śniło się jej, że go ratuje i ratuje, a on zmniejsza się na poduszce, aż pozostał sam zegarek, w nim biło jeszcze jego serce, więc ratowała jeszcze zegarek, ten zmienił się w spinkę a ona jeszcze była Nim i pulsowała. Dzisiaj śniło się jej, jak w Brukseli pierwszy raz ją „tak” do siebie tulił, na półnagi, mówił, że zaraz dostanie ataku i znaleźli się w nędznym mieszkaniu na słomie, on nie chciał wrócił, znowu się zmniejszał, aż trzymała go na ręce. Chuchała na niego, przycichła, ale została tylko maleńka rycerska zbroja.  Mimo tych snów pracuje, ciągle coś robi.  W dziennikach zwraca się bezpośrednio do Mirka, Mireczka, Mira. Odwiedzili ją Kadenowie, byli mili. Potem była u Erazmów. Pogoda wiosenna.

              Burza w myślach i sercu, jakby natchniona przez „Ciebie, miły”. Na obiedzie byli Wackowie, Zbyszek, Krysia, na podwieczorku Mincewiczowa, Rozmawiali na temat „dzisiejszych czasów”. Że zabili się w taki kat, z którego już chyba nie ma wyjścia na powietrze. Trykamy głową o jakiś mur, który trzeba chyba rozwalić. Wacek mówił, że nigdy nie rozumiał zjawiska rewolucji, wydawało mu się najbardziej nierozumnym wyjściem z sytuacji. Teraz jednak, gdy patrzy na to, co się dzieje, zaczyna rozumieć, ze niekiedy zachodzi konieczność tego nierozumnego faktu. <<Widocznie stare rzeczy nie mogą umierać naturalną śmiercią >>.  Rewolucja nie przynosi twórczości, jest jak spieniona powódź, która się rozlewa, gdy woda nie może się przedrzeć przez zator lodowy. Takim zatorem staje się dziś upór życia kategoriami starego przedwojennego świata. Naturalne to, co przychodzi po rewolucji i tworzy w nowych warunkach nowe życie, nie jest ani tym, co niosła rewolucja, ani tym, co było przed nią. Jest to niejako wypadkowa czy synteza wybranych z dawniejszego stanu rzeczy pierwiastków dobra z ideałami i potrzebami przyszłości, dla których uwzględnienia rewolucja robi miejsce. Takie rzeczy mówił Wacek, z tym samym sięganiem w głąb, co zawsze. Myślami tymi, pracami tymi usiłuję na darmo zagłuszyć boleść.

              Niekiedy nici związku z ludźmi zrywają się nagle, gdy jestem pośród ludzi, a niekiedy nawiązują się w czasie olbrzymiej, zupełnej samotności. Wartość, jaką mają dla nas ludzie i przeżycia, oceniamy od strony negatywnej – po bólu, jaki nam sprawia strata albo myśl o stracie. Szczęście jest na tej cienkiej krawędzi między posiadaniem i utratą i na tej krawędzi jest twórczość. Pani Mortkowiczowa opowiadała o życiu Żeromskiego, czytała wątki z jego listów. Płynie stad trudna nauka dla pisarzy. Niczego się nie spodziewać. Nigdy a nigdy. Przypadek może nam przynieść powodzenie i uznanie, ale trzeba być przygotowanym na prace dla nikogo, śród szyderstwa i wrogości, a nawet błota. I mimo wszystko czynić swoje.

              Wackowie na obiedzie. Wieczorem rozmawiali z Wackiem o pokoleniu i młodości, o różnicy z pokoleniem „dzisiejszym”. <<Czy czasem ów idealizm dawnego pokolenia nie miał także na celu częściej gromadzenia pewnych dóbr niż ich wytwarzania. Tylko że w tamtym czasie gromadziliśmy dobra takie, jakie nam jedynie były dostępne. Otóż wyznawanie pewnych haseł było i ryzykiem, ale dawało tez szereg przeżyć, czerpanych przez nas, Ajko przez aparat odbiorczy, niejako spożywanych. Były to więc podróże, studia za granicą, miła subtelna kompania, mnóstwo wrażeń i wzruszeń dodatnich, stanowiących pierwszorzędny majątek owego czasu. Była jej ta rewizja bardzo potrzebna.

              Marzy, by tak dotrzeć „do Ciebie” [Mirka], gdzieś spotkać na końcu drogi, doznać w jakiejkolwiek postaci, powiedzieć, że kocha, ze umiera z żalu. Czasami zdarzają się rzeczy całkiem nieprzewidziane, błahe, które pchają ją naprzód.

              Józek jest chory, Maria prosi Mirka, by nie zabierał go do siebie, ona ma teraz tylko Wacka i Józka, odkąd on odszedł.

              On Umar, ona niegodna żyje. Umarł, a jej nie starczyło czasu, by powiedziec, że go kochała i kocha, że go zdradzała, prosi o przebaczenie i nie ma komu przebaczyć, nie ma kogo całować, wyklękać, prosi o ratunek, ochronę, prosi , by uczynił ja taką, jakim był on. Prosi, by dał się jej z nim złączyć.

              Jest sama wśród obcych ludzi. Nie może się w nich wyznać. Straciła poczucie łączności ze wszystkim, co daje rytm życia. Tak „mi brak Ciebie, Dziteńku”. Miał w sobie pion moralny, na którym się wspierała, ona sama nie ma rozumu życiowego, który przypisują jej ludzie. Chodziła niechcący w masce, on zawsze był pogodny, wysłuchiwał. Teraz to wszystko wypowiada obcym. Kaden oskarżył Dąbrowska o czerpanie z jego stylu, Wacek zwymyślał Marię za to Czymże głupstwa tego zarozumiałego żydziaka wobec tego, co spotykało największych ludzi i pisarzy? I czy nie wiedziała, ze Kaden, to zdradliwy przyjaciel. Że tak jest potwornie zarozumiały, iż wyobraża sobie, że innej koncepcji artystycznej świata nie może być jak jego, lub z niego naśladowana.

              Z trudem dźwiga się po śmierci Józka. Położyła się na kilka dni z powodów sercowych, odwiedzili ją Wierzyńscy ( tak, Ci od Kazia, w sensie Kazio). Przynieśli mnóstwo entuzjazmu i płomiennej czułości. Ziemia mi drży pod nogami. Trzeba znaleźć jakieś metafizyczne wyjście z tych naszych nieszczęść. Była na otwarciu wystawy Zofii Stankiewiczówny, potem w szpitalu u Tadzia Rzymowskiego. Wackowie na obiedzie, rozmowy na temat konwenansu w naszym życiu. Pierwszy dzień wiosny, Mróz.

              Na święta miała u siebie rodzinę – Mamę, Jadzię i Bogusia. Jako tako, męczy ją obecność kilkorga ludzi naraz. Poszła z Jadzią na Różę Żeromskiego, nie podobała się jej zbyt scenografia Może to licuje z kolorytem epoki, ale nie z kolorytem pasji Żeromskiego. A oprócz tego teraz, kiedy przemierzyłam istną otchłań cierpienia, oś mnie odpycha od Żeromskiego. Cos mi mówi o zupełnie innym wyrazie cierpienia. Mówiła o tym ze Stempkowskim, ale on jej nie rozumie. Mimo to, jest on jej jedyną pociechą obok Wacusia, ma jakiś strumień wewnętrznej siły, która się udziela. Kiedy odchodzi, rozprzestrzenia się tęsknota i cierpienie. Przypomina Mirowi jak brzmiał jego ostatni liścik do niej : Cóż ona wyprawia, że on za nią tak tęskni i czy jest możliwe, by ona tak tęskniła za nim. Nie zdążyła mu okazać jak go kocha. W Wielki Poniedziałek rozmawiała z Waryńskim ha temat, że życie ubogaca się przez upadek. Niebezpieczna to prawda.

              Może jednak w istocie prawdziwe męstwo jest tylko jedno – niezmiernie rzadkie, na chwilę tylko nawiedzające ludzi – to zapomnienie o siebie – siebie nie  mieć na widoku – męstwo straszliwe.

              (Przerwa miesięczna)Nie pisała, wiele się dzieje w jej życiu. Była Mamusia, poprosiła o zwolnienie z biura, ma widoki na stypendium, wyjedzie na wieś i zacznie pisać powieść. Musze się otrząsnąć, muszę to zacząć, musze spróbować albo koniec. Stała się w Warszawie przeraźliwa rzecz, rewolucja wojskowa o ideał moralny, której dokonał Piłsudski. Zdobyto Belweder, Wojciechowski i rząd Witosa zostały zmiecione. Na razie został postawiony postulat czysto moralny : nie wolno igrać z honorem żołnierza, rozkradać mienia narodu ani żyć pozorami na pokaz. Stały się w Polsce dwa narody moralne. Jeden naród twórczości i doskonalenia się, docierający do istoty zagadnień, i drugi naród – naród kłamstwa i konwenansu ( Boże, jaką pomyłką okazała się ta wiara – przyp. Z 1943).  (…) Piłsudski nie może za nas zrobić wszystkiego. O wszystkim tym zbyt trudno pisać. Olbrzymie zagadnienia i zadania kłębią się, kłębią… Dąbrowska huśta się między rozpaczą, ukojeniem i nadzieją, Dobrodziejstwem jej życia jest teraz pan Stempkowski.  Jego granic ani dna nie można zobaczyć. Potrzebuję go jak powietrza, pije się go jak cudowny lek, kocha się go pokornie i z zachwytem. A on się daje wszystkim i nikomu, zawsze cały, jakiś niepodzielny jak atom, jak zasadniczy pierwiastek bytu, jak Bóg. W moim czarnym życiu, gorzkim jak piołun, światło zdaje się przekradać w dnie, kiedy go widzę. Ale nie widzi go tak często jakby chciała, jest rozrywany.

              Teraz opisuje ostatnie spotkanie z Mirkiem w Stanisławowie. Kiedy tam jechała jej uczucia były niezwykle wzburzone, kiedy go zobaczyła wydał się jej niebieski, nie wie dlaczego. Przyniósł róże, jedli kolację, była rozogniona. Ciągle szukał momentu, by zapytywać jej czy go lubi. Po raz pierwszy pomyślała wówczas, że jej miłość zwyciężyła wszystko. Mirek nosił ją do łóżka na rękach, by nie dotknęła okropnej podłogi. Mirek powiedział: Mam czapkę, mam kamizelkę, jestem szczęśliwy. Żebym wiedział, ze ci na pewno buło w nocy ze mną dobrze, byłbym zupełnie szczęśliwy”. Mżyło, ubrał jej swój płaszcz i przytulił do siebie. Wyszli pod górę, wydawało się jej, że Mir się zmęczył, znowu był jakiś niebieski, miał dużo niebieskiego pod oczami. Było im obojętne, gdzie byli, byle razem. Noc zeszła im w ekstazie miłości. Czasami przechodził ją strach o niego. Mir przepadał za kinem, udało im się do niego pójść. Powiedział jej, że wszystko robi, byle się nie gniewała. Zdjęła ją skrucha i żałość. Uklękła i całowała go po rękach i nogach, płakała i prosiła, żeby się nie gniewał. Myślała, żeby tylko mogła dać mu dowód jak go kocha. Rano obudziła się z wielką miłością, przez wszystkie lata nie podeszła do niego pierwsza, z czystej pychy, dzisiaj to uczyniła. Zapytał dlaczego oni się coraz bardziej kochają, potem dodał : To jest ja – ciebie,  bo ty mnie – nie”. Pomyślała po raz drugi, że Jego miłość zwyciężyła wszystko, ale nie powiedziała tego, bo bała się, ze to nieprawda. On jechał do Kosowa, ona do Warszawy. Mirek stał na stopniach i zapytał <<Co ja się z tobą tak dziwnie nie mogę rozstać>>, to były ostatnie słowa, jakie do mnie powiedział żywymi ustami. Nie pamięta co odpowiedziała. Kiedy pojechała na wieś, wciąż sobie powtarzała Twoja miłość zwyciężyła wszystko i obiecywała sobie, że napisze mu to w liście. Przyszła depesza o jego śmierci. Tak tedy odszedł i ja mu tego nie powiedziałam. A teraz jestem Ama i teraz ja odchodzę.

              U Mortkowiczów na kolacji. Hanka ma zdolność obserwacyjną. Stempowskiego nie było. Ogarnął ją smutek. Zastanawiała się, skąd w jej sercu jeszcze miejsce na inną boleść.

              W nocy się obudziła, nie mogła zasnąć, co ona zrobi z ciszą jaka po Mirku została? Jedynie obecność Pana Stempowskiego zamyka jakoś ranę. Zadzwoniła do niego, pchnięta jakąś nie swoją siłą. Wcale nawet nie myślał o tym, żeby ja zobaczyć. On tak potrzebuje zachwytu ludzi koło siebie, leciutki jakiś jak powietrze, może tak samo potrzebny, ale Ty, dziecino, chłopcze, Ty byłeś jak opoka, na której można było wznieść kościół i wznieść miłość, i wznieść wierność, i wznieść radość niebiańską, Ty niezawodny nad wszystkich, Ty jedyny na świecie, który nie miałeś w sercu zdrady, Ty cały z ognia czystego i palącego, byłeś, całowałeś mnie, nie mogłeś się mną nigdy nasycić, a teraz Cię nie ma. Nie ma żadnej możliwości wysłowienia Twego kochania, a teraz Cię nie ma. A ja Cię zdradzałam, trwoniłam … Podła, podła, podła…

              Urządzali bibliotekę żołnierską imienia Mariana. Odwiedziła kilka osób. Myślała, że nic dobrego się już nie stanie, ale przyszedł Pan Stempowski. Serce zaczęło jej bić z radości, aż ciężko jej było mówić.  Był chory. Kiedy go odprowadzała usłyszała smutną pieść religijną. Przygwoździło ją do ziemi, do jego trumny. Wszystko się w niej rozszarpało. Chaos uczuć, chaos wrażeń, strumienie rozpacz, tęsknoty, nadziei, radości pomniejszały się.

              Była na Powązkach, na zebraniu, od którego wiało tępotą, poszła ze Stempowskim na koncert . Może już tak na wieki szumieć będzie noc i Twój głos nigdy się już nie rozlegnie, i ja nigdy nie będę już w domu u siebie, to znaczy w Twoich objęciach, Ty miły, roztrwoniony, zniweczony, utracony, niedostępny… Naucz mnie, naucz Twojej nowej postaci…

              Założyła sobie aparat radiowy, Subtelny wynalazek sprawia, ze wielcy muzycy i śpiewacy wkraczają w moją samotność, ale mnie śpiewają, dla mnie grają… Katalogowanie biblioteki żołnierskiej im. Mariana. Może Twoje słowa rozlegają się jeszcze w naszych?[…]

              Splątało się jej życie. Mówi, że chciałaby, by ja z niego wywiódł, choćby do siebie. Nazywa Mira swoim chłopcem.

              Wypadki są proste, tragiczno-radosne, a życie trudne. Uczucia moje SA wzajemne i więcej niż wzajemne, Nie marzyłam, że p. Stempowski się we mnie zakocha, a tak się bardzo zakochał. Dostał ataku sercowego. Wszystko co sobie mówią jest takie dziwne, pyta Mira czy pamięta jak pocałował ją pierwszy raz w nocy w Brukseli i powiedział <<Zapalił się mój dom>>. A potem mówił przy drzwiach: - <<Niech ta woda płynie>>… A ja to teraz powtarzam i nic nie wiem, nic nie wiem, nic nie wiem…

              Wyjechała do Jamna, Stempowski został w Warszawie, pisują do siebie bardzo dużo listów. Pod jego wpływem zaczęła z całej siły pisać. Poprawia przekład Nielsa Lyhne, napisała parę artykułów, m.in. dwa o Conradzie. Zaczyna szkicować powieść, przeczytała Millera Zaraza w Grenadzie i napisała rodzaj obrony Millera. Zawsze kusi mnie stawać w obronie , jak na kogoś wszyscy napadają. Tęskno jej do S. do rozmów z nim i jego tajemniczej siły.

              Z Jamna pojechała na drugi koniec Polski pod Dobrzyń. Miała sen o wielkich rozruchach w Warszawie, obrazy podobne do płócien Laermansa lub teatru Bogusławskiego na Kniaziu Potomkinie. Ona krzyczy w telefon, coraz głośniej, słyszy jak ze słuchawki płynie coś ciepłego i słodkiego. Powiedziała <<Tu mówi Maria Dąbrowska>> Telefon znika, ludzie pytają czy jest tą autorką, ogarnia ją chełpliwe dziecinne zawstydzenie. Panowie mówią, że to doskonała pisarka i coś o jej książkach. Wtem wokoło zaległa się pustka, znalazła się na ulicy i z przerażeniem zobaczyła, że jej ręka jest czerwona, chropowata i popękana, że jest do pasa goła. Zaczęła płakać i biec w rozpaczy, zastanawiała się czy tak się jej zrobiło od pocałowania tej pani, czy to pani pocałowała ją w taką chorą rękę. W drugim śnie generał Haller urządza wyprawę do bieguna północnego. Okazało się, że w jej walizce nie ma nic z tego, co przygotowała jej Wanda do wyprawy. Wszystko nagle znajduje za piecem.  Pyta Hallera : Czy pan jedzie do bieguna północnego? – pytam. – Tak. – Czy pan zabiera kobiety? – Nie – mówi i śmieje się tak paskudnie. – A ja – mówię – chcę jechać i jestem spakowana. W tej chwili okazało się, że jedzie na wierzchu pędzącego auta i wstrętna łapa zaczyna jej dotykać po twarzy. Kiedy Haller dowiedział się, ze była żoną piłsudczyka z pierwszej brygady, zaprosił ja do siebie. W pokoju stołowym chodził chłopczyk, przyłożyła jego dłoń do swojego policzka, pyta o coś Hallera nie zwracając niby uwagi na chłopczyka, pomyślała, że Haller jest wielki, pyszny. Przyszła jego żona, chłopiec zniknął. Trzeba dodać, że znała Hallera tylko z fotografii a żony jego nigdy nie widziała. Zastanawia się jak dostać się na biegun, na szczęście cały obraz zniknął, jedzie tramwajem z Mireczkiem. Budzi się ze śmiechem ze słowa Mirka : pasażyrzy.

              Opisuje bardzo krótko chłopską rodzinę. Czyta listy G. Flauberta.

              Listy od Stempowskiego (St.) przestały przychodzić. Przez okno słychać pustkę, lekki, tysiącletni dźwięk cepów ze stodoły.

              Przyśniło mi się dzisiaj, jakoby ten, którego opłakuję, nie był Mireczkiem, lecz Jego żoną czy jeszcze jakąś trzecią istotą, którą On i ja opłakujemy razem. Ta dziwna żałoba w  jakiś fatalistyczny sposób rozdzieliła nas jakby na zawsze i to powiększało jej grozę. Ale w jakiś niby wieczór, kiedy, za oknami przeciągała się olbrzymia manifestacja, uprzytomniłam sobie w związku z tą właśnie manifestacją, że możemy się znów połączyć i razem tego kogoś zmarłego płakać. Poszłam do Niego, dokądś bardzo daleko, i jednocześnie byłam wciąż w pokoju, stanowiącym syntezę hotelowego pokoju w Stanisławowie i naszego mieszkania na Polnej. Mireczek krzątał się jakoś wdowio i strasznie smutno i niby to gotował się do samotnego spoczynku. Uklękłam przy nim i objęliśmy się, i razem strasznieśmy zapłakali. Nigdy na jawie nie przeżywałam tego rodzaju wstrząsu, jak ten Jego straszliwy płacz, we śnie, płacz był niby płaczem po mnie czy moim po Nim Usiłował się powściągnąć i powtarzał : - <<nie płacz, maleńka, ja nie chcę ludzi, którzy płaczą, chcę ludzi, którzy się śmieją>>. Całował mnie i było mi tak dobrze. Moglibyśmy razem płakać, Razem opłakiwalibyśmy Jego śmierć, Było z kim płakać. Nie mogę się z tym uporać.

              Śnili się jej rodzice Mirka, żyli, miała im powiedzieć, że Mirek umarł, to ją przerastało, płakała. W tych dniach pierwszy raz śnił się jej St. Nie chory. Stanisław jest już w Warszawie, ale rozbity chorobą. Rozpacza, ze minął się z nią w czasie.

              Jest w Piasecznie u Gałczyńskich. Nigdzie nie czuje się jak w domu. Im bardziej panoszy się we mnie żal za Tamtym, jeśli nie na jawie, to w snach, tym, nadziej rośnie moja miłość do Ciebie, Paneczku. To strasznie.

              Wróciła do Warszawy, chciała zatelefonować do Panienka ale nie mogła. Czynię sobie wyrzuty, ze tyle rozkapryszonego dziecka we mnie w stosunku do Ciebie, boję się, ze igramy z Twym sercem, a ja bym chciała to serce osłonić od wszelkiego zmęczenia, wszelkich wstrząśnień. Tak cicho,  tak anielsko mnie pocałowałeś i takie dziwne szczęście spłynęło na mnie z tego pocałunku, W każdej miłości jest jakieś wyrzeczenie i każde jest ciężkie. Więc w naszej będzie to, a za to zdobędziemy nieznane może dziedziny czułości i uczuć. Tylko Ty się, Paneńku, osłaniaj, chroń się, błagam Cię, jak o łaskę, nie udawaj przede mną zdrowego. Po co? Jesteśmy i tak szczęśliwi. Czy chcesz wydać to szczęście na utratę? Żebyśmy łamali ręce i mówili: - Czemu żeśmy więcej chcieli? (W dzienniku zwraca się teraz do Paneńka, nie do Mirka) Tęskni za nim, nie ma chwili by o nim nie myślała.

              Miała głupawo dziwny sen. Chodziła po Ministerstwie Reform Rolnych, wydawały jej się te czasy szczęściem. Było jej piekielnie żal tych młodych czasów. Coś powiem o animalizmie. To jest zwierzenie. Nikt chyba tak jak ja nie wiem, jak to się łączy i splata z życiem psychicznym i jakie to konieczne. Mówi do Pańenka o Mirku. Że kochali się całe 16 lat, namiętnie. Z jego śmiercią zapadło się, zagubiło w strasznej tęsknocie do innych rzeczy, do jego czułości, dobroci, do tego, co się wyczuwa przez ciało, jako coś innego, istotnego do pożycia, do bliskości we wszystkim. To są rzeczy prawdziwe, do których dosłownie życie erotyczne jest tylko wstępem, inicjacją, jakby pokornym stwierdzeniem naszego związku z niższością bytu. Ma zamówienie na studium krytyczne o książce Sinclaira pt. Mammonart.

              Nie idzie jej Sinclair. Mówi do Pańenka, że naszedł ją zły czas, analizuje swoje uczucia, myśli o nich bez olśnienia. Jedną tylko miałam chwilę. Na tenisie powiedziała do Kadena – <<Ale, Pańenku…>> tak mnie to zmieszało, że się potknęłam i starłam kolano.

              Przeczytała Macbetha, miała wspomnienie z teatru w Brukseli. Z czytania w dzieciństwie nic nie pamiętała. Zachwyciła się. Dopiero teraz odkryła Szekspira. Pisała trzeci dzień artykuł o Sinclairze, nazywa się nieukiem. Jest wciąż w Piasecznie u Bronków Gałczyńskich.

              Chodziła po lesie, myślała ciągle o nich – o sobie i Stempowskim. Gałczyński pochwalił ją za talent publicystyczny. Boi się o serce Pańenka, że ono nie wytrzyma. Mówi, że zostanie przyjaźń. Całuję myślą Twoje ręce i oświadczam Ci, że będę Twoim synem. Dobrze, kochanie?

 

 

 

1929

 

              Była z Jadzią na Starym Mieście w nowej szacie, podobało się jej bardziej niż poprzednim razem. Wyglądało jak bajka Andersena. Wspomina o kolorowych domach i choince Deweya, która ją zażenowała ( wszystkie były przez niego fundowane albo zwano je przenośnie jego imieniem), ale przyznaje, ze się jej podobała. Były u Marii Szumskiej. (…)obiad był, jak St. Mówi <<monstre>>. Dokuczało jej serce. Przyszedł Tomassi  z życzeniami i Wackowie. Było domowo – tak jak Dąbrowska lubi. Dowiedziała się o szpilce, jaką wsadził jej Kaden w Głosie Prawdy>>, nazywa go Hoene-Wrońskim polskiej literatury. Rozmawiali o ludzkich wartości. Sylwester nigdy nie miał dla niej żadnego znaczenia.  Tak pragnęli Sylwestra we dwoje, ze odmówili zaproszeń. Przed świętami wyszła jej książka U północnych sąsiadów. Opis jej podróży na Łotwę, do Estonii i Finlandii.

              Całe rano pracowała.  Dobiegła do pierwszych siedmiu rozdziałów, ale nie jest zadowolona. Była w odwiedzinach u Rettingerowej ( porównuje ją do Solskiej), potem czytała La trahison des clers , wieczorem była na przedstawieniu Oskara Wilde’a Brat marnotrawny. Było fatalne. Z wyjątkiem jak zawsze nieporównanej Solskiej ( Ireny Solskiej, właśc.. I. Karolina Flora Sosnowska z Poświków) . Zachwyciła się angorskim kotem pani Rettingerowej i nie dziwi się już, że w tak wielu narodach zwierze to było czczone jako bóstwo.  St. Zdrów dziś.

              Odwiedzili ich Poniatowscy. Przeziębiła się na pogrzebie Henryka Gałczyńskiego. Przeczytała  Juliena Benda La trahison des clercs i Andre Chamsona Le crime des justesPierwsza, choć  pisana przez racjonalistę, jest pełna mądrych rzeczy, chciałaby, aby przeczytali ja nasi krytycy. W tej <<zdradzie umysłów>> znalazłam wiele myśli, które żywię sama od dawna, a nawet rzeczy, które są przedmiotem mojej powieści. Druga książka Zbrodnia sprawiedliwych jest świetną powieścią intelektualną, stoi wyżej niż tego rodzaju twórczość Nałkowskiej, pomimo, ze bardzo lubi panią Zofię. Zazdrości Francuzom tej świetnej rasy w pisaniu.

              Całe rano pisała. Cały pierwszy tom pisze na nowo, ale jest w coraz lepszym usposobieniu. Ufam << programowi zdobyczy świata>>, jak ślicznie powiada Wierzyński, który to program jest dla mnie z wyższa wytyczony. Trzeba zawierzyć sobie. Wizyta Erazmów i Wacków. Była ze Stachem na Murzynie warszawskim A. Słomińskiego – świetna komedia. Krytyka się na tym nie poznała, wg Dąbrowskiej nie spostrzegli się, że stworzył niechcący żywych ludzi. Zastanawia się czy krytyka się w ogóle na czymś poznaje. Maria nie lubi przesady w czymkolwiek, a śniegu było zdecydowanie za dużo. Razem ze Stachem jest zadowolona z ostatniej redakcji Kłopotów pani Barbary, wychodzi na światło.

              Hulka-Laskowski napisał w <<Wiadomościach Literackich>>, ze pierwszym w ogóle w Polsce, który pisał o proletariacie, jest Kaden-Bandrowski. Jej Ludzie stamtąd ukazali się trzy lata temu i mówią o tym samym, ale już nawet nie mówi o sobie, wspominając zapomniane jednym tchem, Niziny i Cham Orzeszkowej, i nowele Prusa, Konopnickiej, a choćby nawet słabe Obrazki Reymonta, niektóre nowele Dygasińskiego, nie mówiąc o Strugu. O fałszerze, fałszerze wartości. Ale cóż, pisze się to w tym kraju, który odtrącił i zapomniał taką poezję jak <<Łąka>> Leśmiana. Nie rozgorycza mnie to wszystko jednak. Wierzę w przyszłość i ufam <<mądrości rzeczy>>, które w końcu wyjawią prawdę, a fałszerzy wartości i proporcji żal mi bardzo. Była u Mortkowiczów, ma już wszystkie powieści Żeromskiego. Pisała kilka godzin.  Na kawie u Z. Nałkowskiej.

              Zrobiła fałszywy krok . Na propozycję Ossolineum w sprawie wpisów do dwóch opowiadań postawiła swoje własne warunki, co było sprzeczne z jej wrodzoną metodą życia, gdzie puszczała wodze losowi. Według niej zrobiła głupstwo i nie wie jeszcze w jaki sposób zapłaci.

              Cały dzień pracuje. Przyjęcie u Sobańskiej, Byli Libiccy, Iłłakowiczówna – bije z jej wierszy urok, zawsze przyjemnie z nią rozmawiać. Marian ją lubił i nazywał <<srebrną>>. Ma wielki urok, jakby kobieta Żeromskiego.

              Stanisław chory. Wyszedł tomik Tuwima ( dzień 22 I 1929 , wtorek )Rzecz czarnoleska , w którym najpiękniejszym wierszem jest motto z Norwida, kończące się słowami : Czarnoleskiej ja rzeczy chcę – ta serce uleczy! I zagrałem… i jeszcze mi smutniej.

              U Nałkowskiej na five, gdzie poznała Bernarda Linde 0 krytyka i literata fińskiego. Znał jej książkę, cytował. <<Pani jest  nas znana, pani ma już u nas przyjaciół. Stachno chory. Na dworze zima romantyczna jak z ballady.

              Zdziechowski i Dziewulscy na herbacie. Ponownie jest w rozpaczy, cała powieść wydaje się jej nic nie warta. Jedynym utworem jaki napisała w pełnym natchnieniu  i do którego nigdy nie miała żadnych wątpliwości, była to Noc ponad światłem. I jeszcze jej pierwszy utwór Janek. Po co ja tak ślęczę i tak się dręczę? Może to wcale nie moja droga… Była w sejmie na votum nieufności dla ministra Cara.

              Nie ma żadnej ideologii, kieruje ją jedynie miłość do ludzi i współżycie. A to za mało, żeby pisać… Była Piasecznie. Cały dzień pisze. Była tylko w kinie na filmie Wołga  - podobał się jej.

              Była ze Stachem na filmie Rococo. Połowa nudna, połowa piękna. Mróz na dworze, zanosi się na katastrofę z opałem. Przyszła Julka Kaczmarkówna-Iwańska, ich eks-służąca na wsi, ma umierającego brata na gruźlicę – będą go ratować.

              Ludność marznie. Warszawa bez węgla. Brat Julki ( którego opisała w noweli Zdobycie serc umiera na gruźlicę. Nie pozwolono przewozić go do sanatorium. Ileś to, ileż niedoli… Rozmowa z Jurkiem o sytuacji politycznej. Nałkowska szlachetnie podarowała im połowę swojego węgla.

              Przeczytała Nostromo Conrada, jest poruszona wielkością tego dzieła. Jestem porażona ciszą, śród której to dzieło powstało dokoła Kadena. Jestem porażona bliskością Conrada wszystkim moim koncepcjom życia i świata, które pragnęłam wyrazić w mojej zaczętej powieści. Jestem cała pogrążona w kosmicznej zadumie, która wzbudzają tylko olbrzymie dzieła. Jestem szczęśliwa.

              Swój nowy artykuł pisała w futrze. Była u Kaziów Wierzyńskich, czytała im swój artykuł Wielcy pisarze o krytykach. Dała do wydania Grydzewskiemu, ostatecznie niezadowolona z niego. Lechoń i Mortkowiczowa namówili ją, żeby przeczytała dzieło Undset Krystyna, córka Lawrasa. Zaczęła czytać, ale przerwała, gdy zobaczyła, ze jest ono pokrewne jej powieści. Przeczyta, gdy skończy swoje tomy.  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin