#10-Tajemnica_Bo Yin Ra.pdf

(489 KB) Pobierz
Bo Yin Ra
Tajemnica
Księga 10
Przekład
Mieczysław Wiśniewski
Cieszyn 1939
1
Wszystkim Szukającym
na świecie!
Spis treści
1. Zawiązanie / 3
2. Rozmowa na wybrzeżu / 22
3. San Spirito / 32
4. Noc na Południu / 57
5. Skalista wyspa / 81
6. Przejażdżka po morzu / 100
7. Posłowie / 133
2
1. Zawiązanie
Zalewające wszystko, niemal dostępne dla dotyku
światło południowego słońca tak przepoiło jasnością
oczy trzech wędrowców, że stali zrazu jakby oślepieni,
nic prócz ciemności nie dostrzegając w pełnej mroku
wiejskiej austerii.
Wewnątrz jednakże poznano już w przychodniach
podróżnych z lepszej sfery, co miało ten skutek, że ku
raptownemu ich przerażeniu gruchnęły nagle z głębi
izby ogłuszające, pełne uciesznego patosu kaskady
dźwięków ulubionego na prowincji orkiestrionu.
Jednocześnie wynurzyła się z mroku jakaś ogromna,
korpulentna postać, wyciągając ku nim na powitanie
obie ręce.
A choć było widoczne, że postać ta coś mówiła, jak
gdyby frazesy powitalne, zdając się być niezmiernie
dumna ze zgotowanego podróżnym hucznego przyjęcia,
jednakże słowa dźwięcznego dialektu krajowego tonęły
zupełnie w powodzi straszliwego dudnienia, w głuchym
huczeniu kotłów i warkocie bębna.
Na migi jedynie zdołali goście dać zwolna do zrozu-
mienia stojącemu przed nimi tłuściochowi, w którym
odgadli uprzejmego „padrone” – gospodarza oberży, by
3
dał wreszcie pokój tym straszliwym hałasom; a gdy po-
jąwszy to „padrone” ciężkimi kroki zanurzył się z pow-
rotem w ciemnościach, chaos dźwięków urwał się rap-
tem jak uciął.
W ciszy jaka zapanowała, słychać było tylko starego,
wydającego polecenia, na co mu jakiś dźwięczny głos
chłopięcy posłusznie odpowiadał.
Niebawem oczy podróżnych, stopniowo oswoiwszy
się ciemnością, dostrzegły też i Bogu Ducha winnego
sprawcę okropnego hałasu w osobie zwinnego chłopca
o czarnych kędziorach, mogącego mieć nie więcej nad
lat jedenaście lub dwanaście. Zdyszany jeszcze i zaru-
mieniony od gorliwego kręcenia korbą swej hałaśliwej
maszyny, starał się właśnie zdmuchnąć z zielonego
obrusa, którym był okryty najbliższy stół, okruszyny
jadła po gościach poprzednich.
Dopiero teraz podróżni mogli wyłuszczyć Padrone,
kłaniającemu się z ociężałą grandezzą, swe życzenia,
sprowadzające się do zwykłego miejscowego posiłku.
Po krótkiej chwili wędrowcy siedzieli na wyplata-
nych słomą stołkach za zielonym stołem, pocętkowa-
nym niezliczonymi śladami rozlanego wina i oliwy.
Postawiono przed nimi oplecioną sitowiem wysmukłą
butelkę, której wyborna zawartość: ciemne jak atrament
Chianti wypełniało już szklaneczki.
Ser, oliwki i chleb biały, wszystko razem na trzech
poszarzałych od starości talerzach, stanowiły ów upra-
gniony posiłek.
Po podaniu tych smakołyków padrone i jego synek
znikli dyskretnie w jakimś niewidocznym zakamarku;
podróżni zaś jedli i pili aż, nasyciwszy się poczuli nie-
przepartą ochotę do wznowienia dyskusji, przerwanej
u progu gospody.
4
Słodkawy aromat wschodnich papierosów wypełnił
niską, sklepioną izbę, a wątłe smużki niebieskawej bieli
dymu snuły się igrając wokół długoszyjnej, oplecionej
łykiem butelki od Chianti.
Cała atmosfera usposabiała w szczególny sposób do
wycieczek w krainę fantazji.
Jakoż wędrowcy odnieśli wrażenie, że o wszystkich
tych pełnych tajemniczości rzeczach, z którymi nie upo-
rali się dotychczas, byłoby znacznie lepiej pogawędzić
tutaj niż na dworze, w bezlitośnie jasnym blasku słońca.
«Obstaję przy swoim twierdzeniu – podjął najstarszy
z trójki – a choć brak mi wszelkiego pod tym względem
doświadczenia, gdyż osobiście nigdy nie przeżywałem
nic podobnego, lecz dostatecznie świadczą mi wybitni
uczeni nieomal wszystkich narodów kulturalnych, że
musi być szczypta prawdy w tych zjawiskach, które na
nas, ludzi nowoczesnych, sprawiają wrażenie jakichś
scen upiornych ze starych baśni.
Nie podobna, aby ci trzeźwi eksperymentatorzy, któ-
rzy badali podobne fenomeny częstokroć przy pomocy
najczulszych instrumentów, nie mówiąc już nawet o apa-
racie fotograficznym, mogli ulec w czambuł najpospolit-
szemu złudzeniu!»
Najmłodszy, mężczyzna może trzydziestokilkuletni,
odrzekł z lekkim niepokojem w głosie:
«Bezsprzecznie ma pan słuszność; lecz jak powie-
działem już uprzednio, wszelkie świadectwa naukowe,
choćby się wydawały panu tak ważkimi, dla mnie są
zgoła zbyteczne, gdyż zdarzyło mi się niegdyś samemu
przeżyć wszystko, o czym pan nam opowiadał na pod-
stawie przestudiowanych przez siebie sprawozdań; –
a nawet brak mi w tych pańskich relacjach wielu rzeczy,
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin