Nieznana wojna MacArthura - Breuer William.rtf

(8023 KB) Pobierz
Nieznana wojna MacArthura

               

              William Breuer

               

              NIEZNANA WOJNA MacARTHURA

               

              Szpiedzy, sabotażyści, partyzanci

              i tajne misje


 


               

              Pułkownikowi (w st. spocz.)

 

              Barneyowi Oldfieldowi,

 

              amerykańskiemu patriocie,

 

              który dokonał wiele jako spadochroniarz,

 

              publicysta, komentator radiowy, felietonista,

 

              pisarz, przedsiębiorca i filantrop.

              Przestawał z prezydentami,

 

              ale nigdy nie przestał być sobą.

 

               

              Bitew nie wygrywa się samym orężem. generał Douglas MacArthur

 

               

             

 

               

              Spis treści

 

              Manila: wylęgarnia intryg 11

 

              Porwanie prezydenta 20

 

              Podzwonne dla „Dzikiego Billa” 29

              Narodziny tajnej agencji 40

 

              Powrót na Filipiny 48

 

              Duchowny z pistoletem 55

 

              Wielka kradzież srebra w Zatoce Manilskiej 64

 

              Zuchwały napad na więzienie 71

 

              Kot o Dziewięciu Żywotach 76

              „Odstrzelcie pawiowi ogon!” 84

 

              Eksplozje w Singapurze 91

 

              Kampania propagandowa na wielką skalę 100

              Spotkanie z asem wywiadu MacArthura 107

 

              Szpiegowanie na szkodę zdobywców 115

 

              Atak na ukrytą bazę japońską 120

              Wywiadowcza żyła złota w pewnej teczce 128

              Oszukiwanie przeciwnika 137

              Tajemniczy pan X 143

 

              „Czekają tam na mnie!” 150

 

              Ratunek dla filipińskiej Pierwszej Rodziny 157

              Przepustką Joey była odwaga 167

 

              Dzicy ludzie z Borneo 172

 

              Szczęśliwe zakończenie operacji „Żyrafa” 177

              Potajemne negocjacje pokojowe 186

              Dramat w Tokio 195

 

              Przypisy 205

              Indeks 214

 

               

               

              Manila: wylęgarnia intryg

 

              Rozległą manilską metropolię spowijała ciemność. Bocznymi drzwiami studia fotograficznego Triangulo przy ulicy nazwanej imieniem filipińskiego bohatera narodowego, doktora Jose Riza-la1, wślizgiwały się jedna po drugiej skulone postacie. Każdą z nich witał właściciel studia, japoński imigrant, Shiko Souy. Cieszył się on poważaniem wśród tych, którzy przybyli z Dai Nippon (Wielkiej Japonii), by osiedlić się w mieście słyną-cym z szerokich, wysadzanych palmami bulwarów i wspaniałych budowli, a zwanym Perłą Wschodu. Był 28 listopada 1941 roku.

              Wylewny i uprzejmy Souy nawiązał serdeczne przyjaźnie ze znanymi filipiń-skimi przemysłowcami i wysokimi rangą oficerami. Wielu z nich zapraszało go do swoich domów na uroczyste przyjęcia. W rzeczywistości Souy był przebiegłym szpiegiem Cesarskiej Armii Japońskiej, a jego sukcesy wynikały z dobrego maskowania prawdziwej działalności. Souy został przysłany do Manili przed laty w ramach japońskich przygotowań do ewentualnej wojny na Pacyfiku i inwazji na Filipiny.

              Ludzie, którzy zbierali się potajemnie w studiu fotograficznym, należeli do Legionarios del Trapajo, podziemnej organizacji japońskich nacjonalistów i filipińskich zdrajców. Jednym z takich Filipińczyków był Lorenzo Alvarado. Urodził się w Manili i mieszkał tam przez całe życie. Zawsze otwarcie krytykował Stany Zjednoczone, utrzymując, że wykorzystują Filipiny, a Filipińczyków traktują niemal jak niewolników.

              Kiedy ostatni spiskowiec wszedł do studia, w pomieszczeniu zapadła cisza. Ciężkie czarne zasłony zakrywały okna, chroniąc obecnych przed niepożądanymi spojrzeniami. Postacie przybyszów zasłaniające pojedyncze, przyćmione światło rzucały niesamowite cienie. Kiedy Shiko Souy, podekscytowany i spocony, stanął przed zebranymi, było widać, że ma do przekazania ważne wieści. Oznajmił, iż około 100 japońskich okrętów i wielka liczba samolotów znajduje się w tym momencie na Formozie (Tajwan), górzystej wyspie na Morzu Południowochińskim,

 

               

              570 kilometrów na północ od Filipin. Na pokłady tych okrętów wejdą niebawem tysiące japońskich żołnierzy, by dokonać inwazji na Filipiny.

              Słowa te spotkały się z wielkim entuzjazmem. Lorenzo Alvarado dołączył do innych wznoszących okrzyki „Banzai!” Kiedy spotkanie dobiegło końca i spiskowcy rozeszli się, Alvarado podążył skontaktować się ze swym amerykańskim przełożonym i powtórzył mu niepokojącą wiadomość o zbliżającej się japońskiej inwazji. W rzeczywistości Alvarado był od dawna tajnym agentem amerykań-skiego wywiadu.

              Wstrząsająca informacja powędrowała drogą służbową przez kolejne ogniwa w łańcuchu dowodzenia Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych na Dalekim Wschodzie (USAFFE - United States Army Forces in the Far East), ale najwyraźniej ugrzęzła na jakimś biurku i nie dotarła do naczelnego dowódcy, generała Douglasa MacArthura.

              Shiko Souy, pomysłowy właściciel studia fotograficznego, który miał podobno stopień majora w Cesarskiej Armii Japońskiej, był tylko jednym z ogromnej rzeszy szpiegów, których Tokio umieściło na Filipinach. Dwanaście miesięcy wcześniej, pod koniec 1940 roku, generał major George Grunert, ówczesny amerykański dowódca na wyspach, poinformował departament wojny w Waszyngtonie, że japońska imigracja przybiera na sile w zastraszającym tempie. Większość „imigrantów” stanowili młodzi ludzie w wieku poborowym i wiadomo było, że wielu z nich należy do rezerwy Cesarskiej Armii Japońskiej.

              Nowi przybysze byli przedsiębiorczy i pracowici. Szybko „wmieszali się w tłum” jako sklepikarze, uliczni fotografowie, wędrowni sprzedawcy, służący i kupcy. Znacznie później prezydent Republiki Filipin Manuel L. Quezon wspominał: „Odkryłem, że mój ogrodnik był japońskim majorem, a mój masażysta japońskim pułkownikiem”2.

              Większość japońskich „imigrantów” miała aparaty fotograficzne i regularnie opuszczała Manilę, by spacerować wzdłuż wybrzeża Luzonu, największej wyspy archipelagu Filipin, i robić niezliczone zdjęcia. Tysiące fotografii potencjalnych miejsc inwazji docierały do dowództwa armii cesarskiej na Wzgórzach Ichigaya w Tokio. Do japońskiej stolicy spływały również niezwykle szczegółowe pisemne raporty na temat instalacji obronnych samego Luzonu.

              Ogromny obszar Pacyfiku znajdował się na krawędzi wojny pomiędzy Cesarstwem Japonii a Stanami Zjednoczonymi. W tym czasie 23-letni obywatel Stanów Zjednoczonych Richard M. Sakakida, spotykał się regularnie w Manili z Japończykami, z których wielu amerykański wywiad uważał za tajnych agentów. Rodzice Sakakidy przybyli na Hawaje przed wielu laty, ale on sam nie cieszył się zaufaniem manilczyków i mieszkających w filipińskiej stolicy Amerykanów, któ-rzy podejrzewali go o współpracę z „wrogiem”.

              W rzeczywistości Sakakida, nisei, jak nazywano drugie pokolenie Amerykanów pochodzenia japońskiego, był sierżantem Armii Stanów Zjednoczonych

 

               

              i wykonywał dla Wuja Sama misję szpiegowską polegającą na wykradaniu japoń-skich tajemnic państwowych i wojskowych.

              Ciąg wydarzeń, który przywiódł Richarda Sakakidę do Manili, rozpoczął się 13 marca 1941 roku, kiedy on i drugi młody nisei, Arthur S. Komori, złożyli przysięgę wojskową w Fort Shafter na Hawajach i otrzymali stopnie sierżantów. Zostali przydzieleni do CIP, który to skrót, jak im powiedziano, oznaczał Cywilną Służbę Tłumaczy (Civilian Interpreter Police). Później dowiedzieli się, że kryje się pod nim Korpus Służby Wywiadowczej (Corps of Intelligence Police), pion kontrwywiadowczy Armii Stanów Zjednoczonych.

              Komori i Sakakida byli pierwszymi tajnymi agentami, których wybrano spośród nisei z myślą o konkretnym zadaniu – szpiegowaniu Japończyków w Manili. Majora Jacka Gilberta, który zwerbował ich do CIP, znali jeszcze z czasów, gdy prowadził zajęcia z przysposobienia wojskowego w McKinley High School w Honolulu. Sakakida ukończył szkołę w 1939 roku i był najstarszym rangą kadetem w swojej grupie wiekowej. Komori odnosił w McKinley High School sukcesy sportowe, a później zrobił dyplom na Uniwersytecie Hawajskim.

              Obu świeżo upieczonym sierżantom powiedziano początkowo, że do ich obowiązków należy śledzenie japońskich audycji radiowych i studiowanie japoń-skich gazet, a następnie tłumaczenie tych doniesień, które mogą być użyteczne dla armii amerykańskiej. W ciągu dwóch tygodni zostali jednak wezwani do biura pułkownika G-2 (wywiadu) w Honolulu. Tam usłyszeli o nowym zadaniu. Miało być niezwykle niebezpieczne i nie mógł się o nim dowiedzieć nikt spoza personelu G-2. Dwaj nisei dowiedzieli się tylko, że zostaną wysłani do Manili, gdzie otrzymają szczegółowe instrukcje.

              Na początku kwietnia 1941 roku Richard Sakakida i Arthur Komori zaciągnęli się na amerykański transportowiec wojskowy „Republic” płynący z Pearl Harbor do Manili jako cywilni członkowie załogi. Czternaście dni później, 21 kwietnia, nieopodal Manili do burty „Republic” podpłynęła motorówka służby celnej i na pokład wszedł mężczyzna ubrany po cywilnemu. Jakiś czas później Sakakida i Komori zostali wezwani na mostek. Tam nieznajomy przedstawił się jako kapitan Armii Stanów Zjednoczonych NelsonRaymond, szef CIP na Filipinach.

              Kapitan Raymond wręczył każdemu z nisei zapieczętowaną kopertę i polecił im przeczytać znajdujące się wewnątrz instrukcje, a następnie je zniszczyć. W każdej kopercie znajdowała się także równowartość 50 dolarów w pesos. Obaj mieli mówić, że są cywilnymi marynarzami, którzy nienawidzą Stanów Zjednoczonych i zaciągnęli się na okręt, żeby uniknąć poboru do wojska.

              Kiedy „Republic” przycumował do nabrzeża w Manili, Komori i Sakakida zeskoczyli po ciemku z pokładu i ruszyli do miasta. Zgodnie z instrukcją, Sakakida poszedł do hotelu Nishikawa, a Komori do hotelu Toyo w śródmieściu Manili, gdzie mieli czekać na dalsze rozkazy. Głównym punktem kontaktowym była skrytka na poczcie głównej wynajęta na fikcyjne filipińskie nazwisko Sixto Borja. Dwa razy dziennie obaj nisei sprawdzali skrytkę, aby się dowiedzieć, gdzie mają się spotkać z amerykańskimi oficerami wywiadu. Jednocześnie pozostawiali w skrytce

 

               

              własne raporty, które docierały w końcu do generała MacArthura w jego kwaterze głównej przy Calle Victoria 1.

              Hotel Nishikawa był chętnie odwiedzany przez ważnych członków japońskiej społeczności w Manili i okazał się doskonałym miejscem do nawiązywania kontaktów, zwłaszcza gdy Sakakida rozgłosił, że nienawidzi Amerykanów i że zaciągnął się na okręt, by uniknąć służby wojskowej. Dawał też dyskretnie do zrozumienia, iż podziwia „nową Japonię” i jej „niezwyciężone siły zbrojne”, które już od lat siały spustoszenie w Chinach i Mandżurii.

              Arthur Komori również okazał się pojętnym uczniem w pracy wywiadowczej. On także afiszował się ze swoimi projapońskimi sympatiami i wyrażał się z najwyższym szacunkiem o cesarzu Hirohito, którego większość Japończyków uważała za boga. Komori szybko zdobył zaufanie szefa japońskiego biura turystycznego, japońskiego konsula generalnego oraz innych wpływowych Japończyków mieszkających w Manili. Komori zrobił na Uniwersytecie Hawajskim dyplom z anglistyki, zdołał więc uzyskać pracę w Domei, japońskiej agencji informacyjnej. Poproszono go nawet, by udzielał lekcji angielskiego w Japońskim Domu Kultury.

              Nieco później, dzięki staraniom kapitana Raymonda, firma Sears Roebuck w Manili umieściła Richarda Sakakidę na swojej liście płac. Zgodnie z instrukcją, Sakakida miał utrzymywać, że pracował dla Sears Roebuck w Honolulu i że wysłano go do Manili, aby się upewnić, czy wszystkie towary docierają na Filipiny w dobrym stanie. Każdego ranka Sakakida przychodził do pracy o 8.00, wykonywał kilka rutynowych czynności i pół godziny później wymykał się bocznymi drzwiami. Resztę dnia spędzał chodząc po mieście, nawiązując kontakty i wykonując tajne zlecenia.

              Jednocześnie Sakakida poinformował japońskiego właściciela hotelu Nishikawa, że praca w Sears Roebuck zabiera mu tylko pół dnia, otrzymał więc posadę recepcjonisty. Przydział okazał się wywiadowczą żyłą złota, ponieważ Sakakida mógł przeglądać paszporty przyjeżdżających Japończyków i przekazywać te dane przez skrytkę na poczcie. Uprzejmy i przystojny nisei wciągał gości w rozmowę i uzyskiwał od nich wiele szczegółowych informacji na temat celu ich wizyty w Manili.

              Jednym z pierwszych tajnych zleceń Sakakidy było nawiązanie przyjaźni z Clarence’em Yamagatą, radcą prawnym konsulatu japońskiego w Manili, i wyciągnięcie od niego pewnych informacji. Yamagata, podobnie jak Sakakida, także był nisei. Ten młody prawnik wykształcony na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles miał w Stanach Zjednoczonych ograniczone możliwości zawodowe z powodu dyskryminacji. Osiedlił się więc w Manili, by otworzyć kancelarię prawniczą, i niebawem znalazł zatrudnienie w konsulacie japońskim.

              Sakakida i Yamagata szybko znaleźli wspólny język, być może dlatego, że obaj wychowali się w Stanach Zjednoczonych. Yamagata, który był o 11 lat starszy, traktował Sakakidę jak młodszego brata. Chociaż Sakakida polubił nowego przyjaciela, to nie ufał mu całkowicie. Yamagata pracował przecież dla Japończyków, a także ożenił się z Japonką i miał z nią troje dzieci, choć kiedy przebywał

 

               

             

 

               

              w Manili, jego rodzina mieszkała w Japonii. W głębi serca jednak Yamagata pozostał lojalny wobec Stanów Zjednoczonych, a podejrzenia Sakakidy miały się okazać bezpodstawne.

              Yamagata często oferował Sakakidzie gotowość pomocy w różnych sprawach. Niebawem więc agent CIP zyskał sposobność wykorzystania swojej troskliwie pielęgnowanej znajomości. Dwudziestego piątego lipca 1941 roku, aby zahamować japońską ekspansję militarną na Dalekim Wschodzie, prezydent Franklin D. Roosevelt zamroził wszystkie japońskie aktywa w Stanach Zjednoczonych i na amerykańskich terytoriach zależnych, w tym również na Filipinach. Zgodnie z nowym dekretem, wszyscy mieszkający tam Japończycy musieli składać zeznania na temat kont bankowych i innych aktywów.

              Sakakida natychmiast zrozumiał, że dekret Roosevelta daje mu znakomitą okazję do wyciągnięcia ważnych informacji od Japończyków w Manili. Zatelefonował do Clarence’a Yamagaty, który udzielił mu błyskawicznej lekcji wypełniania wymaganych formularzy. Następnie Sakakida dał do zrozumienia, że jest gotów służyć pomocą – za niewielką opłatą, aby nie wzbudzać podejrzeń – Japończykom, którzy muszą wypełniać drukowane po angielsku formularze.

              Sakakida mówił każdemu japońskiemu klientowi, że złoży formularz w odpowiednim amerykańskim urzędzie (co rzeczywiście robił), ale ci, którzy prosili go o pomoc, nie widzieli na oczy prawdziwych formularzy. Kiedy Sakakida pytał o przebieg służby wojskowej, jego klient nie wiedział, że w formularzu nie ma takiego pytania. Jeśli klient wahał się, czy udzielić tak delikatnej informacji, młody nisei uśmiechał się szeroko, mrugał porozumiewawczo i sugerował, by japoński respondent skłamał na temat swojej przeszłości wojskowej.

              - Napiszę „nie dotyczy” - mówił Sakakida, udając, że wypełnia odpowiednią rubrykę formularza. Japończyk, zadowolony, iż wybrnął z trudnej sytuacji, często opowiadał Sakakidzie „w zaufaniu” o swoich związkach z wojskiem. Jeden zdradził się nawet, że został przysłany do Manili w tajnej misji. W efekcie Sakakida mógł podać kapitanowi Nelsonowi Raymondowi stopień wojskowy, rodzaj służ-by i aktualny przydział swojego rozmówcy.

              Na początku grudnia psychoza wojenna na Filipinach przybrała na sile. Niezidentyfikowany samolot przeleciał wysoko nad Clark Field, największą bazą lotniczą Stanów Zjednoczonych na Dalekim Wschodzie, 80 kilometrów na północ od Manili. Dzień później, o świcie, operator radaru w Iba Field, 80 kilometrów na zachód od Clark Field, wykrył eskadrę niezidentyfikowanych samolotów u zachodnich wybrzeży Luzonu. W ciągu 24 godzin dostrzeżono wiele tajemnicznych samolotów nad zatoką Lingayen, położoną 200 kilometrów na północ od Manili i już dawno uznaną przez generała Douglasa MacArthura za najbardziej prawdopodobny rejon japońskiej inwazji.

              Wieczorem 5 grudnia eskadra myśliwców Curtiss P-40 Warhawk pułkownika Harolda H. George’a odbywała lot patrolowy nad północnym Luzonem. W bla-

 

               

              dym świetle księżyca amerykańscy piloci zauważyli klucz 18 bombowców na północ od zatoki Lingayen. P-40 rzuciły się w pogoń, lecz bombowce wykonały zwrot i odleciały na północ w kierunku Formozy.

              Pułkownik George, który dowodził amerykańskimi myśliwcami na Filipinach, oświadczył MacArthurowi:

              - Wiedzą już wszystko, co chcieli wiedzieć. Następnym razem przyjdą bez pukania!3

              Siódmego grudnia 1941 roku Japończycy uderzyli bez ostrzeżenia i z ogromną siłą na Pearl Harbor4. Większość okrętów amerykańskiej Floty Pacyfiku zaskoczonych niespodziewanym atakiem została zniszczona bądź poważnie uszkodzona przez japońskie samoloty torpedowe i bombowe startujące z lotniskowców. Kilka godzin później bazujące na Formozie samoloty z japońskim godłem na kadłubach zjawiły się „bez pukania” na Filipinach, jak to przewidział pułkownik George.

              Dopiero po 18 godzinach generał MacArthur zdał sobie w pełni sprawę z ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin