My Undead Mother in Law.pdf

(93 KB) Pobierz
My Undead Mother in Law
Autorka: The Brown Eyed Writer
Tłumaczenie: QuietBeats
Link o oryginału: klik
Link o chomika z tłumaczeniem: klik
BPOV
Z hukiem zatrzasnęłam za sobą drzwi wejściowe. Łzy bezgłośnie spływały po mojej twarzy.
Dzisiejszy dzień, był taki okropny.
- Bells, czy to ty? – usłyszałam, jak Charlie woła z salonu. Świetnie, to sprawiło, że mój dzień stał
się jeszcze gorszy.
- Tak, to ja, tato – odpowiedziałam starając się zachować normalny głos, lecz nawet to nie zdało
egzaminu. Charlie przyszedł do mnie.
- Bella, co się stało? – zapytał zaniepokojony.
- Nic, tato – rzekłam, starając się przejść obok niego.
- To nie wygląda na nic – rzekł, oczywiście próbując się wszystkiego dowiedzieć.
Westchnęłam, bo wiedziałam, że nie puści mnie, dopóki wszystkiego mu nie powiem. Poważnie,
pragnęłam znaleźć się w swoim pokoju i móc się wypłakać. Westchnęłam.
- Pokłóciłam się z Edwardem. To wszystko. Mogę iść do swojego pokoju? Naprawdę, nie chcę
o tym rozmawiać – oznajmiłam. Charlie wydawał się być szczęśliwy, choć starał się przede mną to
ukryć. Bezskutecznie. Westchnęłam w duchu. Oczywiście, nienawidził Edwarda. Co jeszcze? Chciał,
abym była z Jacobem, a nie z Edwardem. Ojciec wciąż był wściekły na mojego ukochanego za to, że
zostawił mnie jesienią ubiegłego roku. Rodzice. Oni niczego nie rozumieją.
- Dobrze, Bello. Nie będę cię dłużej zatrzymywał, ale… Dlaczego nie zadzwonisz do Jacoba?
Jestem przekonany, że Jake podniesie cię na duchu.
- Nie, dziękuję tato – odpowiedziałam, wchodząc schodami na górę.
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju, modląc się, aby nie było go w środku. Jakie to dziwne,
ponieważ z drugiej strony, rwałam się, aby pospiesznie wrócić do jego domu, paść mu w ramiona
i przeprosić za wszystko. Ulżyło mi, ale również rozczarowałam się, kiedy zobaczyłam że nie było
Edwarda w moim pokoju.
Rzuciłam klucze, zmieniłam ubranie i położyłam się do łóżka. Dzisiejsze wydarzenia jeszcze
raz do mnie powróciły. Przypominając je sobie, cicho płakałam.
RETROSPEKCJA
1
938378551.001.png 938378551.002.png 938378551.003.png
 
Z głową opartą o pierś Edwarda, chlapałam nogami, które były zamoczone w zimnej wodzie.
Siedzieliśmy przed jego domem, naprzeciwko małej rzeczki przepływającej obok. Siedziałam
pomiędzy nogami ukochanego, a on obejmował mnie ramionami. Westchnęłam szczęśliwa.
- Mogłabym się do tego przyzwyczaić – stwierdziłam. Słońce jasno świeciło, sprawiając, że skóra
Edwarda mieniła się milionem diamencików. Byliśmy sami, bo reszta Cullenów wybrała się na
polowanie.
- Ja też – powiedział całując mnie w ramię.
- Chcę, aby było tak wiecznie.
- Wieczność to długi czas.
- Owszem, ale dopóki będę mogła spędzić ten czas z tobą, będę z tego całkowicie zadowolona –
odparłam odwracając się i delikatnie całując go w szyję.
- Nie rozumiem dlaczego chcesz spędzić ze mną wieczność. Nie jestem nikim specjalnym –
odparł,a moja mina zrzedła. Czy Edward był poważny?
- Mówisz poważnie? – zadałam pytanie o którym myślałam.
- Śmiertelnie poważnie.
Nim odezwałam się ponownie, spojrzałam na niego z niezrozumiałym wyrazem na twarzy.
- Musisz być pod wpływem środków odurzających lub w bardzo podobnym stanie. Czy wampiry
mogą osiągnąć taki stan?
Edward przewrócił oczami.
- Nie, Bello. Nie jestem pod wpływem narkotyków. Bella, musisz naprawdę wszystko przemyśleć.
Nie chcesz stać się jedną z nas. Później będziesz żałować. Nie będziesz się starzeć. Nie będziesz mieć
dzieci,wnuków – opowiedział.
- Nigdy nie mówiłam, że chcę się zestarzeć. Nie mogę znieść myśli, że będę stara i pomarszczona.
A co do dzieci, to nigdy nie widziałam się jako matki. Chyba byłabym straszną matką. To znaczy,
byłabym, gdyby istniała możliwość, że zajdę w ciążę – powiedziałam poważnie. Biorąc pod uwagę
moją zdolność przyciągania niebezpieczeństwa, wszystko było możliwe.
- Byłabyś wspaniałą matką – Edward mruknął.
- Cóż, jeśli będziesz chciał mieć w przyszłości dzieci, będziemy mogli zrobić to samo co Esme
i Carlisle. Adoptujemy.
- Ale to nie jest to samo! Powinien dawać ci mnóstwo rzeczy, nie zabierając przy tym innych! –
powiedział, nagle stając się zły na siebie.
- Edwardzie, jedynie czego pragnę to ciebie. Na zawsze. To wszystko o co proszę – wyznałam
patrząc mu głęboko w oczy.
Potrząsnął głową.
- To wciąż nie to samo – mruknął.
- To bez znaczenia. Kocham cię. Wszystko czego pragnę, to posiadanie twojej miłości na
wieczność. To wszystko czego potrzebuję .
- Co będzie, gdy staniesz się taka jak ja i znienawidzisz mnie za to? – spytał.
Zaśmiałam się. Jak mogłabym go nienawidzić? Nigdy nie będę do tego zdolna.
- Edwardzie, nigdy nie będę cię nienawidzić. To fizycznie niemożliwe, abym cię nienawidziła.
Nawet jeśli bym chciała, nie mogłabym cię nienawidzić. To by za bardzo bolało.
- Co byś powiedziała, gdybym przemienił cię, lecz w zamian musiałabyś coś dla mnie zrobić? –
zapytał, a wiedziałam, że jest tylko pozornie spokojny.
- O czym dokładnie mówisz?
- Czy zanim bym cię przemienił, zrobiłabyś dla mnie jedną rzecz?
- Edwardzie, muszę wiedzieć co dokładnie. Zrobię wszystko – zadeklarowałam.
Patrząc głęboko w moje oczy, zamilkł na dłuższą chwilę. Następnie sięgnął do kieszeni swoich
2
spodni i coś wyciągnął. Nie wiedziałam co to takiego, do czasu, kiedy nie umieścił tego między
nami.
- Wyjdziesz za mnie, Bello? – spytał, otwierając małe pudełeczko.
Zamarłam patrząc na mały pierścionek, leżący na miękkim aksamicie. Był piękny. Miał dwa
diamenty, pomiędzy dwoma mniejszymi brylantami.
Chciałam krzyknąć „tak", ale przypomniałam sobie słowa Renee. „Bello, obiecaj mi, że
w przeciwieństwie do mnie, nie wyjdziesz w młodym wieku za mąż. Nie popełniaj moich błędów."
Zgodnie z prawdą, chciałam poślubić Edwarda, ale gniew Renee przerażał mnie do szpiku kości.
Oczywiście, kocham swoją mamę, ale gdyby się okazało, że postąpiłam wbrew jej prośbie, mogła
się stać bardzo przerażająca. Wypominałaby to, że popełniam jej błędy. Gdyby tego było mało,
Renee, mogłaby mnie zabić, gdyby dowiedziała się, że zamierzam wyjść za mąż, w wieku
osiemnastu lat, podobnie jak uczyniła z Charlie'm.
Właśnie, Charlie. Niech Bóg ma nas w swej opiece, gdyby Charlie dowiedział się, że w młodym
wieku zamierzam wyjść za mąż. Nie mam wątpliwości, że strzelałby do Edwarda. Nie żeby broń ojca
skrzywdziła Edwarda, jednak wciąż… Charlie znalazłby skuteczny sposób na zamknięcie mnie
w pokoju, a jakby tego było mało, nie pozwoliłby mi już z niego nigdy wyjść. Ojciec wlepiłby mi
dożywotni zakaz na spotykanie się z Edwardem, czego bym nie przeżyła.
- J-Ja… - nie potrafiłam prawidłowo się wysłowić. Właśnie miałam złamać mu serce. Moje już nie
biło, na myśl o tym, co zamierzałam zrobić.
- Nie mogę – szepnęłam, patrząc w dół. Nie chciałam patrzeć w jego oczy, ponieważ wiedziałam,
że jego spojrzenie było pełne bólu.
- Co masz na myśli odmawiając? – spytał, a jego głos ociekał smutkiem.
- Po prostu, nie mogę. To jest zbyt skomplikowane – odpowiedziałam, uparcie wpatrując się
w rzekę, a nie w jego oczy.
Nagle stał się bardzo zły. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego. Wiedziałam, że zmiana zaszła
w jego zachowaniu, bo został skrzywdzony. W dodatku to ja zadałam mu ból. Edward wstał, lecz
nie napotkałam jego wzroku, ponieważ wbiłam spojrzenie w swoje kolana.
- Bello, wiesz co? To mnie denerwuje. Prosisz mnie o ogromną rzecz, ale gdy ja, pytam o coś, co
nie jest nawet w połowie ważne jak twoja przemiana, odmawiasz. Pytasz, czy zmienię cię
w wampira, czy odbiorę tobie wszystko. Gdy proszę cię, abyś za mnie wyszła, ciskasz moim sercem,
jakby nic dla ciebie nie znaczyło. Jeśli chcesz osiągnąć nieśmiertelność w ten sposób, to musisz
o mnie zapomnieć. Jeśli bardzo chcesz zostać przemieniona poproś o to inne wampiry, które nie
dbają o twoją duszę – powiedział i wstał.
Wstałam, zaczynając płakać.
- Edward! – krzyknęłam za nim, lecz całkowicie mnie zignorował. Wszedł do domu i zamknął
drzwi. Wcale tego nie chcąc, złamałam mu serce. Bolało mnie, gdy widziałam, jak bardzo został
skrzywdzony. Jak ja go skrzywdziłam. Musiałam stamtąd odejść.
Podniosłam swoje buty i poszłam do swojego samochodu. Otwierając drzwiczki od strony
kierowcy, spojrzałam w stronę domu Cullenów i dostrzegłam ruch zasłon. Obserwował mnie.
- Edwardzie, kocham cię – szepnęłam, wiedząc, że usłyszy.
Wsiadłam do swojej furgonetki i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Szlochałam całą drogę.
KONIEC RETROSPEKCJI
Przypominając sobie załamanie na twarzy ukochanego, zaczęłam płakać coraz bardziej. Dlaczego
moi rodzice byli uprzedzeni do młodego wyjścia za mąż? Gdyby nie to, Edward i ja, bylibyśmy
szczęśliwą parą narzeczonych. Szlochałam coraz mocniej.
3
- On mnie nienawidzi – szepnęłam w ciemność.
- Nie, on wcale cię nienawidzi – wyszeptał delikatny głos.
Szybko wyprostowałam się na łóżku, próbując dostrzec intruza w moim pokoju. Nigdy wcześniej
nie słyszałam tego głosu.
- Kto tu jest? – spytałam ciemności.
Mała postać w bieli wyszła z cienia. To była kobieta. Choć wydawała się znajoma, nigdy wcześniej
jej nie widziałam. Była trochę wyższa ode mnie i miała nieco okrągłą twarz. Kobieta miała długie,
bo do pasa, kręcone i brązowe włosy. Ponadto miała anielską twarz oraz jasnozielone oczy.
Wyglądała jakby była jakąś postacią ze starego filmu. Nieznajoma była ubrana w białą sukienkę,
która była dużo bielsza, niż jej blada twarz.
- Tylko ja – odpowiedziała kobieta.
- K-kim jesteś? – spytałam przestraszona, bo na chwilę zniknęła mi z oczu.
- Wiesz kim jestem - rzekła, siadając na łóżku, tuż obok mnie.
- Spotkałam cię wcześniej?
- Nie, nie osobiście, ale słyszałaś mnie – powiedziała z uśmiechem.
- Naprawdę nie wiem, kim jesteś – oznajmiłam, nie będąc pewna, czy spotkałam kobietę
wcześniej.
- Dam ci wskazówkę. Mam syna, który urodził się w 1901 roku. Znasz go. Jest wysoki, podobnie
jak ja, ma brązowe włosy. Jest przystojnym mężczyzną. Jego imię zaczyna się na „E" i rymuje się
z Dedward – wyjaśniła uśmiechając się.
Przestałam oddychać. Dobry Boże, przecież to matka mojego ukochanego, Elizabeth. Ale jak to
możliwe? Przecież ona nie żyje.
- Ja śnię – wydukałam, potrząsając głową.
- Nie, nie śnisz – uśmiechnęła się. W sumie to uśmiechała się przez cały czas.
- Naprawdę nie śnię, że tutaj jesteś? Jak to możliwe, że jesteś w moim pokoju? Przecież nie żyjesz.
- Cóż, kochanie. Tak, jestem martwa. Ale teraz jestem duchem.
- Co znaczy teraz ?
- Byłam w niebie i widziałam co wydarzyło się między tobą, a moim synem. Zeszłam na dół,
aby z tobą o tym porozmawiać.
Spojrzałam w dół, unikając spojrzenia w jej oczy. Elizabeth położyła palec pod moją brodę
i delikatnie uniosła moją głowę, nawiązując w ten sposób, kontakt wzrokowy.
- Nie ma o czym rozmawiać – powiedziałam, przez cały czas starając się nie patrzeć kobiecie
w oczy.
- Uważam, że jest. Widziałam dzisiaj dwie osoby, których serca zostały zranione. Bello, dwie
osoby, a nie jedną.
Odwróciłam wzrok.
- Boję się – szepnęłam, lecz kobieta mnie usłyszała.
- Czego, kochanie? – spojrzałam głęboko w jej zielone oczy.
- Moich rodziców. Wszystkiego – wyznałam.
- Dlaczego miałabyś się bać swoich rodziców? – spytała.
- Czy spotkałaś kiedyś moich rodziców? Według nich, małżeństwo w wieku osiemnastu lat, jest
wielkim błędem. To pierwszy punkt na ich brudnej liście. Przez osiemnaście lat, wiercili mi dziurę w
głowie, abym wyszła za mąż, dopiero przed trzydziestką. Zabiją mnie.
- Co byś zrobiła, gdybym ci powiedziała, że już nigdy nie zobaczysz Edwarda? Czy będziesz się
słuchać rodziców, czy pozwolisz swojemu sercu zadecydować, co należy zrobić? - spytała. Cholera.
Elizabeth miała rację.
- Bez wątpienia i niezależnie od wszystkiego, chciałabym ponownie go zobaczyć.
4
- Więc co to za różnica?
- Ogromna. Mamy 2010 rok, a nie 1918. Wiem, że kiedyś należało wyjść za mąż, w wieku
siedemnastu lub osiemnastu lat, ale czasy się zmieniły. Teraz, ludzie mają ogromne szczęście, kiedy
znajdą swoją bratnią duszę, przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia.
Przez chwilę popatrzyła na mnie uważnie.
- Nie sądzę, aby to był jedyny powód, twojego strachu.
- Obawiam się reakcji innych. Ludzie myślą, że jak w dzisiejszych czasach dwójka nastolatków
bierze ślub, to znaczy że dziewczyna jest w ciąży! Nie chcę, aby ludzie myśleli, że to jest powód, dla
którego się pobraliśmy. Chcę, żeby wiedzieli, że pobraliśmy się z miłości, która nas połączyła –
powiedziałam.
Popatrzyła się na mnie tak jak wcześniej. - I...
- I... I... Boję się, że jeśli zrobię coś złego, Edward mnie opuści i przestanie kochać. Nie mogę
przechodzić przez to jeszcze raz. Nie będę w stanie tego przeżyć ponownie – odpowiedziałam
patrząc w dół i zaczynając płakać.
Matka Edwarda, podniosła mój podbródek i uśmiechnęła się smutno.
- Bello, on cię kocha. Widzę to z miejsca, gdzie jestem codziennie. Nawet nie masz pojęcia, jak
długo na ciebie czekał. Przed wybuchem epidemii, jego ojciec, Edward Senior, zawsze naciskał na
niego, aby kogoś poślubił. Edward nie wyrażał zgody; mówił że ożeni się, kiedy znajdzie kogoś i gdy
będzie gotowy. Mój mąż i syn, zawsze się o to kłócili. W ciągu ostatnich tygodni, zaledwie parę razy
zjedliśmy wspólnie posiłki, ponieważ zawsze się spierali o tą kwestię. Byli tacy uparci. Eddie
przyprowadzał do domu młode dziewczęta, aby razem z nami jadły wspólne kolacje. Edward,
oczywiście zawsze był dżentelmenem i dawał im grzecznie do zrozumienia, że nie są dla niego. Jego
ojciec zawsze się o to wściekał – opowiedziała.
Byłam trochę zazdrosna, wiedząc że ojciec Edwarda, chciał aby jego syn w końcu ożenił się. Aby
Edward związał się z kimś, kto był bez wątpienia, dużo ładniejszy ode mnie.
- Co będzie, gdy znowu zrobię coś nie tak, a on mnie zostawi? - spytałam.
- Och, kochana Isabello. Edward ponownie cię nie opuści. Mój syn, ma za sobą bolesne
doświadczenie. Wie jak to jest, gdy znajduje się z dala od ciebie. Kiedy opuścił cię, codziennie go
obserwowałam. Był okropny. Sam siebie nienawidził i codziennie przeklinał swój los. Nazywał
siebie potworem. Moje serce niesamowicie krwawiło, gdy słyszałam go i widziałam, jak wiele
cierpienia musiał znosić – rzekła ze smutnym wyrazem twarzy.
- Co jeśli, znajdzie kogoś lepszego ode mnie? - spytałam, zadając następne pytania. Elizabeth
wygrała i wiedziała o tym. Była w tym gorsza od Edwarda.
Kobieta dźwięcznie się roześmiała.
- Edward nigdy nie mógł znaleźć nikogo. Jesteś jedyną osobą, która liczy się dla mojego syna.
Kiedy był człowiekiem, nigdy nie miał dziewczyny, a to wcale się nie zmieniło, kiedy stał się
wampirem. To znaczy, dopóki nie pojawiłaś się ty. Bello, zmieniłaś mojego syna. Widzę to.
Widziałam wszystko, co się z nim działo przez ostatnie sto lat. Naprawdę go zmieniłaś. Zawsze
myślał, że jego przeznaczeniem jest samotność, ale kiedy pojawiłaś się, zobaczył nadzieję. Bello, on
cię kocha. Nikt i nic nigdy nie zmieni jego miłości do ciebie. Nieśmiało uśmiechnęłam się do
kobiety, a potem, ku swemu zaskoczeniu, niespodziewanie ją objęłam. Byłam zdumiona, że nie
przeszłam przez nią twarzą. Elizabeth zaśmiała się delikatnie.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Za co, skarbie? - spytała obejmując mnie.
- Za Edwarda, za wszystko. Ktoś musiał mnie zmotywować, a ty mi pomogłaś. Jestem taka głupia.
Nie powinnam pozwolić moim rodzicom, aby za mnie decydowali. To moje życie, a nie ich –
powiedziałam i z uśmiechem, oderwałam się od niej. Pani Masen odwzajemniła uśmiech.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin