Napad na rabina.doc

(1018 KB) Pobierz
Napad na rabina

Napad na rabina

25 sierpnia 2006 r. odbyła się rozprawa w głośnej sprawie rzekomego napadu Karola Golińskiego na naczelnego rabina Polski, Michaela Schudricha. Relacje mediów na temat tego zajścia były jednoznaczne. Oto przykład: To kolejny przypadek faszystowskiej agresji  (…). Rabin został uderzony i opryskany gazem w czasie, gdy w Polsce odbywała się wizyta papieża Benedykta XVI. Zdarzyło się to w przeddzień przemówienia papieża na terenie byłego obozu zagłady Auschwitz. 
Wszystkie środki masowego przekazu przedstawiły zajście od strony żydowskiej. Służalczość wobec „starszych braci” wzięła górę nad kodeksem etyki dziennikarskiej, który mówi m.in. o zasadzie obiektywizmu dziennikarskiego i obowiązku prawdziwego przedstawiania zdarzeń. Jednak wyrobnicy marks-mediów III R.P. zapewne nigdy nie słyszeli o istnieniu takowych. Żydowska wersja przebiegu wydarzenia była następująca: Do haniebnego ataku doszło na jednej z warszawskich ulic. Młody mężczyzna z okrzykiem: „Polska dla Polaków” podbiegł do rabina, spacerującego w otoczeniu towarzyszących mu osób. Gdy ten odwrócił się i zapytał go, dlaczego tak krzyczy, został uderzony w klatkę piersiową. Gdy Schudrich chciał obronić się przed ciosem, napastnik prysnął mu w twarz gazem pieprzowym i zbiegł. Całe zajście trwało kilka sekund, a rabin nie odniósł żadnych obrażeń. Obecności gazu policja nie wykryła, a zaznaczę, że gazy obronne charakteryzują się wysoką wykrywalnością na ciele. Z tego powodu powstał nawet żart o Schudrichu, którego klepnął w ramię akwizytor, proponując mu przetestowanie nowego zapachu i kupno perfum.
Premier Kazimierz Marcinkiewicz przekazał wyrazy ubolewania i oświadczył, że jest głęboko poruszony zajściem. Na polecenie wicepremiera i szefa MSWiA, Ludwika Dorna, dochodzenie w sprawie napadu zostało objęte nadzorem Komendy Głównej Policji. Według rzecznika MSWiA Tomasza Skłodowskiego, napad mógł być prowokacją antysemicką, ale też antypolską, która ma wykreować obraz Polski jako kraju antysemickiego. Z rzekomym pokrzywdzonym, rabinem Schudrichem spotkał się sam prezydent Lech Kaczyński, aby wyrazić ubolewanie z powodu całego zajścia. Wyjaśnienie tej sprawy stało się priorytetem dla polskiej policji. Policja zebrała materiał z kamer monitorujących skrzyżowanie ulic Świętokrzyskiej i Emilii Plater (w Warszawie), gdzie doszło do zajścia, ale nie zarejestrowały one ataku. Następnie przeanalizowano taśmy z kamer monitoringu budynków w okolicy. Dopiero na nich znaleziono kilka kadrów, na których widać było mężczyznę odpowiadającego wyglądem opisowi podanemu przez rabina. Okazał się nim Karol Goliński, któremu postawiono zarzut z art. 119 § 1 k.k. (przemoc z powodu przynależności rasowej lub narodowej). Karol Goliński jest członkiem Polskiej Partii Narodowej, z której listy startował do Sejmu w ostatnich wyborach parlamentarnych. Poza tym jest aktywnym i znanym działaczem NSZZ Solidarność. W pracy cieszy się znakomita opinią. Samotnie wychowuje 12-letniego syna.
Został on tymczasowo aresztowany, choć nie istniały ku temu żadne podstawy. W świetle obowiązującego prawa (Konstytucji i Kodeksu postępowania karnego) tymczasowe aresztowanie jest środkiem zapobiegawczym stosowanym w przypadkach wyjątkowych, kiedy inne środki zapobiegawcze nie okażą się wystarczające (art. 257 k.p.k.). Tymczasem wobec Karola Golińskiego w ogóle nie stosowano innych środków, sięgając od razu po ten najbardziej dotkliwy. W tej sprawie nie zaistniała żadna z enumeratywnie wymienionych w art. 258 k.p.k. podstaw tymczasowego aresztowania. Widać, że w tej sprawie wszystkie władze III R.P. (pierwsza, druga, trzecia i „czwarta”) okazały się jednomyślne!!! Nie miały w tej sprawie żadnych wątpliwości, chociaż powinny je mieć. 
Bowiem Karol Goliński trzykrotnie zeznał w śledztwie, że owszem krzyknął: „Polska dla Polaków” (co  - w świetle obowiązującego kodeksu karnego - nie stanowi przestępstwa), ale to rabin Schudrich chwycił go za klapy kurtki z zapytaniem: „Co ty wyprawiasz, człowieku?”. Poza tym nie przyznał się do zarzucanego czynu, czyli napaści na rabina, gdyż miał wtedy opatrunek na prawym ręku po wypadku w pracy. Potem zaczął uciekać, a ponieważ rabin wraz z grupą Żydów ruszył za nim, Karol Goliński - w obawie o własne bezpieczeństwo - odwrócił się i prysnął za siebie gazem pieprzowym. 
Te zeznania nie zrobiły żadnego wrażenia na przewodniczącym składu sędziowskiego, Leszku Hudała, który odczytał zeznania oskarżonego w trybie art. 389 § 1 i 2 k.p.k., będącym - nomen  omen - sowieckim reliktem w polskim prawie karnym procesowym. Zgodnie z art. 2 § 2 k.p.k., podstawę wszelkich rozstrzygnięć powinny stanowić prawdziwe ustalenia faktyczne, natomiast  w tej sprawie pojawiły się istotne rozbieżności w zeznaniach pokrzywdzonego i oskarżonego. Intencją sędziego nie było jednak dokonanie prawdziwych ustaleń faktycznych, lecz jak najszybsze skazanie oskarżonego. Jego postępowanie było ewidentnie nacechowane służalczością wobec panującej opcji politycznej, co mu zapewne pozostało jako nawyk z poprzedniego ustroju. „My sędziowie nie od Boga” i „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” to tezy PRL-owskiego sądownictwa, na których sędzia Leszek Hudała uczył się sędziowskiego fachu. Natomiast fakt, że jest sędzią wojskowym dodatkowo podkreśla jego dyspozycyjność wobec rządzących. 
W wydaniu politycznego wyroku skazującego wobec niewinnego człowieka wsparli sędziego Leszka Hudałę prokurator oraz obrońca oskarżonego Andrzej Lew-Mirski. Rola prokuratora w procesie karnym jest wiadoma, więc nie spodziewaliśmy się z jego strony obiektywizmu i dążenia do wydania sprawiedliwego wyroku. Jednak obrońca - w trybie art. 86 k.p.k. - może przedsiębrać czynności wyłącznie na korzyść klienta. Adwokat  Andrzej Lew-Mirski wykazał niebywałą ignorancję w stosunku do swego klienta. W ogóle nie zadał sobie trudu dotarcia do świadków, którzy potwierdziliby wersję wydarzeń, podaną przez Karola Golińskiego w trakcie śledztwa. Bowiem to, że oskarżony był podczas zajścia sam, nie oznacza, że nikt tego nie widział. Poza tym byli świadkowie, którzy zgłosili się do redakcji T.P. i deklarowali chęć złożenia zeznań na korzyść Karola Golińskiego, ale adwokat nie wyraził chęci spotkania z nimi i unikał z nimi kontaktu. Dlaczego? Zapewne nie chciał zadzierać z Żydami  i obawiał się ataków w mediach za mieszanie Żydom szyków. W związku z tym wybrał wariant najwygodniejszy dla siebie, czyli skorzystał z możliwości, jaką daje art. 387 k.p.k. (dobrowolne poddanie się karze bez przeprowadzenia postępowania dowodowego). 

Ustawa wskazuje przesłanki, jakie muszą być spełnione, aby oskarżony mógł złożyć wniosek o wydanie wyroku skazującego bez przeprowadzenia postępowania dowodowego. Są one następujące:
1. zarzucany czyn musi być występkiem, zagrożonym karą nie przekraczającą 8 lat pozbawienia wolności (wyrok SN - Izba Karna z dnia 8.05.2002 r. ; III KK 143/2002);
2. okoliczności popełnienia czynu nie budzą wątpliwości (czyli nie ma rozbieżności co do stanu faktycznego);
3. cele postępowania zostaną osiągnięte mimo nieprzeprowadzenia rozprawy w całości;
4. nie sprzeciwia się temu prokurator i pokrzywdzony, należycie powiadomiony o terminie rozprawy oraz pouczony o możliwości złożenia przez oskarżonego tego wniosku,
5. oskarżony złoży propozycję wymierzenia określonej kary lub środka karnego; 
6. uczyni to do chwili zakończenia pierwszego przesłuchania na rozprawie głównej.
Wskazane przesłanki muszą zachodzić kumulatywnie, aby sąd mógł uwzględnić wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Natomiast sędzia Leszek Hudała uwzględnił ww. wniosek mimo niespełnienia przesłanki, że okoliczności popełnienia czynu nie budzą wątpliwości, gdyż w tej kwestii istnieją zasadnicze rozbieżności w zeznaniach oskarżonego i pokrzywdzonego. Fakt, że oskarżony Karol Goliński pod presją adwokata, sądu i szumu medialnego przyznał się do popełnienia zarzucanego czynu zabronionego z art. 119 § 1 k.k.  na rozprawie przed Sądem, nie likwiduje tych rozbieżności. Zaś w świetle orzecznictwa Sądu Najwyższego, uwzględnienie przez sąd wniosku oskarżonego o wydanie wyroku skazującego i wymierzenie określonej kary bez przeprowadzenia postępowania dowodowego jest możliwe tylko wtedy, gdy nie budzi wątpliwości nie tylko zasadnicza kwestia sprawstwa czynu przez określoną osobę, ale wszelkie te okoliczności, które są istotne dla ustaleń o odpowiedzialności karnej sprawcy, w tym dla właściwej oceny prawnej czynu będącego przedmiotem osądu (Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Karna z dnia 19.10.2004 r.; II KK 279/2004; Biuletyn Sądu Najwyższego 2005/6; OSNKW 2005/6 poz. 52; Prokuratura i Prawo - dodatek 2005/5 poz. 4). Na tej podstawie widać wyraźnie, że lustracja w wymiarze sprawiedliwości jest niezbędna i że sędziowie pokroju Leszka Hudały, rodem z PRL, powinni być z niego usunięci. Bowiem - w poczuciu bezkarności - bez skrupułów łamią prawo i wysługują się władzy wykonawczej, ustawodawczej oraz „medialnej”.
Poza tym została zaprzepaszczona niepowtarzalna szansa, aby skompromitować rabina Schudricha i towarzyszących mu Żydów, wykazując, iż złożyli fałszywe zeznania. Można było dokonać tego w świetle kamer.
Na rozprawie media zauważyły Leszka Bubla, który jako dziennikarz fotoreporter utrwalił przebieg rozprawy. Znany z antysemickich poglądów były poseł, a obecnie wódz PPN, skrzętnie fotografował niedużym aparatem wezwanych świadków, znajomych Michela Schudricha, w tym mężczyznę w jarmułce - napisał o nim „Der Dziennik” (26-27.08.2006 r.). Bubel przyglądał się rozprawie. - Niedobrze, że się przyznał - powiedział nam prezes PPN - poinformowała „Gazeta Wyborcza” (26-27.08.2006). Oprócz prezesa PPN na rozprawie widać było wiceprezesa, przewodniczącego jednego z warszawskich kół i kilku członków PPN. Była to garstka, która niknęła w tłumie Żydów. Nie pojawił się nikt z tzw. narodowych organizacji, pomimo tego, iż w T.P. został zamieszczony komunikat o rozprawie.
W tej sprawie  - o charakterze demonstracji politycznej  - doszło do skazania niewinnego człowieka na dwa lata pozbawienia wolności z zawieszeniem na pięć lat oraz na grzywnę w wysokości 4 tys. zł.  Żydzi zacierają ręce z radości, bo ich znowu jest na wierzchu. Pokrzywdzony Michael Schudrich tak skomentował ten wyrok: Najważniejsze, że ten człowiek zrozumiał, że zrobił cos złego. To nie jest kwestia zemsty, ale edukacji. On to mówi publicznie i ludzie z jego środowiska słyszą jego słowa. Tak. Najważniejsze jest przesłanie dla narodu polskiego, żeby nie zaczynać z Żydami, bo nie mamy z nimi szans. Oni są pod szczególną ochroną wszystkich władz III R.P. 



 



KAROLA GOLIŃSKIEGO
OTO PRAWDZIWA WERSJA
 

- Jak wyglądało zajście z 27.05.2006 r., tak bardzo nagłośnione w mediach?
- Wyszedłem z domu, żeby wybrać łóżko dla syna w sklepie meblowym „Emilia”. Opuszczając sklep, skierowałem się w stronę ulicy Świętokrzyskiej. Przed samym skrzyżowaniem z ul. Emilii Plater spotkałem grupę pięciu Żydów, rozmawiających z akcentem amerykańskim. Akurat wtedy w Polsce był papież i następnego dnia miał odwiedzić Auschwitz i przy tej okazji rozpętała się wrzawa medialna, dotycząca oskarżania Polaków o współudział w Holocauście, nawoływania katolików do przepraszania Żydów. Mijając tych Żydów, powiedziałem „Polska dla Polaków”, co  z ich strony wywołało furię. Naczelny rabin Polski Michael Schudrich złapał mnie za fraki, zaczął szarpać i wykrzykiwać „Co Ty bredzisz, człowieku!!”. Wyrwałem mu się. Gdy zauważyłem, że rzucił się za mną w pogoń wraz z pozostałymi, towarzyszącymi mu Żydami, prysnąłem za siebie gazem pieprzowym. Czułem się zagrożony, ponieważ byłem sam. Następnie wsiadłem do tramwaju i pojechałem w kierunku Żoliborza. Następnego dnia z mediów dowiedziałem się, że miałem do czynienia z naczelnym rabinem Polski, który rozpętał wokół sprawy potworny rejwach. Udał się na policję i stwierdził, że padł ofiarę napadu o charakterze rasistowskim, prawdopodobnie z góry zaplanowanego. 
Byłem zniesmaczony reakcją najbardziej wpływowych „polskich” polityków na ten incydent. Przed przeprowadzeniem śledztwa, ustaleniem faktów i zgromadzeniem dowodów w sprawie zaczęli oni nagminnie jeden przez drugiego przepraszać rabina Schudricha, co skrupulatnie relacjonowały media. 
- Jakie ma Pan poglądy polityczne?
 - Narodowo-radykalne. Należę do NSZZ „Solidarność” i do Polskiej Partii Narodowej. Przez wiele lat byłem skoncentrowany na tematyce ochrony majątku narodowego przed grabieżą. Aktywnie uczestniczę w różnych manifestacjach, organizowanych przez organizacje narodowe np. przy okazji zamknięcia speluny „Le Madame” trzymałem plakat zakaz pedałowania i transparent z napisem „Szczuka - czerwona suka”. To właśnie z tej manifestacji zostałem rozpoznany przez jakiegoś lewaka i powiązany ze sprawą rabina Schudricha. 
- Dlaczego nie zgłosił się Pan na policję dobrowolnie?
 - Przede wszystkim przeraziły mnie wypowiedzi naczelnych polityków w Polsce, z których biła chęć przypodobania się Żydom z Izraela i Stanów Zjednoczonych. Dorn oświadczył, że ta sprawa będzie potraktowana priorytetowo. Marcinkiewicz powiedział, że w Polsce nie ma miejsca na tego typu chuligaństwo. Niesiołowski skomentował to w stylu, że jest to policzek zadany każdemu Polakowi. Natomiast prezydent Kaczyński przeprosił rabina. 
Z doniesień medialnych było oczywiste, że sprawa ma charakter ewidentnie polityczny  i nikogo nie obchodzi dotarcie do prawdy. Postępowanie organów ścigania wobec mnie tylko potwierdziło moje najgorsze przypuszczenia.
Zostałem zatrzymany o 5.00 nad ranem. Przed pracą wychodziłem z psem  i jak tylko wyszedłem z bramy, dostrzegłem dwa samochody na rejestracji spoza Śródmieścia. Wcześniej od kliku dni jeden z tych samochodów za mną jeździł i czułem, że jestem śledzony. Z dwóch pojazdów wyskoczyło ośmiu mężczyzn po cywilnemu. Jeden sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał sięgnąć po broń. Inny wszystko nagrywał na kamerę (potem w mediach pojawiła się relacja). Byli to osobnicy, którzy świetnie pamiętają czasy PRL-u i nie do końca się przestawili na nowy system.  Oświadczyli mi, że jestem zatrzymany i zapytali, czy wiem, w jakiej sprawie. Czekali do 6.00, żeby zrobić mi w mieszkaniu rewizję. Zabezpieczyli komputer, na którym znajdowały się prawie same dziecięce gry mego syna i dyskietki, na których znajdowały się legalne odczyty historyczne. 
Następnie zostałem przewieziony na Komendę Policji w Pałacu Mostowskich, gdzie powitali mnie sami wysocy szarżą oficerowie. Przesłuchanie trwało jakieś 12-14 godzin.  Policjanci mnie oszukali, ponieważ powiedzieli mi, że całe zajście jest sfilmowane i znajduje się w archiwum policyjnym. Kiedy żądałem pokazania filmu, odwlekali to  w czasie. Wobec tego przyznałem się do udziału w zajściu. Funkcjonariusze wypytywali mnie o bardzo różne rzeczy, bo próbowali wplątać mnie w jeszcze inne przestępstwa na tle rasowym, o których donoszą media. Postawiono mi zarzuty z art. 119 § 1 k.k. Rabin zeznał, że go uderzyłem, co w rzeczywistości nie było możliwe, ponieważ miałem opatrunek na prawej ręce, uniemożliwiający mi zadanie ciosu. Rabin nie zrobił obdukcji ani nie przedstawił żadnych dowodów, wskazujących na to, że został uderzony. Wszyscy świadkowie byli jego znajomymi, którzy towarzyszyli mu podczas zajścia. Nie było żadnego bezstronnego świadka. Do tak sformułowanego zarzutu nie przyznałem się. 
Na początku młoda pani asesor zaproponowała mi poręczenie majątkowe w wysokości 10 tys. i zapytała, czy będę w stanie zapłacić. Następnie udała się na naradę ze swoimi zwierzchnikami, trwającą 3 godziny. Kiedy wróciła, wydała postanowienie o tymczasowym aresztowaniu i mi je odczytała. W ogóle nie przeszkadzało jej, że nie zachodzi żadna z przesłanek tymczasowego aresztowania, wskazana w Kodeksie postępowania karnego. Zostałem osadzony w jednoosobowej celi dla więźniów politycznych, żebym  - jako groźny nazista - nie demoralizował innych więźniów. 
- Jak Pan ocenia wyrok, który zapadł 25.08.2006 r. w pańskiej sprawie?
- Uważam, że jest bardzo surowy. Myślę, że jego główną intencją jest zablokowanie mojej aktywności politycznej, demonstrowania i wyrażania moich poglądów, do których mam konstytucyjne prawo. Zapewne chodziło o to, aby zniechęcić i przestrzec moich potencjalnych naśladowców przed jakąkolwiek formą krytyki polityki żydowskiej. 
- Jak Pan znalazł  adwokata Andrzeja Lwa-Mirskiego? Wiem, że był obrońcą z wyboru, a nie z urzędu. Kto go Panu polecił?
- Ten adwokat miał opinię sympatyzującego z ruchem narodowym. Podobno bronił kiedyś Kobylańskiego, w jakiejś sprawie. Polecili mi go znajomi o poglądach zbliżonych do moich. 
- Czy to on zaproponował przyjętą na rozprawie 25.08.2006 r. linię obrony?
- Linię obrony w całości ustalił adwokat. Prokurator nie zgadzał się na niższą karę. 
- Jak Pan  sądzi, dlaczego na pańską rozprawę przybyła tylko garstka osób z opcji narodowej i to wyłącznie z PPN z liderem na czele, a nie  tłum wzaburzonych Polek i Polaków? W końcu informacja o dacie rozprawy i numerze sali była podana do publicznej wiadomości. 
- Nie wszystkich było stać na manifestację swoich poglądów w świetle kamer. Bowiem przybycie na ta rozprawę z całą pewnością należałoby uznać na manifestację. Siła Żydów tkwi właśnie w tym, że są solidarni i wspierają się wzajemnie. Zarzuty rabina wobec mnie były bezczelne i  nie poparte żadnymi dowodami, a mimo tego inni Żydzi stanęli z nim murem. 
- Czy incydent z rabinem Schudrichem zmienił coś w pańskim życiu? Czy po tym, co się wydarzyło będzie Pan kontynuował działalność polityczną?
- Na pewno nie zmienię swoich poglądów pod presją politycznej poprawności. Ta sprawa utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że są one słuszne. 
Kiedy zaczynałem swoją działalność, a było to pod koniec PRL, szykanowanie ze strony organów pastwa stanowiło normę. Wprawdzie ustrój się zmienił, ale historia lubi się powtarzać. 
 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin