XXX zwykła B.docx

(12 KB) Pobierz

Mk 10, 46-52                                                        Bogacica 25/10/2009

Uzdrowienie z ślepoty

Są prawdziwie ubodzy, ale i fałszywie. Jeśli jakaś Cyganka, narkoman lub alkoholik obserwują twoją twarz na ulicy, to starają się dostrzec tylko jedno: czy uda im się wyłudzić choćby trochę grosza. Płaszczą się, poniżają, czasem wymyślają niestworzone dramaty wyciskające z nas krople współczucia, aby coś od nas wyżebrać. Jeśli uda im się obudzić w tobie litość, triumfują, bo wiedzą, że to się opłaciło. Mają wtedy miny aktorów, którzy swoją grą doprowadzili widownię do szlochu.

Czy nie jest ślepotą, żyć tylko po to, by stwarzać wokół siebie aurę litości, współczucia i pożałowania? Żyć tylko po to, by inni otaczali mnie czułym wzrokiem, żebrać o każde spojrzenie zainteresowania, domagać się wysłuchania i tu nie mam na myśli tylko tych którzy żebrzą. Być może taki styl życia jest jeszcze większą ślepotą niż bycie prawdziwie ślepym.

Istnieją ludzie, którzy nie potrafią o sobie mówić dobrze, bo wtedy straciliby zainteresowanie i współczucie, ciągle wymyślają jakieś choroby lub problemy, kreują się na nieszczęśników i pokrzywdzonych, bo dzięki temu zdobywają u innych efekt litości. Żyją pod płaszczykiem wyuczonych i wyimaginowanych historii o sobie samych, ale prawdziwe „ja” ukrywa się nawet przed nimi samymi.

Są tacy ludzie, który uciekają przed innymi, są ślepi na to co się dzieje wokół nich, bo przecież lepiej nie widzieć gimnazjalisty, który pali papierosy czy kupuje alkohol. Bo przecież lepiej nie widzieć, powiedzieć to nie mój syn, córka i iść dalej.

Istnieją ludzie , którzy nie potrafią zaakceptować siebie, zawsze twierdzą , ze są zbyt słabi, że czegoś nie potrafią, ze inni zrobią to lepiej i wycofują się w cień. Czyż to nie jest ślepota.

Mamy różnego rodzaju ślepoty, jest ta fizyczna, gdzie człowiek po prostu nie widzi, jest niewidomym, ale jest również choroba znieczulenia, zobojętnienie, brak akceptacji, które tez są ślepotą, bo lepiej nie widzieć.

Jezus, uzdrawiając człowieka, pozwolił mu zrzucić całkowicie płaszcz, który był symbolicznym parawanem ukrywającym prawdę o sobie, kim jestem.

Widzieć to przede wszystkim być przejrzystym dla Boga, dla siebie i dla innych. Lęk przed pominięciem i utratą znaczenia w oczach innych sprawia, że z dnia na dzień ukrywamy się tworząc wokół siebie mury: otoczkę litości, próbując nie widzieć niektórych spraw, bo tak łatwiej, próbując nie doceniać siebie, bo po co się wychylać.

Można by powidzeić, że niewidomy Bartymeusz, zrzucając płaszcz, zerwał z taką postawą wymuszania litości u innych i zaryzykował życie w przejrzystości. Chciał być czysty, przejrzysty jak kryształ, nie chciał więcej udawać. Jeśli nawet tak nie było, to wydarzenie można odczytać symbolicznie. Przestał udawać. Jezus zadając mu pytanie, czego on tak naprawdę pragnie, zmusił go do zdefiniowania swego kalectwa. Nie powiedział mu: jesteś ślepy! Pragnął, by Bartymeusz sam siebie określił.

Niekiedy powiedzenie komuś prawdy w oczy sprawia, że jeszcze bardziej on staje się zakłamany i jeszcze bardziej się ukrywa, i jeszcze usilniej się usprawiedliwia albo wyszukuje argumentów umacniających go w chorej pozycji do świata, Boga i niego samego. Najlepiej, jeśli człowiek sam stanie się odkrywcą swojego zamaskowania, bo wtedy najczęściej z nim zrywa.

Chrystus to pytanie kieruje dzisiaj do każdego z nas: co chcesz abym ci uczynił? Co w tobie należy uzdrowić? Na jaką ślepotę jesteś chory? Powiedz, stań przed Bogiem i przed sobą w prawdzie a zostaniesz uzdrowiony.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin