Nowy12(1).txt

(16 KB) Pobierz
4

Czarnoksiężnik z Aus wiedział, o czym Siódmy rozmawiał z niewolnicš przy trapie, zanim zszedł na brzeg. Ten, który zjawił się na pokładzie Szafira w Wal, znał imię Broty. Magowie pilnoŹwali uczciwoci urzędników portowych we wszystkich swoich miastach z wyjštkiem Ov. Tam nie było magazynów zwróconych frontem do miejsc cumowania.
Gdy Katanji wkradł się do wieży w Sen, zobaczył czarnoksiężniczkę pocierajšcš o co talerzem. Pomylał, że kobieta rzuca czar. Czyżby szlifowała soczewki?
Wallie jeszcze raz spojrzał na szermierzy. Co najmniej połowa z nich poruszała wargami. Nnanji też. Zawsze tak robił. Wallie przeniósł wzrok na Thanę. Jej oczy wędrowały w tę i z powrotem po widzach. Gdy zerknęła na niego, bezgłonie powiedział: Oszukujesz, Thano.
Kandydatka zajšknęła się i umilkła.
Nie mogę mieć sekretów przed Nnanjim. Jest moim zaprzysiężonym bratem".
Druga spróbowała od nowa, ale znowu się zacięła. Patrzšcy wstrzymali oddechy, jak wtedy gdy aktor zapomni słów na sceŹnie. Jeszcze wyraniej poruszali ustami, ale nie wydobywał się z nich żaden dwięk.
On cię zabije, Thano.
Niewiele przesadzał. Honakura i Wallie usilnie pracowali nad nieprzejednanym i rygorystycznym młodzieńcem. Od nich adept nauczył się litoci i tolerancji. Potrafił nawet wybaczyć cywilom zabicie szermierzy w szczególnych okolicznociach. Teraz sytuaŹcja nie była wyjštkowa. Thana bezczelnie oszukiwała. WciekŹłoć i wstyd Nnanjiego nie miałyby granic.
- Zacznij jeszcze raz - powiedział Tivanixi życzliwie. Thana spłonęła rumieńcem.
- Nie, panie.
Nnanji podbiegł, pomógł żonie wstać i uciskał jš, wyrażajšc współczucie. Sędziowie pogratulowali Drugiej umiejętnoci szerŹmierczych i życzyli jej powodzenia przy następnej próbie.
Wallie triumfował. Ostatnia tajemnica wyjaniona! Zdarta ostatnia zasłona. A wszystko dzięki ambicji Thany!
- Słuchani, panie? - zapytał z roztargnieniem. Kasztelan trzymał dłoń na ramieniu młodego Pierwszego, który stał obok niego z pękiem floretów.
- Pytałem, czy miałby co przeciwko małemu pojedynkowi, lordzie Shonsu? Obaj wiemy, jak trudno Siódmemu o porzšdne ćwiczenia.
Wallie zamierzał odmówić, ale spostrzegł, że Tivanixi przyglšda mu się z wyranš podejrzliwociš. Raczej nie uważał tajemniczego przybysza za zombi, ale wolał go sprawdzić. Nnanji udowodnił, że jest prawdziwym szermierzem. Teraz przyszła kolej na jego mentora.
Wallie też był ciekaw, co sobš reprezentuje sympatyczny kaŹsztelan. Zresztš nie miał odmówić.
- Dlaczego nie? Do pięciu?
Wybrał najdłuższy floret.
Tivanixi zdjšł z pleców miecz i podał go jednemu z Szóstych. Wallie wręczył swój Nnanjiemu i ruszył między ławkami na plac do fechtowania.
Skoro przywództwo miało rozstrzygnšć się w walce, Siódmi woleli pod pretekstem ćwiczeń sprawdzić się nawzajem za pomocš floretów. Wtedy pojedynek na miecze byłby czystš forŹmalnociš, którš dopiero minstrele udramatyzowaliby dla potomŹnoci. Szermierze cenili odwagę, ale nie brakowało im rozsšdku.
Gdy rozeszła się wieć, szermierze ponownie zapełnili dzieŹdziniec i balkony. Gwar przycichł.
Siódmi stanęli naprzeciwko siebie i wypróbowali florety, ze wistem tnšc powietrze. Kasztelan rzeczywicie był bardzo dobry. Miał wdzięk baletmistrza. W przeciwieństwie do Shonsu nieraz trafiała mu się okazja, żeby potrenować z Siódmymi. Wallie spoŹtkał godnego przeciwnika po raz pierwszy, odkšd bogowie uczyniŹli go szermierzem. W dodatku ostatnio przejšł od żeglarzy i szczuŹrów wodnych grony sposób walki na bliski dystans, który bardzo się różnił od stylu uprawianego przez lšdowych szermierzy.
Widzowie od czasu do czasu wydawali pomruki albo wznosiŹli okrzyki, ale przeważnie obserwowali w skupieniu walczšcych. Finta, pchnięcie, parada, riposta.
- Jeden!
Wallie nauczył się paru rzeczy i sam dał kilka nauczek, ale jeŹli istniał na wiecie fechtmistrz dorównujšcy Shonsu, nie był nim kasztelan.
- Dwa!
Dyszšc ciężko, wrócili do pozycji wyjciowych. Szczęk stali... Podniesione głosy, zamieszanie wród widzów. Wallie zdekonŹcentrował się na moment.
- Jeden! - krzyknšł Tivanixi.
Psiakrew! Shonsu wygrałby pojedynek na czysto. Wallie zaŹatakował wciekle, spychajšc kasztelana na barykadę z płotków. Na ograniczonej przestrzeni praca nóg miała mniejsze znaczenie.
- Trzy!
Siódmi zdjęli maski i podziękowali sobie nawzajem. Tłum naŹgrodził ich okrzykami. Podniósł się gwar ożywionych rozmów. Zapewne komentowano, że ten Shonsu może i stracił armię, ale dobrze sobie radził z broniš.
Wallie oddał floret Pierwszemu i wzišł od niego ręcznik. WyŹtarłszy się, ruszył w stronę towarzyszy. Spodziewał się umieŹchów, ale zobaczył ostrzegawcze spojrzenia. Odwrócił się. Za najdalszymi płotkami stali dwaj Siódmi.
A niech to!
Omal nie stracił panowania nad temperamentem Shonsu.
Co prawda, zdradził się przed Tivanixim z umiejętnociami i stylem walki, ale nie planował darmowego popisu dla tamtych dwóch. Obaj mieli prawo tutaj być, ale Wallie poczuł się, jakby go szpiegowano. Zalała go fala wciekłoci, pod powiekami zaŹmigotały czerwone plamki. Z ogromnym trudem zdusił w sobie furię i powstrzymał się przed rzuceniem wyzwania.
Na pierwszy rzut oka ocenił, że jednego z Siódmych mógłby zlekceważyć, ale drugi...
Nnanji wspomniał, że faworytem zjazdu jest niejaki Boariyi. Drugi Siódmy przewyższał wzrostem Shonsu. Wallie uznał, że to niesprawiedliwe. Jeszcze nie spotkał na wiecie nikogo rolejszego od siebie. W dodatku nieznajomy wyglšdał na sporo młodszego. Też niesprawiedliwe. Wallie szczycił się tym, że jest bardzo młodym Siódmym.
To musiał być Boariyi. Miał budowę koszykarza. Niebieski kilt wiszšcy na chudych biodrach przypominał spodenki do koŹszykówki. Szczęka wydawała się nieproporcjonalnie duża w stoŹsunku do głowy, usta za szerokie, a czarne, zronięte brwi nie paŹsowały do szczupłej twarzy. Siódmy wysunšł nogę do przodu, ramiona cienkie jak kije golfowe skrzyżował na szczupłej klatce piersiowej, głowę lekko przechylił. Patrzył na Walliego z butnym umiechem na mięsistych wargach.
Decyzja została podjęta w chwili wciekłoci.
Ty liski, arogancki siepaczu! Wallie dokonał nadludzkiego wysiłku, żeby nie wykrzyczeć tej myli na głos. Mylisz, że mnie pokonasz. W takim razie co ci powiem, panie Boariyi, jeli tak masz na imię: Zostaniesz dowódcš armii po moim trupie!
Wallie stał sam porodku placyku do walki i czuł, że jego fuŹria jest widoczna dla wszystkich obecnych. Żywy obraz zakłócił nagle starszy z dwóch Siódmych. Wycišgnšł miecz i zasalutował równemu sobie. Zoariyi, szermierz siódmej rangi.
Niski i żylasty weteran o siwych włosach przekroczył już wiek redni. Niezależnie od umiejętnoci, na pewno nie był tak szybki jak kiedy. Dlatego Shonsu instynktownie uznał, że ten człowiek nie stanowi dla niego zagrożenia. Zoariyi miał na sobie strój wolŹnego i blizny na całym ciele. Takie same zronięte brwi jak młodŹszy towarzysz, podobne imię. Ojciec i syn?
Wallie wyrwał floret zaskoczonemu Pierwszemu i odwzajemŹnił salut. Była to zamierzona zniewaga. Zoariyi cišgnšł brwi.
Tyczkowaty szermierz zasalutował od niechcenia, nie zmieniaŹjšc niedbałej pozycji. Rzeczywicie był to Boariyi, główny kanŹdydat na przywódcę zjazdu. Nic dziwnego. Z takimi ramionami.
Wallie w odpowiedzi uniósł floret. Pogardliwy umieszek nie zniknšł z twarzy wielkoluda. Jeden ze znaków wytatuowanych na jego czole jeszcze się nie zagoił.
Sšdzšc po wyglšdzie, mężczyzna był niewiele starszy od Nnanjiego. Dziwna rzecz. Cały system tak pomylano, żeby młoŹdzi nie awansowali zbyt szybko. Zanim człowiek opanował tysišc sto czterdzieci cztery sutry, wywalczył sobie kolejne ranŹgi, znalazł Siódmego jako mentora, a na koniec dwóch Siódmych jako egzaminatorów, miał co najmniej trzydzieci lat. Shonsu ta sztukš udała się wczeniej, co Walliemu nie mieciło się w głoŹwie. Nnanji zapowiadał się jeszcze lepiej ze względu na fenomeŹnalnš pamięć oraz dlatego, że trafił na doskonałego nauczyciela.
Wszystko wskazywało na to, że Boariyi zawdzięcza sukces starszemu towarzyszowi.
Wallie jeszcze raz przyjrzał się siwowłosemu mężczynie i doŹszedł do wniosku, że Zoariyi jest dużo bystrzejszy niż głupkowaŹto umiechnięty dryblas z nadczynnociš przysadki. Odwrócił się na pięcie i podszedł do ławki, za którš stał Nnanji.
- Daj mi miecz.
Adept spojrzał niepewnie na mentora i wycišgnšł w jego stroŹnę rękę z siódmym mieczem...
- Pokaż mi go! - zażšdał nagle Tivanixi.
Czwarty odruchowo zareagował na władczy ton i wręczył chioxina kasztelanowi.
Siódmy dokładnie obejrzał gryfon, szafir i klingę. ZwłaszŹcza klingę. Tymczasem Wallie oddał floret Pierwszemu. DoŹstrzegł umiechy na twarzy Katanjiego i Jji. Zgromadzeni na placu czekali.
- Shonsu! - szepnęła Thana, zerkajšc na Boariyiego. - Nie rzucaj wyzwania!
Wallie zwalczył pokusę, żeby się obejrzeć.
- Choćby nie wiem co! - dodała dziewczyna.
- To wyjštkowy miecz, lordzie Shonsu!
Kasztelan miał dziwny wyraz twarzy. Wallie pokiwał głowš.
- Mogę zapytać, skšd go masz?
- Dostałem.
Tivanixi obrzucił go taksujšcym spojrzeniem.
- Wyglšda, jakby wczoraj wyszedł z kuni.
- Niezupełnie. Był jeden właciciel przede mnš.
Siódmy zbladł.
- Masz na myli to, co przypuszczam?
- Tak.
Kasztelan długo mierzył go uważnym wzrokiem.
- Ale nie wemiesz udziału w zjedzie?
- Jeszcze się zastanawiam.
Tivanixi rzucił spojrzenie Boariyiemu i Zoariyiemu.
- Nie nosiłbym go na twoim miejscu, panie.
Wallie pomylał o młodym Arganarim i chioxinie z topazem. Chwilę po uroczystym przekazaniu bezcennego dziedzictwa wręŹczono mu innš broń.
- Wszyscy musimy dwigać nasze ciężary - stwierdził filozoŹficznie i odebrał od Tivanixiego siódmy miecz. Kasztelan patrzył na niego zdziwiony.
- Imię Shonsu jest dobrze znane w tym zamku - odezwał się jaki głos.
Wallie odwrócił się w stronę Boariyiego.
- W przeciwieństwie do twojego, panie.
Chłopak zmrużył oczy.
- Reputacja nie zawsze jest dobra.
- A zero zawsze będzie zerem.
Ręka szermierza drgnęła. Starszy mężczyz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin