Amanda Quick - Sezamie, otwórz się.pdf

(1189 KB) Pobierz
Krentz Jayne Ann
(Amanda Quick)
Sezamie, otwórz się
Rozdział pierwszy
- Obawiam się, że pani słoń niezbyt dobrze harmonizuje z tym
otoczeniem - oznajmił w końcu Oliver Rain. W jego niskim, aksamitnym głosie
pobrzmiewała nutka grzecznego ubolewania.
- Po prostu się panu nie podoba. – Annie Lyncroft markotnie spoglądała
na figurkę zwierzęcia i zachodziła w głowę, jak skierować rozmowę z
zagadkowym Oliverem Rainem na sprawy, które chciała z nim przedyskutować.
- Przyznaję, że jest wyjątkowo niepospolity - stwierdził Rain.
- Podobnie jak większość moich klientów, z pewnością zadaje pan sobie
pytanie, czy to jest dzieło sztuki czy zwyczajny kicz?
- Interesujący problem - przyznał Rain.
- Niewątpliwie ten słoń spełnia rolę zarówno użytkową, jak i dekoracyjną
- powiedziała Annie, rzucając ostatnie rezerwy do bitwy o uratowanie transakcji.
- W jego podstawce znajduje się niewielka skrytka. Bardzo użyteczna dla
małych przedmiotów.
- Mam wrażenie, że kłóci się nieco z charakterem tego pokoju -
dyplomatycznie odpowiedział Rain.
Annie miała poważne wątpliwości, czy cokolwiek oprócz samego Olivera
Raina pasuje do jego hebanowo-złoto-szarego gabinetu. Była niemal pewna, że
Rain nie przepada za słoniami. Siedemdziesięciocentymetrowa figurka słonia z
emaliowanej mozaiki, z pąsowymi pazurami i purpurową trąbą wyglądała
przezabawnie, gdy tak sobie stała obok skalnego ogródka Zen zajmującego kąt
gabinetu Raina.
W rzeczywistości nie był to ogródek, przynajmniej według poglądów
Annie. Nie było w nim ani odrobiny zieleni, ani listeczka. Kwiaty o
intensywnych barwach kontrastowały z pierwotną doskonałością perłowego,
szarego piasku. Całość mieściła się w czarnej drewnianej skrzyni. Piasek był
skrupulatnie wygrabiony wokół pięciu odłamków skalnych.
Annie podejrzewała, że Rain całymi godzinami medytuje, w którym
miejscu ułożyć poszczególne kamienie. To arcynudne zagadnienie estetyczne
pociągało go niewymownie.
Projektantka wnętrz, wynajęta przez Raina do urządzenia nowego,
obszernego apartamentu na dwudziestym szóstym piętrze wieżowca, doskonale
uchwyciła pedantyczną dokładność zleceniodawcy. Wszystkie pokoje oferowały
bezkresne widoki na Seattle, zatokę Elliotta i obiekty olimpijskie w tych samych
posępnych kolorach hebanowych, złotych i szarych, które przeważały wewnątrz
pomieszczeń.
W rezultacie powstała elegancka i surowa jaskinia, doskonale
dopasowana do charakteru gospodarza, którego wielu ludzi uważało za
groźnego drapieżnika.
Owszem, słoń jest piękny, pomyślała Annie – lecz zupełnie nie pasuje do
powściągliwego, niemal klasztornego otoczenia nowo urządzonego apartamentu
Raina. Nie wyobrażała sobie, aby którykolwiek drobiazg z jej butiku dobrze
tutaj wyglądał, ponieważ każdy z nich miał wyraźną domieszkę szalonej fantazji
i był jedyny w swoim rodzaju.
A Oliver Rain był wyraźnie pozbawiony polotu.
- Przykro mi, ale ten słoń nie może tutaj stać - mruknął gospodarz.
- Nie ma sprawy, ja też byłam tego pewna. Prawdę mówiąc, nie udało mi
się nim zainteresować żadnego z moich klientów - powiedziała Annie
poważnym tonem.
- Jest w nim coś, co odstrasza ludzi. Być może te pąsowe pazury.
- Całkiem możliwe.
- No cóż, nie wyszło. - Najwyraźniej zrezygnowała z chęci namówienia
Raina na słonia. - Prosił pan, żebym coś przyniosła, postanowiłam więc
spróbować opchnąć tę figurkę.
- To bardzo uprzejmie z pani strony. Doceniam szczerość. Może jeszcze
trochę herbaty? - Rain sięgnął po emaliowany hebanowo-złoty dzbanek, który
stał na czarnej tacy z laki.
Annie obserwowała z zainteresowaniem, jak gospodarz napełnia jej
filiżankę. Stożek białego światła ze stojącej na biurku lampy halogenowej
podkreślał muskulaturę jego rąk. Nie były podobne do rąk typowych rekinów
biznesu - szorstkie, w wielu miejscach stwardniałe, jakby ich właściciel dorabiał
się fortuny raczej na żyznej roli niż na genialnych spekulacjach.
W prostej czynności nalewania herbaty potrafił uwidocznić swój
niepowtarzalny styl. Każdy gest był pokazem siły i wdzięku. Nawet najmniejszy
ruch Raina działał jej na zmysły. Może dlatego, że każdy silnie kontrastował z
głębokim spokojem, emanującym z całej jego postaci.
Nie spotkała jeszcze mężczyzny, który tak doskonale panowałby nad
sobą. Zerkała na niego, ostrożnie podnosząc napełnioną filiżankę.
- Jeśli mam być szczera, w moim butiku „Sezamie, otwórz się" nie mam
nic, co by panu odpowiadało.
- To, że słoń mi nie odpowiada, nie oznacza, że żadna rzecz z pani sklepu
nie wyda mi się ciekawa. - Oliver przyglądał się Annie z zainteresowaniem.
- Nie podobała się panu karuzela, którą przyniosłam w poniedziałek -
przypomniała.
- No tak, karuzela. Przyznaję, że coś w niej było, ale te dziwaczne figurki
w tym wnętrzu to kompletne nieporozumienie.
- Zależy od punktu widzenia - powiedziała cicho Annie. Była głęboko
przekonana, że piękna złocona karuzela, z kolekcją niezwykłych mitologicznych
stworów, stanowiłaby wspaniały akcent w pokoju, w którym przebywa tak
niezwykły i niemal równie mityczny Oliver Rain.
Nikt o nim nie wiedział zbyt wiele, a to zawsze prowadzi do powstawania
legend. Im mniej się o kimś wie, tym bardziej staje się on legendą w oczach
świata.
Spotkała go po raz pierwszy przed sześcioma tygodniami na zaręczynach
jej brata, Daniela. Oczywiście, już wcześniej wiedziała o jego istnieniu, gdyż
Daniel kiedyś pracował dla Olivera Raina, ale nigdy nie przedstawił go siostrze.
Daniel Lyncroft był uznanym geniuszem elektroniki. Pięć lat temu Rain
wynajął go do budowy kilku najnowocześniejszych systemów alarmowych
swojego rozległego imperium. Gdy Daniel założył później własną firmę
elektroniczną, Rain poważnie zainwestował w jej rozwój, stając się w ten
sposób jego jedynym wielkim protektorem finansowym.
Daniel ostrzegał Annie, że Oliver prawdopodobnie nie skorzysta z
zaproszenia na przyjęcie zaręczynowe. Niemal nigdy nie pokazywał się
publicznie ani nie uczestniczył w spotkaniach towarzyskich. Jeżeli już gdzieś
bywał, to tylko w kręgach o znacznie wyższej pozycji niż ta, którą zajmowali
Lyncroftowie. Rodzinna fortuna, odbudowana od zera po tajemniczym
zniknięciu jego ojca, była równie legendarna jak sam Rain.
Pojawienie się czarnej limuzyny z Oliverem na tylnym siedzeniu sprawiło
Danielowi miłą niespodziankę. Idealnie czarno-biały strój wieczorowy
podkreślał spokój właściciela.
Rain oczarował Annie od pierwszego spojrzenia. Nie był podobny do
żadnego znanego jej mężczyzny. Otaczała go aura siły, namiętności i dumy,
ujęta w żelazne karby samokontroli.
Gdy kroczył przez szykowną restaurację, którą Daniel wynajął z okazji
zaręczyn, ludzie instynktownie ustępowali mu z drogi. Annie rozumiała ten
odruch. Postać tego mężczyzny niewątpliwie emanowała aurą
niebezpieczeństwa. Przechodził przez tłum gości zaręczynowych jak lampart
przez stado owiec.
Z jednej strony Annie chciała natychmiast zrejterować, z drugiej zaś
pragnęła się zbliżyć do Raina bez względu na ryzyko. Zorientowała się, że
Oliver pociąga ją z takich samych powodów, z jakich pasjonują ją niezwykłe
przedmioty w jej butiku „Sezamie, otwórz się". Nie był przystojny w
dosłownym sensie, ale wydawał się jej niezmiernie pociągający. Coś w
podświadomości Annie reagowało na jego osobę. Już samo spojrzenie Raina
powodowało, że jeżyły się jej maleńkie włoski na karku.
Tej nocy na przyjęciu zaręczynowym starała się zapamiętać wszystko, co
dotyczyło Olivera: od szarych, trudnych do opisania oczu, do kontrolowanych,
kamiennych rysów twarzy. Miał czarne włosy, zbyt długie jak na rekina
finansjery. Sięgałyby mu ramion, gdyby nie były nisko związane w kitkę. Jego
ponura, surowa twarz, zdradzająca nieugiętą siłę woli, i wyrachowany,
inteligentny wzrok pozwalały Annie oszacować jego wiek na okolice
czterdziestki. Był mężczyzną, który nie musiał liczyć na swój wygląd czy
wdzięk, aby osiągać wszystko, czego tylko zapragnął. Po prostu wyciągał rękę i
brał.
Rain został na przyjęciu najwyżej pół godziny. Trzymał się z dala od
tłumu, nie licząc krótkiej rozmowy z Danielem podczas prezentacji narzeczonej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin