Woolrich Cornell - Czarne alibi.pdf

(1340 KB) Pobierz
1056812944.003.png 1056812944.004.png
C ORNELL
W OOLRICH
Czarne alibi
Przekład:
KATARZYNA BOGIEL
C&T
TORUŃ
1056812944.005.png
Tytuł oryginału: BLACK ALIBI
Copyright © April 10, 1942 Cornell Woolrich; renewed April 8, 1970 Chase
Manhattan Bank, N.A., as Executor of the Estate of Cornell Woolrich,
R 482034.
Copyright © for the Polish edition by „C&T” Toruń 2010
Copyright © for the Polish translation by Katarzyna Bogiel
Opracowanie graficzne:
MAŁGORZATA WOJNOWSKA-SOBECKA
Redaktor wydania:
PAWEŁ MARSZAŁEK
Korekta:
MAGDALENA MARSZAŁEK
Skład i łamanie:
KUP „BORGIS” Toruń,
tel. (56) 654-82-04
ISBN 978-83-7470-196-9
Wydawnictwo „C&T”
ul. Św. Józefa 79,
87-100 Toruń,
tel./fax (56) 652-90-17
Toruń 2010.
Wydanie I.
Druk i oprawa:
Wąbrzeskie Zakłady Graficzne Sp. z o.o.
ul. Mickiewicza 15,
87-200 Wąbrzeźno.
1056812944.006.png
1.
ALIBI
S iedziała przed lustrem, w porze, kiedy modnie było wyjść na miasto, i pró-
bowała się zdecydować, czy przypiąć na ramieniu kiść kryształowych wino-
gron, czy raczej żywą gardenię, gdy ktoś zapukał do drzwi apartamentu, tych
jeszcze za przyległym salonikiem.
Bez względu na to, jaką podjęłaby decyzję, wiedziała, że jej reperkusje
obejmą całe miasto. Czyli że przez następne kilka tygodni setki młodych kobiet
będą nosiły albo kiście kryształowych winogron, albo żywe gardenie.
Trudno było uwierzyć, że zaledwie dwa krótkie lata temu pies z kulawą no-
gą nie dbał o to, co przypinała do ramienia. Ani w ogóle o nic, co jej dotyczyło,
gwoli ścisłości. Zdzierała sobie pięty do żywego i wciąż była zwalniana z nie-
kończącej się serii trzeciorzędnych knajp w Detroit. A teraz... Obróciła głowę i
kolejny raz spojrzała na niego przez okno; nie mogła się oprzeć. Oto było
świadectwo, symbol, jej znaczenia, nawet gdyby miało się ono okazać zupełnie
przejściowe; ten napis na zewnątrz.
CASINO EXCELSIOR
wielka artystka
KIKI WALKER
Największy neon w mieście, wznoszący się na tle kobaltowego, późno po-
południowego nieba. A kiedy w przyszłym tygodniu zostanie podłączony do
prądu, na premierę, jej nazwisko będzie można przeczytać po zmroku aż z sa-
mego przeciwległego końca Alamedy.
Już nazywano perfumy i lakiery do paznokci jej nazwiskiem, i oczywiście
płacono za ten przywilej, a najnowszy drink w szykownym Barze Inglaterra to
Koktajl Kiki Walker (ognistoczerwony u góry i oszałamiający, jak tłumaczył
5
1056812944.001.png
każdemu barman). Całą ostatnią „zimę” (od czerwca do września) królowała w
trzecim co do wielkości mieście na południe od Kanału Panamskiego, z wła-
snym autem i szoferem, osobistą pokojówką, apartamentem w hotelu. Nieźle
jak na tuzinkową knajpianą szansonistkę z Detroit, osiadłą tutaj na mieliźnie,
gdy rozpadła się objazdowa trupa, w której akurat występowała. Zupełnie nie-
źle.
Nadal nie całkiem wiedziała, jak do tego doszło. Sukces zapewniła jej odro-
bina talentu do tańca, odrobina talentu do śpiewania i ogromne szczęście.
Głównie chodziło o to, że znalazła się we właściwym miejscu o właściwym
czasie, i o to, że praktycznie nie miała konkurencji. W Detroit słowa jej piose-
nek brzmiały tandetnie; tutaj ich nie rozumiano, brzmiały więc błyskotliwie. W
Detroit jej rude włosy wyglądały pospolicie; tutaj były rzadkością. A poza tym
Manning i jego szalone numery mogły ‒ trochę mogły, gotowa była przyznać ‒
odegrać pewną małą rolę w zwróceniu na nią uwagi ogółu.
Ich pierwsze spotkanie nie należało do momentów, o których lubiła sobie
przypominać. Siedział przy stoliku w kawiarnianym ogródku, widać było, że
przydałoby mu się golenie i czysty kołnierzyk, a ona zaszła tam, by dowiedzieć
się, czy nie potrzebują przypadkiem kasjerki ‒ albo choćby kelnerki. Postawił
jej filiżankę kawy, bo stać go było jeszcze na filiżankę kawy akurat w tym lo-
kalu, a ona wyglądała tak, jakby jej potrzebowała. Gdy pół godziny później
wstawali od stolika, on był jej agentem prasowym. Dwa tygodnie później ona
miała swą pierwszą pracę, a on ‒ czysty kołnierzyk.
„To dzięki mnie odniósł sukces” ‒ zwykle taką uwagą kończyła te niemiłe
wspominki.
Że on mógł mieć jakiś udział w jej sukcesie, było nie do pomyślenia, nawet
przez chwilę nie mogło być brane pod uwagę. Bez względu na to, kto zapewnił
sukces komu, jedno było pewne: teraz miała miasto jak na talerzu.
Pukanie powtórzyło się.
‒ To pewnie señor Manning, Mario ‒ zawołała do pokojówki. ‒ Wpuść go.
Usłyszała odsuwanie rygla, ale zamiast zwykłego powitania gościa przez
pokojówkę rozległ się krzyk śmiertelnego przerażenia, tupot biegnących stóp
6
1056812944.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin