§ Goldberg Lee - Detektyw Monk 02 - Detektyw Monk jedzie na Hawaje.pdf

(833 KB) Pobierz
Lee Goldberg
Detektyw Monk jedzie na Hawaje
Przełożył Paweł Laskowicz
REBIS
Dom Wydawniczy REBIS Poznań 2007
Tytuł oryginału Mr. Monk Goes to Hawaii
Podziękowania
Chciałbym podziękować Cynthii Chow z Biblioteki Publicznej w Kaneohe za pomoc
we wszystkim, co hawajskie - ewentualne błędy mogę przypisać wyłącznie sobie samemu
(zwłaszcza w próbach hawajskiego dialektu). Za pomoc i wsparcie mam też dług
wdzięczności u doktora D. P. Lyle’a, Wayne’a Aron - sohna, Steve’a Wurzela, Williama
Rabkina, Toda Goldberga, Kathleen Kay, Anne Tomlin, Christine King oraz A. Lyn Bell. Na
koniec muszę dodać, że książka nigdy by nie powstała bez inspiracji i wielkiego entuzjazmu
mojego przyjaciela And/ego Breck - mana, twórcy postaci Adriana Mońka.
Monk i morderstwo doskonałe
Oto cala prawda o genialnych detektywach: Każdy z nich ma szmergla.
Weźmy choćby takiego Nerona Wolfe’a.
To był ten niewiarygodnie opasły detektyw, który nie chciał wyściubić nosa ze
swojego domu w starej nowojorskiej kamienicy. Siedział w mieszkaniu, pielęgnował
orchidee, wypijał pięć litrów piwa dziennie i delektował się wysmakowanymi potrawami,
które przyrządzał mu mieszkający z nim kucharz. Do załatwiania rozmaitych spraw
związanych ze śledztwem, do prześwietlania klientów, badania tropów i przywlekania ludzi
na grubiańskie przesłuchania Wolfe najął Archiego Goodwina - byłego policjanta, żołnierza
czy kogoś w tym rodzaju, w każdym razie osobnika, który idealnie się nadawał do takiej
roboty.
Albo Sherlock Holmes, ekscentryk i nałogowy ko - kainista, który potrafił grać przez
całą noc na skrzypcach, a w salonie przeprowadzał doświadczenia chemiczne. Gdyby nie
doktor Watson, najzwyczajniej trafiłby za kratki. Ranny na wojnie Watson wystąpił z wojska,
wynajął u Holmesa pokój i skończył jako asystent detektywa oraz jego oficjalny kronikarz.
Wykształcenie medyczne i doświadczenie zdobyte na froncie wzbogaciły go o umiejętności i
temperament absolutnie niezbędne, by umieć dać sobie radę z Holmesem.
W przeciwieństwie do Archiego i doktora Watso - na, którzy mieszkali ze swoim
pracodawcą pod jednym dachem, ja przynajmniej nie muszę mieszkać z Adrianem Monkiem,
kolejnym z genialnych detektywów. Jednak będę się upierać, że mam zajęcie o wiele
trudniejsze. Z jednego powodu: brakuje mi ich kwalifikacji.
Nazywam się Natalie Teeger. Chwytałam się w przeszłości niejednej dziwnej pracy,
ale nie jestem byłą agentką FBI, obiecującą studentką kryminalistyki ani sanitariuszką z
aspiracjami, którymi byłabym być może, gdyby była to książka lub serial telewizyjny, a nie
moje własne życie. Zanim poznałam Adriana Mońka, pracowałam jako barmanka, więc
przypuszczam, że po pracy, gdybym miała ochotę, mogłam sobie zmieszać smacznego i
mocnego drinka. Ale nie robiłam tego, ponieważ jestem również wdową i matką, która
samotnie wychowuje dwunastoletnią córkę, a nie jest złym pomysłem, by czynić to w stanie
trzeźwym.
Gdybym kwerendę na temat genialnych detektywów przeprowadziła przed podjęciem
pracy u Adriana Mońka, a nie p o, być może w ogóle nie przyjęłabym tej oferty.
Wiem, co sobie myślicie. Nero Wolfe i Sherlock Holmes to postacie fikcyjne, czegóż
więc mogę się nauczyć od ich asystentów, prawda? Sęk w tym, że w świecie rzeczywistym
nie natrafiłam na ani jednego detektywa, który choćby w niewielkim stopniu przypominał
Adriana Mońka, a bardzo mi zależało na poradzie. Byli jedynym źródłem informacji, do
którego mogłam się odwołać.
Oto, czego się dowiedziałam na ich przykładzie. Kiedy już dochodzi do tego, że
zostajesz asystentem wielkiego detektywa, to możesz sobie być z zawodu byłym gliną,
lekarzem albo kimkolwiek innym i naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Ponieważ to
„coś”, to, co sprawia, że twój szef jest geniuszem w wyjaśnianiu morderstw, czyni życie ludzi
wokół niego, a szczególnie twoje, nie do zniesienia. I choćbyś nie wiem jak próbował, to już
się nie zmieni.
To bezsprzeczna prawda, zwłaszcza w wypadku Adriana Mońka, który przejawia całą
gamę zaburzeń obsesyjnokompulsywnych. Ogromu jego natręctw i fobii nie sposób pojąć,
jeśli nie ma się z nimi do czynienia na co dzień, jak, Boże pomóż, mam właśnie ja.
W życiu Mońka najważniejszy jest porządek i wszystko musi się odbywać według
tajników, które tylko dla Mońka mają sens. Kiedyś na przykład widziałam, jak podczas
śniadania wyciąga z miseczki każdy rodzynek i każdy płatek otrębów, a potem je przelicza,
bo przed zjedzeniem chciał być pewny, że jeden rodzynek będzie przypadał na cztery otręby.
W jaki sposób doszedł do takiej, a nie innej proporcji? Skąd się wzięło w nim przekonanie, że
każde inne rozwiązanie będzie „gwałtem zadanym naturalnym prawom wszechświata”? Nie
wiem. I nie chcę wiedzieć.
Monk ma też hopla na punkcie zarazków - nie aż tak, żeby nie wychodzić z domu i nie
spotykać się z ludźmi, ale z drugiej strony wcale im tych spotkań nie ułatwia.
Do restauracji przychodzi z własnymi talerzami i sztućcami. Do kina zabiera ze sobą
składane krzesło ogrodowe, bo myśl, że mógłby usiąść w fotelu, w którym siedziało przed
nim tysiące innych osób, jest dla niego nie do zniesienia. Kiedy pewnego razu w przednią
szybę naszego samochodu uderzył ptak, Monk wezwał policję i karetkę. Mogłabym tak
ciągnąć dalej, ale wydaje mi się, że nabraliście już o nim wyobrażenia.
Konieczność znoszenia jego dziwactw i rola pośrednika między nim a światem
cywilizowanym okazały się bardzo stresujące. Męczyło mnie to potwornie, do granic
totalnego wyczerpania. Dlatego właśnie sięgnęłam po książki z Neronem Wolfe’em i Sher -
lockiem Holmesem, w nadziei znalezienia w nich pomocnej rady, która złagodzi znój moich
zawodowych obowiązków.
Ale nic nie znalazłam.
W końcu zdałam sobie sprawę, że jedyną moją nadzieją jest ucieczka; jak najdalej od
Mońka. Nie na zawsze, bo chociaż był człowiekiem trudnym, to go lubiłam, a godziny pracy
były na tyle elastyczne, że mogłam znaleźć dużo czasu dla córki. Potrzebowałam po prostu
kilku spokojnych dni wolnego, okazji, aby wyjechać gdzieś, gdzie mogłabym odpocząć i
gdzie nie znalazłby mnie Monk. Problem w tym, że na nic nie było mnie stać.
Wtedy jednak ulitowała się nade mną Fortuna.
Któregoś dnia otworzyłam skrzynkę na listy i znalazłam w niej bilet lotniczy w dwie
strony na Hawaje - prezent od mojej najlepszej przyjaciółki Can - dace. Brała ślub na wyspie
Kauai i nalegała, żebym została jej druhną. Ponieważ wiedziała, że się u mnie nie przelewa,
zafundowała mi podróż, rezerwując siedem dni i sześć nocy w najszykowniejszym hotelu na
wyspie, Grand Kiahuna Poipu, gdzie zaplanowano uroczystości weselne.
Namówienie mamy, żeby przyjechała z Monterey i przez tydzień zajmowała się Julie,
nie nastręczało żadnych trudności. Prawdziwym problemem było znalezienie opiekuna dla
Mońka.
Zadzwoniłam do agencji pracy dorywczej. Wyjaśniłam, że w tej pracy wymagana jest
znajomość podstawowych obowiązków sekretarki, prawo jazdy i bardzo dobre umiejętności
„komunikacji interpersonalnej”. W agencji zapewnili mnie, że mają idealnych kandydatów.
Nie miałam wątpliwości, że do końca tygodnia wszyscy po kolei przejdą przez ręce Mońka i
że nigdy już nie będę mogła skorzystać z usług tej agencji. Jednak zupełnie mnie to nie
obchodziło, bo już czułam gorący piasek pod stopami, woń kokosowego mleczka do opalania,
a w uszach Don Ho wyśpiewywał mi słodką melodię Tiny Bubble.
Pozostawało mi jedynie poinformować Mońka o moich planach.
Czekałam z tym do ostatniego dnia przed wyjazdem. Jednak nawet wtedy nie
potrafiłam, jak mi się zdawało, znaleźć odpowiedniej okazji. I kiedy zadzwonił do Mońka z
prośbą o pomoc kapitan Leland Stot - tlemeyer, jego były partner w Departamencie Policji
San Francisco, Monk wciąż nic nie wiedział.
Telefon postawił mnie w jeszcze trudniejszej sytuacji. Stottlemeyer ściągał Mońka na
konsultacje, kiedy policja miała do czynienia ze szczególnie zawikła - nym przypadkiem
morderstwa. Monk zwariuje, jeśli go zostawię w środku śledztwa (to znaczy zwariuje jeszcze
bardziej, mówiąc precyzyjniej). Stottlemeyer też nie będzie zachwycony, jeśli sprawa będzie
się ciągnęła w nieskończoność tylko dlatego, że Monk nie może się na niej właściwie
skoncentrować.
Przeklinałam się w duchu, że nie powiedziałam Monkowi wcześniej, i modliłam się
cicho, żeby sprawa okazała się wyjątkowo prosta.
Ale nie była prosta.
Doktor Lyle Douglas, światowej sławy kardiochirurg, został otruty podczas operacji
wszczepiania poczwórnego bypassa swojej czterdziestopięcioletniej byłej pielęgniarce, Stelli
Picaro, w szpitalu, w którym sama niegdyś pracowała.
Doktor Douglas był właśnie w trakcie wykonywania nader delikatnych czynności,
obserwowanych z zajęciem przez tuzin innych lekarzy i studentów, kiedy nagle dostał
gwałtownego ataku i padł na podłogę martwy. Doktor Troy Clark, jeden z obecnych
chirurgów, zmuszony był szybko zareagować i przejąć operację, by uratować pacjentkę od
pewnej śmierci. Na szczęście mu się udało.
Nikomu nie przyszło do głowy, że doktor Douglas padł ofiarą morderstwa, dopóki
następnego dnia nie przeprowadzono sekcji zwłok. Do tego czasu jednak wszystkie ślady,
które mogły zostać na miejscu popełnienia zbrodni, uległy zatarciu. Zaraz po zabiegu sala
operacyjna została dokładnie wymyta, narzędzia chirurgiczne zdezynfekowane, prześcieradła
wyprane, a cała reszta zutylizowana jako materiał niebezpieczny dla środowiska.
Dowodów w sprawie brakowało, ale podejrzanych było aż nadto. Głównym
podejrzanym stał się doktor Clark, chirurg, który uratował życie leżącej na stole operacyjnym
Stelli Picaro i który do tej pory uchodził za bohatera. Jak się okazało, Clark był zaciekłym
rywalem doktora Douglasa.
Douglas miał zresztą niejednego wroga. Był intrygantem i egoistą, który zalazł za
skórę wielu ludziom, w tym bodaj każdemu z członków własnego zespołu chirurgicznego, a
również kilku lekarzom spośród obserwujących operację, a nawet pacjentce, którą miał pod
skalpelem, gdy zmarł.
Jednak ani Stottlemeyer, ani porucznik Randy Disher nie potrafili dojść do tego, jak to
się stało, że doktor Douglas został otruty na oczach tylu świadków i nikt nie zauważył nic
podejrzanego. Ktoś im zabił klina w głowę. Więc zadzwonili po Adriana Mońka.
Na posterunku zdali mu krótką relację z przebiegu śledztwa, a potem Monk chciał
zobaczyć miejsce zbrodni. Mogłam mu powiedzieć o moim wyjeździe w drodze do szpitala,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin