new 30.txt

(22 KB) Pobierz
. Uthacalthing
Obserwacja Kaulta bawišcego się z wiewiórkš ne' - jednym ze zwierzšt charakterystycznych dla tych południowych równin - była fascynujšca. Zwabił on małe stworzenie bliżej, pokazujšc mu dojrzałe orzechy, które trzymał w swych wielkich thennańskich dłoniach. Był tym zajęty już od ponad godziny, podczas gdy przeczekiwali goršcy żar południa pod osłonš gęstej kępy ciernistej jeżyny
Uthacalthinga zdumiewał ten widok. Wszechwiat sprawiał wrażenie, że nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Nawet prostodusz-ny, niczego nie wiadomy, łatwy do przejrzenia Kault był nieustannym ródłem zadziwienia.
Drżšca nerwowo wiewiórka ne' zebrała się na odwagę. Wykonała jeszcze dwa skoki w kierunku wielkiego Thennanianina, wycišgnęła łapki i złapała w nie jeden z orzechów.
Zdumiewajšce. Jak Kault tego dokonał?
Uthacalthing spoczywał w parnym cieniu. Nie potrafił rozpoznać rolinnoci rosnšcej tutaj, na wyżynach wznoszšcych się ponad ujciem rzeki, gdzie rozbiła się jego szalupa, czuł jednak, że zna coraz lepiej zapachy, rytmy i pulsujšcy łagodnie ból codziennego życia, które falowało i płynęło na pozornie spokojnej polanie i wszędzie wokół niej.
Jego korona odbierała dotknięcia maleńkich drapieżników, które teraz przeczekiwały goršcš częć dnia, lecz wkrótce miały wzno-
wić łowy na jeszcze drobniejszš zwierzynę. Nie było tu, rzecz jai na, wielkich zwierzšt, lecz Uthacalthing wykennował rój porusza jšcych się po ziemi owadopodobnych stworzeń, które grzebał w pobliskim detrytusie w poszukiwaniu smakołyków dla swej kro Iowej.
Mała, napięta wiewiórka ne' wahała się pomiędzy rozwagš i żar łocznociš. Zbliżyła się raz jeszcze do wycišgniętej dłoni Kaulta, by wzišć z niej pożywienie.
On nie powinien być w stanie tego dokonać. Uthacalthing zastanawiał się, dlaczego wiewiórka ufała Thennanianinowi, który był tak wielki, oniemielajšcy i potężny. Formy życia tu, na Garthu, były nerwowe, nawet paranoidalne, na skutek bururalskiej katastrofy, której miertelny całun wcišż wisiał nad tymi stepami, daleko na południe i wschód od gór Mulun.
Kault nie mógł uspokajać stworzenia tak, jak zrobiłby to Tym-brimczyk - za pomocš glifowej pieni w łagodnej tonacji empa-tycznej. Thennanianin miał tyle zmysłu psi co kamień.
Kault jednak przemawiał do stworzenia w swym własnym, wysoce fleksyjnym dialekcie galaktycznym. Uthacalthing wsłuchał się w jego słowa.
- Czy znasz - wyglšd-dwięk-obraz - esencję przeznaczenia, swojego? Malutka? Czy nosisz w sobie - geny-esencję-przeznacze-nie - los gwiezdnych podróżników, twoich potomków?
Wiewiórka ne' zadrżała z wypełnionymi policzkami. Miejscowe zwierzę sprawiało wrażenie zahipnotyzowanego, gdy grzebień Kaulta nadymał się i opadał, w miarę jak jego szczeliny oddechowi wzdychały przy każdym wilgotnym oddechu. Thennanianin nit potrafił obcować ze stworzeniem tak, jak mógłby to zrobić Uthacal thing, wydawało się jednak, że wiewiórka w jaki sposób wyczuwc jego miłoć.
Cóż za ironia - pomylał Uthacalthing. Tymbrimczycy wiedl żywot skšpani w wiecznie płynšcej muzyce życia, lecz mimo to  osobicie nie identyfikował się z tym zwierzštkiem. Ostatecznie by ło to jedno z setek milionów. Dlaczego miałby go obchodzić akura ten osobnik?
Kault jednak kochał to stworzenie. Bez zmysłu empatycznego bez jakiejkolwiek bezporedniej więzi istoty z istotš, miłował je ja ko czystš abstrakcję. Kochał to, co małe stworzenie reprezentowa ło, jego potencjał.
Wielu ludzi wcišż twierdzi, że można mieć empatię bez psi -mylał Uthacalthing. "Znaleć się w czyjej skórze" - jak mówił;
starożytna przenonia. Zawsze dotšd uważał, że to tylko jedn. z dziwacznych przedkontaktowych idei, teraz jednak nie był już te
go taki pewien. Być może Ziemianie znajdowali się w pewnym sensie w połowie drogi między Thennanianami a Tymbrim-czykami pod względem sposobów nawišzywania więzi empatii z innymi.
Ziomkowie Kaulta żarliwie wierzyli we Wspomaganie, w potencjał różnorodnych form życia, które prędzej czy póniej mogły osišgnšć rozumnoć. Dawno zaginieni Przodkowie kultury galaktycznej miliardy lat temu wydali takie przykazanie, a klan Thenna-nian potraktował to zalecenie z wielkš powagš. Ich bezkompromisowy pod tym względem fanatyzm przekraczał granice tego, co zasługiwało na podziw. Niekiedy - jak podczas obecnego galaktycznego zamieszania - czynił ich miertelnie niebezpiecznymi.
Teraz jednak, o ironio, Uthacalthing liczył na ten fanatyzm. Miał nadzieję wykorzystać go do działania odpowiadajšcego jego planom.
Wiewiórka ne' złapała ostatni orzech z otwartej dłoni Kaulta i u-znała, że wystarczy tego dobrego. Zamiotła swym przypominajšcym wachlarz ogonem i dała drapaka w podszycie. Kault odwrócił się, by spojrzeć na Uthacalthinga. Gdy przemówił, szczeliny na jego gardle zatrzepotały.
- Studiowałem raporty genomowe zebrane przez ziemskich ekologów - oznajmił thennański konsul. - Ta planeta miała imponujšcy potencjał, zaledwie kilka tysišcleci temu. Nigdy nie powinni jej byli odstępować Bururallim. Utrata wyższych form życia Garthu to straszliwa tragedia.
-Nahallich ukarano za to, co zrobili ich podopieczni, prawda? - zapytał Uthacalthing, choć znał odpowied.
- Tak. Cofnięto ich do statusu podopiecznych i oddano na wychowanie odpowiedzialnemu starszemu klanowi opiekunów. Mojemu własnemu, w gruncie rzeczy. To nadzwyczaj smutny przypadek.
- A dlaczego?
- Dlatego, że Nahalli w rzeczywistoci sš całkiem dojrzałš i eleganckš rasš. Po prostu nie rozumieli niuansów, jakich wymaga Wspomaganie istot czysto mięsożernych, przez co ponieli straszliwš klęskę ze swymi podopiecznymi Bururallimi. Jednakże nie tylko oni ponoszš odpowiedzialnoć. Częć winy musi obcišżyć Galaktyczny Instytut Wspomagania.
Uthacalthing stłumił umiech w ludzkim stylu. Zamiast tego jego korona wysłała po spirali słaby glif, niewidzialny dla Kaulta.
- Czy dobre wieci z Garthu pomogłyby Nahallim? - zapytał.
-Z pewnociš - Kault wykonał swym trzepoczšcym grzebieniem gest stanowišcy odpowiednik wzruszenia ramion. - My Thennanianie, przed katastrofš nie bylimy, rzecz jasna, w żaden
sposób zwišzani z Nahallimi, ta sytuacja uległa jednak zmianii gdy ich zdegradowano i oddano pod nasze przewodnictwo. Teraa poprzez adopcję, mój klan jest częciowo odpowiedzialny za tel zraniony wiat. Dlatego włanie wysłano tu konsula - by si upewnić, że Ziemianie nie wyrzšdzš jeszcze więcej szkody tej zrai nionej planecie.
- I zrobili to?
Oczy Kaultd zamknęły się i ponownie otwarły.
- Czy zrobili co?
- Czy Ziemianie wykonali tu złš robotę? Grzebień Kaulta zatrzepotał po raz drugi.
- Nie. Nasze narody - ich i mój - mogš być ze sobš w stanie wojny, nie znalazłem tu jednak żadnych nowych powodów, b) wnieć przeciwko nim skargę. Ich program postępowania ekolo gicznego był wzorowy. Zamierzam jednak napisać raport dotyczš cy działań Gubru.
Uthacalthing sšdził, że potrafi zrozumieć gorycz słyszalnš w mo dulacji głosu Kaulta. Widzieli już oznaki wiadczšce o załamami się wysiłków zmierzajšcych do odnowy ekologicznej. Dwa dni te mu minęli stację rekultywacyjnš, która teraz była opuszczona. Je pułapki próbkujšce oraz klatki testowe rdzewiały, porzucone, a za sobniki genetyczne zjełczały, gdy lodówka przestała działać.
W budynku zostawiono pełen udręki list, mówišcy o wyborze przed jakim stanšł neoszympansi asystent ekologiczny. Postanowi porzucić swój posterunek, by pomóc ludzkiemu koledze, któn musiał odbyć długš podróż na wybrzeże po antidotum na ga;
zniewalajšcy.
Uthacalthing zastanowił się, czy udało się im tam dotrzeć. Wy gišdało na to, że placówka otrzymała potężnš dawkę. Najbliższ. forpoczta cywilizacji znajdowała się bardzo daleko stšd, nawet dli pojazdu poduszkowego.
Najwyraniej Gubru nie mieli nic przeciwko pozostawieni! stacji bez obsady.
-Jeli ta sytuacja będzie się powtarzać, trzeba to udokumentc wać - stwierdził Kault. - Cieszę się, że pozwoliłe, bym cię prze konał, iż powiniene nas poprowadzić z powrotem ku zamieszka nym terenom, bymy mogli zebrać więcej danych na temat tyci zbrodni.
Tym razem Uthacalthing umiechnšł się pod wpływem dobór słów Kaulta.
- Być może znajdziemy co ciekawego - zgodził się.
Wznowili wędrówkę, gdy słońce, Gimelhai, opuciło się nieco z palšcego zenitu.
Równiny położone na południowy wschód od łańcucha Mulun rozcišgały się niczym szczyty fal lekko wzburzonego morza, zamrożone w miejscu przez stałoć ziemi. W przeciwieństwie do doliny Sindu i otwartych terenów po drugiej stronie gór, tutaj nie było żadnych rolinnych i zwierzęcych form życia wprowadzonych przez ziemskich ekologów, a jedynie miejscowe, garthiań-skie.
Oraz puste nisze.
Uthacalthing wyczuwał niedostatek typów gatunków jako rozwartš pustkę w aurze tej okolicy. Przenonia, która mu się nasunęła, to instrument muzyczny pozbawiony połowy strun.
Tak jest. To trafne. Poetyczne i odpowiednie.
Miał nadzieję, że Athaciena korzysta z jego rady i studiuje ziemski sposób patrzenia na wiat.
Głęboko, na poziomie nahakieri, nił w nocy o córce. Było to senne wyobrażenie Athacieny sięgajšcej koronš, by wykennować grone, przerażajšce piękno nawiedzenia przez tutsunucann. Dygoczšcy Uthacalthing obudził się wbrew woli, jak gdyby instynkt zmusił go do ucieczki przed tym glifem.
Za porednictwem czegokolwiek innego niż tu.tsunuca.nn mógłby dowiedzieć się więcej o Athacienie, o tym, jak jej się powodziło i co robiła. Ten glif jednak migotał tylko - ewencja pełnego przerażenia oczekiwania. Z owego migotania Uthacalthing dowiedział się jedynie, że jego córka żyje jeszcze. Nic więcej.
To będzie na razie musiało wystarczyć.
Kault dwigał większš częć ich zapasów. Wielki Thennanianin maszerował równym krokiem, za którym nie było tak trudno nadšżyć. Uthacalthing stłumił przekształcenie ciała - na krótkš metę ułatwiłyby mu one wędrówkę, lecz na dłuższš kosztowałyby go zbyt wiele. Zadowolił się większš swobodš chodu i znacznym roz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin