Nowy20.txt

(13 KB) Pobierz
KOD RÓDŁOWY 
Zeszłej nocy zostawił niewygaszonš mapę na swojej tablicy. Teraz czekała przy niej Alice 
Jovellanos, gotowa w każdej chwili rzucić się do ataku. 
- Dlaczego nic nie powiedziałe? 
Po wywietlaczu, wzdłuż wybrzeża na odcinku od Westport po Copalis Beach, 
spływała wietlista strużka krwi. 
- Alice... 
- Masz tu niebezpiecznš strefę wielkoci miasta! Od jak dawna o tym wiesz? 
- Dopiero od zeszłej nocy. Zawęziłem niektóre współzależnoci, przepuciłem je przez 
wczorajsze zdjęcia i... 
- Zostawiłe to na całš noc? - weszła mu w słowo kobieta. 
- Jezu Chryste, Killjoy, co z tobš? Musimy posłać po posiłki i to natychmiast. 
Desjardins zmierzył jš wzrokiem. 
- A od kiedy niby ty stała się członkiniš brygady ogniowej? Wiesz, co się stanie, 
kiedy tylko pucimy to dalej. Nawet nie odkrylimy jeszcze, co takiego ßehemot właciwie 
ro... - Zamilkł, widzšc wyraz jej twarzy. 
Opadł na krzesło. wiatło wywietlacza skšpało go w szkarłatnym blasku. 
- Jest aż tak le? 
- Nawet gorzej - odpowiedziała Jovellanos. 
Tęcza pokryta grudkami, sznur skupionych w grona koralików, zawinięty wokół 
samego siebie: puryn, pirymidyn, nuklein, czy cokolwiek to u diabła było. 
Kod ródłowy ßehemota. A przynajmniej jego częć. 
- To nawet nie helisa - powiedział wreszcie Desjardins. 
- Właciwie to jest lekko lewoskrętna. Nie w tym rzecz. 
- A w czym? 
- Piranozowe RNA. Dużo silniejsze pary zasad niż w przypadku pospolitego RNA i o 
wiele bardziej wybiórcze, jeli chodzi o sposoby dobierania się w dwójki. Po pierwsze, 

sekwencje bogate w guaninę nie łšczš się ze sobš. Piercień szecioboczny. 
- Mów po ludzku, Alice. Co z tego wynika? 
- Ulega replikacji szybciej niż to, co masz w swoich genach i nie popełnia przy tym 
tak wielu błędów. 
- Ale co to robi?. 
- Po prostu żyje, Killjoy. Żyje i odżywia się, ale wydaje mi się, że robi to lepiej niż 
cokolwiek innego na całej planecie, więc albo to wyplenimy, albo możemy pożegnać się z 
biosferš. 
Desjardins nie mógł uwierzyć własnym uszom. 
- Jeden wirus? Jak to w ogóle możliwe? 
- Po pierwsze, nic go nie zje. Jego ciany komórkowe praktycznie nie sš organiczne, w 
większoci przypadków składajš się ze zwišzków siarki. Pamiętasz, jak mówiłam ci, że 
niektóre bakterie używajš odwróconych aminokwasów, by nie można było ich strawić? To 
jest dziesięć razy gorsze. Większoć organizmów, które byłyby w stanie zjeć to cholerstwo, 
nawet nie rozpozna w nim pożywienia przez te wszystkie minerały. 
Desjardins przygryzł wargę. 
- Dalej jest jeszcze lepiej - cišgnęła Jovellanos. - To co to istna czarna dziura, jeli 
chodzi o przyswajanie siarki. Nie mam pojęcia, gdzie nauczyło się tej sztuczki, ale potrafi 
wydrzeć siarkę z komórek. Jaki odpowiednik listeriolizyny chroni go przed lizš. To sprawia, 
że zatrzymany zostaje transport glukozy, synteza białek, metabolizm lipidów i 
węglowodanów... Cholera, wszystko zostaje zatrzymane. 
- Nie brakuje nam siarki, Alice. 
- Och, na razie jest jej całe mnóstwo. Pierdzimy siarkš i nikt nie przejmuje się 
zalecanš dziennš dawkš. Ale to, ten ßehemot, potrzebuje jej nawet bardziej niż my. A on 
rozmnaża się szybciej i żre szybciej, dlatego wierz mi, Killjoy, za kilka lat nie będzie jej 
wystarczajšco dużo, a ten mały drań zmonopolizuje rynek. 
- To po prostu... - Przyszła mu do głowy pewna myl. Kurczowo się jej uczepił. - Jak 
możesz być pewna? Wštpiła, czy masz w ogóle wszystkie częci, żeby móc z nimi pracować. 
- Myliłam się. 
- Ale... Mówiła, że nie ma fosfolipidów, nie ma... 
- To co nie ma tych rzeczy. Nigdy ich nie miało. 
- Co? 
- Jest proste, jest tak cholernie proste, że niemal niezniszczalne. Żadnych błon 
dwuwarstwowych, żadnych... - Kobieta rozłożyła dłonie, jakby chciała się poddać. - Tak, 

rzeczywicie mylałam, że może przemieszali próbkę, żebym nie mogła ukrać tajemnic 
handlowych. Może nawet odfiltrowali pewne rzeczy, choć może wydawać się to głupie. 
Korpy robiš durniejsze rzeczy. Ale myliłam się. 
- Nerwowo przeczesała rękš włosy. - Wszystko tam było. Wszystkie elementy. A 
wiesz dlaczego moim zdaniem przemieszali to wszystko? Mylę, że bali się, co to mogłoby 
zrobić, gdyby zostawili to w jednym kawałku. 
- O kurwa. - Desjardins spojrzał na obracajšce się koraliki na wywietlaczu. - Czyli 
albo to powstrzymamy, albo powinnimy zaczšć przyzwyczajać się do żarcia z cyklera przez 
resztę życia. 
Oczy Jovellanos jarzyły się niczym kwarc. 
- Nie rozumiesz. 
- No a co innego mielibymy zrobić? Jeli to ma podkopać całš biosferę, jeli... 
- Mylisz, że chodzi o ochronę biosfery?! - wrzasnęła kobieta. 
- Mylisz, że w ogóle obchodziłaby ich zagłada rodowiska, gdyby zwykła synteza 
mogła załatwić problem? Mylisz, że bawiš się w to całe oczyszczanie, by ocalić jebane lasy 
deszczowe? 
Desjardins wpatrywał się w niš bez słowa. 
Jovellanos pokręciła głowš. 
- To co potrafi się dostać do naszych komórek. Cyklery Calvina nic tu nie dadzš. 
Suplementy siarki nic tu nie dadzš. Nic, co spożyjemy, w żaden sposób nam nie pomoże, 
dopóki nasze komórki nie poddadzš tego procesowi metabolizmu... A cokolwiek spożyjemy. 
kiedy tylko przejdzie to przez błonę komórkowš, tam on będzie już czekać na to, 
przepychajšcy się na przód kolejki. I tak już mielimy więcej szczęcia, niż na to 
zasłużylimy. Jasne, ßehemot nie funkcjonuje tak efektywnie tutaj, jak w warunkach 
wysokiego cinienia, ale to jedynie oznacza, że miejscowi mogš z nim wygrać w 
dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto. A... 
A koci toczyły się bez ustanku i za setnym rzutem wylšdowały prosto na wybrzeżu 
Oregonu. Desjardins znał tę historię. Mikroby, jeli jest ich dostatecznie dużo, mogš ustalać 
własne zasady. Istniało takie miejsce pod słońcem, gdzie ßehemot nie musiał dopasowywać 
się do czyjego wiata, mógł zaczšć tworzyć własny. Gleba. W glebie pracowały biliony 
maleńkich terraformerów, zmieniajšc pH i poziom elektrolitów, obdzierajšc ze wszelkiej 
niedawnej przewagi tubylców, przystosowanych do tego, jak było kiedy... 
Było to niczym wszystkie kryzysy, jakim kiedykolwiek musiał stawić czoła, 
połšczone w jeden, wydestylowany i sprowadzony do czystej esencji. Było to niczym 

szerzšcy się chaos i to możliwe, że chaos nie do opanowania, bo maleńkie pęcherzyki 
terytorium wroga rosły wzdłuż linii wybrzeża, rozprzestrzeniajšc się na cały kontynent, a 
potem na cały wiat. Ostatecznie zapanuje chwilowa równowaga, przedmiot zainteresowania 
teoretyków. Obszar wewnštrz i na zewnštrz pęcherzyków będzie dokładnie taki sam. Chwilę 
póniej, ßehemot stanie się zewnętrzem, nowš normš, otaczajšcš malejšce ogniska jakiej 
innej, nieistotnej rzeczywistoci. 
Alice Jovellanos - buntowniczka wewnštrz Systemu, twarz pozbawionych twarzy, 
zagorzała obrończyni Praw Jednostki - spoglšdała na niego z ogniem i przerażeniem w 
oczach. 
- Bez względu na rodki - powiedziała. - Bez względu na koszt. Albo na bank stracimy 
robotę. 
FALA 
On co wie, pomylała Sou-Hon Perreault. I to ich zabija. 
Nie była jedynš osobš, która latała na muchobotach wzdłuż Pasa, ale za to 
najwyraniej jedynš, która zauważyła patykoludka. Mimochodem wspomniała o nim paru 
kolegom, ale spotkała się z łagodnš obojętnociš. Pas to robota, która nie wymagała 
zaangażowania. Pas jest jak stado, którego doglšda się jednym okiem. Dlaczego ktokolwiek 
miałby nawišzywać kontakt z tym bydłem? Byli zbyt nudni, by służyć jako rozrywka, zbyt 
spokojni, by wszczšć bunt i zbyt bezsilni, by zrobić cokolwiek, nawet gdyby ten cały Amitav 
rzeczywicie był wichrzycielem. Byli praktycznie niewidzialni. 
Jednak kolejnego dnia trzy osoby obrzuciły kamieniami jej muchobota, a zwrócone ku 
górze twarze nie były już tak spokojne, jak wczeniej. 
Tak wielkš wiarę pokładasz w swych maszynach, powiedział Amitav. Nigdy nie 
przyszło ci do głowy, że może nie działajš tak dobrze, jak ci się wydawało? 
Może to nic takiego. Może jego enigmatyczne mruknięcia po prostu zanadto 
pobudziły jej wyobranię. W końcu kilka osób z kamieniami to nic nadzwyczajnego, jeli 
mowa o populacji liczšcej miliony. Niemal na całym Pasie uchodcy byli równie niegroni, 
co zwykle. Nawet w rejonie patykoludka wydarzenia jedynie sugerowały, że co może być nie 
tak. 
Tylko... czy na tym konkretnym odcinku wybrzeża Oregonu ludzie nie zaczęli 

przypadkiem wyglšdać na nieco, cóż, chudszych? 
Może. Nie żeby wymizerowane twarze były na Pasie czym niezwykłym. Grypa 
żołšdkowa, Maui-TB i setki innych chorób rozwijały się jak szalone w tym zatłoczonym 
rodowisku, za nic sobie majšc antybiotyki, które tradycyjnie dodawano do pożywienia w 
cyklerach. Większoć z tych wirusów była doć wyniszczajšca. Jeli ludzie tracili na wadze, 
to zwykłe wygłodzenie było najmniej prawdopodobnym wytłumaczeniem. 
Dopiero, gdy zaczynajš głodować, dostrzegajš, czym naprawdę sš wasze cyklery... 
Amitav nie chciał wyjanić, co miał na myli. Nie dał się podejć, kiedy próbowała 
ostrożnie wybadać temat. Natomiast, gdy zapytała go wprost, zbył jš gorzkim miechem. 
- Wasze cudowne maszyny nie działajš? Niemożliwe! Chleb i ryby dla wszystkich! 
Przez cały czas, niczym ogon płonšcej komety, podšżała za nim grupka 
niedożywionych uczniów. Wyglšdało na to, że tracili włosy i paznokcie. Spojrzała znów na 
ich cišgnięte, wrogie twarze, z rosnšcym przekonaniem, że nie jest to tylko jej wyobrania. 
Trzeba czasu, by głód wyniszczył organizm, trzeba około tygodnia, żeby ciało zaczęło w 
widoczny sposób ustępować miejsca kociom. 
Wydawało się jednak, że niektóre z tych osób wychudły niemalże na przestrzeni 
jednej nocy. I co powodowało te delikatne odbarwienia na tak wielu policzkach i dłoniach? 
Nie miała pojęcia, co innego mogłaby zrobić. Wezwała hycli. 
128 MEGABAJTÓW: AUTOSTOPOWICZ 
Porzšdni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin