Bidwell George - John i Sara księstwo Marlborough.pdf

(2625 KB) Pobierz
1105021583.001.png
G EORGE B IDWELL
JOHN I SARA KSIĘSTWO
MARLBOROUGH
Część pierwsza
MŁODZIEŃCZE AMBICJE
Rozdział 1
MONARCHA I JEGO DWÓR
Oparty o balustradę na galerii otaczającej wielką salę balową londyńskiego Whitehall Palace
piętnastoletni paź książęcy stał i spoglądał na dół. Patrzył i słuchał. Był to wieczór roku 1665, a po
galerii kręciło się wielu innych paziów, ale ten stał opodal, sam, na wpół ukryty za filarem. Dopiero
niedawno przybył na dwór, jeszcze się nie zaznajomił z przyszłymi kompanami. I nie tyle
powodowała nim nieśmiałość, ile czujna przezorność, bo już w tych młodocianych latach miał
zwyczaj ostrożnie nawiązywać przyjaźnie i znajomości, upewniając się najpierw czy mogą mu być
przydatne na przyszłość.
Do tej pory chłopiec żył w rodzinnym domu w południowo-zachodniej Anglii, w warunkach
bardzo skromnych, wychowywany w rygorystycznej dyscyplinie. Toteż miał co podziwiać na
królewskim balu: zdumiewał się jego wzrok, słuch, później także podniebienie.
Pod galerią muzykanci kończyli strojenie instrumentów; pobrzękiwały struny, popiskiwały flety,
smarowano smyczki. Wypolerowana posadzka odbijała jak lustro postacie, z wolna wypełniające
salę. Ciemne oczy, szare oczy, błękitne zerkały czasem śmiało, czasem zalotnie, przez otwory,
wycięte w czarnych i czerwonych maskach. Zmieszany szum rozmów przerywał chwilami głośniejszy
wybuch wesołości spowodowany pojawieniem się kostiumu oryginalniejszego od najczęściej
spotykanych satyrów, odzianych w skóry, diabłów z rogami i ogonem albo nimf w zwiewnych
szatkach, z obnażonymi ramionami i głębokim dekoltem.
Dźwięk trąb. Lord szambelan z białą laską zakrzątnął się po sali, odsuwając gości pod ściany. Z
szerokich schodów, wyłożonych bogatymi dywanami, zeszli ich królewskie moście - jedyna para,
której na dzisiejszym balu wolno było pojawić się bez masek.
W roku 1660 naród angielski - który przed jedenastu laty zaprowadził na szafot Karola I, później
ze zwykłą ludzką niekonsekwencją obżałowywał jego śmierć, a znienawidził Olivera Cromwella i
jego „Okrągłogłowych” - powitał radośnie w Londynie powrót Karola II z dynastii Stuartów,
starszego syna ściętego monarchy.
Patrząc po raz pierwszy na swego suwerena, młodociany John Churchill ujrzał mężczyznę
trzydziestopięcioletniego, bardzo przystojnego, o smagłej cerze, bystrych oczach, wydatnym nosie,
dużych zmysłowych wargach i czarnych włosach, skręcających się naturalnie w bujne pukle. Chłopak
znał oczywiście romantyczne opowieści o przygodach Karola: jak w roku pięćdziesiątym porwał się
przeciw cromwellowskiej republice, jak poniósł klęskę w bitwie pod Worcesterem, jak później
uciekał w przebraniu, jak siedział ukryty wysoko w gałęziach dębu, skąd obserwował
„Okrągłogłowych” żołnierzy, przeszukujących las; jak ostatecznie zdołał umknąć poprzez południowe
hrabstwa Anglii - a za jego głowę wyznaczono wysoką nagrodę - aż do przystani, gdzie pewien
szyper zgodził się go przewieźć na francuski brzeg.
Młody John słyszał, że cały Londyn świętował i wiwatował na cześć powracającego do ojczyzny
Karola II. Jeszcze nigdy tak nikogo nie witano w historii miasta. Dwadzieścia tysięcy pieszych i
konnych wyległo po obu stronach wysypanej kwiatami drogi wrzeszcząc i wymachując szpadami;
kamienice udekorowano dywanami, fontanny tryskały winem, dzwony z każdej kościelnej wieży
głosiły radość. Lord Mayor i londyńscy rajcowie, reprezentanci gildii i cechów w tradycyjnych
barwnych kostiumach, panowie i szlachta w strojach mieniących Się od złota i srebra szli witać
powracającego monarchę: przed nimi muzykancie bębny, trąby i fanfary, za nimi niepoliczone tłumy.
Znany pamiętni-karz John Evelyn zanotował o tym wydarzeniu:
„Boska ręka w tym była, bo o podobnej radości nie słyszano w historii, starożytnej ani też
współczesnej, od kiedy Żydzi powrócili z niewoli babilońskiej”.
Wszystko nadzwyczajne, jedna tylko rzecz była zwykła: sposób, w jaki król ów dzień zakończył.
Karol wymknął się z uroczystości, by spędzić noc w objęciach swojej głównej kochanki, Barbary
Palmer, która razem z nim przyjechała z francuskiego dworu.
John Churchill ze zdziwieniem spostrzegł, jak mało efektowna, wręcz nieładna W porównaniu z
innymi damami na sali balowej, była królowa Katarzyna. Jeszcze nie wiedział, że monarchowie
rzadko kiedy wybierają narzeczone ze względu na ich powaby osobiste. Katarzyna, księżniczka
Braganzy, w dzień swego ślubu w roku 1662 wniosła tytułem wiana trzysta tysięcy funtów
szterlingów gotówką - panu młodemu na gwałt potrzebnych! - prócz tego Bombaj na wybrzeżu Indii i
Tanger przy cieśninie Gibraltarskiej. W zamian Karol zobowiązał się wspierać Portugalię w jej
konflikcie z Hiszpanią.
Na powitanie narzeczonej - miał ją wtedy zobaczyć po raz pierwszy - Karol wyjechał konno z
Londynu do Portsmouth. Następnego dnia pisał do swego przyjaciela i doradcy, hrabiego Clarendon:
„Trudno byłoby nazwać ją pięknością, chociaż oczy ma prześliczne... wyraz twarzy miły,
pogodny... O ile znam się na fizjonomiach, to musi z niej być naprawdę najzacniejsza niewiasta... Na
szczęście dla honoru naszego narodu protokół nie przewidywał konsumpcji małżeństwa wczorajszej
nocy: w ciągu podróży przespałem tylko dwie godziny, dojechałem z utrudzeniem i obawiam się, że
byłbym bardzo śpiący...”
Katarzyna z Braganzy była rzeczywiście dobra i prostoduszna - pod pewnymi względami za
dobra dla swego męża. Zakonnice, wychowujące ją w klasztorze, zaszczepiły jej pogląd, iż w
małżeńskim łożu nie zazna rozkoszy: to przykry obowiązek. W rezultacie i swemu mężowi niewiele
dawała przyjemności i nie mogła rywalizować w kunszcie miłosnym z bardzo licznymi kochankami, z
którymi jej mąż się zadawał. Jego majestat słynął z rozwiązłych obyczajów tak dalece, że
przezywano go „jurnym Rowleyem” od imienia ogiera w królewskiej stajni.
W ślad za królewską parą na salę balową wszedł orszak dam dworu, zamaskowanych i lekkimi
ruchami wachlarzy osłaniających piersi, mało czym innym zakryte. Za czasów Cromwella kobiece
piersi służyły wyłącznie do karmienia niemowląt; niczyje inne oczy ich nie oglądały, inne palce nie
dotykały prócz niemowlęcych. Ale król Karol przepędził wiele lat na francuskim dworze i życzył
sobie dekoltów, odsłaniających do połowy piersi, które miały być ozdobą i zabawką dla mężczyzn,
innym celom nie służąc, bo arystokratyczne damy z zasady najmowały mamki do karmienia swych
dzieci.
Taniec szedł za tańcem: pawany, sarabandy, także rodzaj gonionego, zwany kurantem, popularny
na francuskim dworze. Przelotne pocałunki, dotknięcia i pieszczoty odgrywały w nich wszystkich
niemałą rolę. Przyglądając się z galerii balowaniu młody John nagle się zorientował, że ktoś za nim
stoi.
- I cóż, chłopcze, którą z dam ogłosiłbyś za najpiękniejszą?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin