Smoczy harfiarz 19 - Anne McCaffrey.pdf

(2670 KB) Pobierz
Dragon Harper
Przełożyl J. Szmidt
Tom
05
(III-3) cyklu Jeźdźcy Smoków
redakcja:
W
UJO
P
RZEM
(2017)
Alecowi A. Johnosonowi
synowi, bratu, ojcu, patriocie
1
Dramatics Persone
W siedzibie Cechu Harfiarzy:
Murenny, Mistrz Harfiarzy Pernu
Biddle, mistrz głosu
Caldazon, mistrz instrumentu
Lenner, Mistrz Uzdrawiaczy Pernu
Selora, główna kucharka
Czeladnicy:
Issak, Tenelin, Gerrin
Uczniowie:
Kindan, Nonala, Kelsa, Verilan, Vaxoram
W Warowni Fort:
Bemin, Lord Warowni
Sannora, żona Lorda Warowni
Semin, Bannor – ich synowie
Koriana, Fiona – ich córki
W Wherowni:
Aleesa, mistrzyni wherów, związana z królową Aleesk
Mikal, były jeździec smoków
Arella, córka Aleesy
Jaythen, opiekun wherów
W Weyrze Benden:
M’tal, Władca Weyru, i jego spiżowy smok Gaminth
Salina, Władczyni Weyru, opiekunka królowej Breth
W Weyrze Ista:
C’rion, Władca Weyru
J’lantir, dowódca skrzydła, jeździec spiżowego Lolantha
J’trel, jeździec błękitnego Talitha
2
Smocze serca, Ognia potoki, Jeździec ma
Lot wysoki.
Prolog
Weyr Ista
495.4 OPL
J’lantir miał krzaczaste brwi, które wisiały nad jego oczami niczym chmury gradowe, gdy
mierzył twardym spojrzeniem jeźdźców podległego mu skrzydła. Zawezwał ich do swojej
kwatery i powitał przy weyrze Lolantha. Obecność spiżowego smoka, w którego oczach pobłys
kiwała gniewna czerwień, nie pozostawiała podwładnym skrzydłowego żadnych złudzeń co do
humoru dowódcy.
– Siedmiodzień! – ryknął. – Nie było was przez cały siedmiodzień!
Przyglądał się im po kolei, kończąc na J’trelu i jego partnerze K’nadzie. Ten pierwszy,
domyślał się J’lantir, nie piśnie ani słowa, ale drugi wyglądał na zbyt zdenerwowanego i za
bardzo... rozbawionego?
Każdy z jeźdźców miał tak wielkie wory pod oczami, że zdawać się mogło, iż nie spali
przez cały siedmiodzień. Młody J’lian opierał się o V’soga, choć ten sam ledwie trzymał się na
nogach. Także M’jial i B’zim ukradkiem szukali oparcia na swoich partnerach.
Najstarszy jeździec, L’cal, wpatrywał się ponuro w resztę skrzydła, ale milczał.
Zabawili się i wrócili, nie ma dwóch zdań, pomyślał z goryczą J’lantir. Ich smoki wyglądały
jeszcze gorzej; były blade i wyczerpane. Skrzydłowy nigdy wcześniej nie słyszał, aby wygłupy
jeźdźca doprowadziły smoka do takiego stanu. Przymknął oczy, kierując uważne spojrzenie na
K’nada. Ten chłopak był opalony!
Gdzie się podziewałeś przez tak długi czas? – wycharczał J’lantir. K’nad opuścił głowę,
kręcąc nią powoli. Dowódca wydął wargi ze złości i zmierzył wzrokiem pozostałych mężczyzn
z zaginionego skrzydła. – Gdzie wy wszyscy byliście?
Wodził oczami po szeregu, szukając kogoś, kto mógłby mu odpowiedzieć.
Polecieliśmy z ważną misją– odezwał się w końcu J’trel.
Pozostali z ulgą kiwali głowami, rzucając na niego ukradkowe spojrzenia.
Z bardzo ważną misją – dodał K’nad, przytakując swoim słowom.
Skoro była taka ważna, dlaczego ja o niej nie wiedziałem? – zapytał zjadliwym tonem
J’lantir.
K’nad już otwierał usta, aby mu odpowiedzieć, ale J’trel trącił go łokciem i pokręcił
znacząco głową.
Przecież sam powiedział, żeby mu nie mówić, bo i tak nie uwierzy – wyszeptał, ale na tyle
głośno, żeby J’lantir zdołał go usłyszeć.
Po tych słowach K’nad spojrzał prosto w oczy skrzydłowego.
3
Zabronił nam pan o tym mówić, dopóki nie nadejdzie odpowiedni czas.
Ja zabroniłem!? – odwrzasnął J’lantir, ponownie płosząc młodego jeźdźca. – Nie
przypominam sobie, żebym kiedykolwiek powiedział coś podobnego – dodał, gdy dotarło do
niego, że K’nad znów ukrył się za pancerzem nieufności. – Wiecie, co wam powiem? – rzucił w
stronę wszystkich jeźdźców. – Sądzę, że polecieliście w jakieś ustronne miejsce, gdzie tak
zachlaliście, że wam się dzień pomylił z nocą. – Połowa skrzydła spojrzała na niego takim
wzrokiem, jakby czytał im w myślach. – Dlatego żeby zamknąć tę sprawę – dokończył –
odbędziemy dzisiaj intensywne ćwiczenia.
Czy moglibyśmy poćwiczyć rozpoznawanie punktów? – wyrwał się K’nad.
Reszta jeźdźców spojrzała na niego i zaczęła kiwać głowami.
J’lantir nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nigdy dotąd nie udało mu się namówić tego
skrzydła na ćwiczenia w rozpoznawaniu punktów.
Z całego Pernu – dodał J’trel. – Jeśli można prosić.
Naprawdę tego chcecie? – zapytał kwaśno J’lantir.
W ten właśnie sposób zamierzał dać nauczkę całemu skrzydłu. A nawet całą serię nauczek.
Rozpoznawanie punktów było męczącym i nudnym zajęciem, którego wszyscy jeźdźcy
unikali, jeśli tylko mieli ku temu okazję. Propozycja podjęcia się tego zadania zaskoczyła go,
więcej nawet, wzbudziła podejrzliwość. Ale musiał ją przyjąć, zwłaszcza że nie potrafił
wymyślić żadnej innej sensownej kary.
Z całego Pernu, powiadasz? – powtórzył. – Tylko pamiętaj, że sam o to poprosiłeś.
Czy możemy nakarmić smoki, zanim wyruszymy? – zapytał K’nad. – Są bardzo głodne.
Hmm... – mruknął J’lantir. Nakarmili smoki dzień wcześniej, a one zazwyczaj nie jadały
częściej niż raz w tygodniu. Po raz kolejny spojrzał na twarze jeźdźców i zobaczył, jak wielkie
zmęczenie się na nich maluje. Przeniósł wzrok na J’trela, ale błękitny jeździec zbył to
wzruszeniem ramion. Nie ma sensu karać smoków za wyczyny ich jeźdźców, uznał po chwili
zastanowienia. – Dobrze, możecie nakarmić smoki i odpocząć do końca dnia. – Popatrzyli na
niego ze zdumieniem i z wdzięcznością w oczach. – Ale jutro – dodał – zanim nastanie świt,
zaczniemy ćwiczenia w rozpoznawaniu punktów.
J’lantir odwrócił się na pięcie i odszedł, wiedząc, że nie uniknie bury ze strony Władcy
Weyru C’riona – dowódca skrzydła nie powinien tracić swoich podkomendnych z oczu, i to na
cały siedmiodzień. Nie odwrócił się nawet wtedy, gdy jeden z jeźdźców wymamrotał za jego
plecami:
Przecież powiedział, że taki będzie.
– Ale i tak warto było – odparł ktoś inny.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin