Bajka o aniołku Franusiu.docx

(17 KB) Pobierz

Bajka o aniołku Franusiu

 

Zbliżało się Boże Narodzenie. Wszystkie małe aniołki zostały wysłane na Ziemię, aby w tym czasie jeszcze więcej pomagały ludziom. Wśród nich znalazł się również aniołek Franuś. Zanim jednak Franuś opuścił Niebo martwił się, bo zupełnie nie miał pojęcia komu i w jaki sposób ma pomagać. O radę zapytał nawet doświadczonego anioła Kamaela. Ten popatrzył na niego dobrodusznie i odparł:

- Gdy będziesz już na miejscu Twoje anielskie serduszko podpowie Ci, kto najbardziej tej pomocy potrzebuje.

Kiedy więc na mały, anielski wysłannik znalazł się na Ziemi, zaczął natychmiast poszukiwać kogoś, kto na pomoc oczekuje. Właśnie rozpoczynała się zima, lekki mrozek pościnał kałuże na chodnikach, a z góry tańcząc na wietrze spadały śniegowe płatki. Franuś przyglądał się ludziom, spieszącym się przed siebie, potrącającym się nawzajem, ale zupełnie nie zwracającym na siebie uwagi. Nagle w bramie ujrzał skuloną postać. Zaciekawiony pofrunął tam, gdzie bezdomny mężczyzna otulał się resztkami burego płaszcza, starając się ukryć przed mrozem i chłodem. Franuś usiadł mu na ramieniu i zawołał:

- Nazywam się Franuś, jestem aniołkiem zesłanym na Ziemię, aby pomagać ludziom. Mam wrażenie, że takiej pomocy potrzebujesz...

Bezdomny popatrzył na niego załzawione oczy, skrzywił się i burknął:

- Też mi coś – pomocnik się znalazł! A gdzie byłeś, aniołku, kiedy moja żona odeszła ode mnie zabrała ze sobą naszą cudowną córeczkę? Gdzie byłeś, kiedy straciłem pracę, nie miałem z czego zapłacić za mieszkanie i znalazłem się na bruku? Dlaczego wtedy nie przyleciałeś do mnie i nie zaoferowałeś swojej pomocy?

Franuś nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć, spróbował więc jeszcze raz przekonać bezdomnego:

- Ale teraz jestem tu, żeby Ci pomóc. Zaufaj mi.

Bezdomny machnął tylko ręką, jakby odganiał natrętną muchę:

- Ja nie wierzę już w żadne anioły! Idź sobie i nie przeszkadzaj mi. Może ktoś się wreszcie zlituje i wrzuci mi kilka groszy do puszki, żebym mógł kupić sobie chociaż kromkę chleba!

Cóż począć, aniołek był bezsilny wobec ludzi, którzy odrzucali jego pomoc, bo nie mógł im pomagać na siłę. Pofrunął dalej, ale w tym samym momencie wszyscy przechodnie, którzy mijali bezdomnego jakby się zmówili – każdy wrzucił mu do puszki kilka monet, a niektórzy nawet wkładali banknoty. Po kilku chwilach bezdomny mógł kupić sobie cały bochenek chleba, wędlinę, a nawet coś słodkiego na deser.

Aniołek Franuś minął zatłoczone centrum miasta i znalazł się ulicach przedmieścia, gdzie życie toczyło się znacznie wolniej. Mniej samochodów, mniej ludzi biegnących przed siebie, więcej drzew i małych domków. Na podwórku jednego z takich domków ujrzał kobietę, która mimo, iż nie wyglądała na staruszkę, jakby uginała się pod ciężarem jakiegoś niewidzialnego brzemienia. Próbowała odśnieżać dróżkę prowadzącą do domu, a z jej oczu co chwila spływała kolejna łza. Aniołek natychmiast podążył w jej stronę.

Nazywam się Franuś, jestem aniołkiem zesłanym na Ziemię, aby pomagać ludziom. Mam wrażenie, że takiej pomocy potrzebujesz... – zaszczebiotał zziajany.

Kobieta spojrzała na niego obojętnym wzrokiem. Skrzywiła się i goryczą odparła:

- Mówisz, że jesteś aniołkiem, który pomaga ludziom? Gdzie w takim razie byłeś, kiedy mój mąż miał wypadek samochodowy? Gdzie się podziewałeś, gdy umierał w szpitalu? Zostałam sama, jak ten palec, nie mam nawet z kim spędzić wigilii...

- Właśnie dlatego tu jestem, aby zmienić Twoje życie – próbował przekonać ją Franuś.

- Eee, tam – machnęła ręką rozgniewana kobieta – Idź sobie swoją drogą, a mnie zostaw w spokoju! Nie wierzę już w żadne anioły, ani tym bardziej w ich pomoc!

I z powrotem zabrała się do odśnieżania, a z jej oczu spływały kolejne łzy.

Cóż było robić – nasz Franuś musiał kontynuować swoje poszukiwania osoby, która zechce przyjąć zaoferowaną pomoc. Ale kiedy tylko opuścił kobietę, podeszła do niej sąsiadka i zaprosiła do siebie na wigilię i całe święta.

Franuś minął osiedle domków jednorodzinnych i znalazł się na peryferiach miasta, gdzie właśnie oddano do użytku ogromny hipermarket. Cały ogromny budynek oświetlało mnóstwo kolorowych lampek, a na dachu machał ręką do wchodzących klientów wielki, nadmuchiwany Mikołaj. Franuś zatarł z radości swoje małe rączki – może tutaj znajdzie wreszcie kogoś, kto będzie potrzebował pomocy i zechce ją przyjąć!

W środku hipermarketu było gwarno i głośno, z głośników płynęła świąteczna muzyka, na każdym stoisku błyszczały lampki na przystrojonych choinkach. Ale najpiękniejsza, największa i najstrojniejsza choinka stała na samym środku sklepu. Aniołek czym prędzej podfrunął do niej i zaczął przeglądać się w srebrnych i złotych bombkach. Robił przy tym tak zabawne minki, że sam śmiał się do rozpuku. Wreszcie usiadł sobie pod choinką i machając wesoło nóżkami przyglądał się przechodzącym ludziom.

Do sklepu weszło młode małżeństwo – Monika i Krzysztof. Pobrali się zaledwie parę miesięcy temu i cieszyli się z każdego wspólnie spędzonego dnia. Właśnie wybrali się na zakupy, po prezenty dla całej rodziny – mam i tatusiów, braci i sióstr. Kiedy przechodzili obok choinki, stojącej na środku hipermarketu, Monika nagle zatrzymała się i zajrzała pod drzewko.

- Krzysiu, zobacz! – krzyknęła radośnie – Jaki śliczny aniołek siedzi pod choinką!

- Nazywam się Franuś, jestem aniołkiem zesłanym na Ziemię, aby pomagać ludziom. Może potrzebujecie mojej pomocy – westchnął Franuś, bo stracił już nadzieję na to, że znajdzie wreszcie ludzi, którym mógłby pomóc.

- Ojej, naprawdę? – zdziwiła się Monika – Ale my jesteśmy szczęśliwi i tak naprawdę nie potrzebujemy pomocy...

- Tak, ale chętnie zabierzemy Cię ze sobą do domu – dodał szybko Krzysztof – Zamieszkaj z nami, aniołku.

I tak nasz mały aniołek zamieszkał a Moniką i Krzysztofem w ich małym, skromnym mieszkanku. Kiedy oboje wychodzili do pracy aniołek siadał na parapecie, i machając nóżkami przyglądał się temu, co dziej się na ulicy. A wieczorami razem z Moniką i Krzysiem siadali do kolacji, opowiadali sobie to, co przeżyli tego dnia, czasami grali „Chińczyka” albo w bierki.

Minęło dwanaście miesięcy. Znowu zbliżało się Boże Narodzenie. W mieszkaniu Moniki i Krzysztofa stanęła nieduża, ale świeża, pachnąca lasem choinka. Na jej gałązkach zawisły bombki, cukierki, rozbłysły kolorowe lampki.

Aniołek Franuś siedział pod choinką i nucił swoja ulubiona kolędę „Cicha noc”, kiedy do pokoju weszli Monika i Krzysztof. Monika trzymała na ręku pulchnego bobasa, który rozglądał się wokół swoimi wielkimi oczyskami.

- Spójrz, Franiu – powiedział Krzysztof do maluszka – Wkrótce będziesz sam ubierał choinkę. Już nie mogę się doczekać, kiedy zaczniesz biegać.

- Tak, syneczku – westchnęła Monika – Tak szybko rośniesz...

A mały aniołek Franuś cieszył się razem z nimi z nadchodzących świąt i zbliżającego się Nowego Roku.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin