Bobkowski A., Szkice piórkiem (streszczenie).doc

(125 KB) Pobierz

Andrzej Bobkowski „Szkice piórkiem”

Prozaik, eseista. Ur. 27 października 1913 r. w Austrii w Wiener Neustadt. W niepodległej Polsce dosłużył się stopnia generalskiego. Po ukończeniu gimnazjum św. Anny w Krakowie, studiuje w latach 1933-36 w Wyższej Szkole Handlowej w Warszawie. W marcu 1939 roku, w kilka miesięcy po ślubie wyjeżdża do Francji. Spędza tam, głównie w Paryżu, całą wojnę, podejmując różne prace – pracował nawet w pralni. Pomaga tworzyć tajne biuro pomocy dla polskich robotników. Po wojnie pracuje w YMCA, uczestniczy w działalności organizacji Niepodległość i Demokracja. W czerwcu 1948 roku wraz z żoną opuszcza Europę i wyjeżdża do Gwatemali, gdzie prowadzi sklep modelarski i klub. Do Europy powraca na krótko w 1955 roku. Do Polski nie wrócił już nigdy. W czerwcu 1961 roku zmarł w Gwatemali na raka i tam został pochowany. Pamiętnik!!! DZIENNIK!

 

1940

20.5.1940 cisza i upał w Paryżu. Ludzie wyjeżdżają chyłkiem, po cichu. W powietrzu wiszą kłamstwo i niedomówienie. Weygand został mianowany wodzem naczelnym na miejsce Gamelina. Petain w rządzie. Wszyscy wierzą w Weyganda, od razu pojechał na front. Podobno Gamelin popełnił samobójstwo. Pierwszą fazę bitwy Francuzi przegrali na całej linii. Niemcy są już w Arras i Amiens, starają się otoczyć armię belgijską.

21.5.1940 – Reynaud powiedział dziś w senacie prawdę – armia generała Corap, broniąca linii Ardenów była źle skompletowana i nie uzbrojona. Mosty na Mouse nie zostały wysadzone i Niemcy oczywiście tam zaatakowali. Skandal – bardzo skrajne emocje autora. Francuzi wierzą, że teraz im pokażą. „Co? Cud nad Wisłą?”. Zmiana rządu, skandal i się odrodziła wiara. Krzyczą: wytrwać, franc. tenir – trzymać.

22.5.1940 – upał od 10 maja. Do Francji napływają tysiące uciekinierów z Belgii, kierują ich na południe. Francuzi odebrali Arras. Normalny nastrój w mieście. Niemcy latają nad Paryżem, ale jeszcze go nie bombardują. Narrator jest ciekawy kiedy zaczną.

23.5.1940 – Francuzi próbują stworzyć jedną linię frontu, ale Niemcy się i tak prześlizgnęli i grożą zajęciem Boulogne. Niemcy nie liczą się ze stratami. Armia Flandrii – armia ang., belgijska i franc. oderwane od reszty.

24.5.1940 pogoda cudowna. Niemcy ogłupiają wroga. Francuzi nie zdołali zapchać dziury między Arras i Sommą. Pod Boulogne i Calais ostre walki.

25.5.1940 – Sobota. Przyjechała do niego Basia na Porte d’Orleans. Poszli do kina. Wszyscy mieszkańcy Paryża muszą mieć dowody osobiste. Policja chodzi uzbrojona, ale w jakieś stare graty z 1870 roku, z obrony Paryża i strzela nimi do spadochroniarzy.

26.5.1940 – piętnastu generałów pozbawiono dowodzenia. Mianowano siedmiu nowych. Armia Flandrii jest odcięta. Zaopatrują ich z powietrza. Niemcy pchają ich do wody.

28.5.1940 rano poddał się Leopold belgijski, a z nim 18 dywizji. To jawna zdrada! Poddał się bez uprzedzenia Francuzów i Anglików. Odsłonił ich tyły. To koniec Armii Flandrii.

29.5.1940 wyjechali z fabryki z Jeanem jego Fordem. Załatwiają dowody tożsamości dla polskich robotników państwowej fabryki amunicji. Robotnicy muszą stawić się osobiście. Nic więc nie załatwili w urzędzie. Wstąpili do Duponta na piwo. Jean dostał szału. Wsiedli do auta i pędzili przez skrzyżowania. Zapalił papierosa i otworzył okno. Wspominał. Były kałuże. Koło lasu stała restauracyjka. Jean tam pracował i grał na bandżo. Poszedł powspominać z patronką. Wypili piwo. Jeździli po lesie, a potem zaczęli się histerycznie śmiać.

30.5.1940 – co robią Włosi? Jeszcze tego brakuje.

31.5.1940 – Armię Flandrii ewakuują statkami do Anglii. Mówi się, że to Holendrzy i Belgowie zdradzili i pokazali Niemcom wszystko i namówili Francuzów i Anglików do takiej a nie innej obrony.

1.6.1940 sobota. Jak zwykle spotkał się z Basią tam gdzie zawsze. Poszli na nogach do Luksemburgu. Siedzieli w ogrodzie i czytali gazety. Gdy zrobiło się ciemno, wyproszono ich. Powiedział: „zamykają Francję”. Potem poszli do małej restauracji na mrożone białe wino.

3.6.1940 – poszedł do Ministerstwa Pracy. Zobaczył, iż policjanci szukają czegoś na trawniku. Okazało się, że czterolistnych koniczyn. Dostał jedną i schował do notesu. Ludwik XVI w dzień zdobycia Bastylii napisał w swoim dzienniku: Rien – nic. Obiad zjadł w fabryce. Po pierwszej alarm lotniczy. Dźwięk artylerii. Spadały bomby. Ludzie zbiegli na parter. Czekali co będzie dalej. Udawał zimną krew. Nie było alarmu fabrycznego. Zszedł potem na dół, bo po 30 minutach strzelanina ustała. Zabrano go na komisariat, bo pytał „podejrzanie” czy bomby spadły gdzie niedaleko. Domy się palą, walą. Wypuścili go. Wojna… Pierwsze ofiary w Paryżu.

4.6.1940 – zrzucili 1084 bomby, 900 ofiar, 250 zabitych. Armia franc. i ang. Dokonała cudu – wywiozła z Dunkierki 330 tys. żołnierzy, całą Armię Flandrii.

5.4.1940 – za pięć dni Niemcy mogą być w Paryżu, działają bardzo szybko. Atakują już na całym froncie. Basia jeszcze przed wojną przepowiadała klęskę Francji w wojnie z Niemcami. Nie wierzył, bo wychowywał się na MICIE FRANCJI. A teraz ona przegrywa, kończy się i to po cichu, bez trzasku.

6.6.1940 – upał. Niemcy rzucili 2000 czołgów. Francuzi cofają się na wybrzeżu.

7.6.1940 – Paryż jest spokojny, ale kto może ten wyjeżdża. Niemcy są już 120 km od Paryża.

9.6.1940 – nie ma ciągle mowy o ewakuacji. Stanął koło białej róży. Bombardowali. Opadły jej płatki. Poczuł, że to koniec jej, Paryża, Francji, a może nawet jego i epoki. Jakaś kobieta uspokajała dziecko.

10.6.1940 – nagła ewakuacja. Kordon pękł. On wyprawia robotników do Polski. MSW wyjechało w nocy. Paryż pognał na dworce. Ludzie śpią na chodnikach. On łapie taksówkę, ale chyba wszystkie już wyjechały. Idzie na nogach i myśli, że to już koniec. Włochy wypowiedziały wojnę. Jest 3.00, on musi wstać o 5.00.

11.6.1940 – ludzie wyjeżdżają z całym dobytkiem, choć już się nie mieszczą w pociągach. On nigdy tak dużo i tak dobrze nie mówił po franc.  – przeprowadził robotników polskich przez wszystkie kordony policji i wsadził do wagonu kolejowego. Na peronie skonała jakaś staruszka. Przykryli jej twarz chusteczkę do nosa. Niemcy  puścili jakąś sztuczną czarną mgłę na Paryż. Niemcy otaczają go. Miał z Basią wyjechać, ale okazało się, że nie ma to sensu. Pociągi przestały odjeżdżać. Dużo spał i odwiedzał znajomych w fabryce.

12.6.1940 ciężarówką pojechały kobiety, dzieci i ich bagaże. Niemcy przeszli Sekwanę. Wszyscy mężczyźni w wieku poborowym mają opuścić Paryż w celu późniejszej walki. On nie chciał. Ale zdecydował się, że wyjedzie jednak bez Basi, bo do wojska nie idzie się z żoną. Jakby nie wyjechał mogli powiedzieć „dezerter”. Pożegnał się z żoną. Ona czuła, że się już nie zobaczą. On mówił, że wróci. Pojechał ciężarówką za Paryż. Pierwszy raz w życiu pisze. Czuje ciekawość. Dziwi się, że kobiety uciekają.

13.6.1940 – prawie nie spał. Drzemał. W nocy lało, musiał wylewać wodę z plandeki. Czekał aż przylecą Niemcy, ale nie przylecieli. Zjechali 84 kilometry w ciągu 26 h do Nemours. Francuzi chcieli opuścić to miasto jeszcze tego samego wieczora. Rozmawiał z jakimś protestanckim księdzem. Podobno Reynaud zwrócił się o pomoc bezpośrednio do Roosevelta. Czekają na pomoc Ameryki. Pastor dał mu i jego ludziom przespać się w jakiejś stodole. Poszedł po chleb, kupił sobie beret. Spał w samochodzie – pilnował go i modlił się jak zawsze.

14.6.1940 – o 6 rano poszli się myć do rzeki. Woda była bardzo przyjemna. Nie było nigdzie kawy, nie brakowało tylko białego wina. Zmiana ciężarówek, bo na ich wsiadły kobiety z dziećmi. Dojechali do Sully-sur-Loire. Chował chleb, bo zjadali mu go oczami. Zrobił spis swoich ludzi, a potem wypił z kierowcą Robertem flaszkę koniaku do kolacji.

15.6.1940 – pojechał z Robertem do Bourges a rowerach o 11-tej. Po wielu kilometrach Robert przewrócił się ze zmęczenia i rozwalił sobie nos. Pomagali ludzie. Mówili po polsku – Żydzi, uciekinierzy z Antwerpii. W mieście Francuzi kazali im jechać pociągiem do Quimperle, skąd zapakują ich już do Anglii. Jeden rower im został, chcieli znaleźć drugi. Żadne pociągi nie jeździły już. Niemcy byli już w Paryżu.

16.6.1940 – wepchali się do wagonu. Straszny ścisk i niemili ludzie. Wieczorem dojechali do Montlucon. Zrobili im miejsce w kinie. Reszta pojechała dalej. Oni zostali. Zmienił się rząd franc. wyewakuowany do Bordeaux. Reynaud – dymisja. Na jego miejsce Petain. Wicepremierem Weygand – samo wojsko.

17.6.1940 – nocowali u jakiejś krawcowej. Była miła. Mąż na froncie. W bistrze w radiu leciała Marsylianka. Francja prosiła Hitlera o zawieszenie broni. Spotkali Tadzia. Kupili rowery.

18.6.1940 – Niemcy mieli piękną pogodę także gdy walczyli z Polakami. My chcieliśmy się bronić, a  nie mieliśmy czym. Oni mieli czym i nie chcieli się bronić… Wyruszyli w drogę. Żołnierze częstowali ich rumem. On poczuł, ze coś w nim pękło. Zerwał z przeszłością i poczuł się wolny, choć czuł pewien żal. Skręcili do wsi z mostem rzymskim i kościołem z XII wieku. Odpoczywali.

19.6.1940 – jechali dalej. W Gueret było bombardowanie. Lej po bombach. Płoną domy i samochody. Robert radzi uciekać, bo Niemcy do 6 nie dadzą spokoju. Poszli w pola zjeść. Niemcy zaczęli strzelać z karabinów i bombardowali. Oni schowali się do rowu. Główny bohater, autor bał się. Bomba spadła tam, gdzie chcieli usiąść. Drogą jechała limuzyna. Ostrzegli ich. Matka zostawiła dziecko w samochodzie. On wziął je na ręce i uciekł z nim w pola. Potem oddał je matce.

20.6.1940 – Wszyscy się cofają, tylko dwie polskie dywizje nie, biją się po bohatersku. Rokowania pokojowe trwają. Znaleźli jakąś farmę. Były tam cztery dziewczęta. Tadzio jedną podrywał. Poszli spać na siano.

21.6.1940 – Jadą w kierunku Limoges. Tylko on może wejść do miasta. Ciężko o chleb. Kupuje mapę i trochę jedzenia. Tadzio opowiada o zawodzie taksówkarza. Spotykają dwóch Polaków z obozu wojskowego Bretanii.

24.6.1940 znaleźli kolejną farmę. Jedli sałatę z chlebem i pasztetem. Cudowne te noce na sianie w pluskaniu deszczu. Rano dalej deszcz. Niemcy byli 12 kilometrów stąd. Zawieszenie broni z Niemcami i Włochami. Pijani żołnierze robią im wyrzuty, że wojna jest z winy Polaków, bo nie podpisali pokoju, tylko współpracowali z Anglią, która wciągnęła Francję. Warkot motorów, dalej zamieszanie.

25.6.1940 – pojechali do pana Budzyńskiego. Podobno jakiś milioner – Polak. Chcieli coś zjeść i dowiedzieć się. Jean Prouvost wysokim komisarzem propagandy. Milioner okazał się chłopem z poznańskiego, który dorobił się tu majątku na wędlinach. Przyjął ich gościnnie. W pałacu mieszkały polskie hrabiny. Potem przybyli też Francuzi. Dostał dobra mapę. Wyprał i wyprasował rzeczy. Objadali się pysznie.

27.6.1940 – pili czerwone wino. Pojechali dalej. Zjedli 5 kilo brzoskwiń. Panie nie chciały zapłaty za opiekę.

28.6.1940 – ma wszystko gdzieś, zwłaszcza miasta. Francję zniszczył Hitler i komunizm. Dwie kobiety pracujące na polu )Polki) zaprosiły ich na noc. Poszli chętnie. Naprawili dziedzicowi pług a rano pomogli przewracać siano. Najedli się chleba i zupy. Palili dobry tytoń.

30.6.1940 – Francja podpisała pokój na bardzo ciężkich warunkach. Okupacja połowy kraju, wyżywienie armii, oddanie całego materiału wojennego. Mieli wypadek na drodze, bo Robert zjechał na drugi pas. Francuzi nawet w mordę nie umieją dać.

2.7.1940 – Wjeżdżają do Tuluzy. Ludzie uciekają, są wystraszeni i opowiadają straszne rzeczy. Wyjeżdżają stamtąd. On myśli o Grecji bo widzi ładne krajobrazy.

3.7.1940 są w Carcassonne. Odnajdują dyrekcję fabryki i wielu znajomych. Wypłacają im zapomogi, odszkodowania itd. Na następny dzień mają dostać 500 franków.

14.7.1940 – tu nie ma wojny, znają ją tylko z opowiadań. Dają zasiłki 23 franki dziennie. Starcza na wszystko. Jest dobre wino, smaczne jedzenie. Dogonił tu dawną Francję i pielęgnuje każdą godzinę. Anglicy uszkodzili lub zatopili połowę najlepszych jednostek floty franc. by nie dostały się Niemcom. Ten dzień ma być obchodzony jako dzień żałoby narodowej. Smutny dzień, wykorzystali i ich i nas Anglicy – tak mówią. Żałosne jest co oni robią i myślą. Dopiero zobaczą co się z nimi stanie. Kłamstwo, zakłamanie.

28.7.1940 – pisze jakby do Basi, czemu jej tu nie ma? Załatwia długo nowe papiery, bo stare się kończą.

31.7.1940 – Autorytatywny rząd Petaina. Pojechał nad rzeką. Wszyscy oczekują ataku Niemiec na Anglię.

3.8.1940 (Gruissan) – mieszka w czerwonym domku nad morzem na palach. Nago leży na plaży. Widzi „prostolinijnego” kraba. Idzie pływać, nurkuje, woda jest przeźroczysta. Pisze pięknie, poetycko. „Fale mlaskają”. Znajduje ciekawy sklep, gdzie sprzedaje kobieta duża z wąsami i brodą. Poznaje dwoje sympatycznych Belgów. Poddali się szybko, ich król też. Było cudownie, sam sobie był czasem.

10.8.1940 (Carcassonne) – znowu rozgorzeje wojna. Siedzi w swoim bistrze i pije rum. Jest pijany, wpada w fotem, patrzy tępo. Przyjdzie Tadzio. Grają w szachy. Tamten podrywa jakąś kobietę. Nazywa Basię Nel.

13.8.1940 Cezar jest do niczego. Jego łacina przypomina niemiecki Mein Kampf. Pływał nago. Czyta też Manon Lescaut – ona jest k*** a on alfonsem? Polubił jednak Cezara.

18.8.1940 – poznał dwie panny (stare), które wolały George Sand od Balzaka. Kłócił się z nimi. Tadzio chce do niego przyjechać z tą Hiszpanką, co ją poznał w barze.

23.8.1940 – Tadzio naważył piwa. Senioritę wziął ze sobą i miała wypadek, na zakręcie wpadła z rowera w kamienie. Gdy wrócili nie było jej. Pojechali do szpitala do Narbonne. Przeżyła, ale była nieprzytomna. Pili.

25, 26.8.1940 – „ja inteligentny” – skromność. Tadzio to prosty chłopak. Pojechał odwieźć Senioritę do domu. Rozważania na temat inteligencji i prostych ludzi. Nie należy odcinać się od ludu. Plotka – Francuzi mają zamiar zamykać Polaków w obozach. Młody student z Hiszpanii opowiada o franc. obozach, jak męczyli ludzi, wystawiali na targ jak za Cezara i byli dla nich bardzo surowi.

28.8.1940 opowiada o Grecji, Rzymie i tradycji chrześcijańskiej i o ich wartości Tadziowi. Przeciwstawia im totalizm. A głos wspomina o Sokratesie, Owidiuszu, o kulcie człowieka – o tym nie można zapomnieć.

30.8.1940 – trasa powrotu ułożona – Carcassonne – Nicea 570 km. Robert pisze by wracać, fabryka likwiduje się. Trzeba wracać. Wieczorem pożegnalna kolacja (następnego dnia niedziela, więc wyjazd pojutrze).

1.9.1940 – spotkał dwie stare panny. Opowiada czemu wraca na okupowaną część Francji – do żony. Ich matka jest antysemitką i to straszną. Pokazywały mu motyle. On cały czas myślał o tym jak je opisze.

5.9.1940 – odebrał resztę pieniędzy. Dużo zarobił na jeżdżeniu na rowerze. Przypomnieli sobie, że nie mogą wyjechać bez przepustki. Dużo było załatwiania. Dzień wcześniej popili, popłakali trochę i recytowali polską poezję. Potem chowali nagą, pijaną Senioritę przed S., który mógł ją zgwałcić. Rano autor puścił trzy pawie. Całe miasteczko żegnało ich czule, zwłaszcza sklepikarka i kobietka z knajpy.

7.9.1940 (Montpellier), 8.9.1940 (w pustyni Camargue) – jadą do Paryża. Rano zobaczyli przez okno nagą kobietę. Brzydka, w erotycznej pozie. Potem poszli szukać klucza szwedzkiego po straganach. Państwo G. (poznali się nad morzem) karmili ich i dali schronienie. W mieście był Czerwony Krzyż, ale nie pomagał żołnierzom, tylko cywilnym, więc ci przychodzili do Państwa G. prosić o pomoc. Belgowie nie chcieli pomagać Francuzom, jeszcze czego! Później dali im buty i swetry, bo rozśmieszyło ich złośliwe określenie Francuzów przez Tadzia. Nasi podróżnicy też dostali trochę jedzenia i pojechali w kierunku Arles. Wjeżdżają na pustynię. Tylko ulica i ruda przestrzeń z kamieniami. Po pewnym czasie widzą oazę. Jadą tam i rozbijają obóz. Trzeba przyznać, że jedzą zawsze super – wino, chleb, winogrona, jajecznica z pomidorami, rosół z makaronem.

9.9.1940 (La Bedoule), potem 10.9.1940 (Tulon) – idzie do jakiejś kobiety po wodę na kawę, do jednego z domów, które widzieli dzień wcześniej. Pyta czy mieszka tu sama – z synem, który poszedł szukać pracy. Są Włochami. Dał jej trochę kawy bo prosiła. Syn nie chciał wrócić do Włoch do wojska. Jadą dalej, kupują melona za 2 franki. Piękne widoki i morze. Zostawiają rowery i biegną na brzeg. Jadą dalej. Bandol – odwiedza Madame Allegre. Ona mówi mu, że nie może tak chodzić po mieście, bo Petain surowo zakazał szortów. Śmieją się z tego, ale to prawda.

11.9.1940 (Le Lavandou) 7 dzień jazdy. Nieraz pisze na drodze. Autor ze wszystkim żenił się z miłości – także z Francją. Idzie na zakupy do miasta, widzi łodzie podwodne – Niemcom oddają Francuzi dobrowolnie swą flotę. Po Tulonie Hyeres, widzą jak Niemcy jadą na inspekcję do Tulonu. Nocleg na plaży. Cudownie. To piękno nie przywołuje żadnych wspomnień, jest idealne. Miał nauczycielkę od niemieckiego, Żydówkę, która kochała tę kulturę. Francuzki lepiej wiedzą od mężczyzn, co spotkało Francję, żołnierze ci to tchórze.

13.9.1940 – Nicea, murzyni – szanują Polaków, nie lubią Francuzów, Polacy walczyli za swój kraj. Wykład dla dziadzia o tym co niby Francja przecierpiała? Ludzie nie mają już serca. Rozmowa o komarach.

14.9.1940 – Nicea, mord komarów, weszły dołem namiotu. 2 dni zostają w hotelu bo wydaje się im tanio. Idą do miasta. Ubrali się schudnie i elegancko. Mowa o polskim snobizmie, którego powodem jest ciągłe nienasycenie. Nie lubią nas inne narody za pretensjonalne chamstwo. Raz napijemy się szampana i zachowujemy się, jakbyśmy to robili codziennie. Nicea to mały Paryż.

15.9.1940 – Nicea, Francja jest podzielona. Mają wprowadzić ograniczenia alkoholu powyżej 15%. Idą popływać, obiad i jadą do Monte Carlo – 25 km. Tadzio nie może uwierzyć, szykuje się i moczy włosy wodą kolońską. Droga jest wspaniała. Wjeżdżają do miasta. Widzą jak to mówi Tadzio pięknego glinę. Idą do kasyna. Są gotowi przeznaczyć po 15 franków i chcą podzielić się wygraną. Płacą za wstęp. Tadzio wygrywa kilka razy. Zwracają im się pieniądze. Tadzio wygląda jak Donald z Disneya. Jest w szale gry. Kasyno zapłaciło im za cały pobyt w Nicei. Autorowi udaje namówić się Tadzia by już iść. Szukają innego hotelu – pomyłka, kobieta myśli że oni na ten-teges. Śmieją się do łez. Autor znajduje nie wymienione 6 żetonów. Tadzio cieszy się, bo znowu jadą do Monte. Donald i Kubuś Fatalista w jednym.

16.9.1940 – jednak jadą dalej przez Alpy. Kupili pół litra spirytusu do palenia bo może być zimno. Spotkali Rosjankę, która znała rodzinę matki autora. Dojechali do Monte. Nic nie wygrali. Potem grali jeszcze na automatach, jakaś stara baba chciała wysępić kilka franków. Tadziu krzyczał do Andrzeja, że brzydkie próchno.

17.9.1940 – gdzieś w górach. Mało samochodów mijali. Dostali „resztki Francji” – konfitury itd. Tutaj jest bałagan, lekarze pracują we Francji od poniedziałku do piątku tylko. Pomyłki w firmach są na porządku dziennym. Nie wolno trzepać dywanów nawet. Dziwny kraj. Jak w pokoju jest toaleta to luksus. Zajechali pod jakiś dom i poprosili o nocleg. Byli to zwykli farmerzy, Hiszpanie, mieszkający długo we Francji (kolejny przykład, że obcokrajowcy śmieją się i nie lubią Francuzów). O dziwo bardzo dobrze się z nimi rozmawiało. Żadnej sztuczności. Córki były naturalne i miłe. Czytały o Polakach i Westerplatte. Tadzio oczywiście zaczął snuć romanse. Jedli osobno. Gospodarz przeprosił za skromny nocleg, ale biedni są.

18,19, 20, 21.9.1940 droga coraz cięższa, schodzą nieraz z rowerów. Strome góry. Często odpoczywają, nie mogą mówić, są zmęczeni i ledwo idą. Potem okazuje się, że to była tylko przełęcz – Alpy Niskie. Chowają się do jakieś ziemianki. 6 godzin podejścia a potem 32 km pięknego zjazdu. Jest zimno, ale jadą dalej z przyjemnością. Tadzio jest zachwycony. Dojeżdżają do Barcelonette, małego, egzotycznego miasteczka. Francja miesza się tu z Meksykiem. Zostają tu na noc i robią zapasy żywieniowe. Później dojeżdżają do Gap. Kupują mleko słodzone Nestle i 2 litry spirytusu. Andrzej (Jędruś) częściej myśli o powrocie do Paryża.

W Za La Mure spotykają miłych policjantów – często franc. policjanci są głupi, ale są dobroduszni. Spotykają dwie Polki i pytają gdzie mogą zrobić zapasy. One śmieją się. Poszli do bistro i spotkali wielu Polaków, emigrantów. Najczęściej emigrowali chłopi folwarczni. Jadą dalej.

22.9.1940 – Uriage, rano idzie po fermach za mlekiem i wodą. Ogląda kury i indyki. Przypominają mu one jego, zgiętego wpół przed biurem szefa. Dziwi się sobie, że tak chciał siebie wygrać. Po drodze do Uriage, do PCK spotkali trzy „polne damy”, które na wieść, że jadą do Paryża oburzyły się i poszły sobie, bo zdrajcy. Dojechali do PCK, wszyscy oprócz dobrego Stefana się na nich wypieli. Panienki nic nie robią, wielcy Panowie nie chcą skrobać ziemniaków, bo im nie wypada. Straszne. Ale za pieniądze, to by oni zrobili wszystko.

23.9.1940 – spali na jednym, małym łóżku. Rano mieli do niego ludzie prośby, żądali wręcz by im to i owo wysłał z Paryża. Wszystkim odmówił, bo byli zbyt pyszni. Brak fasonu, jakby ładnie poprosili… Jadą dalej do Grenoble. Zatrzymał ich żandarm. Tadzio go obraził, ten nie zrozumiał, Andrzej się śmiał. Tadzio go pyta, czy nie był zły, że w schronisku nie mówił mu na Pan. Andrzej się śmieje. Pewnie, że nie. Postój, nocleg.

24.9.1940 – Bourg. Na drodze spotykają młodego chłopaka, które jedzie w tym samym kierunku. Idzie na studia, zdał niedawno maturę – rozmawiają o tym, bo Andrzej ma studia wyższe. Chłopak mówi, że był temat z historii teraźniejszy – chcieli by młodzież sądziła iż Anglia stała na drodze Napoleona do zjednoczenia Europy. Oni napisali, że tylko ona była na tyle odważna by się postawić Francji. Podobno broni się dzielnie przed Hitlerem. Napoleon popełnił błąd zaczynając wojnę z Rosją… Hitler chyba by tak głupio nie zrobił? Rozmawiają o rolnictwie, bo to chce studiować. Andrzej wcześniej mówi, ze Polacy lepiej znają lit. franc. niż niemiecką, że cały Balzak jest po Polsku i że szkoda, ze Francuzi tak mało o nas wiedzą. Chłopak załatwia im nocleg w ogrodzie. Lampka się świeci – Tadzio mówi kultura, Andrzej na to, że cywilizacja. Tadzio pyta o różnice. Tłumaczy mu. Idą na wino. Tadzio mówi do dozorcy: „Merci mesie” i pyta czy to kultura. Andrzej mówi „żebyś wiedział”. Fajny humor ma ta książka :) Pierwszy raz od 6 września deszcz. Andrzej mówi, że świat rzucił hasło cywilizacji, a ludzie nie umieją zrobić odzewu kultury – to się dzieje na świecie. Jesień.

25,26.9.1940 – stajnia w Chalons. Przybywa student i zaprasza na kolacje. Ciągle leje. Mówią, że przyjdą, jednak postanawiają pojechać w deszcz. Dojeżdżają do tej granicy, zatrzymuje ich policjant i nie pasują mu dokumenty. Nie puszczają ich. Różnie bywa. Żandarm pokazuje im stajenkę, gdzie jest już kilku takich. Postanawiają zaczekać tam. Niemcy to inny świat, nie dało się go pokonać, bo reszta była starym światem wolności. Wstali wcześnie, bo po tamtej stronie zegary są godzinę do przodu. Dożywiają młodego, biednego chłopca. Deszcz nie pada, ale jest brzydko. Tęskni za poł. Francją. Dojeżdżają do granicy. Biorą od nich dokumenty. Sprawdzają, śmieją się z rodziny, przetrząsają rzeczy, pytają po co wracają. Bohaterzy myślą, ze to koniec, ale proszą ich dalej. A tam gestapo i mówią po polsku (tak zrozumiałam). Puszczają ich, a nawet chcą dać pieniądze na pociąg, ale Andrzej odmawia, bo to nie-sportowo, a chcą jechać dalej na rowerach. Dziwne, że byli tacy mili. Andrzej osądza, że to propaganda. Jadą dalej. Niemcy ich jakby trochę podziwiają. Nocują w stodole. Gospodarz mówi, że Niemcy spisują zapasy i on wie po co. Będzie głód w miastach.

27.9.1940 – w jakimś mieście idzie po mięsa. Płaci 100-frankówką, a kobieta wydaje markami. Wyciąga je z kasy za pomocą pęsetki (nie chce brać TEGO w ręce). Andrzej się śmieje. Wszędzie obowiązują kartki żywnościowe. Powszechna opinia, że co jak co, ale Niemcy są grzeczni. Na ulicach pełno wojska. Twierdzi, że wojnę wygra Stalin. Karzą im zejść z drogi, do rowu. Jedzie sam Goring. Pajac – taki jak ten Murat Napoleona, ale tamten był z cyrku. Bolą ich już nogi. Dostają nocleg u starowinki Mere Marie. Miła, ale goni do roboty chłopca, jeńca z Paryża Paulota. Biedny. Narzeka na niego, ze pali, śpiewa paryskie piosenki i obibok.

28.9.1940 – rano jak pakowali się wozowni. Ona nie spuszcza z nich oka. Wreszcie Andrzej nie wytrzymuje i krzyczy po francusku: zostaw nas ty stara rozklekotana jadaczko, nie jesteśmy złodziejami. Ona odchodzi wreszcie. Straszna franca. Pojechali do Auxerre. Nigdzie nie mogli dostać zapałek. W piekarni kobieta nie mogła mu sprzedać chleba, bo Niemcy liczyli kartki. Wreszcie się rozpłakała i jednak dała. To było straszne.

29.9.1940 – PARYŻ. Zbliżają się do Paryża, zaczyna o nim myśleć jak kiedyś o jego Krakowie – ciepło. W pewnym momencie tył rowera Tadzia nawala. Naprawiają. Wjeżdżają do miasta. Andrzej wita się z każdym kamyczkiem. Widzą Notre-Dame. Wbiega do domu, a Basia rzuca mu się w ramiona.

3.10.1940 – Paryż cichy. Jedzenie na kartki. 1 marka = 20 franków. Rower to główny środek lokomocji. Inżynier Chappel załatwia mu pracę, wspaniały człowiek. Dzięki niemu można znowu uwierzyć w ludzkość.

2.11.1940 – nie chce czytać po francusku, słowa go dławią. Zaduszki, poszli na grób Chopina i zapili świeczkę, dali kwiaty. Potem poszli na grób Oskara Wilde’a, Balzaka.

13.11.1940 – wszystko można znieść jak ma się koło siebie choć jedno dobre serce.

15.11.1940 chłopak wpadł głową w samochód. Nie czyta gazet. Wpada do fabryki. Słuchają radia z Londynu i wierzą w wygraną Anglii.

20.11.1940 – sytuacja Polaków w Paryżu jest jasna – otworzono „Polenreferat” i jakiś Schwerbel, co skończył polskie gimnazjum i zna język opiekuje się wszystkimi. Nie ma Caritasu, przejęła 3 schroniska markiza, Polka z pochodzenia. W książce jest dużo odwołań do literatury, do Pana Tadeusza, Lalki, Potopu itd.

25,28.11.1940 – na Notre-Dame chorągiewka ze swastyką. Basia musiała spalić polskie czasopisma i książki. Strach zmusza do barbarzyństwa. Żal mu ich. Siedzi po ciemku przy kominku.

4.12.1940 Włochy wypowiedziały wojnę Grecji. Sprawa Bałkanów. Francja chce opowiedzieć się za Anglią.

Kobiety uczą się niemieckiego. Niemcy w knajpie kazali powrotem zawiesić polskie obrazki, bo to waleczny naród – nasza głupota nie ma granic, oczywiście w to wierzymy, a oni nas nienawidzą.

21.12.1940 – ogonki sklepowe. Walki o miejsce w kolejce. Pierwszeństwo dla ciężarnych. Schwerbel był w fabryce na górze i prosił Andrzeja do siebie. Wypytywał o markizę i jej handel futrami. Wciskał ściemę o tym że każdy może dostać przepustkę do Anglii. Pytał czy służył w wojsku. Kazał podpisać zeznania.

24.12.1940 koło 12-tej – umyli się po kolacji. Połamali się opłatkiem. Chciał kupić choinkę, ale była za droga. Kupił Basi szampana. Podziękowała mu i pocałowała go, za to że pamiętał, ale nie chciała pić. Wypił prawie całą sam, zajadając daktylami. Smutno mu było. Jedli uszka z barszczem. Spytała, która godzina, powiedział, żeby spała, bo przyjdą jeszcze inne.

 

1941

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin