Trwałą wojna. Była późna jesień, zbliżał się dzień zaduszny. Zapłakane niebo pochylało się nad umęczoną polską ziemią pooraną okopami, lejami po bombach, tlące się ogniem, przerażającą ruinami. Niedaleko katowickiego parku, nazywanego imieniem Tadeusza Kościuszki stała niewielka chałupa Zygfryda Musioła, górnika z pobliskiej kopalni. Kiedyś rozbrzmiewała śmiechem i śpiewem – a to starzec pykał fajeczkę na progu i podśpiewywał „...Duś, duś gołąbeczku...”, a to Zygfrydowa kobieta gotując obiad jak to „...Poszła Karolinka do Gogolina”.
Wieczorem zaś, wszyscy siadali przy piecu i powiastkom przecudnym nie było końca. A najpiękniej to starzyk bajać potrafił. Cichusieńko w izbie było, kiedy otwierał drzwiczki pieca, wyciągał żarzący się węgielek, przypalał fajkę mówiąc: „Płomyczku, płomyczku zapal fajeczkę – starzyk opowie dzieciom bajeczkę” i płomyczek zapalał tytoń w fajce a baśń płynęła za baśnią.
Płomyczek w ogóle w domu Zygfryda miał cały huk roboty. Ledwo słonko zaróżowiło horyzont, już Zygfrydowa przepasywała fartuch i wołała: „Błyśnij płomyczku, niech płomień buzuje dla całej rodziny strawę gotuje.” I płomyczek rozpalał ogień pod pękatymi garnkami. A to znowu przybiegał do domu Staszek, porwał do koszyka kilka ziemniaków i dalejże na łąkę palić ognisko i piec największy przysmak jesieni. Płomyczek znów miał robotę, ale nie narzekał. Gdzie tam?! Chwalił się zawsze: "Patrzcie, jaki jestem potrzebny. Zygfrydowa rodzina lubi mnie i obejść się beze mnie nie może. Grzeję ich, karmię, umilam czas odpoczynku – dobrze nam tu razem. Przywiązałem się do nich i nigdy ich nie opuszczę."
Pewnego dnia ranek nie zaczął się jak zwykle. Zamiast śpiewu rozlegało się wycie syren, zamiast różowego świtu, niebo przecinały samoloty hitlerowskich Niemiec. Zaczął się ciężki okres dla naszej Ojczyzny.
Do Katowic wkroczyli niemieccy żołnierze. Chcieli zabrać polskie baśnie i legendy, polskie śpiewki, polską mowę. Buntowali się ludzie i ginęli bezsilnie. Buntował się płomyczek zygfrydowego domu. Bez skutku – ogień rozpętany przez wroga opalił całe domostwo. A i z jego mieszkańców nikt żywy nie pozostał. Starzyk i Zygfrydowa na zawsze już zostaną wśród popiołów. Z bronią w ręku zginął Zygfryd, Staszek oddał swe życie na katowickim rynku. Ostatnią widział Płomyczek najmłodszą Anielkę. Nie wiedział jeszcze o całej tragedii. Przybiegała w harcerskim mundurku zobaczyć czy wszyscy zdrowi. Powitał ją tylko szkielet spalonego domu i ledwie tlący się płomyczek. Odeszła. Wróciła na Wieżę Spadochronową. Płomyczek został sam, nikomu nie potrzebny. Tylko przechodzący czasami ludzie kiwali głowami i mówili jak to ogień wszystko w nicość obrócił. Przykro było płomyczkowi. Tęsknił za rodziną Zygfryda... żeby mieli choć wspólną mogiłę.
Miasto ogarnęła już cisza, walki prawie się zakończyły, tylko od czasu do czasu zaterkotał karabin z Wieży Spadochronowej w parku. Płomyczek postanowił przenieść się tam. Może odnajdzie Anielkę? Założę znowu wspólne gospodarstwo i może szczęście znów zagości wśród nich. Podskakując płomyczek zaczął przemieszczać się w kierunku parku. Kiedy był już blisko rozległ się huk ... i blask ognia oślepił nawet Płomyczka. To już koniec. Wieża stała bezbronna, a u jej stóp w wiecznym śnie spoczywały dziewczynki w harcerskich mundurkach. Była wśród nich i Anielka. Przygasł na ten widok i zrozumiał, że został zupełnie sam. Chciał zgasnąć, ale nie miał, kto zapłakać nad losem harcerek i łzą go ugasić. Błąkał się, więc to tu, to tam by znaleźć sobie miejsce, ale wszędzie było zajęte. Czy to w kominku, czy w hutniczym piecu, czy pod pękatym garnkiem z zupą. Wszędzie płonął już ogień.
Po tragedii zaczynało się nowe życie i tylko jego Zygfrydowej rodziny nie było już na świecie.
Była późna jesień. Płomyczek przywlókł się pod Wieżę. Zbliżały się Zaduszki – widział po drodze zapalone świeczki na grobach zmarłych. W parku było cicho, ciemno i ani jednego człowieka, którego ręka postawiłaby świeczkę u stóp Wieży. Zagniewał się płomyczek – wszak tu zginęła Jego Anielka. Postanowił pozostać przy niej na zawsze.
Kiedy przyjdziecie raniutko pod Wieżę Spadochronową w rocznicę tych wydarzeń albo w Święto Zmarłych, przyjrzyjcie się dobrze płonącym zniczom i świeczkom. Ten najmniejszy, błyskający czerwienią wciąż krwawiącego serduszka płomyczek to właśnie ON – strzegący spokoju tych, co odeszli na wieczną wartę...
„Bezdomny Płomyczek” – oryginalny tytuł: „Gawęda o bezdomnym płomyczku” – hm. Ewa Tecław-Majeran. Materiały pochodzą z broszury "Gawędy” wydanej przez KH ZHP Katowice w cyklu Biblioteczka Metodyczna Drużynowego I wydanie z roku 1989. Opracowanie: hm. Jacek Nazimek
albus.dumbledore