Środa K. - Podróże do Armenii i innych krajów.pdf

(766 KB) Pobierz
Projekt okładki MACIEJ KONOPKA / BRANDY DESIGN
Fotografie na okładce © by KRZYSZTOF ŚRODA
Copyright © by KRZYSZTOF ŚRODA, 2012
Redakcja MAGDALENA BUDZIŃSKA
Korekta AGATA CZERWIŃSKA /
D2D.pl,
ALICJA LISTWAN /
D2D.pl
Redakcja techniczna ROBERT OLEŚ /
D2D.pl
Skład wersji elektronicznej MICHAŁ NAKONECZNY /
VIRTUALO SP. Z O.O.
ISBN 978-83-7536-477-4
Spis treści
Podróże do Armenii i innych krajów...
Przez wieś Olszewo miło jest przejeżdżać o każdej porze roku, a szczególnie
przyjemnie, jeśli trafi się tu późnym popołudniem, kiedy słońce jest już po drugiej stronie
jeziora. Może to być, tak jak dziś, koniec października – byle tylko dzień był pogodny.
Łatwo wtedy zapomnieć, że im więcej światła odbija się od lustra wody, tym mniej
przedostaje się go na jego drugą stronę.
Owszem, jezioro ma już za sobą letnie zakwity glonów, ale nawet w tych sprzyjających
warunkach do miękkiego dna dociera tylko co dziesiąty, jeśli nie co setny promień słońca.
Dlatego, chociaż miło tędy przejeżdżać, lepiej się nie zatrzymywać – chyba że ktoś
chciałby wyobrazić sobie, jak to jest być zagrzebanym w mule węgorzem czekającym
w półmroku na nie tak przecież daleką prawdziwą noc.
Nie zatrzymuję się więc i jadę dalej, żeby już po chwili wjechać w szpaler wiązów –
kiedyś zdawało mi się, że to lipy – których gałęzie łączą się nad drogą w ażurowe
sklepienie.
Tak, można tu sobie pomyśleć, że weszło się do gotyckiej katedry, tym bardziej że
rosnący po obu stronach młody, gęsty las jest odsunięty od linii wiązów o kilka metrów,
tworząc dwie boczne nawy. Ale jeśli ktoś był niedawno w mieście Erywań – a ja byłem –
wolno mu zaryzykować inne skojarzenie.
Mnie nie tylko wolno. Ja nie mam wyboru. Kiedy wjeżdżam w ciemny, zielony tunel –
w tym roku październik jest nietypowo ciepły, więc liście nie zdążyły jeszcze pożółknąć –
i widzę na jego końcu światło obiecujące jak zwykle pomyślne zakończenie drogi, od razu
przypominam sobie, jak szedłem zupełnie innym korytarzem w stronę rzeki, nad którą
dawny lud Armenów założył twierdzę Erebuni.
Niełatwo to wszystko wytłumaczyć. Sam nie wiem, dlaczego pod wysokim, mniej
więcej dziesięciopiętrowym blokiem wykuto w skale długie przejście – na oko zbyt
wąskie, by mogły się w nim minąć dwa samochody. Mogę się tylko domyślać, że nie tak
dawno temu, kiedy wydawało się, że już niedługo wszyscy ludzie będą żyć twórczo,
radośnie i bezpłatnie, komuś przyszło do głowy, że trzeba połączyć centrum miasta
z płynącą w głębokim wąwozie rzeką. Rzeka przecinająca miasto zawsze stwarza nadzieję,
że niezależnie od tego, jak wiele niepotrzebnych i nieczystych rzeczy zostawiamy po sobie
na Ziemi, koniec końców wszystko – razem z niepotrzebnymi i nieczystymi myślami –
zostanie spłukane przez cierpliwą wodę. A jeśli tak, jest szansa na to, że kiedyś świat
będzie wyglądał prawie jak na tych obrazkach, które czasem wręczają nam na ulicy
schludnie ubrani, uprzejmi młodzieńcy – wszędzie rośnie zielona trawa, a na niej
odpoczywają ludzie różnych ras i różne gatunki zwierząt.
Musiało chodzić właśnie o coś takiego. O to, żeby każdy mieszkaniec miasta, inżynier,
sprzedawca, ale też policjant i poeta, mógł w każdej chwili – jeśli oczywiście nie będzie
potrzebny gdzie indziej – przespacerować się podziemnym chodnikiem nad rzekę i poczuć
się od razu człowiekiem czystym, wypoczętym i szczęśliwym. Jak zwykle, gdy planuje się
rzeczy z takim rozmachem, coś się nie udało.
Szeroka aleja, która łączy wejście do tunelu z prospektem Masztoca, główną arterią
miasta, najwyraźniej podupadła od czasu, gdy ozdobiono ją trzema wielkimi fontannami.
Dziś czynna jest tylko jedna, ta najbliżej ulicy. Wokół niej ustawiono stoliki eleganckiej
kawiarni. Dwie pozostałe są martwe i suche. Na dnie kamiennych basenów, przez które
kiedyś przelewała się woda, gromadzą się śmieci. Po obu stronach stoją domy, ale nie ma
Zgłoś jeśli naruszono regulamin