Orson Scott Card - Saga Endera 06 - Ender na wygnaniu.docx

(481 KB) Pobierz
Orson Scott Card

Orson Scott Card

ENDER
NA WYGNANIU

Tytuł oryginału ENDER IN EXILE

Przełożył: Piotr W. Cholewa

Prószyński i S-ka

Warszawa 2010

Rozdział 1

To: jpwiggin@gso.nc.pub, twiggin@uncg.edu

From: hgraff%educadmin@ifcom.gov

Subject: Kiedy Andrew wróci do domu

Drodzy Johnie Paulu i Thereso Wiggin,

Rozumiecie zapewne, że podczas niedawnej próby przejęcia Międzynarodowej Floty przez Układ Warszawski w EducAdmin naszą jedyną troską było bezpieczeństwo dzieci. Teraz wreszcie możemy się zająć logistyką wysyłania ich do domów.

Gwarantujemy Andrew ciągły nadzór i aktywną ochronę podczas przekazania przez MF pod opiekę rządu amerykańskiego. Negocjujemy jeszcze, w jakim zakresie MF ma zapewnić ochronę po dokonaniu transferu.

EducAdmin podejmuje wszelkie wysiłki, by Andrew mógł powrócić do możliwie normalnego dzieciństwa. Jednakże chciałbym zasięgnąć rady Państwa, czy może pozostawić go tutaj, w izolacji, do zakończenia śledztwa w sprawie działań EducAdmin podczas niedawnej kampanii. Bardzo możliwe, że niektóre zeznania przedstawią Andrew i jego czyny w niekorzystnym świetle w celu uderzenia poprzez niego (i inne dzieci) w EducAdmin. Tutaj, w dowództwie MF, możemy się postarać, by nie dotarło do niego to, co najgorsze; na Ziemi taka ochrona nie będzie możliwa; jest też bardziej prawdopodobne, że będzie musiał zeznawać.

Hyrum Graff

Theresa Wiggin siedziała w łóżku, czytając wydruk listu Graffa.

- Będzie musiał zeznawać. To znaczy, że wystawią go na pokaz jako... kogo? Bohatera? Raczej potwora, bo już teraz różni senatorzy potępiają wykorzystywanie dzieci.

- To go oduczy ratowania ludzkości - stwierdził jej mąż, John Paul.

- To nie pora na żarciki.

- Bądź rozsądna, Thereso. Tak samo jak ty chcę, żeby Ender wrócił do domu.

- Wcale nie chcesz - odparła gniewnie żona. - Nie cierpisz codziennie z tęsknoty za nim.

Ale już kiedy to mówiła, wiedziała, że jest niesprawiedliwa. Zasłoniła oczy dłonią i potrząsnęła głową.

Trzeba przyznać, że nie próbował z nią dyskutować o tym, co czuje, a czego nie.

- Nigdy nie odzyskasz tych lat, które nam odebrali, Thereso. On już nie jest chłopcem, jakiego znaliśmy.

- W takim razie będziemy musieli poznać chłopca, jakim jest. Tutaj. W naszym domu.

- Otoczonego przez strażników.

- I na to nie mogę się zgodzić. Kto chciałby go skrzywdzić?

John Paul odłożył książkę. Już dawno przestał udawać, że ją czyta.

- Thereso, jesteś najbardziej inteligentną osobą, jaką znam.

- Przecież to jeszcze dziecko!

- Zwyciężył w wojnie przeciwko siłom o wiele potężniejszym.

- Wystrzelił z jednej broni. Której nie zaprojektował.

- Dostarczył ją w zasięg strzału.

- Formidów już nie ma! On jest bohaterem, nic mu nie grozi!

- No dobrze, Thereso, jest bohaterem. I teraz pójdzie do szkoły? Jaki nauczyciel w ósmej klasie jest przygotowany na takiego ucznia? Na jaką szkolną zabawę Andrew może się wybrać?

- To wymaga czasu. Ale tutaj, ze swoją rodziną...

- No tak, jesteśmy przecież taką ciepłą, kochającą się rodziną, prawdziwym gniazdkiem miłości, gdzie natychmiast znajdzie sobie miejsce.

- Przecież naprawdę się kochamy!

- Thereso, pułkownik Graff chce nas po prostu ostrzec, że Ender nie jest wyłącznie naszym synem.

- Nie jest niczyim innym synem!

- Przecież wiesz, kto chciałby go zabić.

- Nie, nie wiem.

- Każdy rząd, który uważa, że amerykańska potęga militarna jest przeszkodą w realizacji jego planów.

- Ale Ender nie będzie w wojsku, będzie...

- W tym tygodniu nie trafi jeszcze do amerykańskiego wojska. Może. Thereso, w wieku dwunastu lat wygrał wojnę. Skąd pomysł, że gdy tylko wróci na Ziemię nasz łaskawy i demokratyczny rząd nie powoła go natychmiast? Albo umieści w areszcie zapobiegawczym? Może dadzą nam z nim iść, a może nie.

Theresa pozwoliła, by łzy pociekły jej po policzkach.

- Chcesz powiedzieć, że kiedy stąd odszedł, utraciliśmy go na zawsze?

- Chcę powiedzieć, że kiedy twoje dziecko idzie na wojnę, już nigdy go nie odzyskasz. Nie takie, jakie było. To już nie będzie ten sam chłopiec. Będzie odmieniony, jeśli w ogóle wróci. Pozwól zatem, że zadam ci pytanie. Czy chcesz, żeby przeniósł się w miejsce, gdzie jest najbardziej zagrożony, czy został tam, gdzie jest stosunkowo bezpieczny?

- Myślisz, że Graff próbuje nas skłonić, byśmy go poprosili, aby zatrzymał Endera przy sobie, w kosmosie?

- Myślę, że Graff obawia się o Endera i daje nam do zrozumienia... chociaż nie mówi tego wprost, bo każdy list, który napisze, może być użyty przeciw niemu w sądzie... że Ender znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Minęło chyba ledwie dziesięć minut od jego zwycięstwa, kiedy Rosjanie podjęli brutalną próbę przejęcia kontroli nad MF Zabili tysiące oficerów floty, zanim udało się ich zmusić do kapitulacji. Co by zrobili, gdyby wygrali? Sprowadzili Endera do domu i urządzili defiladę na jego cześć?

Theresa wiedziała to wszystko. Wiedziała - przynajmniej podświadomie - od chwili, kiedy przeczytała list Graffa. Nie, wiedziała nawet wcześniej, już kiedy usłyszała, że skończyła się wojna z formidami.

Ender nie wróci do domu.

Poczuła na ramieniu dłoń Johna Paula. Strząsnęła ją, ale dłoń powróciła, gładząc delikatnie jej rękę. Theresa leżała odwrócona do męża plecami i płakała, bo wiedziała, że przegrała już w tym sporze; płakała, bo nawet ona sama nie stała po swojej stronie.

- Kiedy tylko się urodził, wiedzieliśmy, że nie należy do nas.

- Ale należy do nas!

- Jeśli wróci do domu, jego życie będzie należało do tego rządu, który ma siłę, by go ochraniać... albo zabić. Jest najważniejszym pojedynczym obiektem, jaki przetrwał tę wojnę. Śmiercionośną bronią. I tym już pozostanie... a także gwiazdą tak sławną, że samo to całkiem wyklucza normalne dzieciństwo. Czy możemy jakoś mu pomóc, Thereso? Czy rozumiemy, jakie było jego życie przez ostatnie siedem lat? Jakimi rodzicami bylibyśmy dla chłopca... dla mężczyzny... jakim się stał?

- Bylibyśmy cudowni - oświadczyła.

- A wiemy o tym, ponieważ jesteśmy tak idealnymi rodzicami dla tych dzieci, które mamy przy sobie.

Theresa przewróciła się na plecy.

- Ojej... Biedny Peter... To, że Ender może wrócić, musi być dla niego straszne.

- Całkiem straci wiatr w żaglach...

- Nie, tego wcale nie jestem pewna. Założę się, że już planuje, jak wykorzystać powrót Endera.

- Szybko się przekona, że Ender jest za sprytny, by dać się wykorzystywać.

- Ale jakie przygotowanie ma Ender do polityki? Przez cały czas był w wojsku.

John Paul zaśmiał się krótko.

- No tak, pewnie - zgodziła się Theresa. - Armia jest tak samo upolityczniona jak rząd.

- Ale masz rację - przyznał John Paul. - Tam Ender miał ochronę. Ludzie chcieli go wykorzystać, to jasne, lecz sam nie musiał prowadzić biurokratycznych bitew. Jeśli chodzi o tego typu manewry, jest pewnie jak dziecko we mgle.

- Czyli Peter rzeczywiście mógłby go wykorzystać?

- Nie to mnie niepokoi. Martwię się, co zrobi Peter, kiedy się przekona, że jednak by nie mógł.

Theresa znów usiadła i spojrzała na męża.

- Nie sądzisz chyba, że Peter podniósłby rękę na Endera?

- Peter nie podniósłby własnej ręki, żeby zrobić cokolwiek trudnego albo niebezpiecznego. Wiesz, jak wykorzystuje Valentine.

- Tylko dlatego, że ona pozwala mu się wykorzystywać - zaprotestowała Theresa.

- Dokładnie o tym mówię.

- Ender nie jest zagrożeniem da własnej rodziny!

- Thereso, musimy podjąć decyzję: co jest najlepsze dla Endera? Co jest najlepsze dla Petera i Valentine? Co jest najlepsze dla przyszłości świata?

- Siedząc tutaj, w łóżku, w środku nocy, my dwoje mamy decydować o losach świata?

- O losach świata, moja droga, zdecydowaliśmy, kiedy poczęliśmy małego Andrew.

- I mieliśmy z tego sporo radości - dodała.

- Czy powrót do domu jest dobry dla Endera? Czy da mu szczęście?

- Naprawdę sądzisz, że o nas zapomniał? - spytała. - Myślisz, że mu nie zależy na powrocie?

- Powrót do domu trwa dzień, może dwa. Potem to już życie tutaj. Zagrożenie ze strony obcych mocarstw, nienaturalność jego nauki w szkole, bezustanne naruszanie prywatności... No i nie zapominajmy o nienasyconych ambicjach i zazdrości Petera. Więc pytam: czy Ender będzie tutaj szczęśliwszy, niż gdyby...

- ...gdyby został w kosmosie? A jakie tam czeka go życie?

- MF złożyła zobowiązanie: absolutna neutralność w stosunku do wszystkiego, co dzieje się na Ziemi. Jeśli będzie miała Endera, to cały świat... każdy rząd dobrze się zastanowi, zanim spróbuje wystąpić przeciwko Flocie.

- Czyli nie wracając, Ender będzie nadal ratował świat w sposób ciągły - uznała Theresa. - Jakież użyteczne życie będzie prowadził.

- Najważniejsze, że nikt inny nie będzie mógł go wykorzystać.

- Czyli twoim zdaniem... - Theresa użyła swojego najsłodszego tonu - ... powinniśmy napisać do Graffa i powiedzieć mu, że nie chcemy, by Ender wracał do domu?

- Tego zrobić nie możemy - odparł John Paul. - Napiszemy, że nie możemy się już doczekać, by znowu zobaczyć naszego syna, i nie sądzimy, by ochrona była konieczna.

Dopiero po chwili zrozumiała, czemu wydaje się negować wszystko, co do tej pory powiedział.

- Wszelkie listy, jakie wyślemy do Graffa - stwierdziła - będą tak samo publiczne jak list, który on do nas napisał. I równie nieistotne. My tymczasem nie zrobimy nic i pozwolimy sprawom toczyć się własnym torem.

- Nie, moja droga. Tak się składa, że w naszym własnym domu, pod naszym dachem, żyje dwoje najbardziej wpływowych manipulatorów opinią publiczną.

- Ale przecież, John Paul, oficjalnie nie wiemy, że nasze dzieci włóczą się po sieciach i sterują wydarzeniami poprzez sieć korespondentów Petera i błyskotliwy, perwersyjny talent Valentine do demagogii.

- A one nie wiedzą, że w ogóle mamy mózgi - odparł John Paul. - Myślą chyba, że jakieś elfy podrzuciły nam ich oboje, a nie że mają w sobie nasz materiał genetyczny. Traktują nas jak podręczne próbki nieświadomej niczego opinii publicznej. Zatem... przekażmy taką opinię publiczną, która skłoni ich do zrobienia tego, co będzie najlepsze dla ich brata.

- Najlepsze... - powtórzyła Theresa. - Nie wiemy, co będzie najlepsze.

- Nie - zgodził się John Paul. - Wiemy tylko, co wydaje się najlepsze. Ale jedno jest pewne: wiemy o tym o wiele więcej niż nasze dzieci.

***

Valentine wróciła ze szkoły zagniewana. Głupi nauczyciele! Czasami dostawała szału, kiedy zadawała pytanie, a potem słuchała, jak nauczyciel cierpliwie jej wszystko tłumaczy - całkiem jakby pytanie było znakiem, że to Valentine nie zrozumiała tematu, a nie on. Ale siedziała grzecznie i milczała, gdy równanie pojawiło się na holodisplayach nad biurkami, a nauczyciel zaczął omawiać je punkt po punkcie.

Wtedy zakreśliła w powietrzu kółko wokół tego elementu problemu, którego nauczyciel nie omówił, jak należy - powodu, dla którego wynik nie był prawidłowy. Oczywiście, kółko Valentine nie pokazało się na wszystkich biurkach; taką możliwość miał tylko komputer nauczyciela.

No więc nauczyciel zakreślił kółko w tym samym miejscu i powiedział:

- Czego nie zauważyła Valentine, to że nawet przy tym wyjaśnieniu, jeśli pominiemy ten element, nadal nie otrzymamy poprawnego wyniku.

Było to takie oczywiste tuszowanie błędu mające chronić jego ego... Ale oczywiste tylko dla Valentine. Inni uczniowie, którzy i tak ledwie pojmowali, o czym mowa (zwłaszcza że tłumaczył im to ignorant), myśleli, że to Val przeoczyła wyrażenie w nawiasach, choć właśnie z jego powodu w ogóle zadała pytanie.

A nauczyciel rzucił jej głupawy uśmieszek mówiący wyraźnie: Nie uda ci się mnie pokonać i upokorzyć przed całą klasą.

Tylko że Valentine wcale nie próbowała go upokorzyć. Zależało jej tylko, by materiał został wyłożony należycie. A gdyby - uchowaj Boże - któryś z uczniów jej klasy został inżynierem budowlanym, żeby jego mosty nie waliły się i nie zabijały ludzi.

Na tym polegała różnica między nią a idiotami tego świata. Wszyscy oni starali się uchodzić za inteligentnych i utrzymywać swoją pozycję towarzyską. Valentine tymczasem nie obchodziła pozycja, zależało jej, żeby wszystko było prawidłowo. Zależało jej na dojściu do prawdy, jeśli prawda była osiągalna.

Nic nie powiedziała nauczyc...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin