Z niskich lotów Nędzo domowa! ty, która tajemnie Kradniesz rumieńce dzieciom urzędnika! Nędzo, do której duch trudnie przywyka Niźli stepowy rumak do wędzidła! Nędzo łamiąca białe natchnień skrzydła Artystom, słońca łaknącym daremnie! Ogniu iszczący, bezpłodna ofiaro! Za jakie grzechy jesteś ty nam karą? Na to, byś mogła przestrogę nieść światu, Hilijobowego brak ci majestatu; Ran swych przed ludźmi nie odkrywasz śmiele, Ale je chowasz ze wstydem w ciemnościach; Kosztowny łachman masz na chorym ciele, Które wrzodami świeci spod szkarłatu; Wieniec jaskrawy spada ci na oczy, Blado policzki farbując pomięte, I jesteś czerwiem, które drzewo toczy Od wnętrza, w rdzeniu gnieżdżąc się jak w kościach - Drzewo lśni długo świeżością kłamaną I chórem ptaków modli się co rano, Aż nagle pada jak kosą podcięte. Śledziłem twoje śmiertelne pochody, Nędzo społeczeństw, jadowity grzybie! I wiem, jak gasisz skrzydłem nietoperza Ogniki marzeń, szczęścia i swobody; Jak w noc bezsenną błyszczą nad wezgłowiem Twe oczy zimne, niezmrużone, rybie; Jak pod twym tchnieniem twarz więdnieje świeża I traci uśmiech pospołu ze zdrowiem, s229 Jak podkopujesz rodzin fundamenta ...
P.Kuba-47