Hartwig Hausdorf - Biała piramida.pdf

(1865 KB) Pobierz
1108959364.001.png
Hartwig Hausdorf
BIAŁA PIRAMIDA
NA TROPIE GOŚCI Z KOSMOSU W AZJI WSCHODNIEJ
Tytuł oryginału:
Die weisse Pyramide
Ausserirdische Spuren in Ostasien
Tłumaczenie z j. niemieckiego: Wojciech Kunicki
Agencja Wydawnicza URAEUS
Opracowanie graficzne: MBS studio
Maciej Boguszewski
Martin Makarewicz
Skład komputerowy: Dorota Chańko
Hartwig Hausdorf, urodzony w 1995 roku, studiował
turystykę w monachijskiej Fachhochschule. Karierę rozpoczął jako
organizator wycieczek do Cin i państw Dalekiego Wschodu. Ten
krąg kulturowy fascynował go od dawna. Od końca 1988 roku
zajmuje kierownicze stanowisko w jednym z biur podróży.
Niniejsza książka przerzuca most pomiędzy tajemniczymi
mrokami zamierzchłej przeszłości Chin i krajów Dalekiego
Wschodu a naszą współczesnością. Dowiecie się z niej Państwo o
prastarych gigantycznych piramidach w Chinach, ujrzycie je na nie
publikowanych dotychczas fotografiach. Dowiecie się także o
zagadce tysiącleci, awaryjnym lądowaniu pozaziemskich istot przed
12000 lat. Relikty, które uznawano za zaginione, pojawiły się
niedawno w pewnym muzeum! Przeczytacie również o okrutnych
rytuałach, praktykowanych aż do naszych dni w mongolskich
klasztorach, rytuałach, które wyjaśnić można fałszywym odczytaniem technologii dawnych „bogów”.
Książka opisuje konfrontacje ludzi Dalekiego Wschodu z obcymi istotami inteligentnymi w ciągu ostatniego
tysiąclecia — i ujawnia zdumiewające paralele między tamtymi spotkaniami a niesamowitymi wypadkami
uprowadzeń zachodzącymi w naszych dniach.
Tu odnajdziecie Państwo przekonywające poszlaki, iż mieszkańcy Azji we wszystkich epokach stykali
się z pozaziemskimi istotami inteligentnymi. Co więcej: że dzisiejsi protagoniści tych niesamowitych
„abdukcji” nie są nikim innym jak tylko potomkami dawnych „bogów”. Istot, które zapoczątkowały dynastie
panujące, kulturę, a prawdopodobnie nawet egzystencję ludów Azji Wschodniej.
Hartwig Hausdorf zamieszcza w tej książce sensacyjne, do tej pory nie publikowane materiały
fotograficzne, które potwierdzają jego tezę. Spektakularne budowle istniały w Państwie Środka już wtedy,
gdy w Europie horyzont prawie nie wybiegał poza wierzchołki drzew. Wielki Mur jest najdłuższą, a biała
piramida najwyższą budowlą wzniesioną rękoma człowieka.
Spis treści
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3
Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
I. Synowie żółtych bogów . . . . . . . . . . . . 7
II. Bajan Chara-Uła . . . . . . . . . . . . . . . . 13
III. W dolinie białej piramidy . . . . . . . . . . . 21
IV. Ogromna różnica . . . . . . . . . . . . . . . . 31
V. Tybet, Dach Świata . . . . . . . . . . . . . . . 37
VI. Tajemnice Mongolii . . . . . . . . . . . . . . 43
VII. Państwo wyspiarskie boskiego pochodzenia . . 51
VIII. UFO w Chinach . . . . . . . . . . . . . . . . 62
IX. Niezwykłe spotkania czwartego stopnia . . . . 69
X. Światełko w tunelu . . . . . . . . . . . . . . . 80
Słowniczek terminów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84
Podziękowanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 86
Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87
Źródła ilustracji
Peter Brookesmith: 13; Chen Jianli: 11, 12; Erich von Däniken: 4, 15, 18, 20, 21a, 21b, 22a, 22b, 23, 24, 25, 26,
27; EROS-US: 9; Hartwig Hausdorf: 1, 2, 7, 14, 30; Peter Krassa; 5, 6, 8; Peter Krassa/Walter Hain: 10; H. Ragaz: 19;
Karl Spießberger/esotera: 16, 17; Ed Walters: 28, 29; Westermann-Verlag: 3.
1108959364.002.png
Wstęp
Drogi, szanowny Czytelniku!
Czy rzeczywiście każdy z ludzi opętanych jakąś ideą musi poświęcać jej książkę? Czyż nie toniemy od
dawna w powodzi zadrukowanego papieru? Czyż jedynie na obszarze języka niemieckiego nie oferuje się do
publikacji około miliona manuskryptów rocznie? Kto ma to wszystko drukować, rozpowszechniać, czytać?
A w ogóle: do czego służyć mogą jeszcze książki, skoro o wiele łatwiej jest korzystać z mediów
elektronicznych?
Preastronautyka — albo, mówiąc językiem bardziej naukowym, hipoteza paleo-seti — jest młodą
dziedziną badawczą. Młodą w porównaniu ze starymi, usankcjonowanymi naukami, jak matematyka,
geometria, medycyna albo nawet religioznawstwo. Zresztą, gdy chodzi o religioznawstwo, głośno
zachwalane metody naukowe badań, analizy, porównywania nie posunęły nas ani o krok do przodu.
Trwająca od stuleci refleksja światłych umysłów, z pewnością zasługujących na szacunek, ani nie udzieliła
odpowiedzi, ani nie przyniosła dowodów w kwestii istnienia Boga lub bogów. Toniemy wprawdzie w obfitej
literaturze „egzegetycznej”, interpretującej, lecz jej wnioski w najlepszym wypadku odzwierciedlają
prywatne sądy poszczególnych uczonych. Od wielu pokoleń mądre głowy toczą spór o znaczenie jakiegoś
słowa, o rdzeń jakiejś sylaby, o znaczenie jakiejś końcówki, nic przez to nie wyjaśniając. Z teologicznych
mgieł tworzą się wciąż nowe chmury — nigdy jednak przekonywające odpowiedzi dotyczące Boga i bogów.
Czyż zatem nie powinna przebudzić się prasa, dokonując rewolty głosami młodych, inteligentnych
dziennikarzy? Ostatecznie sprawy te obchodzą nas wszystkich. Albo może nie interesuje Państwa to, jaki
Bóg — jeśli już — nas stworzył? Jacyż to osobliwi „bogowie” bawili się w kotka i myszkę z naszymi
przodkami? Po co właściwie żyjemy i dlaczego mózg nasz jest tak zaprogramowany, jak był
zaprogramowany już w najdawniejszych czasach? A może jest Wam to obojętne, czy od zamierzchłych
czasów do nam współczesnych istniało „niepokalane poczęcie”? Czy będzie to Wam także obojętne
wówczas, gdy okaże się, jak produkty tych zagadkowych narodzin wpłynęły na życie Wasze i Waszych
praprapraprzodków?
Co, proszę? — Ale, szanowny Czytelniku, żyjemy przecież wszyscy w świecie, który już od zarania
podlegał wpływom religii oraz nauki. Nakazy, jakimi się kierujemy, powstały w przeszłości. Wiele z nich
jest dobrych, nawet znakomitych, i należy je utrzymać, abyśmy się wzajemnie nie mordowali, okradali i
okłamywali. Inne z tych nakazów są jak stary cuchnący ser, którego woń czujemy jeszcze dziś. Mącą one
zmysły i zakłócają jasność spojrzenia.
Ani teologia, ani nauki przyrodnicze nie udzielą logicznych i powszechnie akceptowanych odpowiedzi
na pytanie o istnienie Boga i bogów. Religie osłaniają się podwójną gardą. Nie chcą żadnych nowości. Kij do
rozgarniania mgły został przekazany w inne ręce. A dziennikarze nie zauważyli, gdzie kryje się źródło
prawdziwych sensacji. Ale czyż nauki przyrodnicze nie powinny zainteresować się nowymi zdobyczami
wiedzy?
To, co dziś określamy mianem nauk przyrodniczych, liczy sobie dokładnie trzysta siedemdziesiąt cztery
lata. Wówczas, w roku 1620, brytyjski polityk Sir Francis Bacon (1561-1626) opublikował dzieło
zatytułowane Novum Organum . Ustalił w nim dokładnie zasady funkcjonowania badań naukowych. Sir
Francisa Bacona gniewały przesądy i brak naukowości we współczesnym mu świecie. Chcąc zerwać z tym
stanem rzeczy, domagał się przeprowadzania możliwych do wielokrotnego sprawdzania i powtarzania
eksperymentów. Punktem wyjścia każdego poznania jest doświadczenie, pisał Bacon, a między
doświadczeniem i rozumem musi powstać swoisty „związek małżeński”. Dla Sir Francisa Bacona nauka
była środkiem wiodącym do celu („Wiedza jest władzą”). Na drodze prowadzącej bezpośrednio do poznania
świata muszą znikać wszystkie złudzenia poznawcze (tak zwane idole).
Te reguły gry obowiązują w naukach przyrodniczych aż do naszych dni. Naukowcy nimi się kierujący
nie chcą jednak przyjąć do wiadomości, że zniekształcają one obraz świata. „Intuicja” albo „fantazja”
uchodzą za takie same złudzenia jak odkrywanie UFO. Dialog człowieka z „niebiańskim nauczycielem”
musi już a priori być złudzeniem, gdyż „niebiańscy nauczyciele” nigdy nie istnieli. Jeśli nie ma naukowych
przyrządów, które mogłyby rejestrować telepatię, to nie ma także i telepatii. Jeśli ani człowiek, ani materiał
nie byłby w stanie wytrzymać tak wymyślnych manewrów lotniczych, jakie opisuje się w wypadku UFO, to
w takim razie nie ma UFO. Jeśli prastare, liczące tysiąclecia rysunki skalne pokazują nam człowieczka w
skafandrze astronauty, to nie chodzi nigdy o to, co rzeczywiście widnieje na skalnej ścianie, ale o fantazje
artysty malującego przed tysiącami lat obrazy skalne albo o odtworzenie jakiegoś zjawiska przyrodniczego.
Jeśli w prastarych przekazach — pisanych w pierwszej osobie — ich autorzy utrzymują, iż jakieś postacie
boskie domagały się od nich tego lub owego, że coś głosiły, coś nakazywały — to twierdzi się, iż autor był
fantastą, marzycielem, nauczycielem, który przemawiał stosując przypowieści, albo też robi się z niego osła.
Przypisuje mu się wszystko, byle tylko nie przyznać, że jest realistą opisującym fakty i rekonstruującym
rzeczywistą rozmowę. W takiej logice właściwie zdumiewa tylko jedno: dlaczego teologowie na podwalinie
(rzekomo zmyślonego) faktu budują cały system religijny w otoczce nadętych fraz naukowych. Nauki
przyrodnicze odrzucają owe „złudzenia poznawcze”, a teologia właśnie na ich podstawie stara się
ugruntować własną naukowość.
Tak więc zaproponowana przez Sir Francisa Bacona droga poznania naukowego okazała się pod
niektórymi względami ślepym zaułkiem. Sprzyja ona wyciąganiu zbyt pochopnych wniosków, które trudno
potem weryfikować i modyfikować.
Wynika z tego, iż nauki przyrodnicze nie są zainteresowane jakimiś bogami z zamierzchłej przeszłości
— a jeszcze mniej interesuje się nimi teologia, gdyż właśnie ona próbuje od stuleci propagować swe stare
przesądy. Obydwie postawy muszą oddziaływać na społeczeństwo, w którym żyjemy. Stąd żadna gazeta
codzienna, żaden magazyn nie odważy się zaprezentować bez uprzedzeń tego tematu. Kosmici w
starożytności? Wpływ wywierany przez istoty pozaziemskie na człowieka? UFO? Nie istnieje. Wszystko to
„złudzenia”.
A jeśli już mimo wszystko ktoś się ośmieli opublikować te nieprawdopodobne wnioski, to szybko
zostanie ośmieszony przez samozwańczych strażników prawdziwej nauki, którzy będą dowodzić swej
intelektualnej wyższości. Są to (między innymi) panie i panowie z Commitee for Scientific Investigation of
Claims of the Paranormal, w skrócie CSICOP. Członkowie tej nowej inkwizycji nie noszą już wprawdzie
habitów, lecz bombardują wszystkie możliwe instytucje „naukowymi” listami i argumentami, nie chcąc
dopuścić do rozmycia dotychczas istniejącej „prawdziwej nauki”.
Jak widać, konieczne jest, by ktoś zarażony bakcylem swych odkryć, mający szczęście znalezienia
wydawcy, pisał jednak książki. Bez książek nic się nie dokona. Zbyt silna jest blokada nauki i teologii.
Nigdy za wiele dobrych książek o nowych ideach i nowych teoriach. A to, co Hartwig Hausdorf opisał w
swej książce, nigdy jeszcze nie było publikowane. Życzę Państwu ciekawej i pasjonującej podróży na Daleki
Wschód.
Erich von Däniken
Zgłoś jeśli naruszono regulamin