Tomasz Jamrozinski - Schodzac ze sciezki.pdf

(1305 KB) Pobierz
1157227575.004.png
Schodząc ze ścieżki
Tomasz Jamroziński
Oficynka (2013)
Częstochowscy policjanci odsłaniają kulisy dawnego morderstwa Sprawa morderstwa nad glinianką Michalina w
Częstochowie powraca po jedenastu latach. Z zimną krwią zaszlachtowano tam dwóch nastolatków. Trzeci ledwo uszedł z
życiem. Okoliczności, w jakich doszło do zbrodni i jej szybkiego wyjaśnienia, kładą się cieniem na stróżach prawa, ale nie
tylko... Kogoś bardzo interesuje nieformalne dochodzenie w dawno zamkniętej sprawie, które wszczęli komisarz Andrzej
Wołoszynow i aspirant Bartosz Zdaniewicz. Ten ktoś nie spocznie, nim zagrożenie nie zniknie… Tomasz Jamroziński (ur.
1978 r.) - poeta, autor tomów stenogramy, Przylądek do skrócenia i Mężczyźni są z Warsa.
1157227575.005.png 1157227575.006.png 1157227575.007.png 1157227575.001.png 1157227575.002.png
Tomasz Jamroziński
SCHODZĄC
ZE
ŚCIEŻKI
Wydawnictwo Oficynka
1157227575.003.png
 
PROLOG
— Długo tu sterczycie, w tym piachu?
Kwitniemy sobie, kurwa, a was jak zwykle nie można się doprosić! — fuknął jeden
z mundurowych. — Poza tym trzeba wreszcie ustalić, kogo wyłowili nurkowie, i zabierać się stąd.
Co to w ogóle za spławiki?
Za krótko leżały w wodzie, żeby ktoś miał problem z identyfikacją. Rodzina nie takich
rozpoznawała — odparł facet dzierżący w dłoni lekarską walizkę, po czym ponownie pochylił się
nad zwłokami. — Już powinna być widoczna skóra praczek. O, widzisz, jakie zdeformowane
i zmacerowane dłonie zaczynają mieć obaj topielcy.
Mówił to z wielkim spokojem, jakby wcale nie zwrócił uwagi na pocięte i zmasakrowane ciała,
sterylne, bez śladu uwalania krwią, na dwa bladoniebieskie, niemal fluorescencyjne trupy.
Ty, a gdyby tak ich nie wyłowili albo by sami nie wypłynęli?! No, weźmy, że zaplątali się
w coś, utknęli na dłużej w wodzie — zagadnął funkcjonariusz. — Co by z takimi denatami było? Nie
pytam o gnicie czy tam jakieś rozedmy płuc, chodzi mi o skórę.
— Uhm, zwłoki czasem zachowują nadzwyczajną świeżość. Zmarli pływający po wierzchu
narażeni są na działanie powietrza, więc od razu zgniłek, ale tacy w wodzie to zwykle mają
wybieloną skórę. Naskórek rozluźnia się i po dłuższym czasie, zależy od temperatury wody, można
ściągnąć go z rąk i nóg razem z paznokciami jak rękawiczkę. W rwącej wodzie to prąd sam sobie
z tym radzi. Zrywa większe partie skóry, a krew się wysącza, tak że ciało jest zupełnie wypłukane.
Czyściutkie narządy, no chyba że dobierze się do nich fauna.
Chyba mi wystarczy. — Mundurowy przytrzymał dłonią usta.
To po co, chłopie, głowę zawracasz?! Pilnuj lepiej tych gapiów na górze — powiedział
lekarz, przecierając szkła swoich okularów.
Na szczęście to tylko nasi i kilku gości z motelu. Tak po prostu ciekaw byłem, co z liniami
papilarnymi. Denat pływa sobie i co, ścierają się one przy tej skórze praczek? A gdyby mus był, żeby
topielca w taki sposób identyfikować?
Wstrzykujesz w opuszki glicerynę i palce lizać. Są roztwory do faszerowania, żeby linie były
wyraźne jak grawer. A żebyś już mi więcej nie truł tyłka, to powiem ci, że niektórym musiałem
odcinać palce i gotować je w oleju, żeby opuszki odzyskały sprężystość.
— Paskudną masz robotę.
To już są tylko same tkanki, białka i tym podobne. Tutaj, jak widzę, nie grasowały zwierzątka
wodne, raczej grubszy zwierz lądowy, więc naszym tematem nie będzie woda w płucach. Żaden to
topielec, co ma tyle ran i odciętych fragmentów skóry.
— Może walczyli ze sobą, skoro obydwaj tacy poharatani — podsunął nieśmiało policjant.
Nie jestem tutaj od zgadywania, ja tylko nadaję etykiety i pakuję do katalogu.
Ekipa płetwonurków zwijała sprzęt, nie mieli chyba najmniejszej ochoty podchodzić do
znaleziska. Syndrom gapia ich nie dotyczył, aż nadto napatrzyli się w trakcie pracy.
Dobrze, że świadek zdarzenia podpowiedział zatoczkę, w której powinni szukać, bo pewnie
spędziliby tu masę czasu. Świtało, a w związku z wyjątkowo słonecznym końcem maja należało
spodziewać się jakichś plażowiczów, na przykład maturzystów, takich jak ci przed chwilą wyłowieni
ze zbiornika wodnego. Opalanie się i grillowanie nad glinianką to może nie najbardziej wyszukana
forma wypoczynku, ale czymś muszą się ratować mieszkańcy ćwierćmilionowego miasta.
W takie dni nikt nie przebiera w ofercie kąpielisk.
W środku nocy zerwał się wiatr. Zaczęło naprawdę mocno wiać i wyjątkowo nie od zachodu.
Topole rozkołysały się na wszystkie strony, jakby całe korony podłączone zostały pod linie
wysokiego napięcia, jakby szarpiące się wzajemnie gałęzie brały udział w jakiejś niezrozumiałej
grze albo koślawym tańcu.
Stał tuż przy zejściu na piaszczyste nabrzeże i obserwował osoby krzątające się wokół
niewielkiego ogniska. Z jego perspektywy, pomimo panujących ciemności, widoczne było także
lustro wody. Czyżby ruch, drobne fale? Na powierzchni tak małego zbiornika to chyba rzadkość.
Nigdy nie zwracał uwagi na tego typu zjawiska, co teraz nadawało smaku całej eskapadzie.
Dłonią potarł gładki policzek, w pewnym sensie dla rozgrzewki. Przez chwilę pomyślał nawet o
rytualnym wymalowaniu twarzy, ale szybko wybił to sobie z głowy. Od razu zrozumieliby, że coś jest
nie w porządku. Bez przesady. Żadnych zbędnych ceregieli. Nieskażony chciał przejść przez
scenariusz zaplanowany tylko dla jednego aktora. Będzie wreszcie sam, sam ponad innymi — ta myśl
wprowadzała go w niekłamany zachwyt.
Postanowił skupić się na swoich emocjach, czyli na tym, co należało kontrolować, a czego
obserwacja mogła dostarczyć ogromnej przyjemności. Narastało w nim podniecenie. Dość długo
czekał na ten szczególny dzień, właściwie noc.
Odgłos nieznacznych fal uderzających o brzeg glinianki nakładał się na szum drzew. Z oddali
słychać było miarowy stukot kół pociągu, towarowca objuczonego ciężkim sznurem wagonów.
Przypuszczalnie walcownia wypuściła ze swojej stałej produkcji kolejną partię blach albo innego
żelastwa. Nieopodal przecinały się dwa ważne węzły komunikacji kolejowej — dołem wlekły się
towarowe składy, na hutę albo z huty, a górą po stalowym moście nadganiały wiecznie spóźnione
osobowe. Tory biegnące po tamtej stronie zalewu okalał rząd wysokich drzew, co oznaczało, że
żaden przypadkowy pasażer nie miałby prawa dojrzeć brzegu, na którym planował cały spektakl.
Ścieżka w górnej części była zupełnie zarośnięta, a więc spostrzegą go dopiero, gdy będzie na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin