Tajemnice Glozel.doc

(139 KB) Pobierz
Tajemnice Glozel

 

 

Tajemnice Glozel

 


Głowa z Glozel
W 1924 r. miejscowi rolnicy odnaleźli na polu w Glozel tajemniczy otwór, w którym znajdowały się ludzkie kości, pozostałości ceramiki, a także gliniane tabliczki pokryte czymś, co przypominało alfabet. Na kamieniach twórcy wyryli podobizny reniferów, co świadczyło o tym, że miejsce to pochodziło z okresu neolitu. Archeolodzy spierali się co do ważności tego tajemniczego odkrycia, którego potwierdzenie mogłoby zmienić nasze rozumienie historii.

 

_________________________________________

Philip Coppens

Jeśli mielibyśmy opisać Glozel jednym przymiotnikiem, byłoby to: „kontrowersyjne”. Emile Fradin, młody człowiek (lat 17) wraz ze swym dziadkiem Claudem Fradin, trafił do historii 1 marca 1924 roku. Pracowali oni na polu znanym jako „Duranthon”, które od tego czasu przemianowano na „le Champ des Morts”, albo tez „Pole śmierci”. Emile trzymał za pług, kiedy ujrzał, jak jedna z krów próbuje wyciągnąć swe racice ze szczeliny. Starając się wyswobodzić krowę, odkryli oni podziemny obiekt o ścianach zbudowanych z glinianych cegieł i 16 glinianych podłogowych płyt. Wewnątrz znajdowały się ludzkie szczątki i fragmenty ceramiki. Wyglądało to raczej na zwyczajne odkrycie archeologiczne, jakich dokonywano raz na jakiś czas. Wkrótce jednak sytuacja się zmieniła…
Pismo z Glozel

Mówi się, że następnego dnia zaczęli przybywać tam ich sąsiedzi, którzy nie tylko oglądali znalezisko, ale zabierali niektóre z przedmiotów. Adrienne Picandet, miejscowy nauczyciel odwiedził gospodarstwo Fradinów jeszcze tego samego miesiąca i doniósł o sprawie Ministerstwu Edukacji. 9 lipca Benoit Clement, kolejny nauczyciel z sąsiedniej wsi reprezentujący Societé d'Emulation du Bourbonnais odwiedził pole i wrócił potem z człowiekiem nazywanym Viple. Clement i Viple postanowili dostać się głębiej przy użyciu kilofów. Jakiś czas potem Fradin otrzymał list od Viplego, który zidentyfikował gallo-romańskie pochodzenie tego miejsca. Dodał, że nie jest zbyt zainteresowany tą sprawą i poleca dalszą uprawę pola, jak też zrobiła rodzina Fradin.

Plany były niezbyt imponujące. Wydanie Bulletin de la Societé d'Emulation du Bourbonnais z 25 stycznia 1925 roku donosiło o znaleziskach, skupiając się szczególnie na kamieniu z wyrytymi inskrypcjami. Mimo orzeczenia o braku zainteresowania, Clement zażądał od organizacji 50 franków, aby możliwe było kontynuowanie dalszych wykopalisk. Biuletyn informował jednak, że prośby tej nie wypełniono.

Relacja ta wzbudziła uwagę Antonina Morleta, fizyka i archeologa-amatora z Vichy. Molet odwiedził Clementa i był zdumiony znaleziskami. Molet był „specjalistą – amatorem” od okresu gallo – rzymskiego, ale uważał obiekty z Glozel za starsze. Według niego mogły one pochodzić z tzw. okresu magdaleńskiego (12.000 – 9500 p.n.e.), gdyż znajdowały się wśród nich kościane harpuny i opisy reniferów, które żyły na tych terenach przed rokiem 10.000 p.n.e.

Obaj panowie odwiedzili pole i gospodarstwo 26 kwietnia 1925 roku. Morlet zaoferował rodzinie Fradin 200 franków rocznie za możliwość przeprowadzania tam wykopalisk, które rozpoczął 24 maja, odkrywając tabliczki, figurki bożków, kości oraz krzemienne narzędzia i grawerowane kamienie. Swoje opracowanie pt. „Nouvelle Station Néolithique” opublikował on we wrześniu tego roku, podając Émile Fradina jako współautora, gdzie twierdził, że miejsce to miało pochodzenie neolityczne. Książka przyciągnęła uwagę, a pierwsze artykuły na jej temat pojawiły się w „Le Matin” w październiku, zaś w „Le Mercure de France” w grudniu 1925 roku.

Kamień z Glozel przedstawiający renifera

Kamień z Glozel przedsyawiający renifera lub jelenia

Choć Morlet określił to stanowisko, jako neolityczne, dobrze wiedział, że zawiera ono przedmioty z różnych epok. Wciąż trwał przy stanowisku, że niektóre z nich wydawały się być starsze i należały do okresu magdaleńskiego, jednak technika, przy pomocy której je wykonano, zdawała się pochodzić z neolitu. Stąd też określił on Glozel jako pomost między obiema erami, choć wiadomo było, że były one odległe o kilka tysiącleci.

Niektóre obiekty wydawały się być nieco anachroniczne. Jeden z kamieni ukazywał jelenia w towarzystwie liter, które wydawały się być alfabetem. Jak wspomniano, renifery zniknęły z tego obszaru ok. roku 10.000 p.n.e., a najwcześniejsze formy pisma znane są od 3300 p.n.e. i pochodzą z Bliskiego Wschodu. Co ciekawe, pismo zdawało się odpowiadać alfabetowi fenickiemu (z ok. 1000 p.n.e), albo pismu iberyjskiemu, które się z niego wykształciło. Oczywiście nie wiadomo było nic o fenickiej kolonii istniejącej przed wiekami w Glozel.

Nie dziwi więc fakt, że francuskie kręgi archeologiczne odrzuciły relacje Morleta. W końcu była to relacja opublikowana przez amatora i wiejskiego chłopca, który być może nie potrafił nawet dobrze czytać. Amatorszczyzna wyłaniała się zatem z ich wniosków i uderzała w starannie utrzymywane i zaciekle bronione dogmaty na kilku płaszczyznach. Prehistoryczne pismo czy most między paleolityczną a neolityczną cywilizacją wydawały się nonsensem.

Na nieszczęście dla francuskich kręgów akademickich, Morlet nie odpuszczał i dziś nadal jego duch krąży nad Glozel. W 1926 zaprosił on grupę archeologów, aby przyjrzała się znalezisku. Był wśród nich Salomon Reinach, kurator Muzeum Narodowego w Saint-Germain-en-Laye, który na wykopaliskach spędził trzy dni. Reinach potwierdził autentyczność miejsca. Do miejsca ściągnęli przedstawiciele wyższych kręgów akademickich, w tym sławny archeolog Abeb Breuil, który był zdumiony znaleziskiem, jednak 2 października zanotował, że „wszystko tam jest fałszywe, za wyjątkiem ceramiki”, co było niezwykłą zmianą stanowiska. Co ją spowodowało? Breuil pracował razem z Andre Vayson de Pradenne, który to twierdził, że odkrył w artykule w jednym z popularnych magazynów przedstawienia prehistorycznych napisów podobnych do tych znalezionych przez Fradinów. Doprowadziło ich to do wniosku, że Fradin stworzył przedmioty na podstawie rysunków zawartych w czasopismach.

Mimo takich oskarżeń Morletowi udało się w okresie dwóch lat wydobyć z ziemi tysiące obiektów, z których wszystkie różniły się kształtem i formą, w tym setki tabliczek pokrytych znakami i ok. 15 zawierających odciski ludzkich dłoni. Wśród innych odkryć znajdowały się m.in. figurki bożków płodności, wypolerowane kamienie, ceramika, szkło, kości itp.

Jakim cudem Fradin byłby w stanie dokonać fałszerstwa na taką skalę? Tego Vayson i Pradenne nie umieli wyjaśnić. Co więcej, dwa kolejne grobowce odkryto w czerwcu 1927 roku. Jeden z nich zawierał 67 a drugi 121 obiektów oraz ludzkich szczątków. Zdawało się, że Glozel zaakceptowane zostanie wkrótce, jako jedno z największych odkryć archeologicznych. Na spotkaniu Międzynarodowego Instytutu Antropologii w Amsterdamie, które odbyło się w 1927 roku, Glozel było tematem zaciętych debat. Specjalnie wyznaczona komisja instytutu przybyła tam 5 listopada 1927 roku. W czasie trzydniowych wykopalisk dokonano odkrycia kilku różnych przedmiotów, jednak raport z grudnia 1927 stwierdzał, że wedle opinii komisji wszystkie znalezione tam obiekty, za wyjątkiem kilku części krzemiennych toporów, były fałszywe. Wówczas pojawiło się najcięższe z oskarżeń przeciwko Fradinowi i pochodziło ono z najwyższych kręgów naukowych. Rene Dussaud, kurator Luwru i znany epigrafik, oskarżył Emile Fradina o fałszerstwo. Krokiem oskarżonego było wytoczenie Dussaudowi procesu o zniesławienie.

Krok ten spowodował powstanie dwóch obozów. Po jednej stronie stanęli Fradin i Morlet, a po drugiej naukowcy, z Dussaudem na czele. Nie była zatem zaskoczeniem wizyta, jaką w Glozel złożył Felix Regnault – prezydent Francuskiego Stowarzyszenia Prehistorii. W czasie krótkiej wizyty złożył on skargę na Fradina, której podstawą było twierdzenie, że 4 franki to za duża opłata za oglądanie obiektów, które według jego opinii były fałszywe. Policja przeszukała następnie małe muzeum, zniszczyła gabloty i skonfiskowała cztery eksponaty.

Nowa grupa neutralnych archeologów, nazywana Komitetem Nauk, wybrana została przez naukowców, którzy czuli się zniesmaczeni zatargami między dwoma obozami. Dokonywali oni wykopalisk od 12 do 14 kwietnia 1928 roku i również odnaleźli pewne okazy. Ich relacja wskazywała na autentyczność miejsca, które określili jako „neolityczne”. Zdawało się, że twierdzenia Morleta zostały zaaprobowane, jednak wkrótce kolejny cios zadał im Gaston-Edmont Bayle – dyrektor Paryskiego Rejestru Karnego, zanalizował przedmioty skonfiskowane przez policję i wkrótce orzekł, że są to współczesne podróbki.

Bayle twierdził, że znalazł coś, co przypominało fragmenty trawy oraz jabłka w niektórych z glinianych tabliczek z Glozel. Trawa z pewnością nie przetrwałaby tysięcy lat, zatem były to twory współczesne. Argument ten nie był przekonywujący. Najprawdopodobniej większość z tych przedmiotów umieszczano na trawie po wyciągnięciu ich z ziemi, co praktykuje się przy wykopaliskach do dziś. Wiadomo też, że niektóre z nich były przechowywane w piecu w domu Fradinów, gdzie się suszyły. Co dziwne, kilka miesięcy potem Bayle stał się ofiarą zamachu, zaś osoba która tego dokonała twierdziła, że Bayle wydał w jej sprawie złą opinię.

Jako konsekwencję relacji Bayle’a, 4 czerwca 1929 roku, Emile Fradin skazany został za oszustwo, jednak sędzia unieważnił sprawę w kwietniu 1931 roku. Wkrótce również uznano Dussauda winnym zniesławienia Fradina. Wszyscy zgadzali się, że wszystko to ma niewiele wspólnego z archeologią.

Morlet zajmował się wykopaliskami w Glozel od 1925 do 1938 roku. W czasie kilkunastu lat badań odkrył m.in. figurki, tabliczki, kamienne narzędzia i zdobione kamienie. W latach 50-tych dr Morlet próbował badania kości z Glozel przy pomocy nowej metody węglowej, raz we Francji i raz w USA. Zmarł on w 1965 roku nie dowiadując się więcej o sprawie, o którą tak walczył. Kiedy Fradin ostatni raz widział się z doktorem, ten miał rzec mu: „Nie możesz się poddawać. Prawda niedługo wyjdzie na jaw.”

Było to zatem fałszerstwo czy prawda? Prawdopodobnie najlepszym dowodem na prawdziwość jest to, że Emile Fradin, młody chłopak nigdy nie sprzedał tego, o stworzenie czego oskarżano go. Zdaje się nieprawdopodobne, że mógłby poświęcić na tworzenie fałszywek tyle czasu. Fradin nigdy nie chciał sprzedawać eksponatów. Co więcej, eksperci od prehistorii początkowo uznawali sprawę za autentyczną i raczej względy nienaukowe skłoniły niektórych, jak np. Breuilla do zmiany stron. Morlet odmówił uznania go jako współautora swej pracy, z kolei Vayson de Pradenne był zły na Fradina, że ten nie chciał odsprzedać mu kolekcji. Dussaud twierdził z kolei, że pismo było fenickim wynalazkiem, jednak Morlet uważał, że znane było ono w Europie na millenia wcześniej. Jeśli miał on rację, a Glozel było prawdziwe, teoria Dussauda była nietrafna.

W 1942 nowe przepisy znosiły możliwość prywatnego prowadzenia wykopalisk, a Glozel pozostawało w spokoju do 1983, kiedy to Ministerstwo Kultury zgodziło się na wznowienie prac. Pełnego raportu na ten temat nie opublikowano nigdy, choć w 1995 ukazało się 13-stronnicowe podsumowanie. Ten „oficjalny raport” wzburzył wiele osób, gdyż jego autorzy sugerowali, że stanowisko pochodziło ze średniowiecza i zawierało obiekty z epoki żelaza, choć równocześnie wzbogacono je o fałszywe przedmioty. Oświadczenie to wzmocniło wczesne wnioski czołowych francuskich archeologów. Jednak 16 czerwca 1990 roku, Emile Fradin otrzymał „Palmes Académiques”, co oznaczało, że kręgi akademickie uznały go za autora ważnego odkrycia. Co więcej, zdejmowało to z niego piętno fałszerza.

Przez kolejne lata Glozel pozostawało tematem kontrowersyjnym, gdzie nic nie mówiono wprost. Oficjalny raport twierdził, że pochodzi ze średniowiecza. Co więcej, w 1995 roku Alice i Sam Gerardowie wraz z Robertem Lirisem dokonali datowania jednej z kości odnalezionych w grobowcu, która pochodziła z XIII wieku. Oto średniowieczny wymiar Glozel. Jeśli to prawda, umniejszałoby to jego spektakularności, ale jednocześnie uniewinniało Fradina. Ale to nie cała „prawda”. Termoluminescencyjne datowanie 27 przedmiotów wskazało na trzy różne okresy. Pierwszy to czasy między 300 rokiem przed naszą erą a 300 naszej ery, drugi to okres średniowieczny (XIII wiek), zaś trzeci, co ciekawe, współczesny, co sugeruje, że mogło dojść do pomieszania okazów z fałszywkami. Choć datowanie węglowe fragmentów kości wskazywało na wiek od XIII do XX, jedna z kości udowych wskazywała na pochodzenie z V wieku.

Eksponaty z Glozel

Zdaje się zatem, że Morlet jednak się mylił i Glozel nie ma korzeni w neolicie. Czym zatem było? Centralna „Fosse Ovale” uważana jest za piec do wypalania, który w XIII wieku przekształcono w grobowiec. Grobowce zdają się mieć pochodzenie gallo-rzymskie, choć jedna z czaszek tam znalezionych pochodziła z XIX a trzy inne ludzkie czaszki z grobu II z XIII – XIV wieku.  Twarde” dowody wskazują zatem, że miejsce nie ma żadnego związku z neolitem.

Morlet był przekonany o takim jego pochodzeniu z racji przedmiotów, jakie tam znaleziono. Wizerunek renifera oznaczał, że pochodziły z 10.000 p.n.e., choć wiadomo, że przedstawiciele tego gatunku przeżyły w pewnych miejscach znacznie dłużej. Niektórzy (zoolodzy) twierdzili, że na wizerunkach widnieje raczej jeleń szlachetny, a nie renifer, jak woleliby archeolodzy.

Mimo to, najbardziej kontrowersyjnym aspektem całej sprawy są tzw. „tabliczki z Glozel”. Około setka z nich zawiera na swej powierzchni napisy. Liczą one przeciętnie od 6 do 7 linijek, zwykle na jednej stronie tabliczki, choć kilka posiada napisy z obu stron. Jeśli pochodziłyby one z okresu neolitu, oznaczałoby to, że nasi zamierzchli przodkowie znali pismo, co z pewnością wpłynęłoby inaczej na ich wizerunek i stan wiedzy.

Tabliczki przypominają pismo fenickie i dla niektórych tym właśnie są. Przez lata pojawiły się liczne twierdzenia o ich odcyfrowaniu oraz zidentyfikowaniu języka, który miał okazać się baskijskim, chaldejskim, hebrajskim, iberyjskim, łacińskim, berberskim, liguryjskim, tureckim i, co już wspomniano, fenickim. Wśród różnych propozycji na czoło wysuwa się sugestia Hansa Rudolfa Hitza, który mówił o celtyckim pochodzeniu pisma i datował napisy na okres między III wiekiem p.n.e. a I wiekiem naszej ery, co byłoby do zaakceptowania przez naukowców, gdyż mieści się w okresach, na które wskazało datowanie poprzez termoluminescencję oraz datowanie metodą węglową. Hitz stworzył alfabet składający się z 25 znaków, powiększonych o ok. 60 wariacji i ligatur, co uważano za wpływ alfabetu lepontyjskiego z Lugano. Hitz odczytał też kilka nazw i jak twierdzi zidentyfikował toponim oznaczający Glozel. Twierdził on jednak, że niektóre z napisów nie mają żadnego znaczenia, zaś inni oszacowali je na XIII wiek. Uważa się, że ci, którzy używali tego miejsca, jako cmentarza, starali się skopiować starsze przedmioty, jednak nie byli w stanie zrozumieć pisma, a starając się powtórzyć znaki widziane na kamieniach i urnach, stworzyli bezsensowny napis, który służyć miał jednak jako ozdoba dla zmarłego.



Choć Fradin nadal wierzył w wersje Moleta, dziś niewiele osób podziela to zdanie wierząc, że nowoczesne techniki datowania pozwoliły na uzyskanie dokładniejszych wyników. Co więcej, Glozel traktowane jest z pewnym dystansem, czymś w rodzaju „sprawy Dreyfusa” francuskiej archeologii.

Mimo wszystko, możliwość neolitycznego pochodzenia obiektów z Glozel pojawiła się ponownie w 1993 roku, kiedy to odnaleziono obiekt składający się z linii 111 kamieni między polem a Glozel. Biegnie ona wzdłuż starej drogi ku wzgórzu, gdzie znajduje się półkole z dużym głazem pośrodku. Ów megalityczny twór został częściowo zniszczony na początku XX wieku, ale mierzył ok. 100 metrów długości i znajdował się mniej-więcej na linii północ-południe, w kierunku Pola Śmierci. Jest to dowód na to, że Glozel jako całość, miało neolityczne związki.

Podsumowując, Glozel nie posiada tak wielkiej wartości, jak uważają niektórzy. Claude Fradin przypomniał sobie, że poprzedni właściciele, którzy żyli tam wcześniej, znaleźli wazę z tajemniczym napisem w okolicach tego samego pola. W styczniu 1928 roku rodzina Chez Gurrier, gospodarstwa, które leży niedaleko Glozel, odnalazła kamień z 21 literami i wizerunkiem konia. Skontaktowali się oni z Morletem, który odnalazł tam więcej przedmiotów. W okolicach znajdowano także inne skarby. W Puyravel (odległym o 2.5 km od Glozel), znaleziono 13 kamiennych przedmiotów pokrytych literami I zdobieniami. Na podobne natrafiono w Palissard (500 m. od Glozel) oraz Moulin-Piat. Wskazuje to na fakt, że okolica ta miała pewne znaczenie dla dawnych ludzi. Grzebanie naczyń i innych przedmiotów ze zmarłymi wskazywać może na to, że poświęcona danemu bóstwu. Jednak cienie kontrowersji związanych z Glozel są tak wielkie, że być może cała historia regionu nigdy nie zostanie odkryta. W całej tej sprawie największą ofiarą jest nasze rozumienie historii, które powinno wyjść z cienia debat o fałszerstwach i dowodach.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin