13_cz2_05.Bartosz 'Rorsarch' Boroński - Cywilizacja II.pdf

(1541 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 5
Bartosz 'Rorsarch' Boroński
Cywilizacja, część 2
857155053.002.png
857155053.003.png
Sandomierz leżał około dwóch dni drogi od Radomia, jednak w
okolicy spotykane były często zmutowane okazy fauny, stanowiące spore
utrapienie dla podróżników, spowalniające marsz. Podróż przez Polskie
Pustkowia odbywała się przeważnie w dzień, w nocy podróżowano tylko
wtedy gdy było to konieczne. W świetle słońca, dość wciąż dość nikłym ze
względu na wciąż duże stężenie pyłów w atmosferze, jednak nie tak duże,
aby zablokować promienie, które powoli ogrzewały planetę. Zaraz po
Wojnie wskaźniki temperatur wskazywały na zjawisko nuklearnej zimy,
ale wbrew przewidywaniom, po dwóch latach temperatury stały się
znośne dla człowieka, a teraz zaczynały wracać do przedwojennego
poziomu. Jednak jak niesie plotka, północne obszary Europy Środkowej
w niektórych miejscach skuł lód. Zastanawiając się czy kiedyś przekona
się o tym na własne oczy, Rorsarch obserwował otoczenie przez lornetkę.
Wyruszył z Radomia piętnaście godzin temu i zaczęło się ściemniać.
Daleko na południe majaczyły jakieś większe ruiny, zapewne Sandomierz,
ale wolał odpocząć, na wypadek nieprzewidzianych problemów w
opuszczonym mieście. Spanie na Pustkowiu nie było bezpieczne, ale po
ustawieniu czujnika ruchu na maksymalną czułość można było przespać
te kilka godzin, schowanym bezpiecznie w jakimś zrujnowanym domu czy
piwnicy. Sen pod gołym niebem można było zakończyć z kulką w głowie,
posłaną ze sporej odległości, więc nikt nie podejmował takiego ryzyka.
Nad ranem, gdy minęło sześć godzin, wyszedł z piwnicy, w której nocował
i ruszył do Sandomierza. Gdy zbliżał się do miasta, czujnik na jego ręku
zaczął ostrzegać go przed promieniowaniem. Kolejna rzecz, która
powstrzymała szabrowników. Póki co oscylowało w granicach
niewielkiego wzrostu, ale im bliżej domniemanej lokalizacji schronu, tym
bardziej rosło. Miasto było dość dobrze zachowane, najprawdopodobniej
promieniowanie było tu wcześniej o wiele wyższe, odstraszając
wszystkich, którzy tu przechodzili. Schron, który był jedynym w
Sandomierzu, gdyż budowy opóźniały się i z zapowiadanych kilku tysięcy
powstało wiele mniej, budowę opłacił prywatny właściciel. Nawet
powiększony, z wytrzymalszymi ścianami i awaryjnym wyjściem, nie
wytrzymał fali uderzeniowej bomby, która spadła na Tarnobrzeg, gdzie
umieszczono wojskowe ośrodki badawcze. Po godzinie spaceru przez
ruiny, przybysz ze Schronu Piątego dotarł do głównego wejścia. Było
zasypane gruzem i wielkimi kamieniami, które wyglądały, jakby ktoś
specjalnie je umieścił nad nasypie nad wejściem. Awaryjne wejście
powinno łączyć się ze śluzą, bądź posiadać własną. Pierwsza teza szybko
857155053.004.png
upadła, w okolicy, gdzie powinna być główna śluza, nie było niczego, co
mogłoby być awaryjnym wejściem. Po niemal całym dniu poszukiwań
znalazł fragmenty litej skały a potem małą piwnicę, w której było zejście
do wejścia awaryjnego. Małe, pancerne drzwi, nie do ruszenia
dynamitem, były zasilane awaryjnymi generatorami: wewnątrz i na
zewnątrz schronu. Zewnętrzny generator musiał być ukryty w skale,
umieszczenie go na zewnątrz spowodowałoby szybkie jego zniszczenie
bądź rozszabrowanie. Po kolejnej godzinie poszukiwań, znalazł w ścianie
kilka szczelin, a dłuższe dłubanie w niej nożem spowodowało rozsypanie
się, pozornie ciągłej, ściany odsłaniając generator. Klasyczne włączenie go
przyciskiem nie dało rezultatu i szybko wyszło na jaw czemu — brak było
paliwa. Generator był do bólu klasyczny, działał na ropę. Problemem było
wytrzaśnięcie paliwa, przedwojenna Polska nastawiła się na
samowystarczalność, więc na gaz i energię termojądrową. Ropa nie była
czymś powszechnym, głownie z powodu zatargów z Rosją i
niewystarczających zapasów własnych. Samochody głównie jeździły na
gaz, samochody elektryczne spopularyzowały się wraz z ogniwami
termojądrowymi, gdyż poprzednie technologie przestały być wspierane
po kryzysie z początku XXI w. z braku funduszy, a Europa musiała bulić
Gazpromowi i się zbroić, w związku z czym projekty inne niż wojskowe
miały minimalne szanse przebicia. Istniejące napędy hybrydowe bądź
elektryczne wymagały częstych doładowań a infrastruktura tworzona w
tym celu była rzadkością. Krążąc po napromieniowanym mieście, chodził
od wraku do wraku i przeszukiwał zbiorniki samochodów. Większość z
nich była gazowa, ale w jednym z nich znalazł trochę ropy, która jakoś
ocalała przez te wszystkie lata. Niosąc cenny płyn, po drodze jego uwagę
przykuł przedwojenny plakat filmowy, z którego ostał się tylko tytuł:
Moda na Sukces: The Movie. Najdłuższy film w historii kina!! Gdy
napełnił zbiornik generatora i go odpalił, ten cicho zabuczał i zaczął
pracować. Podszedł do drzwi i wcisnął guzik odpowiedzialny za ich
otwieranie. Drzwi otworzyły się z piekielnym zgrzytem, jednocześnie
uruchomił się licznik na ich wewnętrznej stronie, pokazując za ile sekund
zamkną się, ze względu na słaby stan paliwa w generatorze zewnętrznym.
Wszedł do środka, chwilę potem drzwi zamknęły się i uszczelniły. W
środku panował mrok, który szybko rozjaśnił sobie wbudowanym w gogle
noktowizorem. Szedł z wyjętym pistoletem, rozglądając się na boki,
szukając mapy schronu gdy nagle usłyszał chrupnięcie. Spojrzał pod nogi
i zakręciło mu się w głowie. Podłoga usłana byłą ludzkimi kośćmi!
857155053.005.png
Należące do mieszkańców schronu, leżały w nieładzie, niektóre częściowo
stopione. Dopiero teraz zauważył, że ściany również uległy stopieniu, co
spowodowało że były niezwykle gładkie a on sam nie mógł znaleźć mapy
schronu. Hamując swoje przerażenie na widok tylu ludzkich kości, brnął
dalej, usiłując się nie patrzeć pod nogi, do czego niemal zmuszały go
odgłosy chrupnięć. Starając się nie dopuszczać do siebie myśli, że stąpa
po ludzkich szczątkach zmierzał do centrum dowodzenia i łączności,
gdzie mieścił się magazyn z walizkowymi reaktorami. Jednak z każdym
kolejnym krokiem było mu coraz ciężej iść, nogi uginały się pod nim,
kiedy słyszał kolejne chrupnięcia pod swoimi stopami. Nigdy nie
przerażał go widok ludzkich ciał, lecz zwykle widywał zabitych,
uzbrojonych mężczyzn, ba, sam ich zabijał i nie miał potem koszmarów w
nocy. Tutaj stąpał po kościach kobiet i dzieci, co zaczynało powoli odbijać
się na jego psychice. Nogi odmawiały posłuszeństwa, zmęczone
całodziennym marszem, ale szedł dalej, chcąc jak najszybciej opuścić to
miejsce. Im bliżej był centrum dowodzenia, tym więcej szczątek było
wtopionych w podłogę a poziom radiacji rósł. W centrum dowodzenia
umieszczony był główny reaktor termojądrowy, czyżby to on wybuchł i
spowodował zagładę schronu? Nie miał czasu na myślenie, musiał jak
najszybciej odnaleźć przenośny reaktor i wynosić się stamtąd. W końcu
doszedł do celu. Gigantyczna gródź leżała przed wejściem, odrzucona
przez jakąś potężną siłę, a poziom radiacji wzrósł nagle do wartości
niebezpiecznych dla zdrowia przy dłuższym przebywaniu. Wszedł do
środka i skierował się do szafek zaopatrzenia, czując przypływ sił i
pulsującą w uszach krew, spowodowane realnym zagrożeniem. Na chwilę
przestał myśleć o trupach i skoncentrował się na reaktorze. Otworzył przy
pomocy wytrychów szafkę i zajrzał do środka. Znajdowała się w niej
jedynie sporych rozmiarów walizka, z napisem na boku: PETA —
Przenośna Elektrownia TermojądrowA. Nie zastanawiał się, skąd
Chińczycy mieli PETĘ, ale zapewne dali wystarczająco dużo w łapę i
dostali. Podniósł walizkę i przekonał się że waży dość sporo, na pewno
opóźni jego marsz, wystawiając go na dłuższe wpatrywanie się w ludzkie
szczątki rozsiane po podłodze. Po blisko dwudziestominutowym
przedzieraniu się przez schron dotarł do awaryjnego wyjścia, gdzie
spotkała go przykra niespodzianka, generator miał zbyt mało paliwa, aby
otworzyć drzwi! Generator główny w schronie nie działał, awaryjny
powinien być gdzieś blisko, ale gdzie? Postawił walizkę i zaczął
przeszukiwać stopione ściany. Po chwili wpatrywania znalazł sporych
857155053.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin