Zink Michelle - Proroctwo Sióstr Tom 2 _.pdf

(1158 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
858268813.001.png
Kenneth, Rebekah,
Andrew i Caroline
- to Wam dedykuję tę książkę.
Noszę Was zawsze w sercu.
Rozdział 1
Nie muszę odczytywać słów przepowiedni, aby ją sobie przypomnieć, kiedy tak siedzę
przy biurku w swoim pokoju. Są wyryte w moim umyśle, równie wyraźnie jak znamię,
którym naznaczony jest mój nadgarstek.
Z drugiej strony, gdy dotykam dłońmi spękanej oprawy Księgi Chaosu, którą przed
śmiercią mój ojciec ukrył w bibliotece, uspokajam się, czując jej trwałość. Otwieram
zniszczone przez czas okładki i zatrzymuję się wzrokiem na wsuniętej do środka kartce
papieru.
Przez osiem miesięcy, od momentu gdy wraz z Sonią przybyłam do Londynu, czytanie
tekstu proroctwa było moim rytuałem poprzedzającym nocny spoczynek. Powracałam do
niego w tej cichej godzinie, kiedy w Milthorpe Manor panuje największy spokój, bo cały dom
i służba milkną, a Sonia twardo śpi w swoim pokoju na drugim końcu korytarza. Właśnie o tej
porze usiłowałam rozszyfrować słowa przepowiedni, starannie przetłumaczone i spisane ręką
Jamesa. Chciałam znaleźć jakąś nową wskazówkę, która pomogłaby mi odszukać brakujące
strony Księgi, a przede wszystkim - drogę do odzyskania wolności.
Dziś wieczór, słysząc, jak ogień syczy w kominku, pochylam głowę nad kartką i jeszcze
raz odczytuję proroctwo, które nieubłaganie wiąże mój los z losem siostry bliźniaczki, a
jednocześnie stawia nas po przeciwnych stronach.
Ludzkość przetrwała pożogę i pokój,
Aż do zesłania Strażników,
Którzy jako żony i kochanki pojęli ziemskie kobiety,
Budząc tym Jego gniew.
Dwie siostry, ukształtowane w jednym rozkołysanym oceanie,
Jedna Strażniczką, druga jest Bramą.
Jedna strzeże spokoju, druga za magię oddała umiłowanie.
Strącone z nieba Dusze błąkają się
- Podczas gdy Siostry wciąż toczą bitwę,
Dopóki Bramy nie wezwą ich do powrotu
Lub Anioł nie przyniesie Kluczy do Czeluści.
Armia, wkraczająca przez Bramy.
Samael, Bestia, przez Anioła.
Anioł chroniony jest tylko cienkim woalem.
Cztery Znamiona, Cztery Klucze, Krąg Ognia
Zrodzone pierwszym tchnieniem Samhainu
W cieniu Mistycznego Kamiennego Węża w Aubur.
Niech Brama Anioła kołysze się bez Kluczy,
A potem tylko Siedem Plag i Niemożność Odwrotu.
Śmierć
Głód
Krew
Ogień
Ciemność
Susza
Zniszczenie
Otwórz ramiona, o, Pani Chaosu, a spustoszenie zesłane przez Bestię
Popłynie jak rzeka,
Bo wszystko stracone, gdy Siedem Plag tutaj spadnie.
Był czas, kiedy te słowa niewiele dla mnie znaczyły. Nie były niczym więcej, jak tylko
legendą spisaną w zakurzonym tomie, który przed śmiercią ojciec schował w bibliotece. Tak
było, zanim na moim nadgarstku nie pojawił się nagle wizerunek węża, zanim nie poznałam
Soni i Luisy, dwóch z czterech Kluczy, również napiętnowanych, choć trochę inaczej niż ja.
Tylko moje znamię ma w środku literę C. Tylko ja jestem Aniołem Chaosu, upartą
Bramą, podczas gdy moja siostra jest Strażniczką. Nie winię natury za ten błąd. Miało stać się
odwrotnie, lecz nastąpiły komplikacje przy naszym urodzeniu. I tak doszło do tego, że tylko
ja jestem w stanie zakazać Samaelowi wstępu - na zawsze.
Albo wezwać go i doprowadzić do końca świata - przynajmniej takiego, jaki znamy.
Zamykam książkę i staram się wymazać słowa z mojej głowy. Jest zbyt późno, żeby
zastanawiać się nad końcem świata i moją rolą w niedopuszczeniu do niego. Już sam ciężar
tych myśli sprawia, że tęsknię za szczególnym ukojeniem, jakie daje sen. Wstaję od biurka i
wsuwam się pod kołdry leżące na moim ogromnym, ozdobionym kolumienkami łożu.
Gaszę lampkę na nocnym stoliku. Teraz pokój jest oświetlony tylko błyskami ognia z
kominka, ale ta prawie niezmącona ciemność nie budzi we mnie takiego strachu jak dawniej.
Teraz moje serce wypełnia się trwogą, gdy napotykam zło ukryte w miejscach pięknych i
dawno poznanych.
***
Minęło wiele czasu, odkąd podróżowanie po Równinie myliło mi się ze zwykłymi
marzeniami sennymi. Tym razem, zapadłszy w sen, nie potrafię jednak stwierdzić, czy
podróżuję, czy marzę.
Znajduję się w lesie. Intuicja podpowiada mi, że to las otaczający naszą rezydencję
Birchwood Manor - jedyny dom, w jakim mieszkałam, nim osiem miesięcy temu
przyjechałam do Londynu. Są tacy, co twierdzą, że wszystkie drzewa wyglądają tak samo i że
nie da się odróżnić jednego lasu od drugiego, ale mnie otacza krajobraz dzieciństwa, który
przecież znam aż za dobrze.
Przez liście okrywające gałęzie wysoko nad moją głową przedziera się słońce. Światło
jest tak niewyraźne, że może to być rano lub wieczór, czy też jakakolwiek inna pora dnia.
Zaczynam się zastanawiać, po co tu jestem, bo teraz nawet w snach mam wyznaczony jakiś
cel. Nagle gdzieś z tyłu ktoś mnie woła:
- Li-a... Chodź tu, Lia...
Odwracam się, ale dopiero po pewnym czasie dostrzegam w niewielkiej odległości jakąś
postać między drzewami. Dziewczynka jest mała i stoi nieruchomo jak posążek. Jej złote loki
połyskują w migotliwym świetle wypełniającym las. Chociaż upłynął już prawie rok, odkąd
widziałam ją w Nowym Jorku, poznałabym ją wszędzie.
- Coś ci pokażę, Lia. Chodź tu szybko. - Jest to ten sam śpiewny głos, który słyszałam,
kiedy wręczała mi medalion ozdobiony znakiem, jaki szpeci mój nadgarstek, znakiem, który
jest ze mną zawsze i wszędzie.
Po chwili dziewczynka wyciąga rączkę i gestem wzywa mnie, bym podeszła bliżej. Jej
uśmiech jest zbyt znaczący, by uznać go za przyjemny.
- Pospiesz się, Lia. Nie chciałabyś przegapić tego spotkania. - Dziewczynka okręca się na
pięcie i biegnie, aż podskakują jej loki. Znika między drzewami.
Idę za nią, omijając pnie i omszałe głazy. Stąpam boso, ale zagłębiając się w las, nie czuję
bólu kaleczonych stóp. Dziewczynka porusza się wdzięcznie i szybko jak motyl. Jej postać w
białej sukience miga pomiędzy drzewami, tu i tam, jak duch. Staram się nadążyć za małą, ale
koszula nocna zaplątuje mi się w ciernie i gałęzie. Staram się jakoś je odgarniać, żeby w
gąszczu nie stracić dziewczynki z oczu, ale jest już za późno. Nie widzę jej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin