Praworządność.doc

(52 KB) Pobierz
Praworządność, rządy prawa, zasada ustrojowa zobowiązująca organy państwa do ścisłego przestrzegania prawa i działania zgodnie

Praworządność, rządy prawa, zasada ustrojowa zobowiązująca organy państwa do ścisłego przestrzegania prawa i działania zgodnie z normą prawną.

Praworządność jest powszechnie uznaną zasadą we wszystkich państwach demokratycznych. Konstytucja RP formułuje ją w art.2, według którego Rzeczypospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym. Oznacza to, że każde działanie organu państwowego musi być oparte na odpowiednich przepisach. Ma to zabezpieczyć jednostce poszanowanie przyznanych praw i ochronić ją przed ewentualną arbitralnością organów administracyjnych.

Na straży przestrzegania zasady praworządności stoją specjalne instytucje.

W Polsce są to m.in. Najwyższa Izba Kontroli, rzecznik praw obywatelskich, Trybunał Stanu, Trybunał Konstytucyjny. Specyficznym instrumentem prawnym zapewniającym praworządnośc są określone procedury postępowania przed sądami w sprawach cywilnych, karnych, gospodarczych i administracyjnych. Zapewnia to obywatelom poszanowanie ich praw.

Hasło opracowano na podstawie “Słownika Encyklopedycznego Edukacja Obywatelska” Wydawnictwa Europa. Autorzy: Roman Smolski, Marek Smolski, Elżbieta Helena Stadtmüller. ISBN 83-85336-31-1. Rok wydania 1999.

 

Czy w Polsce mamy rzeczywiście wolność słowa?

    Na pierwszy rzut oka chyba każdy odpowiedziałby TAK, jednak po głębszej analizie problemu doszedłem do zgoła innego wniosku. I nie będę tutaj gdybał, nie mając podstaw do takiego sądu. W mojej dość krótkiej "karierze" sieciowej, bo jestem w niej dopiero od pół roku, miało miejsce już wiele podobnych do siebie zdarzeń, a wszystkie dotyczyły mojej (jak dotychczas) domowej strony WWW. Poruszam tam problemy seksu i erotyki, ale w trochę inny sposób niż kojarzy się to większości internautów. Oczywiście pierwsze wydania mojego serwisu nie były pozbawione galerii, jak przystało na takie publikacje. Jednak w miarę powiększania się objętości wszystkich stron i działów, postanowiłem zaistnieć na szerszych wodach internetu. I tutaj zaczęły się problemy.

    Jak każdy właściciel strony na darmowym serwerze postanowiłem reklamować się poprzez systemy bannerowe. W każdym z nich prowadzone były konkursy na największą ilość kliknięć itp. Zapisałem się do trzech różnych "organizacji" i czekałem na efekty. Ku mojemu zdumieniu już po 3 dniach egzystencji w jednym z nich znalazłem się na pierwszym miejscu listy przebojów, a po następnych trzech miałem taką przewagę punktową nad innymi, że pierwsze miejsce we wszystkich konkursach miałem murowane. Kiedy przyszedł moment rozstrzygnięcia okazało się, że moje strony zostały wyłączone z konkursu, ponieważ sponsor nie zgodził się na oddanie nagród jakiejś tam stronie o seksie ! Podobna sytuacja miała miejsce w innych systemach, a niektórzy operatorzy w ogóle wyrzucili mnie z grona użytkowników. Po wymianie wielu listów ostatecznie zgodzili się na włączenie mnie ponownie, ale pod warunkiem wykluczenia z konkursów.
    Mimo wszystko po jakimś czasie moje strony dostały tytuł "Strony miesiąca" od magazynu WebKurier a magazyn "WWW" zamieścił je na swoim krążku CD. To były pierwsze sukcesy... Niedługo później dostałem propozycje od OptimusNET, prowadzenia kanału informacyjnego dla IE4.0. Wszystko było już gotowe do emisji i zaistniało wreszcie w sieci, kiedy dostałem list z przeprosinami od tejże firmy. Dlaczego? Oczywiście firma Microsoft Polska jako właściciel kanałów, nie zgodziła się na emisję tego rodzaju informacji. Cóż... na tym zakończyły się radosne wzloty, a ja doszedłem do wniosku, ze jednak nie można w Polsce mówić o wszystkim głośno... Nawet gdy na stronach nie ma pornografii są one kasowane i nikt nie patrzy na zawartość treściową, lecz niejako z góry podciąga wszystko na temat seksu pod pornografie. Swego czasu nie mogłem również używać właśnie słowa "SEX" na bannerze reklamowym ponieważ oburzało to innych użytkowników systemu...
    Oczywiście nie mogę wypowiadać się w imieniu wszystkich właścicieli podobnych stron, a nawet nie chce. Ponieważ niektóre z nich rzeczywiście powinny być skasowane. Może ktoś zarzuci mi tutaj brak tolerancji ? Chyba byłoby to nie na miejscu, bo uważam, że nikt nikogo nie zmusza do oglądania, czy czytania czegokolwiek na takich stronach. Co więcej, większość autorów ostrzega już na wstępie o treściach publikowanych dalej. Każdy, kto przechodzi, omija te ostrzeżenia, robi to tylko na własne życzenie ! Dyskryminowanie takich publikacji w sposób, o którym pisałem wyżej, jest świadectwem zacofania i niedojrzałości wielu osób odpowiedzialnych za ich wyłączanie z konkursów lub kasowanie, czyli administratorów . Pomijam już fakt, że można znaleźć strony o tematyce erotycznej, które nie tylko zrobione są ze smakiem, bez pornografii, ale również wyróżniają się pod względem estetycznym i treściowym z morza mało wartościowych stron o samochodach, UFO i innych...
    Co będzie dalej? Chyba jeszcze długo poczekamy na wykrystalizowanie się dojrzałego punktu widzenia wielu osób. Z całą pewnością wpływ na to wszystko ma świadomość religijna w naszym kraju, z jednej strony i kolizja z fałszywie rozumianą moralnością, z drugiej. Do wszystkiego można dodać jeszcze złą sławę pojęć "erotyki i seksu", które kojarzone są nieodłącznie z technikami stosunku itd. Niestety jest to wina samych autorów stron, którzy w wielu wypadkach szumnie nazywają swoje serwisy, szeroko je reklamują, a do zaoferowania mają tylko stek zdjęć, które i tak można znaleźć wszędzie, ewentualnie dorzucają historyjki erotyczne, żeby nie okazało się, że prowadzą jedynie galerię. Nie dostrzegają wszystkiego co jeszcze wiąże się z tematem, który i tak nie straci na popularności jeszcze bardzo długo. Nawet gdy wyjdzie zarządzenie o wyeliminowaniu wszystkich publikacji na ten temat... a praktyki dyskryminacji będą kontynuowane - kto będzie wytrwale szukał - ten znajdzie.
    Tylko kogo ma chronić prawo? Z jednej strony likwiduje w sposób sztuczny coś, co stanowi nieodłączny element człowieczeństwa, z drugiej zaś, ogranicza wolność wypowiedzi ludziom, którzy umieją i chcą mówić otwarcie na tematy związane z erotyką szeroko rozumianą. Zapotrzebowanie jest i internauci są zadowoleni z obecności takich publikacji - wniosek ten wyciągam na podstawie ankiet, które otrzymuje od moich gości. Mimo wszystko wielu autorom, tak jak i mnie, pozostaje egzystencja na niższym poziomie od innych publikacji. Dobre i to... Nie zdziwiłbym się gdyby nagle ktoś stwierdził, że należy wprowadzić całkowity zakaz pisania na ten temat, wiec cieszmy się z tego co mamy, a może kiedyś przyjdą lepsze czasy dla nas...

Czy w Polsce, jak w Irlandii, musi dojść do referendum w sprawie aborcji

Irlandczycy obojga płci odrzucili w referendum projekt zaostrzenia zakazu aborcji. Zadecydowały głosy mieszkańców Dublina i innych miast. Sporo zamieszania wprowadzili skrajni konserwatyści, którzy uznali poprawkę za... nazbyt liberalną i także namawiali do sprzeciwu. W tym samym czasie Polki (przy znacznym wsparciu mężczyzn) zorganizowały w Warszawie wielotysięczną manifestację feministyczną pod hasłem: „3 x Tak. Tak dla antykoncepcji, tak dla edukacji seksualnej, tak dla aborcji”. Manifestację poprzedził „List stu kobiet” do Parlamentu Europejskiego i do komisarza ds. pracy i polityki społecznej Unii Europejskiej Anny Diamantopoulou, wyrażający zaniepokojenie sytuacją kobiet w Polsce, a zwłaszcza wycofaniem się rządu z obietnicy nowelizacji ustawy antyaborcyjnej.

 

 

 

„List stu kobiet” (sygnowany przez takie postacie jak Maria Janion, Ewa Łętowska, Wisława Szymborska, Agnieszka Holland, Małgorzata Szpakowska, Joanna Kurczewska) oraz zapowiadane inicjatywy ustawodawcze Parlamentarnej Grupy Kobiet – wszystko to dowodzi, że w Polsce ukształtowało się silne lobby, dążące do zmiany obecnego stanu prawnego. Tworzą je osoby o liczącym się dorobku zawodowym, wykształcone, aktywne, o zdecydowanych poglądach na interesujące je kwestie. PGK, skupiająca 71 ze 116 parlamentarzystek obu izb, zapowiada przedstawienie wkrótce projektu ustawy liberalizującej prawo do aborcji. Czy jednak nawet gdyby taką ustawę uchwalono, nie zostanie ona zablokowana przez Trybunał Konstytucyjny? Czy dzisiejszy stan rzeczy jest ostateczny i wyklucza przywrócenie możliwości usunięcia płodu, gdy względy materialne nie pozwalają rodzinie na przyjęcie i wychowanie dziecka?

Trybunał Konstytucyjny uznał w maju 1997 r., że przepis taki jest niezgodny z konstytucyjną gwarancją ochrony życia ludzkiego. Sejm pół roku później wyrok ten akceptował. Droga do zmian została prawnie zamknięta, bo od czasu wejścia w życie nowej konstytucji (październik 1997 r.) orzeczenia Trybunału są ostateczne, nie muszą być akceptowane przez Sejm. Jednak ustawa o Trybunale przewiduje możliwość odstąpienia od raz już przyjętego poglądu, musi to wszakże zrobić pełen skład sądu konstytucyjnego. Swój antyaborcyjny pogląd Trybunał wyraził wprawdzie przy sprzeciwie trzech sędziów, ale jednak w pełnym kilkunastoosobowym składzie.

W 2001 r. wybrano czterech nowych sędziów Trybunału. Czy ten odmieniony skład mógłby przechylić wagę na rzecz odrzuconej (w maju 1997 r.) dopuszczalności aborcji z przyczyn społecznych? Nasz rozmówca, do niedawna członek Trybunału, wyraża tu sceptycyzm. W 1997 r. ówczesny prezes Trybunału prof. Andrzej Zoll w rozmowie (POLITYKA 25/01) podkreślał mocno miażdżącą przewagę sędziów wotujących przeciw aborcji z przyczyn ekonomicznych. Są to ludzie – mówił – bardzo różnych światopoglądów i sympatii.

Tak też do dzisiaj pozostało. Zwraca się też uwagę, że przepis konstytucyjny, który zyskał moc w październiku 1997 r., mówi o ochronie prawnej każdego bez różnicy życia, co dodatkowo umocniło stanowisko Sejmu i Trybunału. Aleksander Bentkowski, jeden z liderów PSL, minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, adwokat, tak oceniał jego znaczenie tuż po przyjęciu konstytucji: „Przepis przesądza o ochronie życia od jego początków. Nie ma o czym mówić”. To „nie ma o czym mówić” jest do dzisiaj w koalicyjnym PSL akceptowane i pozwala przewidzieć wynik każdego przyszłego głosowania sejmowego w sprawie aborcji.

Tymczasem są przecież możliwe i inne poglądy, które wyrażają sądy konstytucyjne licznych krajów katolickich. Austriacki trybunał konstytucyjny napisał w wyroku z 1974 r.: „Ponieważ tworzące się życie ludzkie, pozostające w stanie płodu, przechodzi rozwój od zapłodnionej komórki jajowej, niezdolnej w warunkach naturalnych do własnego życia poza łonem matki, do człowieka, zdolnego do życia poza łonem matki, to owe różne fazy rozwojowe jedności biologicznej nie stanowią koniecznie tego samego w rozumieniu konstytucyjnie zakotwiczonej zasady równości. Ustawodawca zyskuje zatem możliwość różnego traktowania przerywania ciąży w zależności od stadium rozwojowego płodu w łonie matki i nie narusza w ten sposób konstytucyjnego nakazu równości”.

Wtóruje mu w 1991 r. Trybunał w Belgii. „Postanowienia konstytucyjne nie zawierają w sobie stwierdzenia, że istota ludzka powinna korzystać z zagwarantowanej jej ochrony już od momentu poczęcia. (...) Zobowiązanie ustawodawcy do poszanowania życia ludzkiego nakłada obowiązek podejmowania także środków dla ochrony życia nienarodzonego. Nie można jednak z tego wyprowadzać wniosku, że pod rygorem naruszenia konstytucji ustawodawca jest zobowiązany do traktowania w jednakowy sposób dzieci narodzonych i nienarodzonych”.

Co na te różnice zdań międzynarodowy sąd do ochrony praw człowieka? Trybunał w Strasburgu stwierdził: „Wśród państw istnieje duża rozbieżność opinii, czy i w jakim stopniu art. 2 europejskiej konwencji o prawach człowieka, chroni życie nienarodzonych. W tych okolicznościach, przy założeniu, że konwencja nie dotyczy tego rodzaju spraw ze względu na delikatność materii, należy zapewnić państwom pewną swobodę działania”.

A gdyby środowiska, sprzyjające aborcji z przyczyn społecznych, zdołały w Sejmie i w Senacie doprowadzić do rozpisania ogólnonarodowego referendum w tej sprawie i zyskały w nim większość? Konstytucja z 1997 r. przesądza przecież, że jeżeli co najmniej połowa obywateli uczestniczyła w referendum, jego „wynik jest wiążący”. Dla kogo wiążący, dla Sejmu czy także dla Trybunału?

Przypomnijmy, że już w 1992 r. w odpowiedzi na kolejny projekt ustawy antyaborcyjnej powstał Społeczny Komitet na rzecz Referendum (jego przedmiotem miało być pytanie: karać czy nie karać za aborcję). Stworzyli go ludzie z czołówki opozycji demokratycznej lat 70.–80.: przewodniczącym był Zbigniew Bujak, szefową Międzyklubowego Zespołu Parlamentarnego na rzecz referendum – Barbara Labuda. Komitet zebrał blisko 800 tys. podpisów.

Jednak wniosek o referendum został odrzucony; Sejm przyjął represyjną ustawę antyaborcyjną w 1993 r., a w następnych latach inicjatorzy referendum przeszli na pozycje konserwatywne. Dziś mówią, że kroki w sprawie zmiany ustawy są przedwczesne. Odżywający spór o aborcję może sprowokować nie tylko poważne konflikty etyczne i polityczne, ale także prawne. Taka jest cena pospiesznego uznania, że „nie ma o czym mówić”.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin