Ewa wzywa 07 - 059 - Oseka Janusz - Smierc w zlebie Kirkora.txt

(139 KB) Pobierz
Garbata linia Giewontu rysowała się wyranie na bezchmurnym niebie.
Nagle na tlo błękitu wyskoczyła sylwetka człowieka, zamachała w powietrzu bezwładnymi ramionami i runęła w dół, z głonym klanięciem uderzajšc w dno skalnego wšwozu.
- Teraz przeleciała! - zawołał kto w górze.
Porucznik Jan Dudziak z Komendy Miejskiej w Zakopanem poprawił lewy but tkwišcy w kamiennym wyżłobieniu i wcisnšł obok prawš stopę. Stok był bardzo pochyły i mimo ubezpieczajšcej liny, którš zwišzano oficera z ratownikiem GOPR-u, nie mógł on uznać tej formy urzędowania za zbyt wygodnš. Porucznik nadzorował czynnoci ledcze: w Żlebie Kirkora przeprowadzano eksperyment z manekinem, zrzucanym z występu skalnego.
Był upał sierpniowy, samo południe. Porucznik Dudziak, sierżant Stanisław Ksišżek, fotograf milicyjny i ratownicy GOPR-u, którzy pomagali przy przeprowadzaniu eksperymentu, musieli często ocierać pot z czoła, żeby móc dokładnie obserwować złowieszczy lot manekina w przepać, robić zdjęcia d notatki. W kalendarzu widniała data 5 sierpnia.
Przedwczoraj, to jest 3 sierpnia, z pensjonatu wczasowego "Krokus" zaginęła dwudziestodwuletnia Anna Zemanek, przybyła z Krakowa i-go tegoż miesišca. Zamieszkali w "Krokusie" wczasowicze wybrali się 3 sierpnia, zaraz po niadaniu, na wycieczkę bryczkami na Cyrhlę. Tam opalali się, odbyli spacer do Toporowych Stawów, zjedli obiad i na kolację wrócili do pensjonatu. Anna Zemanek nie wzięła udziału we wspólnej wycieczce. Po niadaniu wyruszyła gdzie samotnie, nie mówišc nikomu dokšd. Kiedy nie wróciła tego dnia na kolację oraz następnego
- na niadanie, kierowniczka pensjonatu "Krokus", Halina Gałaj, zawiadomiła milicję zakopiańskš i Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.
Ale zaginionej nie zdołali odnaleć ani ratownicy, ani funkcjonariusze milicji. Czwartego sierpnia przed południem ze szczytu Giewontu wypatrzył przypadkowo przez lornetkę jej zwłoki przygodny turysta, który zawiadomił GOPR na Hali Kondratowej. Natychmiast zorganizowano wyprawę i już o godzinie trzeciej ratownicy GOPR-u w Żlebie Kirkora znaleli ciało młodej dziewczyny z widocznymi obrażeniami zewnętrznymi, doznanymi podczas upadku na skały.
Ratownik Smreczyński zlustrował, jak to było w zwyczaju, dokładnie okolicę, gdzie leżały zwłoki i pewna okolicznoć wydala mu. się zastanawiajšca.
Lekkomylni turyci niejeden raz próbowali zejć północnš stronš Giewontu przez Żleb Kirkora na dół do Doliny Stršżyskiej i niejedna taka wyprawa skończyła się mierciš. Stok w tym miejscu, pozornie względnie łatwy do przejcia, był w rzeczywistoci drogš niezwykle trudnš dla nieprzygotowanego i niedowiadczonego turysty.
Można byłoby zatem przypuszczać, że nastšpił po prostu jeszcze jeden tragiczny epilog nieprzemylanej, samotnej wyprawy górskiej, gdyby nie fakt, że zwłoki znaleziono około pięćdziesięciu metrów od zagłębienia Żlebu, na linii w ogóle niemożliwej do pieszego sforsowania bez od
powiednich umiejętnoci i wyposażenia. Mierzšc w górę od punktu znalezienia zwłok, najbliższym miejscem dostępnym dla nietatennika był występ skalny, odchodzšcy od cieżki, wiodšcej ze szczytu. Pod występem, mniej więcej w odległoci piętnastu metrów, umiejscowiona była kamienna półka, za pod niš stroma przepać, głęboka na dziesištki metrów.
Zwłoki znaleziono w przepaci. Dziewczyna mogłaby, wskutek nieostrożnego stšpnięcia, spać tutaj .z owej kamiennej półki, wykluczone było jednak, aby się na tę półkę dostała, spadajšc natomiast z położonego wyżej występu skalnego, upać powinna na półkę, nie do przepaci.
 W jednym tylko, a raczej w dwóch wypadkach - orzekł, dzielšc się z milicjš swymi przypuszczeniami, ratownik Smreczyński - piało zabitej znaleć się powinno w miejscu, gdzie leżało: albo gdyby, stojšc na skalnym występie, próbowała wykonać daleki skok z odbicia, albo - gdyby została przez kogo silnie popchnięta...
Eksperyment trwał. Manekin wywindowano na lince do góry.
 Jeszcze raz - porucznik wydal polecenie przez radiotelefon. - Zsunšć lekko!
Ciemna sylwetka znów zamajaczyła w powietrzu. Tym razem upadła nisko, na kamiennš półkę.
Milicyjny fotograf pstryknšł migawkš.
Sierżant Ksišżek przyczepił linkę do manekina. Widać było wyranie, że przy tej ekspozycji stoku nie czul się dobrze, choć starał się nadrabiać minš. Ten stary zakopiańczyk przyzwyczajony był do wysokoci raczej poniżej Kunic i nie wykazywał ani tego zainteresowania górami, ani kondycji, którš mógł pochwalić się porucznik, wyróżniajšcy się w slalomie zawodnik.
 Można wcišgać!
Próbę powtarzano wielokrotnie. Manekin, zsunięty ze skały, zawsze spadał na półkę, zepchnięty - leciał do przepaci.
 Widzi porucznik, że miałem rację - zapewniał Smreczyński.
Ekipa likwidowała się. Fotograf chował do plecaka aparaty, składano liny. Wkrótce ruszono w kierunku przełęczy.
Od strony Stršżyskiej błysnęły goršce promienie słońca.
 Co wy na to, sierżancie? - zagadnšł porucznik Dudziak, zrównawszy krok z lekko zasapanym Ksišżkiem.
 Dziwne, dziwne... - powtórzył sierżant. - Na samobójstwo to nie wyglšda.
 Myli pan o tym skoku w przepać?
 Tak. Smreczyński miał rację, bez odbicia obsunęłaby się na półkę... Kto popełnia samobójstwo skaczšc jak z trampoliny?
 Gdyby nie ta chustka, zaczepiona o skalę nad półkš, można by jeszcze przypuszczać, że dziewczyna dostała się na niš jako z boku, chociaż to jest mało prawdopodobne - zastanawiał się głono porucznik.
 Powiedzmy sobie, że po prostu całkiem nieprawdopodobne - wtršcił się goprowiec.
Turyci, wspinajšcy się po stromej cieżce tak zwanego "Piekła" biegnšcego do przełęczy, ze zdumieniem przyglšdali się schodzšcej w dół grupie. Największš
sensację budzili milicjanci, niosšcy płóciennš kukłę w kształcie człowieka.
Mniej więcej o tej samej porze, wczoraj, tš samš drogš niesiono zwłoki młodej dziewczyny, Anny Zemanek, która przyjechała w góry po odpoczynek, a dosięgła jš mierć.
Czy była z kim umówiona?
Może uciekła przed czym włanie do "Krokusa"?
Czy szukała przygody? Znajomoci?
Czy stroniła od ludzi?
Na to ostatnie wskazywała samotna wycieczka, zakończona tak tragicznie. Gdyby rzeczywicie chodziło o wycieczkę samotnš...
Porucznik Jan Dudziak zdawał sobie w pełni sprawę, że będzie musiał odpowiedzieć sobie na szereg takich pytań, zanim .rozwikła zagadkę.
2
 Jeszcze raz rzućmy okiem na tę listę - powiedział porucznik do kierowniczki domu wczasowego "Krokus".
 Nie ma tu wiele do czytania - stwierdziła. - Cała góra jest nieczynna z powodu remontu. Dlatego wydano do nas tylko kilka skierowań.
 Ile ma pani pokoi na dole?
 Szeć oraz moje biuro. Ale tylko trzy zajęte. Mogłam rozdzielić goci, ale pan rozumie: o wiele więcej kłopotów ze sprzštaniem, a o pracowników trudno.
 Rozumiem.
 Więc państwo Tobiaszewscy...
Przez drzwi pokoju biurowego kierowniczki dobiegł nagle głos:
 Będziemy mieli wczasy! To ty chciałe tu jechać, upierałe się do tego Zakopanego! Już jest milicja na karku... Użyjemy jak pies w studni!
 Włanie pan jš słyszy - wskazała na drzwi Halina Galaj. - Starsi państwo, wydajš się zamożni. Ona cišgle "ma za złe". Rzeczywicie pan Tobiaszewski zbytnio nie odpocznie w tych warunkach.
 Więc nikt z mieszkańców "Krokusa" nie znał Anny Zemanek? Wszyscy twierdzš, że zobaczyli jš w "Krokusie" po raz pierwszy.
 Wie pan porucznik, jestem zajęta pracš, trzeba dopilnować służby, wydać produkty ze spiżarni, z tym jest sporo roboty, nie pozostaje wiele czasu na obserwowanie goci. Ale wydawało mi się, że i tu nie miał nikt okazji, żeby poznać lepiej tę biedaczkę. Trzymała się wyranie na uboczu.
 Kto jest z kolei na licie?
 Zdzisław Pištek - cišgnęła kierowniczka - taki młody, może dwadziecia pięć lat. Zdaje się, przyjechał z Gdyni. Umiecha się cišgle, ale tak jako... Zresztš - nic nie mogę. o nim powiedzieć.
Mieszka z Ksawerym Wojteckim, dałam im pokój dwuosobowy, bardzo wygodny.
 Ten Wojtecki? - porucznik zawiesił głos pytajšco.
 Wyglšda na poważnego mężczyznę w sile wieku. Chyba czterdzieci lat, z Krakowa. Podał zawód: zaopatrzeniowiec. Spokojny, małomówny.
 Anna Zemanek przyjechała, jak wszyscy, pierwszego sierpnia?
 Tak... Choć nie wszyscy przyjechali pierwszego - przypomniała sobie kierowniczka. - Tobiaszewscy przyjechali drugiego sierpnia. Spónili się na pocišg
czy co takiego.
 Czy widziała pani, co robiła Zemanek po przyjedzie?
 Pierwszego dnia prawie nie wychodziła z pokoju. Trochę opalała się na balkonie. Przychodziła na posiłki. Nic szczególnego nie zauważyłam.
 Drugiego sierpnia zorganizowano wycieczkę do Kocieliskiej?
 Tak. Wspólnie z wczasowiczami z "Szarotki". Ja również wzięłam w niej udział.
 Czy wszyscy pojechali?
 Wszyscy oprócz Pištka.
 Ale Zemanek pojechała?
 Tak, na pewno. Była to zresztš krótka wycieczka, na obiad wrócilimy. Po kolacji zorganizowalimy wieczorek zapoznawczy. Zemanek uczestniczyła w nim tylko kwadrans. Zaraz poszła spać.
 Czy widziała pani Annę Zemanek tego dnia po południu?
 Chyba przelotnie. Co robiła po obie- dzie, pewnie dokładniej powiedzš te dwie panie, które mieszkały z Zemanek w jednym pokoju. Włanie, zapomnielimy o Jadwidze Winiak i Marcie Rataj!
 Nie zapomnielimy - uspokoił kierowniczkę porucznik. - Chciałbym prosić, żeby pani jeszcze raz pokazała mi
ten pokój.
 Dobrze - zamknęła drzwi biura za sobš na klucz. - Te panie sš u siebie.
 Prosiłem je o to - rzekł.
Pokój nie był duży, ale ustawny; mimo trzech łóżek znalazło się miejsce na szafę, stół, trzy krzesła i trzy nocne szafki. Przez okno widać było Giewont, scenę niedawnej tragedii. Przy stole siedziały dwie ładne, młode dziewczyny.
 Przepraszam, że przeszkadzam - porucznik wycišgnšł' notes. - Pani Jadwiga Winiak, maszynistka, zatrudniona w ZGSS w Łodzi, lat dwadziecia jeden, pani Marta Rataj, lat dwadziecia... Uczy się pani w liceum?
 Tak. Dokładniej: Liceum Pedagogiczne.
 C...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin