Bailey Elizabeth - Wybór Sereny (Panna Serena).pdf

(703 KB) Pobierz
1
896073608.001.png
ELIZABETH BAILEY
Wybór Sereny
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Październik 1811 roku
W przedłużającej się ciszy przenikliwe tykanie dużego
zegara stojącego na kominku zdawało się rozsadzać ściany
pokoju. Młodszy mężczyzna podniósł na starszego wzrok
pełen niepokoju i niedowierzania. Czyżby się przesłyszał? A
może coś źle zrozumiał? Wpatrywał się zaszokowany w
swego rozmówcę. Rysy jego szczupłej, pociągłej twarzy
wyostrzyły się, szare oczy przybrały chłodny wyraz.
Nieco więcej niż średniego wzrostu, ciemnowłosy, był
ubrany stosownie do okoliczności - w ciemny surdut i czarne
spodnie, które podkreślały smukłą, ale silną sylwetkę z
elegancją charakterystyczną dla ludzi jego pokroju,
ubierających się u najlepszych krawców.
Nikt jednak, mimo wymyślnej fryzury, nie mógłby
posądzać George' a Lyforda wicehrabiego Wyndhama o to, że
jest dandysem. Nie był ekstrawagancki ani w stroju, ani w
sposobie zachowania, nie hołdował ostatnim nowinkom
mody i nie gustował w efektownych drobiazgach, jak choćby
monokl, tak popularny wśród ludzi z towarzystwa. Przy
swoich dwudziestu siedmiu latach miał w sobie coś z
cynizmu światowca znużonego życiem.
Ostatnią rzeczą, jakiej by się spodziewał, było to, że
ulegnie powabowi niewinnej panienki z burzą złocistych
loków. Jeszcze mniej by się spodziewał - choć, jak uważał,
bynajmniej nie był pyszałkiem - że jego prośba o rękę panny
Sereny Reeth zostanie bez chwili wahania odrzucona.
Wyndham nie miał pojęcia, co powiedzieć panu domu.
Odmowa ugodziła boleśnie w jego dumę, ale to jeszcze nie
wszystko. Poczuł się zraniony do żywego.
- Czy właściwie zrozumiałem pańskie słowa, sir? Pan
3
odrzuca moją propozycję małżeństwa?
Lord Reeth powtórzył to, co już raz powiedział.
- Moja córka, sir, nie jest dla pana.
- Ale dlaczego? - Zbity z tropu konkurent tym razem z
trudem zachował zimną krew.
Reeth nie odpowiedział. Wicehrabia, nie mogąc znieść
wzroku starszego mężczyzny, przeniósł spojrzenie na
bibliotekę. Przestronne pomieszczenie, w którym się
znajdowali, wypełnione było wysokimi oszklonymi szafami
na książki, nadającymi wnętrzu dostojny i nieco ponury
wygląd. Może zresztą była to sprawa dżdżystego dnia i
posępnej aury, niezwykłej nawet jak na początek
października.
Wyndham podszedł do ciężkiego dębowego biurka,
nad którym lord Reeth kazał powiesić kandelabr. W świetle
widać było piętrzące się dokumenty i listy, aż nadto
wymownie świadczące o licznych obowiązkach. Wicehrabia
odwrócił się gwałtownie do gospodarzą, który tkwił
niezmiennie przy kominku, z ręką opartą o jego
obramowanie.
Lord Reeth sprawiał imponujące wrażenie - z grzywą
rudych włosów i orlim nosem, którego litościwie nie
przekazał w dziedzictwie swej ślicznej córce. Był słusznego
wzrostu i potrafił nosić się odpowiednio do swego wieku.
Preferował ciemne, choć modnego kroju spodnie, i surduty
szyte głównie z myślą o wygodzie.
Mówił silnym głosem, okrągłymi zdaniami, zdra-
dzającym talent oratorski, gdy zabierał głos w sprawach żywo
go interesujących. Teraz jednak zachowywał daleko
posuniętą powściągliwość i Wyndham obawiał się, że
niewiele wskóra, zadając kolejne pytanie. Odważył się jednak
to uczynić.
4
- Czy dlatego mi pan odmawia, że nie udzielam się w
polityce? - zagadnął. - Pan domu zaśmiał się krótko.
- Gdybym zwracał uwagę na takie rzeczy, mój drogi
chłopcze, to obawiam się, że na próżno szukałbym
odpowiedniego kandydata na męża dla mojej córki.
- Co więc czyni mnie tak nieodpowiednim kan-
dydatem? - dopytywał się wicehrabia coraz bardziej
natarczywie. - Nie zamierzam się chełpić, milordzie, ale
jestem na ogół uważany za dobrą partię.
Wiedział, że takie stwierdzenie umniejsza jego
wartość. Musiałby sam siebie uznać za niespełna rozumu,
gdyby choć przez jeden krótki moment sadził, że dziedzic
Earldom of Kettering, niemal już pan wspaniałej fortuny,
mógłby się spotkać z odmową ze strony zwykłego barona.
Tak się jednak stało, a on był w tej sytuacji zupełnie
bezradny.
Reeth nie odpowiedział. Wyndham spróbował więc z
innej beczki.
- A może ktoś mnie oszkalował? Może dowiedział się
pan czegoś, co by mnie w pańskich oczach dyskredytowało,
sir? Jeśli tak, proszę mi wyjaśnić i pozwolić sobie...
- Nic podobnego! - przerwał mu baron lekko
zniecierpliwionym tonem. Kiedy wreszcie odszedł od
kominka i skierował się do stołu, na którym na srebrnej tacy
jego lokaj przygotował napoje orzeźwiające, Wyndham
zauważył, że twarz mu pociemniała. Lord Reeth wziął
karafkę.
- Madery? - spytał.
- Nie, dziękuję.
Wicehrabia obserwował, jak jego gospodarz nalewa do
kieliszka rubinowy płyn i duszkiem go wypija. Nagle
uzmysłowił sobie, że Reeth jest zakłopotany, i zaświtało mu
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin