Da Costa Portia - Obnażona.doc

(997 KB) Pobierz

 

PORTIA DA COSTA

 

OBNAŻONA

 

Pamięci ukochanego kociego przyjaciela, Muldera, którego bardzo mi brak.

 

Rozdział 1

 

Uwaga! Ptaszek leci!

Vicki aż podskoczyła. Przyłapano ją na gorącym uczynku, właśnie chciała sięgnąć po czytnik. Serce załomotało jej tak, że chyba połowa krwi napłynęła jej do twarzy. Mocno się zarumieniła.

Dlaczego, no dlaczego nieśmiały paparazzo zatrudniony w firmie F. W. Shanley, a zarazem jej osobisty wróg, postanowił akurat teraz robić zdjęcia z ukrycia? Wybiegła z ważnego spotkania i szła przez biuro objuczona torbą na ramię, teczką i gazetami. A ten diabeł zjawił się akurat wtedy, kiedy jej ukocha­ny czytnik wypadł z zewnętrznej kieszeni torby na wykładzinę. Wyrósł jak spod ziemi, kiedy się schyliła po czytnik, pokazując całej okazałości pośladki w ob­cisłej szarej spódniczce.

Równie dobrze mogłam napisać sobie na tyłku: Spójrz na mnie!

Złapała czytnik i podniosła się. Wyprostowała ramiona i rozejrzała się z wdziękiem. Na jej twarzy malowały się całkowity spokój i odrobina chłodnej wzgardy. Gdyby nie rumieniec, byłaby w tej roli cał­kowicie przekonująca.

Niech pan, z łaski swojej, skasuje to zdjęcie. Na pewno się nie przyda do broszury. Nie sądzę, żeby szef firmy i zarząd byli zainteresowani moim... sie­dzeniem.

Och, ten podły, arogancki, drwiący wyraz twa­rzy! Ach! Ten grymas! Porozumiewawczy, diabelski grymas. Cholera, i te oczy. Dziwne, świdrujące oczy. Co to za kolor? Jakby się patrzyło w ogień przez bu­telkę brandy. Tym oczom nie uszedłby żaden szcze­gół. Zobaczył nie tylko jej pupę, ale też to, co trzy­mała w ręce. Rozbawiony błysk zza szkieł okularów w eleganckich metalowych oprawkach mówił jej, że on na pewno wie, co ma na czytniku i po co.

Och, nie wiem. Może zarządowi się spodoba? Założę się, że F. W. Shanleyowi też.

Red Webster miał głęboki, ochrypły głos. Zawsze się wydawało, że za chwilę wybuchnie śmiechem. Śmiał się zresztą za każdym razem, kiedy z nią roz­mawiał. Opuścił duży bajerancki aparat. Zakołysał się na pasku. Nagle, w okamgnieniu, wyjął jej z ręki czytnik. Trzymała tyle innych rzeczy, że nie mogła go powstrzymać.

Też mam. Świetne, co? Co pani czyta?

Nie!

Zanim zdołała go powstrzymać, wcisnął przycisk i ujrzał jej sekret.

Red Webster podniósł ciemne brwi, a jego oczy rozbłysły. Gwizdnął.

Wspaniała! Jedna z moich ulubionych. Prze­rwał. Kliknął w następną stronę i oblizał dolną war­gę, jakby się delektował smakiem jej upokorzenia.

Mogłem się domyślić, że jest pani dziewczyną z Historii O.

Oddawaj! rzuciła, tracąc panowanie nad sobą, chociaż starała się zachować spokój.

W biurze nie było ścianek działowych, więc inni pracownicy przyglądali się tej scence, zadowoleni, że przez chwilę mogą odpocząć od ślęczenia nad polisa­mi ubezpieczeniowymi i klauzulami. Vicky sięgnęła po czytnik, a torba niebezpiecznie rozhuśtała się na jej ramieniu. Nie udało jej się jednak odebrać mu swojej własności. Irytujący Red Webster zgrabnie usunął się na bok, jakby tańczył tango, i uniknął spotkania z nią.

Musi pani grzecznie poprosić odpowiedział. Kiedy przewijał kolejne strony, przelatywał je wzro­kiem, na jego brodatej twarzy malowała się czysta radość. Oczy błyszczały mu z ciekawości.

A może pani uklęknie i będzie błagać? Sądząc po wyborze lektur, mogłoby się to pani spodobać.

Vicki wzięła oddech, żeby się uspokoić.

Proszę się nie wygłupiać powiedziała tak lek­ko, jak tylko umiała, zmuszając się do beztroskiego uśmieszku. Nie da mu się wytrącić z równowagi.

Ale ton głosu ją zdradzał. Już wcześniej miał w oczach blask, ale teraz patrzył na nią wręcz pło­miennie. Nie mogła się pod tym spojrzeniem ruszyć. Poczuła krople potu na linii włosów. I gdzie indziej też. Poczuła, że rośnie między nimi napięcie. Przy­glądało im się coraz więcej zaciekawionych twarzy.

Nie musiało minąć dużo czasu, żeby wszyscy wiedzieli, że Vicki i fotograf, który odwiedza firmę, nie dogadują się. Wszyscy jakby liczyli na awanturę. Tacy ludzie jak pracownicy firmy WickhamDrake uwielbiają takie konfrontacje. Nawet najdrobniejsza sprzeczka zakłóca przecież monotonię biurowego ży­cia, godziny spędzane przed komputerem, stukanie raportów i niekończące się telefony.

Wcale się nie wygłupiam. Przecież nie czytała­by pani Historii O, gdyby pani nie interesowała.

Ożeż ty! Wracaj do swojej piekielnej nory albo w ogóle sobie idź!

Mówił cicho, ale nie miała wątpliwości, że pewien ciemnowłosy, wysoki mężczyzna wszystko słyszał.

Czytuję rozmaite książki, a ta była akurat w wy­jątkowo atrakcyjnej cenie. Tak bardzo starała się wyglądać na spokojną, że skóra na jej twarzy napię­ła się, jakby zostawiła na niej zbyt długo maseczkę. Kiedy znów wyciągnęła rękę po czytnik, oddal jej. Czubki ich palców zetknęły się na ułamek sekundy i wydawało się, że pod wpływem tego dotyku prze­szedł ją prąd.

Stłumiła westchnienie i szybko wsunęła czytnik i gazetę do torby. Trzymała i torebkę, i teczkę z przo­du, jak tarczę, w obronnym geście.

Nie mogła się jednak ochronić przed własną wyobraźnią. Jakby dotyk Reda Webstera uruchomił w niej pokaz slajdów. Na ekranie umysłu widziała obrazy siebie i tego perwersyjnego mężczyznę. Klę­czała przed nim, a on nad nią górował, niesamowicie wysoki i silny. Całowała go w rękę i poniżała się coraz bardziej. Przycisnęła usta do jego wypolerowanego buta dojazdy konnej.

Chociaż niedorzeczny obraz szybko zniknął, poczuła pulsowanie między nogami była gorąca i spragniona.

Nie!

Wszystko w porządku?

Jego znajomy niski głos brzmiał zaczepnie, ale jednocześnie słychać w nim było troskę jakby się zmartwił, że nagle się wyłączyła, jakby pod maską flirciarza krył się sympatyczny facet. Kiedy wróci­ła do rzeczywistości, Red Webster gapił się na nią, a w jego oczach tańczyły podstępne, niemal nieziem­skie światła. Znowu miała wrażenie, że wie, o czym marzy, że umie czytać w jej myślach.

W jak najlepszym, dziękuję. Spojrzała na nie­go jeszcze raz. Skasował pan już to zdjęcie?

Wzruszył tylko tymi swoimi masywnymi ramio­nami w czarnym swetrze i posłał jej szeroki, pełen uwielbienia uśmiech. Najwyraźniej rozkoszował się jej źle skrywaną niechęcią.

Na miłość boską, opanuj się pomyślała, za­niepokojona tym, że takie wrażenie robią na niej te równe białe zęby i zmysłowe usta obramowane schludną, ciemną, piracką brodą. Nawet teraz, kiedy udawał sympatię, czuła, że ten facet to prowokator i że rzuca jej wyzwane.

Daruj sobie, nie jesteś w moim typie. Daj mi spokój.

Jeszcze bardziej się podnieciła, kiedy Red zaczął zręcznie wybierać polecenia w aparacie. Miał duże, ale eleganckie ręce i prawie nie patrzył na to, co ro­bił. Umiał obsługiwać aparat, nie patrząc.

Co jeszcze przychodzi tak łatwo tym mocnym, zwinnym palcom?

To, co sobie wyobraziła, sprawiło, że wpadła w panikę. Musiała natychmiast uciekać przed Redem Websterem. Albo zmusić do ucieczki jego. Ale kiedy wyciągnął aparat i pokazał jej ostatnie zdjęcia na błyszczącym ekranie, podeszła bliżej.

Były to zwykłe zdjęcia sali, w której się właśnie znajdowali. Zdjęcia jak wiele innych. Ujęcia szczegó­łów architektonicznych, ukrytych uroków pięknych starych budynków, przypominające, do czego służyły, zanim urządzono w nich biura. Zdjęcia kolegów pra­cujących przy biurkach, rozmawiających, piszących na komputerach. Wyglądali może na trochę znużo­nych monotonią swojego zajęcia, ale raczej na zado­wolonych. Tak jak ona, zazwyczaj, kiedy akurat nie musiała odpierać zalotów tego dużego, seksownego i najwyraźniej złośliwego faceta, któremu widocznie wpadła w oko.

W porządku. Kiwnęła głową, w nadziei, że to go zniechęci. Chciała wrócić na swoje miejsce pójść do swojego boksu na końcu sali* którego po­siadanie było jedną z korzyści ze stanowiska szefa zespołu. Ale Red Webster nie ruszył się z miejsca. Podniósł aparat, ustawił coś i zrobił całą serię zdjęć biura.

Poczuła, że powinna coś powiedzieć, chociaż wiedziała, że to tylko przeciągnie sprawę.

Po co panu tyle zdjęć? Ile materiałów potrzeba, żeby zilustrować zwyczajny krótki raport? Chyba nie sądzi pan, że Shanley zamierza sprzedać firmę. Led­wie ją kupił, prawda?

Co Webster wiedział o F. W. Shanleyu III, no­wym właścicielu WickhamDrake, firmy ubezpie­czeniowej, w której pracowała? W końcu musiał się spotkać z tą szychą, kiedy szef zlecił mu zrobienie zdjęć.

A może zamierza nas przenieść do betonowo szklanego biurowca, a ten budynek przerobić na pałac do własnego użytku?

Coś mignęło w błyszczących, ciemnych oczach, które tak ją dręczyły.

Ten drań coś wie!

Ale odpowiedział obojętnym tonem:

Nie mam pojęcia. Ja tu tylko robię zdjęcia ludzi, budynku i elementów dekoracyjnych na potrzeby ra­portu. F. W. lubi po zakupie nowego przedsiębiorstwa pokazywać globalnemu zarządowi bogato ilustrowa­ne materiały, na wypadek gdyby nie umieli czytać.

Puścił oko zza okularów, jakby chciał powiedzieć, że podziela jej poglądy na temat niepodzielnej wła­dzy cesarzy biznesu.

Gdyby pan nie stał w jednym miejscu i robił też zdjęcia gdzie indziej, miałby pan bogatszy materiał. I nie przeszkadzałby pan tym, którzy mają ważniej­sze zadania.

O, nie! Po co ja to powiedziałam? A niech to!

Ważniejsze? Zmrużył oczy. Teraz wyraz jego twarzy na pewno nie był obojętny. Napięty, niejedno­znaczny, wyzywający. Jakby pytał o coś na poziomie niewerbalnym. Może nawet podświadomym? Z prze­rażeniem zauważyła, że jej ciało samo go zrozumiało i odpowiedziało.

Nie! krzyknęła w duchu, bo poczuła się pobu­dzona. Sutki jej zdrętwiały pod koronkowym stani­kiem, a cipka szykowała się na przyjęcie kutasa Reda Webstera. Na pewno pokaźnego kutasa. Wiedziała, że ma dużego, bo uległa pokusie i przyjrzała mu się, kiedy rozmawiał z kimś przy wejściu do któregoś z boksów. Miał tak obcisłe czarne dżinsy, że nie mu­siała sobie za dużo wyobrażać.

Nie, nie, nie rób tego!

Ale oczy nie słuchały rozumu i powędrowały w dół, po jego dżinsach, w stronę krocza.

Wyglądało to solidnie i obiecująco. Dobry Boże, może nawet ma erekcję? W ułamku sekundy, kiedy czekała, aż wygłosi kolejny prowokujący tekst, znów zobaczyła obrazy. Oto klęczy przed nim i czeka, aż pozwoli jej wyjąć ogromnego penisa z rozporka i z szacunkiem włożyć do ust.

Tak, ważne odrzekła krótko, dokonując cu­dów samokontroli i odpędzając szokujące obrazy. Wszyscy są zobowiązani do ciężkiej pracy na rzecz zespołów i oddziałów, i ogarniętego manią kontrolo­wania wszystkiego niewidzialnego właściciela. Mamy nowego szefa, ale jedno się nie zmieniło: nadal cięż­ko pracujemy.

Red Webster przez chwilę nie odpowiadał. Patrzył na nią tylko nieruchomymi, pięknymi oczami scho­wanymi za okularami. Patrzył obojętnie i stał tak, jak­by był całkiem zrelaksowany, ale Vicki była pewna, że w środku się śmieje. Bo jakoś, w niewyjaśniony spo­sób, widzi wszystko, co ona sobie wyobraża.

Wzruszył ramionami i jego szeroka klatka pier­siowa uniosła się pod eleganckim bawełnianym golfem. To jeszcze podkreśliło pełną uroku siłę jego ciała.

No cóż, jeśli uważasz, że przerzucanie papier­ków po to, żeby jakiś nieprzyzwoicie bogaty, kom­pletnie nieznany ci człowiek był jeszcze bogatszy, to zajęcie ważne...

Teraz to on się wyśmiewał. Rozwścieczyło ją to. Co on ma do bogatego szefa? Sam nie wygląda na biedaka. Te jego czarne ubrania nie są ani nowe, ani eleganckie, ale z pewnością drogie. Podobnie jak udająca niedbałą starannie dopracowana fryzura. Nie znała się na aparatach, ale wiedziała, że ten, który wisi na jego szyi, jest bardzo ekskluzywny i naj­nowocześniejszy.

Ten cały F. W. jest tak samo pańskim szefem, jak moim.

Jak mogłem zapomnieć ?

Nagle na jej niechcianych fantazjach erotycz­nych położył się cień niepokoju. Przecież wszystkie stanowiska, także jej, są zagrożone. Nowy szef jest znany z tego, że w nowo nabytych firmach robi rady­kalne przetasowania kadrowe. Musiała przyznać, że słynie też z tego, że daje lepsze ubezpieczenia eme­rytalne i medyczne niż wielu innych pracodawców w tych trudnych czasach. I z hojnych odpraw i pro­gramu pomocy dla zwalnianych pracowników, zanim znajdą nowe posady.

Dobrotliwy despota jest lepszy niż zachłanna hie­na, musiała to przyznać.

Nie przejmuj się mruknął Red i oparł się o               biurko, nie przejmując się tym, że drogocenny apa­rat buja mu się na szyi. W zamyśleniu głaskał się po brodzie. Nasz wspaniały szef widzi wszystko, słyszy wszystko i wie wszystko. Nigdy by nie pozwolił, żeby taka piękna kobieta wymknęła się z jego szponów. Zwłaszcza kobieta o tak wyrafinowanym guście.

Kiwnął głową w stronę teczki, w której schowała czytnik.

Proszę się nie martwić o stanowisko. Na pewno go pan nie straci.

Miała wrażenie, że to, że miałaby zostać w WickhamDrake, w jakimś sensie go rozczarowało. Potem jakby zmienił zdanie i powoli pogładził się po szczę­ce. Jakie by to było uczucie, gdyby potarł miękką, czarną brodą jej skórę? Zwłaszcza po wewnętrznej stronie ud? Gdyby wtulił tę przystojną twarz między jej nogi?

Oczywiście, jeśli tylko pani chce.

Usłyszała jego głos i otrząsnęła się. Co jej się sta­ło? Ten drań zrobił z niej szurniętą nimfomankę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin