Piotr Jaroszyński - Ocalić polskość.pdf

(365 KB) Pobierz
Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
OCALIĆ POLSKOŚĆ
Wydawnictwo Instytut Edukacji Narodowej Lublin 2OO1
Spis treści
Wprowadzenie
W dzisiejszych czasach dominuje kulturowo nad Europą pragnienie budowy jednolitego
społeczeństwa globalnego. Możliwość błyskawicznej komunikacji pomiędzy ludźmi, gdzie
znikają praktycznie bariery odległości, dostępności komputerów i internetu, powszechności
mediów - prowadzi do dominacji obrazu i ruchu nad myśleniem i kontemplacją. Wciąż
powtarzane, zwielokrotnione te same wzorce, sprzyjaj ą upadkowi i negacji zasad moralnych,
a przez swą powszechność stwarzają pozorne wrażenie poprawności i normalności, co usypia
sumienie i gasi przenikliwość myśli. To wszystko wywołuje nowe nieznane dotąd problemy
cywilizacyjne. Jednak pokusy totalitarne rodzą się te same co niegdyś, lecz obecnie zyskują
większy rozmach, opierają się bowiem na dużych możliwościach nowoczesnej techniki. Taka
sytuacja powoduje, iż zarówno sterowanie psychologiczne, jak i manipulacje wielkimi
grupami ludzi poprzez środki masowego przekazu są wygodnym narzędziem władzy.
U progu trzeciego tysiąclecia mogliśmy poznać i doświadczyć trzech największych ideologii
XX wieku: nazizmu, komunizmu i liberalizmu. Ostatnia z nich na naszych oczach przeobraża
się właśnie w globalizm, który ogarnia swym wpływem wszystkie dziedziny kultury,
powodując rozbicie narodowej tożsamości. A czyni to w taki sposób, że wielu ludzi wcale nie
1096520492.013.png 1096520492.014.png 1096520492.015.png 1096520492.016.png 1096520492.001.png 1096520492.002.png 1096520492.003.png 1096520492.004.png 1096520492.005.png 1096520492.006.png 1096520492.007.png 1096520492.008.png 1096520492.009.png 1096520492.010.png 1096520492.011.png 1096520492.012.png
 
dostrzega nadchodzącego zagrożenia. Globalizm, opierając się na ideale powszechnej
równości, prowadzi do jednego zasadniczego wniosku, że suwerenność państw i narodów nie
może już być odniesieniem działań politycznych. Celem głównym jest jedno wszechświatowe
społeczeństwo obywatelskie.
Prezentowany zbiór esejów profesora Piotra Jaroszyńskiego, który stanowi kontynuację pracy
sprzed dwóch lat Polska i Europa, pokazuje dalsze etapy przemian społecznych i kulturowych
na tle światowej tendencji do wymazania z ludzkiej świadomości fundamentów narodowych.
Dlatego już w samym tytule książki zawarte jest szczególnego rodzaju wezwanie, mające
stanowić na dziś motyw naszego działania na rzecz budowania dobra wspólnego w Ojczyźnie.
Ocalić polskość - to rozszerzać i niejako rzeźbić własnym wysiłkiem oblicze narodowej
kultury. Tym bardziej naglące to zadanie dzisiaj - bowiem jak wskazuje Autor - dziejący się
na naszych oczach zamach na kulturę Polski, obejmuje wszelkie dziedziny życia społecznego.
Rozważając, na tle suwerenności naszego narodu, tak fundamentalne dla kultury zagadnienia,
jak: nauka, edukacja czy religia, musimy pamiętać, że to od nas zależy ich powodzenie. Nie
wolno poddawać się zewsząd ogarniającej bezsilności, ta bowiem rozbija człowieka, a za nim
cały naród.
Ze szczególną uwagą podkreśla Autor rolę nauki i edukacji jako tych obszarów, które są
podstawą kształtowania się w człowieku rozumienia świata. Upada dziś ideał wiedzy dążącej
do prawdy, pielęgnowany przez ponad 2500 lat, począwszy od starożytnej Grecji. Dzisiejsze
rozumienie nauki to produkt nieskrępowanych badań, których wyniki są jedynie
prowizoryczne. W konsekwencji prowadzi to do anarchii w badaniach naukowych i postulatu
wolności bez granic, co widać także w życiu społecznym. Ujawnia się to z całą mocą w
systemie edukacji, w którym nie liczy się kształcenie i wychowanie, rozumiane jako
doskonalenie osoby poprzez wysiłek nabywania cnót, lecz socjalizacja, czyli takie urabianie
ucznia, by w przyszłości był przydatny do celów politycznych, gospodarczych, a więc uległy,
dyspozycyjny, nie przywiązany do tradycyjnej katolickiej moralności. Socjalizacja
przywołuje uniwersalny system wartości i postępowanie zgodnie z przyjętymi normami, lecz
milczy o tym, że źródła tego systemu i tych norm nie są obiektywne, lecz opierają się na
doraźnych celach i decyzjach.
Warto zauważyć, iż "polskość" - nasza Ojczyzna i jej kultura - od tysiąca lat przekazywana,
rozwijana i broniona z pokolenia na pokolenie, domaga się dziś od każdego Polaka z osobna
pełnej pieczołowitości i ofiarności postawy. Każdy z nas uwikłany w różnorodne relacje
społeczne może skierować do samego siebie pytanie, w jaki sposób próbuje ocalić i zachować
na rzecz następnych pokoleń przekazane mu dziedzictwo przeszłości. Nasze działanie, nawet
to najbardziej błahe, jest nierozerwalnie związane z odpowiedzialnością za jego skutek i nic
nie zwolni nas od tej odpowiedzialności. Dlatego ocalenie polskości nie jest zadaniem
skierowanym do jakiejś wąskiej grupy osób, ale stawia nas wszystkich w obliczu spełnienia
tego obowiązku.
Paweł Gondek
Ocalić polskość! (Kultura narodowa wobec globalizmu)
Globalizm to trend cywilizacyjny, którego celem jest utworzenie na naszym globie jednego
społeczeństwa sterowanego przez jeden rząd. Wprawdzie w każdej wielkiej cywilizacji
władcy aspirowali do panowania nad światem, niemniej jednak dopiero w XX wieku projekty
te stały się realne.
W średniowieczu i w czasach nowożytnych podstawowymi strukturami politycznymi były
monarchie. Rozpoczęty pod koniec XVIII wieku ich demontaż utorował drogę do budowania
suwerennych państw narodowych, jako państw obywatelskich. Między państwami tymi
toczyła się w wielu dziedzinach rywalizacja, nie zawsze też udawało się utrzymać równowagę
sił, co prowadziło do licznych wojen, których kulminacją były dwie wojny światowe w wieku
XX. Kolejna, ale już tzw. zimna wojna, oparta była na konfrontacji dwóch supermocarstw,
USA i ZSRS, przy współudziale mniej lub bardziej podległych im państw. Upadek
komunizmu pozostawił na arenie politycznej jedno supermocarstwo. Wówczas ostro ruszyła
kampania proglobalistyczna.
Przy istotnym wpływie i zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych globalizm nie jest w sposób
formalny związany z jakimś określonym państwem czy narodem, jawi się raczej jako twór
ponadpaństwowy i ponadnarodowy. Pewne jest natomiast, że globalizm w sposób zasadniczy
wpływa na politykę, ekonomię, media, edukację etc., wkraczając w sposób mniej lub bardziej
jawny w dziedziny, które warunkują i kształtują niepodległy byt państwowy. Ostatnim aktem
suwerennych państw jest zgoda na ograniczenie lub wręcz rezygnację z własnej nie-
zawisłości; przypomina to do złudzenia legalizację rozbiorów przez polski sejm. W "oczach
świata" wszystko dzieje się zgodnie z prawem, w oczach narodu nic nie budzi podejrzeń,
legalizacja dokonuje się za sprawą demokratycznie wybranych parlamentarzystów. Są to
jednak tylko pozory.
Wśród wielu dziedzin dotkniętych wpływem globalizmu znalazły się także kultury narodowe.
Wpływ ten nie jest odczuwany zbyt boleśnie, trudno się zatem dziwić, że tak naprawdę tylko
nieliczni zdają sobie sprawę z zachodzenia tego procesu. Masy przyzwyczajone do uznawania
za rzeczy ważne (a wręcz istniejące!) tylko tego, co jest odpowiednio spreparowane i
nagłośnione przez media, nie dostrzegają problemu utraty własnej kultury narodowej; o tym
masowe media nie mówią, a więc tego jakoby nie ma. Aby dostrzegać ten proces, trzeba mieć
jakąś skalę porównawczą. Brak jest rozpoznawalny przez porównanie z całością bez braków,
zatem obcując wyłącznie z rzeczami wybrakowanymi możemy sądzić, że taka jest ich natura,
a więc że braków nie posiadają. Kto widzi tylko psy bez ogonów, ten będzie przekonany, że
zwierzę to z natury nie ma ogona, że pies z ogonem to jakieś dziwadło; kto zna klasykę
polską tylko z wersji filmowej, ten ma zdeformowany obraz polskiej kultury (niestety,
jesteśmy obecnie świadkami mocno niepokojącego zjawiska w skali masowej, bowiem to
właśnie ten zdeformowany obraz jest uznawany za "normalny"). Trzeba zaznaczyć, że kultura
narodowa nigdy nie była w pełni zasymilowana przez cały naród czy wszystkich obywateli
danego państwa. Kultura narodowa jest raczej kulturą elitarną, choćby z tego tytułu, że
wymaga zdobycia odpowiedniego poziomu wykształcenia - i to w wielu różnych dziedzinach
- aby można było z nią obcować i nią żyć. Stąd też stosunkowo niewielki procent narodu
zdaje sobie w pełni sprawę z tego, co naród jako całość traci. A ponieważ wielu sądzi, że na
polityce, na medycynie i na kulturze zna się każdy, więc publiczna dyskusja nad potrzebą i
wagą kultury narodowej z reguły prędko staje się jałowa.
Dlaczego globalizm z całą premedytacją niweluje wpływ kultur narodowych na poszczególne
społeczeństwa? W wymiarze społeczno-politycznym kultura narodowa umacnia dane
społeczeństwo wewnętrznie, czyni je bardziej zwartym, silnym, a więc i odpornym na zakusy
obcych. Parafrazując znaną klasyczną sentencję możemy powiedzieć, że miastem bez murów
jest społeczeństwo bez własnej kultury. Jeżeli więc globaliści dążą do utworzenia jednego
światowego społeczeństwa, to muszą zdruzgotać mury kultur narodowych. W wymiarze
politycznym skruszenie murów kultury narodowej otwiera swobodną drogę do realizowania
wizji nowego społeczeństwa, które już nie będzie narodem, a kto wie, czy jednostki
wchodzące w jego skład zdołaj ą wówczas ocalić swe człowieczeństwo.
Ponieważ przekaz kultury narodowej przez wieki opierał się na tradycji, obejmującej krąg
domu, szkoły, państwa i Kościoła, więc niszczenie kultur narodowych musi polegać na
opanowywaniu tych właśnie newralgicznych punktów. Najpierw więc podważa się wartość
samej tradycji jako nośnika kultury, tradycję ukazuje się w najgorszym świetle -jako coś
zacofanego, anachronicznego, pozbawionego wartości. Liczy się tylko przyszłość i postęp.
Następnie trzeba wkroczyć do domów. Dziś jest to nad wyraz łatwe. Globaliści nie muszą
kolbami wyważać drzwi ani wkradać się przez okno. Praktycznie w każdym domu stoi jeden
lub kilka telewizorów, który niczym czołg otoczony piechotą kolorowych pism dyktuje rytm
dnia, opinie, nastroje, oceny. Dom dzięki masowym mediom jest już zdobyty. A co ze szkołą?
Programy szkolne opracowywane są i finansowane przez zachodnich "specjalistów" i
zachodnie instytucje, takie jak OECD czy Unia Europejska. W związku z tym bardzo
precyzyjnie usuwa się z treści nauczania, choć stopniowo, materiał, który rozbudza poczucie
narodowe. Eliminuje się klasykę literatury (wieszczów narodowych) bądź w całości, bądź
przez pozostawienie jak najmniejszej ilości narodowych utworów, bądź poprzez
rekomendację surogatu, namiastki dzieła literackiego, czyli obejrzenia wersji filmowej (czyt.:
zastępczej). Młodzież angielska nie czyta Szekspira, młodzież grecka nie czyta Platona,
młodzież polska... ogląda Trylogią, Pana Tadeusza i Przedwiośnie w kinie lub w telewizji. Bo
jak tu obcować z tekstem, którego... nawet poprawnie i pięknie się nie przeczyta, połowy słów
już się nie rozumie? Szkoła ukierunkowuje uczniów na zdobycie umiejętności praktycznych,
bez rozwijania zdolności do refleksji i mądrości. Wzorem jest umysł ścisły, czyli wąski (skoro
ściśnięty), ale za to zarozumiały, bo wierzący w potęgę techniki. Kultura narodowa zaś jako
dobro niewymierne traktowana jest jak sprawa pozbawiona wartości (bo niemierzalna).
Instytucje państwowe zachowują z kulturą narodową związek symboliczny, zewnętrzny.
Gdzieniegdzie flaga, skromny orzeł, rzadko hymn narodowy, i to co najwyżej jego pierwsza
zwrotka. Instytucje państwowe są urzędami, które urzędują, ale nie reprezentuj ą majestatu
sukcesji władzy ponad 1000-letniego państwa i nie zabiegając jego dobro. Kultura urzędu nie
jest kulturą narodową, jest wyrazem kultury biurokratycznej różnicowanej poziomem techniki
i mentalności (socjalistyczna, sowiecka, azjatycka, zachodnia). Jakże często wchodząc do
urzędu nie czujemy, aby to był urząd naszego kraju, urząd, który nam służy, który chce nam
pomóc, który broni naszych praw. W polskich urzędach Polacy czują się petentami
odgrodzonymi od władzy labiryntem korytarzy, pokoi, nieżyczliwych urzędników,
sztucznych sekretarek... Przepaść ta powiększa się za granicą, gdzie w wielu wypadkach
nasze placówki dyplomatyczne postrzegane są nie jako instytucje nakierowane na udzielanie
pomocy Polakom, co raczej zorientowane na penetrowanie polonijnych środowisk dla bliżej
nie określonych celów.
Kurczy się też mecenat państwa nad dziedzictwem narodowym, które - z małymi wyjątkami -
albo przechodzi w ręce obce, albo też ulega likwidacji. Państwo w sensie instytucjonalnym
przestaje być depozytariuszem zainteresowanym kultywowaniem wielowiekowego
dziedzictwa narodowego. W grę wchodzi brak równomiernego rozlokowania placówek
kulturalnych na terenie całego kraju, tak aby mogły być żywym odniesieniem całości narodu i
państwa dla dzieci, młodzieży i tych, którzy z kulturą polską chcą obcować. Jakże nieliczne i
jak rzadko rozsiane są muzea, teatry, sale koncertowe, biblioteki. Instytucji tych było nieco
więcej w okresie PRL-u ze względu na rolę propagandową, której nie mogły jeszcze spełniać
masowe media; propaganda jednak nie zasłaniała wszystkiego co narodowe, stąd można było
odnaleźć ślady kultury polskiej. Ale przy dzisiejszej socjotechnice przekaz masowy można w
całości wyjałowić z treści narodowych, nic więc dziwnego, że globaliści z Banku Światowego
nakazali Polsce już w 1989 roku likwidację 30 tysięcy placówek kulturalnych, w tym głównie
bibliotek. Człowiek globalny ma oglądać obrazy i słuchać słów podawanych przez media, a
nie czytać książki, które sam sobie wybierze.
Państwo wreszcie przestało być zainteresowane ukazywaniem wzorcowej kultury polskiej.
Instytucje, których nazwy wskazują na wyjątkową rolę w przekazywaniu pokoleniom
bogatego kanonu polskiej kultury (Teatr Wielki, Teatr Narodowy, Teatr Polski, Galeria Na-
rodowa), coraz częściej stają się polem prywatnych eksperymentów nie najwyższych lotów, a
często o charakterze wręcz antynarodowym, demoralizującym i szyderczym (vide: głośny
ostatnio casus warszawskiej "Zachęty").
Nic więc dziwnego, że wskutek takich działań wygaszony zostaje duchowy i materialny
związek obywateli z własnym państwem jako główną formą społecznego organizowania się
ludzi. Nie dzieje się to samoczynnie, lecz jest promowane przez instytucje globalistyczne,
które w ten sposób zmieniają ukierunkowanie działań instytucji tradycyjnie państwowych.
Administracja państwowa jest nie tylko polem dla załatwiania prywatnych interesów, ale nade
wszystko jest coraz częściej firmą do wynajęcia, jest przedłużeniem firm międzynarodowych
czy ponadnarodowych. Ma to swoje konsekwencje w kulturze, ponieważ przedsięwzięcia
ukazujące bogactwo i głębię wielu dzieł wymagają przepotężnego wsparcia
instytucjonalnego, na które prywatnie nikogo nie stać. Nie wystarczy wynająć salę i zapłacić
za prąd, trzeba jeszcze wykształcić ludzi zdolnych do tworzenia i przekazywania arcydzieł w
ich najgłębszym wymiarze. Jeśli własne państwo nie jest zainteresowane promowaniem
kultury ojczystej, to trudno się spodziewać, aby były tym zainteresowane państwa lub
organizacje obce. Jest im raczej na rękę, że dane społeczeństwo staje się coraz bardziej
bezmyślnym konsumentem i nie jest suwerennym narodem. Ktoś zapyta, a po co być
"suwerennym narodem"? W odpowiedzi nasuwają się na myśl słowa, które wypowiedział
ponoć Arystoteles, gdy zapytano go, po co człowiek tyle obcuje z pięknem? Trzeba być
ślepym, żeby zadawać takie pytanie - odpowiedział filozof. Trzeba być pozbawionym,
przynajmniej od czasu do czasu, rozumu, aby pytać, po co człowiekowi rozum. Trzeba być
nie w pełni dojrzałym psychicznie, aby pytać, po co kultura narodowa. Jeżeli bowiem przy-
chodzę na świat "goły i bosy", nie umiem myśleć, nie umiem pisać, nie umiem mówić, nie
umiem rozumnie słuchać i patrzeć - to mój rozwój osobowy, a więc rozwój wrażliwości,
umysłu, woli, charakteru, pozwalający mi na osiągnięcie właściwej sylwetki fizycznej i du-
chowej, na zdrowy kontakt z innymi ludźmi, na odczytywanie rzeczywistości - dokonuje się
przez najbliższy i najpełniejszy krąg świata, którym jest moja rodzina, moi rodacy, moja
ojczyzna. Jak nie istnieje język w ogólności, lecz są języki narodowe, tak nie ma kultury w
ogóle, lecz są kultury narodowe. Ucząc się języka, który pozwoli mi na kontakt z innymi
ludźmi, na wyrażanie siebie, na sięganie do dzieł pisanych przed wiekami, uczę się w
pierwszym rzędzie języka ojczystego, jako dla mnie najbliższego i najłatwiejszego. Po co
mam w Polsce, gdzie mieszka 40 milionów Polaków, uczyć się najpierw chińskiego lub
angielskiego? Jeżeli zaś to język polski wprowadza mnie do mojej społeczności i do mojego
dziedzictwa, to jest jasne, że muszę ten język opanować nie byle jak, ale w stopniu
doskonałym. Potrzebuję tego nie tylko jako Polak, ale jako człowiek, ponieważ swoje
człowieczeństwo realizuję po polsku. Dlatego troska o opanowanie ojczystego języka jest
podstawowym zadaniem domu i szkoły. Jeżeli natomiast już w latach 60. wprowadzono
reformę edukacji, w której ramach zredukowano bądź wyeliminowano przedmioty
humanistyczne ze szkolnictwa zawodowego (przymusowo objęto nią ponad połowę młodych
Polaków), to jest jasne, że chodziło o "wyhodowanie" ludzi, którymi łatwo można sterować.
W dobie globalizacji proces dehumanizowania kształcenia poszedł jeszcze dalej, ponieważ
dziś główna umiejętność "literacka" młodych ludzi polega na poprawnym pisaniu podań i
stawianiu krzyżyka w odpowiedniej kratce. A cóż mówić o gęganiu, jakie wydobywa się z
gardeł niektórych polityków i dziennikarzy, które dopiero po głębokim namyśle można
nazwać dźwiękami artykułowanymi i zakwalifikować jako przynależące do języka polskiego?
Globalizm w pełni podbije świat dopiero po całkowitej likwidacji kultur narodowych.
Albowiem kultura narodowa jest tym najgłębszym fundamentem, który chroni suwerenność
poszczególnych osób w wymiarze wewnętrznym. Jest ona również swoistym kodem,
nieczytelnym dla obcych, który spaja naród, nawet pozostający w niewoli. Dlatego liczyć się
musimy z tym, że proces pozbawiania nas naszej kultury ojczystej będzie trwał aż do czasu
całkowitego zniszczenia w nas polskości. Stosowane są i będą różne metody. Kultura
Zgłoś jeśli naruszono regulamin