Dean Koontz - Odwieczny Wrog.pdf

(2264 KB) Pobierz
DEAN R. KOONTZ
Odwieczny Wróg
Tytuł oryginału: PHANTOMS
944062597.002.png
Część pierwsza
OFIARY
Strach mnie ogarnął i drżenie.
Księga Hioba, 4; 14
(tł. za Biblią Tysiąclecia)
Umysł człowieka cywilizowanego
wciąż lgnie do niesamowitości.
Doktor Faustus, Thomas Mann
944062597.003.png
l
Areszt miejski
Krzyk był daleki i krótki. Kobiecy krzyk.
Zastępca szeryfa, Paul Henderson, podniósł wzrok znad Time'u. Przekrzywił
głowę, wytężył słuch.
Pyłki kurzu leniwie dryfowały w promieniach słońca przeszywających jedno z
wielodzietnych okien. Cienka, czerwona wskazówka sekundnika bezszelestnie
obiegała tarczę ściennego zegara.
Ciszę biura mącił tylko skrzyp fotela zastępcy.
Przez wielkie, frontowe okna widać było kawałek Skyline Road, głównej ulicy
Snowfield. W złotym blasku spokojnego letniego popołudnia panował absolutny
bezruch. Jedynie liście drzew szeptały w łagodnym wietrzyku.
Po kilku sekundach nasłuchiwania Henderson uznał, że się przesłyszał.
Wyobraźnia, pomyślał sobie. Pobożne życzenia. Aaa, już lepiej, żeby ktoś
wrzasnął. Nie mógł usiedzieć spokojnie.
Poza sezonem, od kwietnia do września, był jedynym pełnoetatowym zastępcą
szeryfa w podkomisariacie w Snowfield. Przeraźliwie nudna służba. W zimie,
kiedy miasteczko gościło kilkanaście tysięcy narciarzy, było co robić. Pijacy,
bijatyki, dochodzenia w sprawie włamań w hotelach, zajazdach i motelach. Ale
teraz, na początku września, funkcjonował tylko Zajazd Pod Płonącą Świeczką,
jeden pensjonat i dwa motele. Tubylcy zachowywali się grzecznie, a Henderson
który liczył dopiero dwadzieścia cztery lata i miał za sobą rok służby nudził
się.
Westchnął, spojrzał na magazyn leżący na biurku i znów usłyszał krzyk. Jak i
poprzedni, był daleki i krótki. Tym razem jednak krzyczał mężczyzna. Nie był to
okrzyk podniecenia albo nawet alarm. Wyrażał najwyższe przerażenie.
944062597.004.png
Henderson zmarszczył brwi, wstał i ruszył do drzwi, poprawiając na prawym
biodrze kaburę z rewolwerem. Pchnął bramkę w balustradzie oddzielającej
poczekalnię od zagrody byków", jak dziennikarze mówili o części dostępnej
tylko dla policjantów. Znajdował się w połowie drogi do drzwi, kiedy usłyszał za
swoimi plecami ruch.
To niemożliwe. Siedział tu sam calutki dzień. Cele stały puste od początku
zeszłego tygodnia. Tylne drzwi chronił zamek. Innego wejścia nie było.
Jednakże kiedy odwrócił się, odkrył, że nie jest już sam. A znudzenie opuściło go
szybko i na zawsze.
944062597.005.png
2
Powrót do domu
Niedzielny, wczesnopaździernikowy zmierzch malował góry wyłącznie dwoma
kolorami: zielonym i niebieskim. Drzewa sosny, jodły, świerki wyglądały
jak przybrane w sukno bilardowe. Wszędzie leżały chłodne niebieskie cienie, z
każdą minutą większe, głębsze i ciemniejsze.
Siedząca za kierownicą trans ama Jennifer Paige uśmiechnęła się czując, jaką
słodyczą napawa ją piękno gór. Tu jest mój dom, pomyślała.
Zjechała z trzypasmowej drogi stanowej w utrzymywaną przez władze okręgu
asfaltówkę, która wiła się w górę cztery mile do przełęczy w Snowfield.
Cudnie tu odezwała się z siedzenia pasażera czternastoletnia siostra Jenny,
Lisa.
Też tak myślę.
Kiedy spadnie pierwszy śnieg?
W przyszłym miesiącu, może wcześniej. Drzewa rosły gęsto przy szosie.
Trans am wjechał w tunel zwisających konarów. Jenny zapaliła światła.
Nigdy nie widziałam śniegu. Tylko na zdjęciach powiedziała Lisa. Nim
przyjdzie wiosna, będzie cię mdliło na jego widok.
W życiu. Coś ty. Zawsze marzyłam, żeby żyć w górach, jak ty.
Jenny zerknęła na dziewczynę. Ich podobieństwo niezwykłe nawet jak na
siostry było uderzające: te same zielone oczy, te same kasztanowe włosy, te
same mocno zarysowane kości policzkowe.
Nauczysz mnie jeździć na nartach? zapytała Lisa.
Wiesz, skarbie, kiedy narciarze zjadą do miasta, będzie jak zwykle masa
złamań, zwichniętych kostek, nadwerężonych kręgosłupów, porwanych
wiązadeł... Będę miała pełne ręce roboty.
Och... westchnęła Lisa; nie umiała ukryć rozczarowania.
944062597.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin