Resnick Mike - Starship 02 - Pirat.doc

(1839 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ PIERWSZY

MIKE

RESNICK

02 STARSHIP: PIRAT

przełożył

Robert J. Szmidt

fabryka słów

Lublin 2009


Seria „Starship”:

 

1. Bunt

2. Pirat

3. Najemnik

4. Buntownik


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Masywny, przysadzisty, trójnogi kosmita przemierzał podniszczone korytarze Teodora Roosevelta, kręcąc się dostojnie i wydając raz po raz ciche pomruki. Tu warknął na podoficera, który nie zdążył zejść mu na czas z drogi, tam spojrzał groźnie na drugiego, zmuszając go do cofnięcia się w zacisze kabiny i odblokowania wąskiego przejścia, ale doczłapał w końcu do niewielkiej, choć mocno zatłoczonej mesy. Rozejrzał się i w odległym kącie dostrzegł kapitana siedzącego z piwem w ręce przy mocno sfatygowanym stoliku. Zadziwiająco zręcznie przecisnął się na drugą stronę sali, aby zająć miejsce obok niego.

Jak ja nie cierpię tych krzesełwymamrotał, wydając głębokie, gardłowe dźwięki.

Też się cieszę, że cię widzę, Cztery Oczyodparł dowódca z uśmiechem na ustach.

Musimy zafasować więcej mebli przystosowanych dla Molarian, jeśli mam nadal służyć na tej krypie.

A może prościej będzie wystrzelić cię w próżnię?zasugerował Wilson Cole.To będzie o wiele tańsze od zakupu nowych krzeseł, no i zaoszczędzi ludziom kupę nerwów.

Beze mnie zaraz się zgubicie.

Naprawdę myślisz, że potrzebujemy cię tutaj do czegoś? Wedle mojej wiedzy zgubiliśmy się już trzy dni temu.Cole pociągnął łyk piwa.W końcu znajdujemy się w głębi dziewiczych terytoriów.

Niech cię szlag, Wilsonie!syknął kosmita.Co my tu, do cholery, robimy?

Nie wiem jak tyodparł kapitanale ja rozkoszuję się zimnym piwem i czekam, aż się pochwalisz, jakie to jeszcze nowe słowa przyswoiłeś z terrańskiego...zamilkł na moment i obrzucił uważnym spojrzeniem Molarianina.Masz zamiar dalej pieprzyć bez sensu czy powiesz wprost, co cię gryzie?

Sam nie wiemprzyznał kosmita.Kiedy zdecydowaliśmy się przejść na piractwo, spodziewałem się romantycznego życia z mnóstwem przygód.

Chcesz przygód?zapytał Cole z uśmiechem na ustach.Zatem wracaj do Republiki. Tam zapewnią ci takie atrakcje, że zaraz będziesz miał dość. Nie zapomniałeś chyba, dlaczego wylądowaliśmy na tym zadupiu?

Wiem, wiem. Ostatnim razem, gdy sprawdzałem, dawali za twoją plugawą główkę dziesięć milionów kredytów.

Mam nadzieję, że nie poczułeś się zignorowanypowiedział kapitan.W zeszłym tygodniu oferowali też trzy miliony kredytów za niejakiego komandora Forricea.

Nie potrafię opisać, jak mnie tym podniosłeś na duchumruknął Cztery Oczy.

Cole roześmiał się na głos.

Mówiłem ci to już, ale jeszcze raz powtórzę. Najbardziej cenię w was, Molarianach, to, że jesteście jedyną obcą rasą, która potrafiła przyswoić nie tylko wzorce ludzkiej mowy, ale i nasze poczucie humoru.

Tylko jeden z nas stara się być teraz zabawnywypalił Forrice.Opuściliśmy terytorium Republiki i wałęsamy się po bezdrożach Wewnętrznej Granicy już od trzech tygodni. Nie uważasz, że powinniśmy w końcu zająć się jakąś robotą i popiracić troszkę?

Niedługo zaczniemy.

Na co jeszcze czekasz?

Na poczucie bezpieczeństwa.

Mamy je od niemal trzech tygodnizapewnił go Molarianin.Nikt nas nie ścigał.

Akurat co do tego nie mam pewności i ty też jej nie możesz miećodparł Cole.Słuchaj, jestem pierwszym buntownikiem w naszej flocie od ponad sześciuset lat. I nikogo nie obchodziło, że ocaliłem pięć milionów istnień, przejmując dowodzenie nad tym okrętem. Jak tylko prasa zwąchała temat, nie miałem najmniejszych szans na odparcie zarzutów, a potem załoga Teddyego R. ośmieszyła resztę floty, odbijając mnie z więzienia. Czy na miejscu Republiki odpuściłbyś tak szybko tę zniewagę?

Republika jest w stanie wojny, Wilsonieprzypomniał mu kosmita.My należymy do jej najmniejszych problemów.

Zgoda. Ale gdyby admiralicja postępowała racjonalnie, nie musiałbym przejmować dowodzenia. Fakt, że nie dostrzegliśmy śladów pościgu podczas minionych trzech tygodni, nie oznacza wcale, iż go odwołano. I dlatego tkwimy w najbardziej pustym sektorze Granicy, jaki zdołaliśmy znaleźć. Tutaj najłatwiej sprawdzić, czy mamy kogoś na ogonie. A jak tylko zyskam pewność, natychmiast kupię ci kordelas. Będziesz mógł łupić i rabować, aż uraduje się twoje serce. O ile wy, Molarianie, posiadacie coś takiego jak serce.

Naprawdę uważasz, że wciąż za nami ganiają?zapytał Forrice.

Gdybym zabił admirał Garcię albo wysadził przez pomyłkę jakąś planetę, pewnie już by dali spokój.Cole uśmiechnął się ponuro.Ale nigdy mi nie wybaczą tego, że zwiałem im z Timosa tuż przed procesem, na oczach całej zgromadzonej prasy.

Ta niekończąca się ucieczka zaczyna mi działać na nerwy.

To ty masz coś takiego jak nerwy?

Molarianin spojrzał na niego z politowaniem.

Tak mi się nudzi, że zaczynam próbować tych świństw, które pijasz.

Masz na myśli piwo?zapytał Cole.Wydawało mi się, że system trawienny waszej rasy nie przyswaja takich trunków.

Forrice zrobił minę, która wszystkim nieznającym mimiki jego gatunku musiała wydać się odrażająca.

Prawdę powiedziawszy, nasz układ trawienny w ogóle ich nie przyjmujeprzyznał.Odchorowywałem to przez cały dzień.

Przecież my tu nie mamy dniprzypomniał mu Coletylko trzy ośmiogodzinne nocne zmiany...Przerwał na chwilę.Co jeszcze cię dręczy, Cztery Oczy?

Kończy nam się żywność.

Zsyntetyzujemy następną partię.

– I paliwo.

Nie potrzebujemy paliwa, o ile nie będziemy przyspieszali albo hamowaliwyjaśnił ze spokojem kapitan,

No i wszystkie Molarianki opuściły pokład!wybuchnął w końcu Forrice.

Nopowiedział Cole i uśmiechnął się.W końcu doszliśmy do sedna sprawy.

Wiedziałbyś, o czym mówię, gdyby nie to, że połowa waszych samic walczy ze sobą o prawo do spółkowania z bohaterem galaktyki!

Czyżbym słyszał w twoim głosie nutę zazdrości?

Zazdrości, zawiści, a nawet frustracji, czyli wszystkiego, czego można się spodziewać, jeśli utkniesz na pokładzie bez pici przeciwnej,

Trafne określenie. Z tego, co pamięłam, wasze samice zawsze wydają się wszystkiemu przeciwnezauważył Cole.

Dość tegoburknął Forrice.Rzucanie kalumnii na samice mojej rasy należy do moich obowiązków!

Tak na marginesie, wydawało mi się też, że samice Molarian zmieniają co jakiś czas płeć.

One tak!wrzasnął Cztery Oczy.Ja nie!

Na pokładzie mamy jeszcze dwóch innych Molarianpowiedział Cole.Idź, opowiedzcie sobie kilka sprośnych dowcipów, a jak już ci przejdzie chandra, wróć, mamy kilka spraw do obgadania.

Mamy?zapytał szybko Forrice.To znaczy kto, ty i ja?

Kapitan pokręcił głową.

Wszyscy. Ale zaczniemy od najstarszych stopniem, czyli od ciebie, mnie i Sharon Blacksmith.

Chodzi o sprawy bezpieczeństwa?

Nie.

W takim razie po co ci obecność szefowej sekcji bezpieczeństwa?

Cenię sobie jej opinię.

I dzielisz z nią łóżkododał ponuro Molarianin.

Raczej ona dzieli je ze mnąodparł Cole bez śladu zażenowania.Moje jest większe. Spotkajmy się w mojej kabinie o godzinie dwudziestej drugiej czasu pokładowego.

Forrice skinął szeroką głową.

Będę na czas.

Gdy Molarianin oddalił się, Cole spokojnie dopił piwo, wstał, przeciągnął się, a potem wyszedł na korytarz. Musimy zrobić coś, aby zmodernizować ten okręt, pomyślał. Idę o zakład, że przez ostatnie pięćdziesiąt lat nikt niczego tutaj nie tknął. Większość sprzętu wygląda jak ekwipunek ubogiego nurka z największego zadupia, a reszta jest w jeszcze gorszym stanie.

Zamierzał wrócić do kabiny, aby się odprężyć, kto wie, może nawet dokończyć książkę, którą właśnie czytał, ale po chwili zastanowienia uznał, że rozsądniej będzie podtrzymać w załodze iluzję kapitana, który nie zrezygnował z nudnej, codziennej rutyny dowodzenia statkiem. Skierował się więc na mostek.

Za konsolami komputerów siedziała porucznik Christine Mboya, dobiegająca trzydziestki, wysoka, szczupła i niesamowicie atrakcyjna kobieta. Spoglądała na ekrany i wydawała szeptem rozkazy, których Cole ani nikt inny z obecnych nie mógł usłyszeć.

Malcolm Briggs, atletycznie zbudowany młodzieniec także noszący mundur porucznika, zasiadał przy stanowisku uzbrojenia. Na ekranie przed nim leciał jakiś program rozrywkowy, bez wątpienia pobierany z pojemnych bibliotek pokładowych Teddyego R..

Wysoko w górze, w kapsule przytwierdzonej do ściany, unosił się Wxakgini, jedyny pilot, jaki zasiadał za sterami tego okrętu na przestrzeni ostatnich siedmiu lat. Należał do rasy Bdxeni, istot przypominających kształtem pocisk ale posiadających także wiele cech insektoidalnych. Tkwił tam skulony w embrionalnej pozycji, z szeroko otwartymi, nigdy niemrugającymi, wielokomórkowymi oczami, połączony z komputerami okrętu sześcioma grubymi kablami, które wychodziły z jego głowy i niknęły w masywnej grodzi. Bdxeni nie znali pojęcia snu, co czyniło z nich idealnych pilotów i trwali w tak idealnej symbiozie z komputerami okrętów, że trudno było określić, gdzie przebiega granica pomiędzy nimi.

Kapitan na mostku!wrzasnęła Christine, stając na baczność i oddając przepisowy salut w tej samej chwili, gdy zauważyła obecność dowódcy. Briggs zareagował podobnie, ale kilka sekund później.

Dajcie spokójpoprosił Cole.Ile razy mam powtarzać, że nie należymy już do floty?

To nie ma znaczenia, jest pan nadal naszym kapitanemodparła z uporem Mboya.

Jestem banitąpoprawił ją cierpliwie.Pani zresztą też. A banici nie muszą sobie salutować.

Ale ten banita będzie panu salutowałnie ustąpiła.

Też jestem tego zdania, sirdodał Briggs i powtórzył salut.

Wydaje mi się, że pierwszą rzeczą, jaką każę zainstalować na tym okręcie po remoncie, będzie maszt, do którego da się przywiązywać niesubordynowanych oficerów, aby ich publicznie wychłostaćoświadczył oschle Cole.Dziękuję, pilocie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin