Krytyka Literacka 2010.pdf

(2759 KB) Pobierz
KRYTYKA LITERACKA: styczeń 2010
Page 1 of 63
Udostępnij Zgłoś nadużycie Następny blog»
Utwórz bloga Zaloguj się
KRYTYKA LITERACKA
pod redakcją Witolda Egertha i Tomasza Sobieraja ● ISSN 2084-1124
LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA ESEJE RECENZJE FELIETONY WIERSZE OPOWIADANIA
______________________________________________________________________
Spis treści
2012 (8)
2011 (78)
2010 (41)
grudzień 5(
listopad (8)
październik (4)
wrzesień 5(
sierpień 1(
lipiec (1)
czerwiec (3)
maj (3)
kwiecień 4(
marzec (3)
luty (2)
styczeń 2(
Recenzja: Jarek
Łukaszewicz
TRÓJMASZTOWIE
C
Dyskurs: Wioletta
Sobieraj LATAWCE,
czyli sanacja ...
2009 (4)
Recenzja: Jarek Łukaszewicz TRÓJMASZTOWIEC
Autor: Marek Trojanowski LITERATOR.PL,
HISTORIAMOICHNIEDOLI.PL.
Dziesięć euro i osiemdziesiąt centów wystarczy by zaspokoić swoją
estetyczną próżność. Za tę sumę można nabyć jedno ze zdjęć Jana
Saudka (strona autorska: www.saudek.com) w rozmiarze 60 x 85 cm,
oprawić w antyramę i powiesić na ścianie w salonie. Kiedy zaintrygowani
i zachwyceni niezwykłą fotografią goście będą pytali o autora, należy
zachować konieczne w takich przypadkach opanowanie graniczące z
obojętnością - na zachwyt, i odpowiedzieć krótko:
– To? Aaa, to. To Saudek.
Oczywiście goście nie będą mogli oderwać wzroku od autorskiej
reprodukcji. Będą nasycać się niezwykle zaaranżowaną estetyką. Po
chwili milczenia któryś z gości zada pytanie:
– A kto to jest ten Saudek?
Teraz można dać upust swoim najbardziej krwiożerczym instynktom.
Spoglądając z pogardą i politowaniem na ciekawskiego ignoranta, z
artystyczno-pedalską manierą należy machnąć rączką i powiedzieć:
– Phi! Nie wiesz? No wiesz. Jak możesz nie wiedzieć? Phi!
Można też powiedzieć głośno:
____________________
_
– Nie wiesz kto to jest Saudek? Naprawdę?
A następnie zwracając się do pozostałych gości zakpić:
Adres do korespondencji
t.sobieraj@wp.pl
– On nie wie kto to jest Saudek? Niebywałe.
Kontemplując towarzysko-salonowy szmer, w którym przewijać się będą
słowa: „niebywałe” „nie wie” „jak może? niebywałe”, „doprawdy
niebywałe” można spokojnie rozsiąść się w swoim ulubionym, skórzanym
chesterfieldzie i wpatrywać się w osobliwy proces wykluczania jednostki.
Przyglądać się jak stado białych owiec dystansuje się od czarnej owcy,
która jeszcze kilkanaście sekund wcześniej miała taki sam kolor runa co
reszta.
AUTORZY TEKSTÓW
Józef Baran
Klaudia Bączyk
Mariusz Bober
Jan Z. Brudnicki
Maciej Cisło
Michał Dec-Budziszyński
Stanley Devine
Marek Doskocz
Witold Egerth
Stanisław Esden-Tempski
Piotr Grobliński
W.A. Grzeszczyk
Łukasz Jasiński
Zbigniew Joachimiak
Krzysztof Jurecki
Dziesięć euro i osiemdziesiąt centów można zagospodarować inaczej.
Można wymienić w kantorze euro na złotówki i za dokładnie 43 złote i
pięćdziesiąt groszy kupić sobie tomik Jarka Łukaszewicza pt.
„Trójmasztowiec”. W cenę Jarek Łukaszewicz wliczył koszt opakowania
(koperta z folią bąbelkową), przesyłki (pocztą poleconą) oraz własnego
niezwykle cennego czasu, który poświęci na udzielenie wszelkich
informacji drogą telefoniczną na temat stanu realizacji zamówienia.
Jeżeli uświadomimy sobie, że długość przeciętnej rozmowy telefonicznej
to minuta i jedenaście sekund oraz że w tym czasie zamiast informować
Łukaszewicz mógłby napisać przynajmniej jeden wiersz, to dla dobra
duchowej substancji narodu będzie lepiej jeżeli zniecierpliwieni
http://krytykaliteracka.blogspot.com/2010_01_01_archive.html
2012-01-23
1087206508.012.png 1087206508.013.png 1087206508.014.png 1087206508.015.png 1087206508.001.png
 
KRYTYKA LITERACKA: styczeń 2010
Page 2 of 63
opieszałością poczty polskiej nie wybierzemy numeru +48 602 535917 i
nie będziemy nękać poety, który w tym czasie na pewno tworzy kolejne
dzieła.
Katarzyna Karczmarz
Roman Kaźmierski
Marcin Królik
Andrzej Jerzy Lech
Marek Ławrynowicz
Przemysław Łośko
Dariusz Magier
Roberto Michel
Joanna Mieszkowicz
Janusz Najder
Krzysztof Niemczycki
Stanisław Obirek
Edward Pasewicz
Dariusz Pawlicki
Robert Rutkowski
Jan Siwmir
Tomasz Sobieraj
Wioletta Sobieraj
Jan Stępień
Andrzej Tchórzewski
Janusz Termer
Marek Trojanowski
Joanna Turek
Igor Wieczorek
Bohdan Wrocławski
Adam A. Zych
Karol Maliszewski tak napisał o „Trójmasztowcu” Łukaszewicza:
Oto tajemnica poezji po przełomie: pękła ta wysoka skała, ten jakiś
Ajudah, i poeta spadł wprost na wielopasmową ulicę języka; teraz
błąka się tu i tam, wybierając to i owo, by nałożyć na siebie, by
spokrewnić to, co do tej pory nie spokrewniano. To coś więcej niż
słowna gra, czyli grzebanie w pudle z napisem „puzzle informacyjnego
chaosu”. To kategoryczne oddzielenie się od zbyt łatwo wypowiadanego
świata. Oto tajemnica miary. Umiarkowanie w widzeniu i snuciu.
Arnolfini, Łukaszewicz i to trzecie.
Nie mając dostępu do tych pokładów świadomości, które są
zarezerwowane tylko dla Karola Maliszewskiego nie zamierzam wnikać w
istotę kategorii: „poezji po przełomie”, „jakiegoś Ajudaha”, „pękniętej
wysokiej skały”, „spadającego poety”, „języka jako trasy WZ” itp. Nie
przeczę, że mądrości Maliszewskiego niczym kozaczki z futerkiem od
Versace pięknie prezentują się na ostatniej stronie okładki, ale jak
wyjaśnić sens odbitej pieczątki o treści „egzemplarz prawoskrętny” na jej
pierwszej stronie?
Kserokopia.art.pl ma na swoim wydawniczym koncie takie produkcje jak
m.in. „th” Edwarda Pasewicza czy „China Shipping” Justyny Bargielskiej.
Zarówno w „th” jak i w „China Shipping” połączenie tekstu i grafiki było
optymalne. Do tekstów Pasewicza zapis nutowy pasuje tak, jak nutacja
diastematyczna do piętnastowiecznego „Graduału Łęczyckiego”. Zaś w
kontekście „China Shipping” użycie czcionki z elementarzy dla dzieci
także ma znaczenie. Innymi słowy wydawnictwo kserokopia.art.pl
specjalizuje się w eksperymentach wydawniczych, w których próbuje się
połączyć wrażliwy tekst – jakim jest poezja - z obrazem.
ORAZ
J.W. Goethe
Jarosław Hašek
S.I. Witkiewicz
____________________
Ale jak to z eksperymentami bywa – jedne są udane inne mniej a jeszcze
inne to kompletne fiaska. I do tej ostatniej kategorii zaliczyć można
właśnie „Trójmasztowiec” Jarka Łukaszewicza.
Trójmasztowiec wydany został w nakładzie 500 egzemplarzy. Do każdego
z nich dołączona została ulotka z informacją wydrukowaną złotą farbą na
białym papierze o treści: „NAGRODA GŁÓWNA w II ogólnopolskim
konkursie na autorską książkę literacką Świdnica 2009”. Oprócz
Maliszewskiego są także wycinki z recenzji – Agnieszki Wolny-Hamkało,
która informuje target rodzaju żeńskiego, że:
Było sobie życie. Widziało się w nim rzeczy niesłychane. Kochało się – z
miłości, innym razem ze strachu, albo tylko tak sobie. Dla zabicia dnia.
Brało się, co dają: sporo wściekłego piękna, niespodzianek w języku,
zwykłego
szarego
chleba.
Czasem
mięso
ostatnich żyjących
przedstawicieli gatunku. Grzeszyło się i modliło .
Jest też notka Antoniego Matuszkiewicza o tym, że:
„Trójmasztowcem” wypływamy na głębię subiektywnej i kulturowej
pamięci” oraz o „mroku przykrytym błyskotliwością odbić” i
„oczywistości spływających w nieoczywistość horyzontu” i o
„poszarpanej elipsami narracji”.
Na temat grafiki wykorzystanej dla celów tej publikacji, to są to zdjęcia z
wycieczki do Izraela. Raz kotek. Raz dziewczynka z długimi nogami.
Innym razem stolik w restauracji. Powtarzający się motyw to napisy w
języku hebrajskim. Ale trafi się także jakaś dziewczyna z karabinem.
Oprócz tego są wystawy sklepów z butami, z ciuszkami dla ciężarnych,
fotki straganów, papci – czyli wszystkiego, co może wzbudzić we
współczesnym czytelniku niepokój albo smutek egzystencjalny.
Reasumując: są to najzwyklejsze zdjęcia, które jest w stanie zrobić każdy,
kto ma aparat fotograficzny i potrafi go obsługiwać w trybie „automat”.
Gdyby spróbować je porównać, to fotki strzelane przez Michała
Kobylińskiego (Gila Gillinga) na spędach poetów, kiedy to odbywa się
masowe skarmienie sałatką majonezową są gorsze od tych, które znalazły
się w „Trójmasztowcu”. Gorsze, ale tylko odrobinę.
http://krytykaliteracka.blogspot.com/2010_01_01_archive.html
2012-01-23
1087206508.002.png 1087206508.003.png 1087206508.004.png
 
KRYTYKA LITERACKA: styczeń 2010
Page 3 of 63
W sprawie wierszy. Jeżeli ktoś uwierzy Maliszewskiemu w to, że są to
teksty „po przełomie”, że spotka tu „jakiegos Ajudaha” itp., to się
zawiedzie. „Trójmasztowiec” to zbiór tekstów banalnych. Na przykład:
nieźle się urządziłeś - mówi
i wylicza nazwiska przedwojennych
fabrykantów – wskazuje lodówkę piecyk
i telefunken, więc gdy wyciąga
odkurzacz (posprzątam ci na wszelki
wypadek) mówi „hoover”, jak gdyby wiedziała
że on jest winien tej zawiei
[bifurkacja]
I teraz zgaduj zgadula. O czym jest ten wierszyk? Dodać należy, że na
sąsiedniej stronie jest fotka z zachmurzonym niebem i pustą plażą, na
której porozkładano leżaki i rozstawiono stoliki.
Kto zgadnie proszony jest o wysłanie e-majla z odpowiedzią na adres:
poczta@kserokopia.art.pl
Nagrodą będzie nieskrywana radość poety, że ktoś zrozumiał bądź
próbował zrozumieć jego przekaz.
Inny przykład kunsztu poetyckiego autora „Trójmasztowca”:
heloł wagino, dzień dobry szyjko
zmieniwszy kosmiczną wyporność
znosisz dary małżonko – powiedział
Arnolfini – „a gdzie zanosisz dary?”
do Pana dary zanoszę
że śmiercią mnie obdarzył
że mogę liznąwszy
palca wiatr stwierdzić
lub wywołać
i liście zzieleniawszy
też wydają się wilgotne
trochę
Arnolfini w fotelu pęcznieje
z radości i milknie kluczowa
nieufność pomiędzy Bogiem
i córką oraz jej synem jej bratem
[małżeństwo Arnolfinich]
Jak wyżej, także i ten tekst opatrzony został obrazkiem. Zamiast plaży
jest niewyraźne – bo robione nocą – zdjęcie oświetlonej skąpo wystawy
sklepu z sukniami ślubnymi. Łatwo się domyślić co będzie przedstawione
na pierwszym, drugim, trzecim, czwartym a nawet piętnastym (gdyby
takowy istniał) planie zdjęcia. Analogicznej łatwości w odgadywaniu
brak, gdy chodzi o tekst i jego znaczenie. Ale zanim czytelnik porzuci
nadzieję warto spojrzeć na ostatnią stronę okładki. Przeczytać jeszcze raz
notkę Maliszewskiego i Matuszkiewicza o tym, że „od dawna tkwimy na
mieliźnie” i że „jedyna głębia, to głębia pęknięcia wysychającego dna” a
już nie czujemy się odosobnieni w otępieniu poznawczym. Prawda, że
płytko?
Obok fotki wystawy piekarni znajduje się tekst pt. „galapagos”. Podobnie
jak zdjęcia ten tekst także nie zaskakuje. Czytamy:
pod tamtym mostem Alma maher błagała
męża, żeby nie robił wiochy, potem kiwnęła
głową (na gropiusa i poszli), i tam taki ładny
piasek na brzegu szkli się w wieczornej latarni
że i punki sobie wydeptują miejsca na orgazmy
jak żółwie błyszczą skórzane kurtki nad szprewą
http://krytykaliteracka.blogspot.com/2010_01_01_archive.html
2012-01-23
1087206508.005.png 1087206508.006.png
 
KRYTYKA LITERACKA: styczeń 2010
Page 4 of 63
chrzęszczą nity, trzaskają martensom sznurówki
sypie się do butów
[galapagos]
Na pewno Łukaszewicz znajdzie kilkadziesiąt fanek (przynajmniej pięć w
samej Świdnicy), które po przeczytaniu tekstu o „wydeptywaniu miejsc
na orgazm” rozpłyną się w sosie własnym. Nie wątpię także, że
„trzaskające sznurówki”, „błyszczące kurtki” oraz „chrzęszczące nity”
utorują drogę do niejednego serca profesjonalnego krytyka literackiego.
Mnie jednak zastanawia konsekwentne użycie wyrazów z języka obcego
w zapisie fonetycznym. Zamiast Sprewa jest szprewa, zamiast Hello jest
„heloł” a Michael Douglas to „majkel daglas” [frotka]. Czytając te
fonetyzmy zastanawiam się, na którym to pasie tej wielopasmówki
lingwistycznej, o której pisze Maliszewski, się znalazłem? Czy może jest
to namacalny dowód domniemanego przełomu?
Na zakończenie.
„Trójmasztowiec” Łukaszewicza jest kolejną pozycją wydawniczą, która
zalegać będzie na półkach magazynowych hurtowni. Winą za taki stan
rzeczy obarczony zostanie – jak w każdym takim przypadku – system
dystrybucji i marketingu. Nie można odmówić Maliszewskiemu, Wolny-
Hamkało ani Matuszkiewiczowi dobrej woli. Zrobili wszystko, by
„Trójmasztowiec” dobrze się sprzedał. Notki o „przełomach”, „pękających
skałach”, „dnach” itp., dawno się zdewaluowały. Teraz niemal każdy
tomik posiada na okładce standardową laurkę od Wolny-Hamkało,
Maliszewskiego itp. Wszystkie tomiki wydawane w tym kraju przecież są
dobre. Wszystkie są przełomowe, nadzwyczajne, odkrywcze, epokowe,
wyjątkowe itp. W tym kontekście tomik Łukaszewicza także się nie
wyróżnia, na co zwrócili uwagę zacni i szanowani krytycy.
jarek łukaszewicz (Jarosław Łukaszewicz?), trójmasztowiec , Miejska Biblioteka
Publiczna w Świdnicy, 2009.
Poleć to w Google
Dyskurs: Wioletta Sobieraj LATAWCE, czyli sanacja
powieści satyrycznej i wynikające stąd
nieporozumienia.
Autor: Witold Egerth
Szanse książek debiutantów na naszym rynku wydawniczym są
najczęściej nikłe. Przebić się przez tysiące tytułów wydawanych rocznie
wręcz nie sposób, chyba że wydawnictwo stanie murem za swoim
autorem i wykona ogromną marketingową pracę, przy dużym
zaangażowaniu sił i środków, albo znajdzie się wpływowy i opiniotwórczy
ojciec namaściciel, który poprowadzi debiutanta za rękę wprost po
prestiżowe nagrody. Jestem przekonany, że gdyby książkę kogoś zupełnie
nieznanego reklamowano w mediach tak często, jak to się dzieje w
przypadku najbardziej znanych polskich pisarzy, sprzedano by ją również
w tysiącach egzemplarzy, a gdyby jeszcze zakupu dokonały biblioteki,
można by mówić o sukcesie wydawniczym. Tak rodzą się z pewnością
gwiazdy i gwiazdki na naszym literackim firmamencie.
Drugim ważnym elementem w promowaniu książki, jak już ukaże się na
rynku, są krytycy. I tak jak zdolny, utalentowany pisarz nie musi
posiadać wykształcenia filologicznego ani żadnego innego, tak krytyk
powinien dosyć dobrze poruszać się zarówno w teorii, jak i historii
literatury oraz śledzić na bieżąco to, co dzieje się w literaturze w kraju i
na świecie. Tymczasem, jak to możliwe jest chyba tylko u nas, wszyscy
znają się na wszystkim, więc jeśli ktoś w młodości oglądał komiksy, z
zapartym tchem śledził przygody Harry'ego Pottera, a jeszcze rzutem na
taśmę zdał giertychowską maturę, na pewno nadaje się na krytyka. A że
nie są to słowa bez pokrycia, spróbuję udowodnić na przykładzie
Latawców Wioletty Sobieraj i wybranych internetowych recenzji.
http://krytykaliteracka.blogspot.com/2010_01_01_archive.html
2012-01-23
1087206508.007.png 1087206508.008.png 1087206508.009.png
 
KRYTYKA LITERACKA: styczeń 2010
Page 5 of 63
Wydawca umieścił na skrzydełku informację, że Wioletta Sobieraj okiem
satyryka przygląda się współczesnej polskiej rzeczywistości, tropiąc
absurdy w jej oficjalnym wizerunku, tworzonym między innymi przez
media. Z właściwym sobie poczuciem humoru, podszytym ironią,
obnaża pozorność tzw. autorytetów, funkcjonujących w życiu
publicznym . Uznałem więc, że mam do czynienia z powieścią satyryczną,
co lektura tej książki w pełni potwierdziła. Autorka przedstawia
rzeczywistość w „krzywym zwierciadle”, nikogo nie oszczędzając, niczym
Mikołaj Gogol w swoim Rewizorze . Ostrze satyry kieruje w stronę
przedstawicieli różnych grup zawodowych: lekarzy, policjantów,
nauczycieli, dziennikarzy, polityków, duchowieństwo, a więc uderza w
tych, z którymi każdy w swoim życiu ma okazję się zetknąć. Wioletta
Sobieraj daje się poznać jako mistrzyni ironii, co wśród polskich pisarek
należy do rzadkości i przyznam szczerze, że właśnie to najbardziej
urzekło mnie w jej książce. A co na to krytycy?
Otóż Marek Szymaniak, lat 21, krytyk portalu internetowego
Wiadomości24.pl pisze: Niby powinniśmy się śmiać i chichotać,
tymczasem bliżej nam do smutnego rozczarowania niż do uśmiechów.
Postacie wykreowane przez pisarkę są płytkie. Brak im różnorodności i
wielowymiarowości. W stan rozdrażnienia autorka wprowadza
czytelnika co chwila niebywale przerysowując postacie i generalizując
środowiska . Ale przecież tak je widzi główna bohaterka! To jej oczami
poznajemy pozostałe postacie – w powieści występuje subiektywna
narracja pierwszosobowa, ze wszystkimi wynikającymi z tego faktu
konsekwencjami. Poza tym w Latawcach , tak jak w przywołanym
wcześniej przeze mnie Rewizorze , chodzi o SATYRĘ. A wystarczyłoby,
gdyby pan Marek wcześniej zajrzał do słownika terminów literackich i
zapoznał się ze znaczeniem tego terminu. Dowiedziałby się, że
wypowiedź satyryczna wyraża krytyczny stosunek autora do
określonych zjawisk życia, nie proponuje żadnych rozwiązań
pozytywnych, jej naturalnym żywiołem jest ośmieszająca negacja, a w
związku z jednostronnością satyry, zwykło się mówić, że przedstawia
ona rzeczywistość w „krzywym zwierciadle”, zdeformowaną przez
komiczne wyolbrzymienie lub pomniejszenie . W związku z tym
zarzuty pana Szymaniaka są niedorzeczne. Oczywiście, utwory satyryczne
nie muszą należeć do jego ulubionych, nie każdy musi je czytać, ale
oczekiwać po nich, że zaoferują radosną zabawę?! Satyra nie jest po to,
żeby się bezmyślnie chichotać jak na występach kabaretowych, tylko
czasami gorzko się uśmiechnąć, dostrzegając labirynty absurdu. W
przypadku kogoś, kto zajmuje się krytyką literacką, to niewybaczalny
błąd. Do tego postacie ukazywane w satyrze, czy panu Szymaniakowi się
to podoba, czy nie, SĄ jednowymiarowe, przerysowane, zupełnie jak w
dobrej karykaturze.
Pisarzom utworów satyrycznych, którzy stają się obiektami
niewybrednych ataków, warto przypomnieć Monachomachię i
Antymonachomachię arcybiskupa gnieźnieńskiego Ignacego
Krasickiego, znanego również z licznych satyr i bajek, znanego oczywiście
tylko tym, którzy nie spali na lekcjach polskiego. Monachomacha, czyli
Wojna mnichów pierwotnie ukazła się bezimiennie, dopiero po ponad 20
latach, a rok po śmierci autora wyszła pod jego nazwiskiem. Właściwie
wszyscy pisarze o satyrycznym zacięciu nie mieli w naszym kraju łatwego
życia. Ile lat musiał czekać Bolesław Prus, zanim uznano jego Lalkę – oj,
niemało w niej ironii i satyry – za powieść wartościową i godną uwagi?!
Władysław Reymont po napisaniu Ziemi obiecanej również dostawał
cięgi od krytyków, bo za ostro pisał i ośmieszał przedstawicieli różnych
środowisk – szczęśliwie w tym czasie przebywał w Paryżu.
Kolejny krytyk literacki, Magdalena Galiczek, studentka technologii
chemicznej pisze w portalu internetowym Granice.pl, że: Książka
Wioletty Sobieraj nie podnosi czytelnika na duchu, nie daje też recepty
na naprawę. Prawda! Zgodnie z definicją satyry, że ta nie proponuje
żadnych rozwiązań pozytywnych. Pani Galiczek zastanawia się, czy
konieczne było zastosowanie przez autorkę tak drastycznych środków
wyrazu, aby ukazać – jej zdaniem – prawdziwy obraz świata? Szkoda,
że recenzentka nie precyzuje, o jakie drastyczne środki wyrazu chodzi, a
poza tym ambicją Wioletty Sobieraj nie było chyba przedstawienie
obrazu świata, tylko wycinka polskiej rzeczywistości. A jak ona wygląda?
Jeśli ktoś w tym kraju przeżył na własny rachunek kilkadziesiąt lat, to
http://krytykaliteracka.blogspot.com/2010_01_01_archive.html
2012-01-23
1087206508.010.png 1087206508.011.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin